Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 49

Nie mam pojęcia dlaczego, ale miałam wrażenie, że coś się dzieje ze Stiles'em. Coś bardzo złego. Wiem, że jest na meczu, słyszałam wszystko będąc nieprzytomna. Zdenerwowana i strasznie zmęczona sięgnęłam po telefon i wybrałam numer do brata. Nie odbierał. Zadzwoniłam do Scott'a.

- Halo, nie mogę za bardzo rozmawiać.

- Scott, gdzie jest Stiles?

- Scy? Obudziłaś się? Nie wiemy, chyba ktoś go porwał.

- Zaraz będę.

- Nie! Czekaj. Nie możesz do nas przyjechać. Jesteś strasznie osłabiona. Byłaś nieprzytomna przez kilka dni! Nic przez ten czas nie jadłaś. Nie możesz.

- Mam to w dupie. Muszę go znaleźć. - i się rozłączyłam.

Ignorując prośby McCall'a, wstałam i zamierzałam wyjść z domu. Było to dość trudne. Zataczałam się i starałam nie wywalić, na początku mi się udawało, potem zobaczyłam schody. Najmocniej jak umiałam, chwyciłam się poręczy i powoli schodziłam. W połowie drogi zrobiło mi się cholernie słabo i nie kontrolując swojego ciała, po prostu runęłam na podłogę. Z mojego gardła wydarł się krótki jęk bólu i męki. Podniosłam się, lecz po chwili ponownie upadłam. Nie dam rady, po prostu sobie nie poradzę. Mój bliźniak mnie potrzebuje, a ja nawet nie umiem się podnieść. Jestem żałosna. Leżałam tak na tej podłodze i użalałam się nad sobą, kiedy usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu. Nie miałam nawet siły, żeby spojrzeć na tą osobę.

- Boże, Scarlett. Co cię napadło, żeby wstawać z łóżka w takim stanie? - zapytał tata podbiegając do mnie i przytulając.

- Co się dzieje ze Stiles'em? Znaleziono go już? - odpowiedziałam pytaniem.

- Niestety nie. Kochanie, jesteś osłabiona. Chcesz coś zjeść? Scott mi powiedział, że już się obudziłaś. - mówiąc to posadził mnie na kanapie i zaczął coś przygotowywać w kuchni. Byłam wyczerpana, ale nie mogłam pozwolić na to, żeby teraz ktokolwiek się zajmował mną, wszyscy powinni szukać Stiles'a, a zwłaszcza ja. Tata podał mi talerz spaghetti, które było przepyszne. Chociaż w sumie nie jadłam od trzech dni, zjadłabym czyjeś flaki i też bym powiedziała, że dobre. Po zjedzeniu posiłku i nabraniu sił, poszłam się wykąpać. W zasadzie to chciałam już pobiec szukać Stiles'a, ale tata nie chciał mnie wypuścić z domu. Ubrałam się w czarną bokserkę, czarne leginsy i wyciągnięty, pudrowo różowy sweterek, który trochę bardzo odsłaniał moje ramiona. Zauważyłam też na swoim ciele opatrunki. Niepewnie je odkleiłam, i zobaczyłam naprawdę ohydną ranę na szyi i i ramieniu. Czemu one się jeszcze nie zagoiły? Przemyłam je spirytusem, dzięki czemu już nie wyglądały, aż tak źle. Co ja mówię, nadal wyglądały strasznie. Zostawiłam je tak i poszłam do taty. Rozmawiał z kimś przez telefon.

- Niczego nie znalazłem, jeśli pojawi się w szpitalu..... dzięki. Oh gdzie jesteś Stiles? - zapytał, a ja usiadłam na łóżku brata i ukryłam twarz w dłoniach.

- Tutaj. - spojrzałam na pobitego Stiles'a stojącego w drzwiach, tata od razu do niego podszedł i złapał go za ramiona. - Tato nic mi nie jest.

- Kto ci to zrobił?

- Kilku zawodników z przeciwnej drużyny. - kłamał. - Byli wkurzeni porażką, chwaliłem się, a chwilę później...

- Nazwiska.

- Nie znam ich.

- Jak wyglądali?

- Tato daj spokój.

- Dzwonię do szkoły, albo sam tam pojadę i stłukę tych gówniarzy.

- Tato! Nic mi nie jest. - zmartwiony tata przytulił go.

Po jakimś czasie go puścił i zszedł na dół.

- Wszystko okey mała? - zapytał, siadając obok mnie.

- To ja powinnam się o to zapytać. Co się naprawdę stało? 

- Gerard się stał. Porwał mnie, a później pobił. No i widziałem jeszcze Erica'e i Boyd'a w jego domu. Strasznie cierpieli...Kiedy się obudziłaś?

- Parę godzin temu i gdyby nie tata już dawno bym cię znalazła. 

- To dobrze, że tata nie pozwolił ci mnie szukać. Gdybyś wpadła w łapy tego sukinkota to bym sobie nie wybaczył. Nie widziałaś co on robił Erica'e i Boyd'owi. 

- A podczas mojej nieobecności to stało się cokolwiek dobrego?

- No, tata odzyskał odznakę, wygraliśmy mecz, grałem i zdobyłem sześć bramek. - uśmiechnął się smutno. 

Chwyciłam go za rękę i zabrałam mu sporą część bólu.

- Jak ty to....

- To wspaniale, że grałeś.

- Wiesz, chciałbym teraz pobyć chwilę sam.

- Rozumiem. - przytuliłam go i zostawiłam.

Poszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Jebany Matt, gdyby nie on wszystko potoczyłoby się inaczej. Gdyby nie moja pieprzona rana to wszystko wyglądałoby lepiej. Usłyszałam dzwonek do drzwi, ale w dupie to miałam. Tata otworzył i usłyszałam głos Lydi, przyszła do Stiles'a. Wow, nie będę im przeszkadzać, ani tym bardziej podsłuchiwać. Ciekawe, czy Derek wie o moim przebudzeniu. Jak tutaj leżałam, to często do mnie przychodził. Czułam jak łapie mnie za rękę i zabiera mój ból, później gładził mnie po policzku i całował w czoło. Odwiedziło mnie też parę innych osób. Był tu Isaac, Scott, a raz nawet Alison. Co prawda nikogo nie było wtedy w domu, tylko ja i przyszła Ali. Zastanawiało mnie, czemu się tak kryła. Dużo mnie ominęło. Z moich rozmyślań, wyrwał mnie podniesiony głos brata.

- SPÓJRZ NA MOJĄ TWARZ! MYŚLISZ, ŻE CHCIELI SKRZYWDZIĆ MNIE?! - co tam się dzieje? - Przepraszam.

- Nie szkodzi. Sama go znajdę.

- Lydia! Czekaj!

Niedługo po tym usłyszałam trzask frontowych drzwi. Podniosłam się z łóżka i poszłam do Stiles'a.

- O co poszło?

 - Scott potrzebuje naszej pomocy. Podobno znaleźli Jackson'a, który się przepoczwarza. Jest owinięty kokonem ze swojego śluzu. Gerard chce, żeby był większy i potężniejszy.

- To co my tu jeszcze robimy?

- Poradzą sobie sami. Nie mam już na to wszystko siły. Lydia chce tam pójść, a przecież to coś ją zabije. Tobie też nie pozwalam nigdzie iść. Jesteś strasznie osłabiona i dodatkowo założę się, że twoje wilcze moce już nie są takie silne.

- Czemu tak uważasz?

- Bo jeszcze ci się te rany nie zagoiły.

- Poszła sobie? - zapytał tata stojąc w drzwiach.

- Tak.

- Czy coś was łączy?

- Nie, kocha innego.

- Posłuchaj, wiem, ze masz za sobą nie przyjemne doświadczenia, ale stało się coś niesamowitego. Na boisku, naprawdę świetnie grałeś.

- Dzięki.

- Nie, serio. Przegrywaliście, a ty nagle przejąłeś piłkę i zdobyłeś bramkę, a potem kolejną i jeszcze jedną. Byłeś najlepszym zawodnikiem meczu i bohaterem.

- Żaden ze mnie bohater.

- Parę godzin temu nim byłeś. - mówiąc to tata, wyszedł z pokoju.

- Wcale nie. - mruknął.

- Dla mnie zawsze będziesz bohaterem. Moim bohaterem. - mówiąc to, mocno go przytuliłam. - To jak Batman'ie? Idziemy skopać tyłki paru sukinsynom?

- Idziemy , wsiadajmy do Batmobile'u. - uśmiechnął się i wybiegliśmy z domu.

Zauważyliśmy Lydię, którą zdziwił nasz widok.

- Czekam na tatę. - wytłumaczyła.

- Możesz mu napisać, że nie musi po ciebie przyjeżdżać. Jedziemy uratować Jackson'a. - uśmiechnął się do niej Stiles, co ona od razu odwzajemniła i rzuciła mu się na szyje.

Wyszczerzyłam się jak głupia. Shippuje ich. Stydia jest mega słodka. Wsiedliśmy do jeep'a i ruszyliśmy.

- A tak w ogóle to gdzie oni są?

- Gdzieś po drodze ze szpitala do domu Hale'ów.

- Cóż za szczegółowe dane. - wtrąciła Lydia.

Powiem szczerze, że trochę minęło zanim dotarliśmy na miejsce. Mieliśmy prawdziwe wejście smoka. Rozwaliliśmy ścianę, przejeżdżając przy tym kanimę.

- Trafiłem? - spytał Stiles, wszystkich zgromadzonych.

Jackson wskoczył na maskę jeep'a i zaczął syczeć, na co bliźniak i Lydia donośnie się wydarli. Wyskoczyliśmy z auta i od razu podbiegłam do Derek'a. Natomiast Lydia podeszła do jaszczura. Co ona robi?! Przecież on ją zabije! I czemu nikt nie reaguje?!

- Jackson? Jackson!

- Lydia?! - Stiles zaczął do niej biec, lecz Scotty go zatrzymał.

- Zaczekaj.

Ale czemu?!

Lydia wyciągnęła kluczyk do domu Jackson'a, na co on spojrzał z zaciekawieniem na przedmiot. Sprawiało to wrażenie, jakby coś sobie przypominał. Zaczął wracać do ludzkiej postaci. Kiedy był połowicznie zmieniony, wziął kluczyk od rudowłosej i zaczął się odsuwać od dziewczyny. Wtedy Derek i Peter czekaj, PETER?! wbili pazury w jego plecy i klatkę piersiową i unieśli go parę centymetrów. Potem wyciągnęli pazury, Jackson padł na ziemię, natomiast Lydia do niego podbiegła i przytuliła.

- Czy ty mnie jeszcze....? - zapytał słabo.

- Tak. Kocham cię. - powiedziała płaczliwym głosem, na co on oparł głowę o jej ramie. położyła go na ziemi.

- Gdzie Gerard? - wtrąciła Alison.

- Nie uciekł daleko. - odpowiedział jej ojciec.

Lydia wstała i odeszła od ciała chłopaka, wtedy zauważyłam, że Whittemore ma pazury, wilcze pazury. Otworzył oczy, które miały barwę zimnego błękitu, błyszczały. Po czym wstał i donośnie ryknął. Był wilkołakiem, wrócił do postaci człowieka, a Lydia wpadła w jego ramiona. Zauważyłam, że Stiles ma łzy w oczach, a na pytające spojrzenie Scott'a odpowiedział.

- Porysował mi jeep'a. - i tak wszyscy wiedzą, że chodzi o Lydię.

- Jako, że już po wszystkim, to pozwólcie, że zapytam. Co się właśnie stało? Czemu on się zmienił w wilkołaka?  I dlaczego Peter żyje?

- Wzruszył mnie twój entuzjazm na mój widok. - przewrócił oczami Peter. - Po za tym wyglądasz jak frankenstein.

- Powiedział ten co wstał z grobu.

- Wszystko ci wyjaśnię po drodze. - powiedział Isaac kładąc dłoń na moim ramieniu. - No i po za tym dobrze cię widzieć. 

- Ciebie również.

Wtedy poczułam jak ktoś mnie przytula od tyłu.

- Tęskniłem, nigdy więcej mi tak nie rób. - szepnął Derek.

- Postaram się.

Odwróciłam się przodem do niego ucałowałam w policzek. Całym "stadem" składającym się ze mnie, Derek'a, Isaac'a i Peter'a poszliśmy do domu Hale'ów. Po drodze dowiedziałam się, że Jackson jako kanima był tylko betą, mógł się zmienić w coś dużo większego i potężniejszego. Gerard ma raka dlatego wymusił na Scott'cie, aby ten przy pomocy Derek'a, mógł sobie załatwić ugryzienie. No i mu się udało, LECZ Scotty nie był taki głupi. Podmienił jego tabletki na takie, które zawierały sproszkowany jarząb. A jak powszechnie wiadomo, jest on przeciw wilkołactwu. No i jeszcze, gdyby nie Lydia, to Peter pozostałby martwy. Jako, że uwielbiam Supernatural, wiem, że powrót do żywych nie jest dobry. Jeżeli jesteś martwy, martwy pozostań. Napcham go solą, jeżeli będzie niegrzeczny. 

Wkrótce nastąpił wschód słońca, a my doszliśmy do domu Hale'ów. Zauważyłam na drzwiach specyficzny znak.

- Nie powiedziałeś im wszystkiego. - zwrócił się Peter do Derek'a.

- Jak to? - zdziwił się Isaac.

- Jak myślisz, czemu Derek pośpiesznie kompletował stado? Zmiana alfy została zauważona.

- Przez kogo? Co to? Co to znaczy? - wskazałam na znak na drzwiach.

- Symbol, nadchodzą. - westchnął Derek.

- Kto? - dopytywał Isaac.

- Alfy.

- Więcej niż jedna?

- Całe stado.

- I nie nadchodzą, oni już tu są. - dopowiedział Peter.

- W zasadzie to dobrze by było się przygotować na ich wizytę prawda? - zapytałam, a cała trójka na mnie spojrzała.

- Co masz ma myśli?

- Pazury i kły. To się przydaje, ale jednak dobrze by było mieć asa w rękawie. Ktoś mnie podwiezie do domu babci?

- Ja mogę. - wzruszył ramionami Isaac.

Zauważyłam, że Derek chce zaprzeczyć, lecz powstrzymał go Peter.

- A ty chyba miałeś znaleźć Ericę i Boyd'a, prawda? - posłał mi porozumiewawcze spojrzenie.

Wsiadłam na motor Lahey'a i razem z betą pojechaliśmy w wyznaczone miejsce. Wbiegłam do środka i wzięłam jakiś stary plecak z mojego pokoju, po czym zaczęłam do niego pakować broń babci. Po chwili wróciłam do Isaac'a.

- Chcesz się nauczyć strzelać z kuszy? - spytałam, wyciągając z plecaka broń.

- Okey.

____________________________________________________________________________________

Heloł moje kochane łyżki.

Bardzo was chciałam przeprosić, że rozdział jest trochę krótszy, ale bardzo się spieszyłam, żeby zdążyć z życzeniami na Wielkanoc. Co prawda już się święta kończą, ale ćśśśśśś. Zdążyłam. Dobrze chciałam wam życzyć:

* Spełnienia marzeń.
* Weny
* Więcej rozdziałów waszych ulubionych powieści
* Więcej opowiadań waszych ulubionych autorów
* Dobrych kontaktów z bliskimi
* Prawdziwych przyjaciół
* No i żebyście bez trudności zmagali się z problemami tego świata

Dziękuję wam za to, że jesteście, że mnie czytacie i wspieracie. Piszcie w komentarzach, jak wam minęły święta, co tam u was itp. Jeżeli ktoś chce to zapraszam to wysyłania prywatnych wiadomości. Nie gryzę i odpisuję ;)

Do zobaczenia w następnych rozdziałach, a już wam sprzedam spoiler......będzie trochę krwawo....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro