Rozdział 40
Miałam wielką ochotę zapytać go wprost, czy się lizał z Ericą, ale nie mogłam. Sam się musi do tego przyznać.
- Wyczuwam od ciebie dość dużo sprzecznych emocji. Chcesz o czymś porozmawiać?
Ohhhh nawet nie wiesz jak bardzo...
- Czasem słowa nie są potrzebne do wyrażania uczuć. Chciałabym po prostu spędzić trochę czasu. - mówiąc to oparłam głowę o jego ramię.
Objął mnie jedną ręką w tali i pocałował w czubek głowy.
- Co zamierzasz zrobić z tą kanimą? Masz podejrzenia kto to jest? - spytałam.
- Oczywiście, że tak. Sądzę, że to Jackson, ale mogę się mylić, jeżeli się okaże, że to nie on to wezmę się za Lydię.
- Jackson'a rozumiem, ale Lydia?
- Często kanima odzwierciedla charakter człowieka, a nawet Stiles twierdzi, że Lydia jest przebiegła. Zupełnie jak wąż.
- A da się z tego jakoś wyleczyć?
- Nie mam pojęcia...
Westchnęłam ciężko i wtedy usłyszałam mocne szarpnięcie drzwiami. Odwróciłam się i spojrzałam na Ericę. Uśmiechnęła się do mnie z wyższością i podeszła do Derek'a.
- Mam go przyprowadzić? - wymruczała mu do ucha.
- Tak. - odpowiedział.
Zauważyłam, jak musnęła ustami jego ucho i poszła. Zacisnęłam szczękę i z chęcią mordu obserwowałam jej oddalającą się sylwetkę. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam wymownie na Derek'a.
- Co TO miało być? - wysyczałam.
- Niby co? Erica? - spytał, a ja wydęłam wargi w geście zirytowania. - Czyżbyś była zazdrosna?
Na jego twarz wstąpił triumfalny uśmieszek. Wstałam i zmierzyłam go wrednym spojrzeniem. Byłam strasznie zła o to i miałam ochotę strzelić mu w pysk.
- Jeżeli wolisz plastikowe suki, to ja ci nie będę przeszkadzać. Spróbuj ją dotknąć, a pożegnasz się z kończynami. Jak ona zacznie cię dotykać, to od razu stracisz członka stada. - warknęłam, ukazując mu swoje wilcze oczy.
- Dobrze, lecz ja również mam kilka warunków. - mówiąc to wstał i przycisnął mnie do ściany. - Jeżeli kiedykolwiek zobaczę ciebie i Isaac'a SAMYCH, to bez względu na to jak to będzie wyglądać, on straci głowę i jaja, a ciebie zamknę i nie wypuszczę do końca życia.
- Za bardzo mnie lubisz, żeby mnie zamknąć i nie wypuszczać. - uśmiechnęłam się wrednie.
- Chcesz się o tym przekonać? - nie dając mi odpowiedzieć, przerzucił moje ciało, przez swoje ramię.
- Puść mnie! - krzyknęłam, waląc w jego plecy.
- Oh naprawdę chcesz, żebym cię puścił?
- TAK! - ryknęłam niewiele myśląc i wylądowałam na podłodze.
Derek uśmiechnął się łobuzersko i nachylił się na de mną. Jego pięści znalazły się po obu stronach mojej głowy, odbierając mi jakiekolwiek możliwości ucieczki. Schylił się lekko i przygryzł skórę na mojej szyi, po czym zaczął ją mocno ssać. Wywołało to niekontrolowany jęk, który wyrwał się z mojego gardła. Oderwał się od mojej szyi i ucałował swoje dzieło w postaci malinki. Nie chciałam pozostać mu dłużna, więc podniosłam się na łokciach i przejechałam językiem po jego szczęce. Zaczęłam składać leciutkie pocałunki na wyznaczonej ścieżce i tak powoli jechałam do jego ust. Będąc już prawie u celu przewróciłam go i usiadłam na nim okrakiem. Wpiłam się w jego usta i zaczęłam toczyć zaciętą walkę z jego językiem. Za każdym razem kiedy Derek dominował, przygryzałam jego język, albo wargę, co od razu spotykało się z niezadowolonym mruczeniem. Nie pozwalałam mu nade mną panować, chodź bardzo się starał. Uśmiechnęłam się przez pocałunek, po czym się od niego oderwałam. Wyszczerzyłam się do niego dumnie, a on westchnął zirytowany.
- Czyżby nasz alfa się zdenerwował brakiem dominacji? - spytałam.
Zgromił mnie zdenerwowanym spojrzeniem.
- Nie lubię jak dominujesz. - warknął.
- Bo niszczę twoją reputację złego alfy? Bo czujesz, że to ty jesteś dziewczyną w naszym związku? Ja tak mogę dużo częściej.
- Nie rozpędzaj się, bo upadniesz i skręcisz kark. - warknął i mocno złapał mnie za ramiona.
- Ale zanim upadnę to mnie złapiesz.
- Niby po co miałbym to robić?
- Bo mnie lubisz? - spytałam, opierając czoło o jego.
- Nie lubię cię. - mówiąc to pocałował mnie w czoło. - Ja cię kocham.
- Mnie się nie da nie kochać. - odpowiedziałam mało skromnie.
- Dlatego trzeba cię pilnować, żebyś ktoś jeszcze się w tobie nie zakochał.
- Nie tylko mnie trzeba pilnować, bo przyjdzie taka Erica i się z tobą prze liże. - wypaplałam o parę słów za dużo.
Cholera! Czy ja nie umiem trzymać języka za zębami?! Derek spojrzał na mnie podejrzliwie i uniósł brwi w geście zdziwienia.
- Skąd o tym...?
- Miałeś zamiar się przyznać?
- A do czego ja mam się przyznawać? To ona się na mnie rzuciła!
- Dobra, chcesz żebyśmy byli kwita? Na mnie też ktoś się powinien rzucić. - warknęłam.
- Rozumiem, że jesteś zła, ale nie miałem na to wpływu.
- Ale masz wpływ na przyszłość. Nie mam zamiaru patrzeć na to jak ona się z tobą liże.
- Ja nie mam zamiaru patrzeć, jak Isaac ślini się na twój widok.
- Ale nie mam na to wpływu. - wzruszyłam ramionami, cytując wilkołaka.
Westchnął zirytowany moim zachowaniem.
- Zostawmy to na później. - mówiąc to odsunął mnie od siebie i wszedł do domu.
Byłam bardzo wkurzona. Z resztą, kto by nie był. Zauważyłam Ericę, prowadziła Jackson'a, który ledwo za nią nadążał. Miałam wielką ochotę się na kimś wyżyć. Trzepało mną ze złości, z trudem powstrzymywałam zmianę. Spojrzałam na Ericę. Uśmiechnęła się do mnie z pogardą, a jej usta wypowiedziały nieme słowa "on będzie mój". Zacisnęłam szczękę i poszłam za nią do pomieszczenia, w którym znajdowała się reszta stada. Kiedy tylko Isaac zauważył naszą obecność, podszedł do nas i pomógł przytrzymać Jackson'a. Zrezygnowana, usiadłam obok Boyd'a i obserwowałam całą sytuacje z boku, starając się nie zmienić formy.
- Co się z tobą działo podczas pełni? - spytał Derek, bawiąc się czarnymi rękawiczkami.
- Ze mną? Nic. - powiedział szybko Jackson, a jego serce momentalnie przyśpieszyło.
- Kłamiesz. - stwierdził alfa.
- Mogę to udowodnić. Nagrałem się.
W odpowiedzi wszyscy zebrani, zaśmiali się krótko łącznie z alfą. Czy tylko mnie to wisiało, co on wtedy robił?
- Serio? - spytał rozbawiony Isaac.
-Tak. - Jackson zbliżył się do jego twarzy i wysyczał. - Kiedy ty przeżywałeś swoją przemianę, ja liczyłem na podarunek od waszego alfy i co zobaczyłem?! Nic! Chcesz dowodów?! Przyniosę nagranie.
- Nie. Mam lepszy pomysł. - mówiąc to, zielonooki wyciągnął za pleców ogromny odłamek lustra.
- Co to? - mówiąc to Whittemore padł na kolana.
- Wiesz Jackson? Zawsze przypominałeś mi węża. - warknął alfa.
Bety przytrzymały głowę blondyna i skierowały prosto na lustro.
- A każdy wie, że węże nie mogą się zatruć własnym jadem. - mówiąc to pozwolił by kropla jadu kanimy spłynęła do gardła Jackson'a.
Chłopak padł na podłogę i zaczął się krztusić, stracił kontrolę nad swoim ciałem. Nie mógł się ruszać. Czyli to nie on jest kanimą? Jest nią Lydia?! Nie mogę w to uwierzyć. To jest po prostu głupie. Widziałam kanimę z bliska i jestem w stu procentach pewna, że to nie była Lydia. Derek zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem i kucnął przy nim.
- Jesteś wężem, ale nie tym którego szukamy. - i odszedł z Ericą.
Jealous as fuck. Isaac kucnął przy Jackson'ie, uśmiechając się przy tym.
- I tak musisz coś dla nas zrobić, a właściwie dla mnie.
Nie chcąc im przeszkadzać, po prostu wstałam i wyszłam. Musiałam się w końcu choć częściowo zmienić, bo wymorduję pół Beacon Hills, a tego bym nie chciała. Rozejrzałam się po lesie. Całe otoczenie już spowił mrok. Idealnie. Spojrzałam w niebo i pozwoliłam, aby uczucia zajęły się moim ciałem. Oczy zmieniły kolor, pazury i kły się wydłużyły, a mięśnie zaczęły rosnąć. Zdjęłam pośpiesznie ubrania, żeby się nie podarły, aż w końcu padłam na cztery łapy. Doszło do pełnej przemiany. Znowu wolna. Przemknęło mi przez głowę. Puściłam się biegiem w głąb lasu i poczułam jak moje ciało się uspokaja. Biegłam dość długo, aż dotarłam do rzeki. Nie mam pojęcia, co mną kierowało. Wskoczyłam do rzeki i poczułam jak całe moje futro i ciało staje się mokre. Wzięłam głęboki oddech, po czym zanurkowałam. Otworzyłam oczy pod wodą i obserwowałam mały podwodny świat. Małe, tycie rybki odpłynęły ode mnie z obawy przed zjedzeniem. Wypuściłam całe powietrze z płuc i obserwowałam bąbelki, unoszące się ku tafli wody. Wyskoczyłam z rzeki i otrzepałam się. Było mi tak przyjemnie chłodno. Przeciągnęłam się i wróciłam przed dom czarnowłosego. Akurat wyszedł i zobaczył mnie w wilczej formie. Zdziwiłam go i dobrze. Wciągnęłam powietrze do nozdrzy i poczułam od Derek'a silny zapach Erici. Alfa domyślił się o co chodzi i chciał do mnie podejść, ale zatrzymałam go donośnym warknięciem. Wzięłam w zęby moje ubrania i już miałam wracać do domu. Patrz jaka jestem ofochana. W odpowiedzi Derek zbliżył się do mnie, ale od razu go zatrzymałam mocnym warknięciem i kłapnięciem paszczą.
- Słuchaj, wiem że jesteś zła i masz co do tego pełne prawo, ale nie sądzisz, że pełna przemiana to lekka przesada? Wystraszysz nowe wilki.
Prychnęłam pogardliwie i chciałam go zostawić, ale tym razem skoczył na mnie i przygniótł do ziemi.
- Czemu jesteś mokra? Dobra nieważne. Wykorzystam ten moment, kiedy nie możesz nic powiedzieć i ci wszystko wytłumaczę. Erica nic dla mnie nie znaczy. Słyszałaś bicie mojego serca? - nie przyśpieszyło. - Jestem tylko twój i oczekuję takiej samej postawy z twojej strony. Przyznaję, że jestem kurewsko zazdrosny, kiedy przebywasz z Isaac'iem. Czuje, że cię to satysfakcjonuje, bo w końcu zazdrość oznacza, że mi na tobie zależy.
Złapał mnie za pysk i kurczowo trzymał. Zbliżył swoją twarz do mojego ucha i wyszeptał.
- Pamiętaj, że jesteś moja i nikt nie ma prawa mi ciebie odebrać.
- Od kiedy jesteś za zoofilią? - usłyszeliśmy głos Erici za plecami Derek'a.
Spojrzałam na niego wymownie i przeniosłam mściwy wzrok na Ericę.
- To nie zoofila, tylko pełna przemiana. Jest ona bardzo rzadka, ale możliwa. Mogłabyś mnie teraz zostawić samego ze Scar?
- TO jest Scy? Słodki z ciebie piesek. - uśmiechnęła się wrednie.
Warknęłam ostro w jej stronę i zwyczajnie pobiegłam do domu, trzymając w zębach ubrania. Do upragnionego pomieszczenia (mojego pokoju) dotarłam w jakieś 15 minut. Zaleta czterech silnych łap i niezwykłej wytrzymałości. Wskoczyłam na łóżko i zmieniłam formę. Przebrałam się do piżamy i zasnęłam.
Obudziłam się tradycyjnie o godzinie 6.30. Niechętnie wstałam z łóżka i weszłam pod prysznic. Zmyłam z siebie wszelki ciążące mi uczucia. Ubrałam się w białą koszulkę i ciemne jeansy. Doprowadziłam się do stanu codziennego i zeszłam na dół zrobić sobie śniadanie.
Poczekałam, aż Stiles zejdzie na dół i pojechaliśmy do szkoły. Pierwsze mieliśmy zajęcia z ekonomi z trenerem Finstock'iem. Usiadłam za bratem, obok Jackson'a. Widziałam, że po wczorajszym wydarzeniu był roztrzęsiony, ale starał się to zamaskować.
- Na co się tak gapisz? - warknął w moją stronę, a ja przewróciłam oczami. - W ogóle nie powinnaś się zadawać z tymi czubkami. Ty jesteś jeszcze w miarę normalna, nie spieprz tego.
Kiwnęłam głową i rozejrzałam się po klasie. Mój wzrok przykuł Isaac. Co on tu robi?
-Hej debile. Co to jest kanima? - szepnął Whittemore w stronę MOICH debili.
- Okey słuchajcie. - rzekł trener, zwracając uwagę uczniów. - Zanim zaczniemy powtórkę chciałbym wam coś powiedzieć. Niektórzy z was, na przykład McCall powinni pouczyć się w grupie do jutrzejszych egzaminów. Są tak trudne, że chyba sam bym ich nie zdał. Okej, kto chce odpowiedzieć na pierwsze pytanie? Zapraszam.
- Wiesz jak to jest być sparaliżowanym od szyi w dół? - kontynuował Jackson, a na twarzach Stiles'a i Scott'a malowało się ogromne zdziwienie.
- Znam to uczucie. - odpowiedziałam chórem wraz z bratem.
- Czekaj, dlaczego podejrzewali ciebie? - spytał McCall.
- Skąd mam wiedzieć?
- Myślą, że to Lydia? - spytał bro.
Na razie wolę się nie wtrącać. W końcu sama nie wiem za dużo...
- Wiem tylko, że mówili coś o niej i o chemii. - powiedział blondyn.
I po co ja wychodziłam? Teraz byłabym świetnie obeznana w tych tematach!
- Jackson! Może powtórzysz na głos? - powiedział Finstock, zirytowany zachowaniem uczniów.
- Mówiłem, że bardzo pana podziwiam. - z niego na serio jest wąż.
- To miło z twojej strony, a teraz zamknij się! - i odszedł.
- Może to jednak ona? - spytał Stiles'a Scott.
- Spojrzałem w oczy tego potwora i widziałem w nich samo zło. W oczach Lydi jest go tylko 50%, może 60, ale czasami 40.
- Słaby argument.
- Wiem, ale to nie może być Lydia. Ona jest w porządku.
Spojrzałam na dziewczynę, wyglądała jakby zobaczyła ducha. Nauczyciel kazał jej odpowiedzieć na pytanie, więc wstała i podeszła do tablicy. Zaczęła coś pisać w niezrozumiałym języku. Płakała. Co jej jest? Na tablicy widniało bardzo dużo tych samych, niezrozumiałych słów, rozmieszczonych w najróżniejszych miejscach.
- Okey, może ktoś inny odpowie na to pytanie? Tym razem po angielsku. - klasa wybuchła śmiechem na słowa trenera.
- Co to? Greka? - spytał Scott.
- Chyba jednak angielski. - mówiąc to, Stiles pokazał nam zdjęcie liter Lydii w lustrzanym odbiciu.
Układały się w napis "niech ktoś mi pomoże". Moje źrenice się rozszerzyły. Co jej się dzieje? Zaraz po lekcji ekonomi, mieliśmy chemię.
- Derek nie zabije Lydii bez powodu. - stwierdził McCall.
- Zrobi jej test, jak Jackson'owi, tylko pytanie kiedy i gdzie...- westchnęłam.
- Tu i teraz. - warknął Scott.
Miał rację na końcu klasy stali Erica i Isaac. Rzucili na Lydię mordercze spojrzenie i zaczęli się do niej zbliżać. Zrobiliśmy to samo. Chłopcy zajęli miejsca obok rudowłosej, natomiast ja usiadłam z Alison.
- Co jest? - spytała mnie brązowooka.
- Erica i Isaac zamierzają skrzywdzić Lydię, bo sądzą, że jest kanimą. - wytłumaczyłam.
- Enstein mawiał, tylko dwie rzeczy są nieskończone wszechświat i ludzka głupota. Niewiele wiem o wszechświecie, ale z głupotą styka się na co dzień. - mówiąc to, Harris poklepał Stiles'a po ramieniu - Więc, żeby wyplewić w waszej klasie wszechobecną ignorancję będziecie pracować w grupach. Ponoć co dwie głowy to nie jedna, albo nie pół jak w wypadku Stilinskiego.
Oj grabisz sobie...
- Erico, zajmij pierwsze stanowisko. - wtem podniósł się las rąk mężczyzn. - Nie szukałem ochotników. Opuście te napędzane hormonami dłonie. Będziesz pracować z McCall'em. Następna dwójka. Może bliźniaki Stilinski?
Spojrzałam na brata porozumiewawczo i usiedliśmy razem. Nie interesowało mnie jak zostali przydzieleni pozostali uczniowie.
- Nie cierpię go. - warknął Stil.
- Nie ty jeden.
- Powiedz mi, co się wczoraj stało? Czego się dowiedziałaś?
- Niewiele więcej niż ty. - westchnęłam. - Tylko tyle, że kanima nie reaguje na swój jad.
- Skąd to wiesz?
- Tak uważa Derek.
- Zamiana. - rzekł Harrison, dzwoniąc małym dzwoneczkiem.
Stiles był z Isaac'iem, Scott z Alison, a ja z Lydią.
- Jeśli skrzywdzisz pewną złotowłosą dziewczynę, lub moją siostrę, przerobię cię na futro i podaruję którejś z nich na urodziny. - usłyszałam głos brata zza swoich pleców.
- Serio? - spytał, rozśmieszony wilkołak. - Nie byłem na żadnej z jej wypasionych imprez, ale kiedyś zaprosiłem ją na randkę.
-To na pewno wzruszająca historia, ale daruj sobie.
- Był pierwszy dzień liceum...
- Myślałeś, że wszystko będzie inaczej, ale ona odmówiła.
- Śmiała się ze mnie. Powiedziała, żebym wrócił kiedy zamontuje w rowerze silnik.
- Miłość jest dziwką. Napisz o tym wypracowanie. Przelej złą energię na papier.
- Nie, wolę ją zabić. Nie przepadam za pisaniem.
- Nie testuj mojej cierpliwości, bo postawię ci niedostateczny. - syknął Harrison do Stil'a. - Zmiana.
Lydia usiadła z Isaac'iem, a ja musiałam usiąść z Ericą. Niech mnie ktoś zabije. Powinnam porozmawiać z Layhey'em. Jest spoko chłopakiem, ale przez Derek'a staję się trochę.... morderczy? Tak, to dobre określenie.
- Słodka jesteś po przemianie. Problem w tym, że Derek nie potrzebuje kolejnej ofiary do pilnowania.
- Właśnie. Wystarczy, że ma ciebie na głowie. - warknęłam.
W odpowiedzi zaśmiała się krótko.
- Czas się skończył. Jeżeli dobrze poszło, otrzymaliście kryształ, a teraz przyjemna wiadomość. Możecie go zjeść. - rzekł nauczyciel.
Isaac podał kryształ Lydii, zauważyłam, że skapywał z niego jad kanimy. Kryształ zbliżał się do jej ust...
- LYDIA! - krzyknął Scott.
- Co? - spytała zdziwiona.
Ciekawskie oczy uczniów zwróciły się na McCall'a.
-Nic. - odpowiedział speszony.
Patrzyliśmy w skupieniu jak Lydia po prostu zjada kryształ i nic się jej nie dzieję. Zauważyłam, że za oknem, na parkingu stoi Derek i wszystkiemu się przygląda. Biedna Martin. Nie mogę dopuścić do tego, żeby ją skrzywdził. Dodatkowo porozmawiam z Isaac'iem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro