Rozdział 38
To ON. To JEGO głos, a myślałam, że to niemożliwe, że już nic mi nie zrobi, a jednak. Spanikowana puściłam gorącą wodę, żeby zaparować szyby kabiny prysznicowej.
- Co ty tu robisz? - powiedziałam płaczliwym głosem.
- Przyszedłem cię odwiedzić. Dawno się nie widzieliśmy, a ja tak za tobą tęskniłem. - wychrypiał.
Bałam się, strasznie się bałam. Złamał mnie, zmienił. Był świadomy krzywdy jaką mi wyrządził.
- Tak strasznie za tobą tęskniłem, cały czas pamiętam twoje krzyki, łzy i cierpienie w oczach. - zaczął się zbliżać do prysznica, a ja nie potrafiłam pohamować łez. - Wiesz, że byłaś tą, którą lubiłem najbardziej? Zabawnie było oglądać twoje szczęście w oczach, wiedząc, że za niedługo będą przepełnione bólem.
- Czego chcesz? - wychlipałam.
Nie panowałam nad swoimi emocjami, łzy wraz z wodą spływał po mojej twarzy, a ja nie mogłam ich powstrzymać.
- W zasadzie to tylko ciebie. Kiedyś cię miałem i chcę odzyskać, bo ty jako jedyna potrafiłaś doszczętnie mnie zaspokoić.
Uchyliłam drzwi prysznica i chwyciłam szybko ręcznik. Owinęłam się nim i chciałam uciec, lecz nie mogłam. Jak tylko zobaczyłam JEGO twarz, zostałam sparaliżowana. Zaczął się niebezpiecznie mnie zbliżać, a ja coraz bardziej płakałam. Opuszki JEGO palców dotknęły mojej skóry, a ja zaczęłam krzyczeć. W sekundzie drzwi do łazienki się otworzyły, a ON zniknął, rozpłynął się w powietrzu. Nie mogłam powstrzymać krzyku i płaczu. Poczułam jak ktoś mnie zaczyna obejmować. Coś mówił, ale nie rozumiałam co. Wyrywałam się, bałam się dotyku, bliskości, lecz nie mogłam uciec. Ktoś trzymał mnie w żelaznym uścisku. Nie chciałam się poddać, ale nie miałam wyjścia. Przestałam się wyrywać i krzyczeć. Został tylko szloch.
- Scarlett, cicho. Już dobrze. - usłyszałam głos nad sobą.
Był to Stiles, mój kochany bliźniak. Wtuliłam się w jego tors, a on zaczął głaskać mnie po plecach.
- Co się stało?
- On...t..tu był. - wyjąkałam.
- Kto?
- Simon!
- Kto to Simon?
Spojrzałam na niego moimi załzawionymi oczami i po prostu ukryłam twarz w jego bluzie.
- Zabierz mnie stąd. - szepnęłam.
Bez trudu mnie podniósł i zaniósł do mojego pokoju. Położył mnie na łóżku, po czym usiadł obok mnie. Cierpliwie czekał, aż się uspokoję i przestanę płakać. Po paru minutach, było już lepiej. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Widząc to, Stiles spojrzał na mnie z wielkim wyczekiwaniem.
- Kto to Simon?
- Chłopak. - odpowiedziałam wymijająco.
- Dobra, inaczej. Co ci ten Simon zrobił? - spytał.
- Skrzywdził mnie. Bardzo mnie skrzywdził.
- Co ci zrobił? - powtórzył pytanie, a ja opowiedziałam mu co się stało, kiedy jeszcze mieszkałam z babcią. - Czemu mi nigdy o tym nie powiedziałaś?
- Bałam się go. Wstydziłam się tego co mi zrobił i tego jak to na mnie wpłynęło. Pamiętasz jaka byłam w wieku dwunastu lat, a jaka się stałam w wieku piętnastu?
- Tak. Diametralnie się zmieniłaś. - westchnął. - Możesz mi opowiedzieć co dokładnie się stało w łazience?
- Kąpałam się, kiedy usłyszałam jego głos i....
- Nie słyszałaś bicia jego serca? - przerwał mi.
- Emmm no nie.
- Dobra co było dalej?
- Sięgnęłam szybko po ręcznik, owinęłam się nim i miałam zamiar uciec, ale jak go zobaczyłam sparaliżowało mnie. Zaczął się do mnie niebezpiecznie zbliżać, a wtedy zaczęłam krzyczeć. Kiedy ty wbiegłeś do łazienki, on rozpłynął się w powietrzu.
- Dziwne. Nie słyszałaś jego pulsu, oddechu, ani nic takiego, a później rozpłynął się w powietrzu. Co mówił? - spytał po chwili zastanowienia.
- Że za mną tęskni, że mnie lubił najbardziej, pamięta moje k..krzyki i t...to ja go n...najbardziej zaspokajałam. - wychlipałam.
- Wiesz mam pewne podejrzenia, ale nie jestem ich pewien.
- Co to za podejrzenia?
- Może to był wytwór twojej wyobraźni?
- Ale on mnie dotknął.
- Czułaś coś na twarzy jak cię dotykał?
- Nie, ale niby dlaczego miałabym go sobie wyobrazić?! Przecież to bez sensu! - byłam strasznie zła, ale nie wiedziałam dlaczego.
- Spokojnie. To tylko podejrzenia, może dowiemy się za niedługo. - westchnął brat, bez przekonania.
- Ale ja chcę wiedzieć teraz!
- Ja też! - krzyknął. - Boję się o ciebie. To wszystko jest takie dziwne, inne, nielogiczne. Powinnaś iść spać. Będzie z tobą tylko gorzej, jeżeli nie zaśniesz. Po tym co dzisiaj widzieliśmy i przeżyliśmy, należy nam się odpoczynek.
- Racja.
Ostatni raz mnie przytulił i zostawił samą. Przebrałam się w piżamę i położyłam. Przymknęłam oczy i momentalnie zasnęłam.
Było ciemno, a ja stałam sama po środku ogromnego lasu.
- Gdybym cię miał...- usłyszałam głos Simon'a.
- Czego ode mnie chcesz? - załkałam.
- Pokazać ci co zrobiłaś.
Przede mną po kolei pojawiały się ciała osób, które zabiłam. Podeszłam do dwóch pierwszych ciał. Byli to dwaj chłopcy, którzy wracali z imprezy. Teraz wyglądali jakby spali, tyle że ich ciała były strasznie zmasakrowane, a wokół była ogromna kałuża krwi.
- Widzisz co zrobiłaś? Ci chłopcy mieli wspaniałe życie, a ty im je odebrałaś. Odebrałaś im największy dar jaki kiedykolwiek dostali. Odebrałaś im życie. Wiesz co teraz czują ich rodziny?
- N..nie.
Wtem ukazał mi się widok płaczących matek nad grobem swoich synów. Łkały, cierpiały, same pragnęły umrzeć. Co noc śniły o swoich martwych dzieciach. Tęskniły za nimi, płakały. Miałam dość tego widoku. Przymknęłam oczy i sama zaczęłam płakać.
- Nie płacz kochana. Chciałbym ci pokazać coś jeszcze.
Niewidzialna siła popchnęła mnie w stronę kolejnego ciała. To była mama. Moja mama, która przeze mnie umarła. Nie, to ja ją zabiłam. Ona nosiła mnie pod sercem, a ja ją zabiłam. Kochała mnie, dbała o mnie i marzyła o moim przyjściu na świat, a ja ją zabiłam. Padłam na kolana i chciałam dotknąć jej ciała, lecz ono się rozpłynęło.
- Wiesz co się stało po śmierci twojej matki? Wiesz co twój ojciec o tobie myślał?
- N..nie.
Mój tata stał nad łóżeczkiem i obserwował jak śpię. Nagle ukrył twarz w dłoniach i zaczął szeptać.
- Nie wierzę, że to się stało, nie rozumiem dlaczego to się stało. Czemu mi ją odebrałaś? Kochałem ją, oddałbym za nią życie i zrobiłem wszystko, by była szczęśliwa, a ty tak po prostu mi ją odebrałaś? Nawet teraz, kiedy jesteś jeszcze niemowlęciem, tak strasznie mi ją przypominasz. Jesteś prawie, że jej idealną kopią. Nie dam rady się tobą zajmować. Nie potrafię na ciebie patrzeć, a co dopiero żyć z tobą. Nienawidzę cię, szczerze cię nienawidzę za to co jej zrobiłaś, ale jednocześnie cię kocham. Dlaczego? Nie mam pojęcia, dlaczego. Nie dam rady cię wychować, po prostu nie dam rady. Co ja mam teraz z tobą zrobić? Nie oddam cię, nie mam serca cię oddać obcym ludziom.
Obraz się rozmył i już więcej nie słyszałam taty. Nie wytrzymuję tego! Tyle osób prze ze mnie cierpiało! Zaczęłam krzyczeć. Przeraźliwy dźwięk rozszedł się po całym lesie, a ja nie mogłam przestać.
- To nie ja jestem potworem, ty nim jesteś! - wykrzyknął Simon.
Nie przestawałam, nie potrafiłam. Padłam na ziemię i krzyczałam jeszcze głośniej.
Obudziłam się. Ciężko dyszałam, a mój puls był strasznie przyśpieszony.
- Co ja mam teraz zrobić? - szepnęłam do siebie.
Wokół było tak cicho, że mój szept sprawiał wrażenie krzyku. Wstałam z łóżka i wyciągnęłam z bluzy ostrze. Nie mówiłam o tym wcześniej, ale zanim pojechałam z Isaac'iem, wzięłam ze sobą jeden sztylet. Chwyciłam go mocno i miałam zamiar przebić nim swoje serce. Nie mogę tak dłużej, to mnie przerasta. Za dużo krzywdy wszystkim wyrządziłam, za dużo. To ja powinnam umrzeć, nie ci chłopcy, nie mama. Płacząc, mocniej zacisnęłam dłonie na rączce sztyletu. Zamachnęłam się, ostrze było co raz bliżej mojej skóry, lecz w ostatnim momencie, Stiles złapał mnie za nadgarstek i nie pozwolił dokończyć samobójstwa. Wyciągnął narzędzie z moich dłoni i chwycił mnie za ramiona i przyciągnął do siebie.
- Czemu chciałaś odebrać sobie życie? - szepnął.
- Bo nie mogę żyć z świadomością, że kogoś zabiłam.
- To nie była twoja wina. Nie zrobiłaś tego świadomie.
- Ale zrobiłam.
- Co się stało, że się w ogóle obudziłaś?
Opowiedziałam mu o swoim śnie. Wszystko co czułam, mnie przerastało.
- Wiesz, teraz mam pewność, że to twoja wyobraźnia. Masz wielki poczucie winy i twoja podświadomość chcąc cię ukarać, przychodzi pod postacią Simon'a.
- Czyli co?
- Czyli, jeżeli chcesz się pozbyć tego typu snów, musisz sobie wybaczyć.
- Kiedy ja nie umiem!
- Bo to nie jest proste. Połóż się, jest czwarta. Dobrze by było jakbyś jeszcze przespała te dwie godziny, bo ci będzie odwalać na jawie. I nie myśl o tym.
- Skąd wiedziałeś, że chcę sobie coś zrobić? - spytałam.
- Nie wiem, po prostu to poczułem.
Dziwne. Stiles poszedł do swojego pokoju, a ja po raz kolejny spróbowałam zasnąć. Tym razem nic mi się nie śniło.
Ledwo otworzyłam oczy i już wstałam z łóżka. Ubrałam się w czarny t-shirt z napisem "I can't drown my demons, they know how to swim", jasne jeansy i koszulę w czarno-szarą kratę. Pobiegłam do łazienki, uczesałam włosy, nałożyłam codzienny makijaż i zeszłam, a raczej zbiegłam na dół. Nie byłam w stanie nic przełknąć. Usiadłam pod ścianą i cierpliwie czekałam na brata.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. - rzekł Simon, kucając przede mną.
- Jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni, ciebie nie ma. - szepnęłam chłodno, zamykając oczy.
Kiedy je ponownie otworzyłam, Simon'a już nie było. No proszę, to działa. Zaraz po tym, zobaczyłam jak Stiles schodzi ze schodów.
- W porządku?
- Tak.
- Wytrzymasz dzisiaj w szkole?
- Tak sądzę.
Pomógł mi się podnieść, założyliśmy buty i wsiedliśmy do jeep'a, którego tata odwiózł w nocy. Ledwo ruszyliśmy, a Stiles poruszył drażniący mnie temat.
- Widziałaś go dzisiaj?
- Tak, przed chwilą i udało mi się go powstrzymać.
- Co zrobiłaś?
- Wmawiałam sobie, że go nie ma.
- Ciekawe, na jak długo to zadziała. - wymamrotał, bardziej do siebie niż do mnie.
Po chwili dojechaliśmy na miejsce. Ledwo przekroczyliśmy próg szkoły, a już Scott zabrał brata na stronę. Westchnęłam ciężko, poszłam po książki do szafki i skierowałam się do klasy. Było w miarę wcześnie, więc jeszcze nikogo nie było w pomieszczeniu. Usiadłam w mojej ławce i z nudów zaczęłam czytać notatki z ostatniej lekcji.
- Ciekawe co teraz by robili chłopcy, których zabiłaś.
- Simon, proszę przestań. - wychlipałam, a spod moich powiek wydostały się pierwsze łzy.
- Wiesz, że o to samo prosili cię tamci chłopcy, których zabiłaś? Na początku prosili o zostawienie w spokoju, potem co im zrobiłaś błagali o śmierć. Wyobrażasz sobie jak trzeba zostać skrzywdzonym, żeby błagać o śmierć? Pamiętasz co im robiłaś? Tak ich zmasakrowałaś, że nie mieli czego wkładać do grobu. Ciekawe co czuli rodziny tych chłopców widząc jedynie jakieś poszczególne organy.
- Simon, przestań. Ciebie nie ma, ciebie nie ma.
- Wszystko w porządku? - do klasy wszedł Jackson, a widząc moje zachowanie usiadł obok.
- Tak. - odpowiedziałam sucho, wycierając łzy.
- Słuchaj. Ty mnie nie lubisz, ja cię nie lubię, ale powiem ci, że nienawidzę jak dziewczyny płaczą.
- Pocieszające. - warknęłam. - Patrząc na ciebie mogłabym śmiało stwierdzić, że wręcz z przyjemnością doprowadzasz dziewczyny do płaczu.
- Jeżeli urażanie mojej osoby ma ci pomóc, to kontynuuj.
Aha? Czy to jest normalne? Jackson Whittemore, jeden z największych obiektów westchnień w całej szkole daje mi się na nim wyżywać? Co się dzieje z tym światem?!
- Czemu pozwalasz mi cię obrażać?
- Powiem ci szczerze, że sam nie wiem, może dlatego, że nie jestem takim pieprzonym chujem?
Spojrzałam mu głęboko w oczy i uświadomiłam sobie coś absurdalnego i dziwnego. Jego oczy są tak łudząco podobne to ślepi tej jaszczurki. To pewnie jakiś zbieg okoliczności. Prawdopodobnie to coś się nawet nie zmienia w człowieka.
- To jak? Jeszcze chcesz mnie obrażać, czy już się uspokoiłaś?
- Już mi lepiej. Dziękuję.
- Ależ proszę. - uśmiechnął się do mnie. - O i może lepiej wytrzyj te ślady po łzach, bo cię zjedzą.
Miał rację. W tych czasach nastolatki to bezlitosne bestie. Obejrzałam się w ekranie telefonu i wytarłam ślady po łzach.
- Uśmiechnij się, ktoś się może zakocha w twoim uśmiechu. - powiedział i mimo, że go nie lubię, to bardzo mi pomógł.
Uśmiechnęłam się i mupo raz kolejny podziękowałam. Wtedy do klasy zaczęli schodzić się inni uczniowie. Minęły jakieś trzy lekcje, a mnie nadal nie odwiedzał Simon. I bardzo dobrze. Na przerwie dopadł mnie Stiles.
- Wszystko w porządku? - spytał, był strasznie zdyszany.
- Tak, co się stało, że jesteś taki zmęczony?
- Scott i Alison traktują mnie jak gołębia pocztowego i za to go zabiję. Widzę, że masz dużo lepszy humor niż rano.
Rzeczywiście, przez cały czas uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Dzięki Whittemore.
- A no dużo lepszy. Dowiedziałeś się czegoś ciekawego, o czym chciałbyś mnie powiadomić?
- A owszem. Argent'owie prowadzą dziennik, w którym opisują swoje wszystkie swoje ofiary bestiariusz tak jak twój. Być może w nich znajdziemy coś o tym stworzeniu, które nas wczoraj zaatakowało.
- Że też wcześniej na to nie wpadłam! Jak wrócę do domu od razu poszukam o tym jakichś informacji.
- Tylko nie zapomnij, że dzisiaj wieczorem jest mecz i chciałbym, żebyś tam była.
- A czy to konieczne?
- Wolałbym cię mieć na oku.
- Zobaczymy.
I niestety musieliśmy się rozejść w swoje strony, bo zadzwonił dzwonek obwieszczający koniec przerwy. Przetrwałam do ostatniej lekcji i zaraz po niej pojechałam do domu. Pobiegłam do swojego pokoju i zawzięcie szukałam dziennika. Niestety na próżno.
- GDZIE ON DO CHOLERY JEST?! - wydarłam się i jestem pewna, że usłyszało mnie co najmniej pół stanu.
- Szukasz czegoś? - usłyszałam czyiś głos, ale nie wiedziałam czyj on był.
Wyjrzałam przez okno i ujrzałam zakapturzonego chłopaka z dziennikiem w ręku. Podpalił go. Wybiegłam z pokoju i skierowałam się na podwórko za domem, ale jego już tam nie było. Stanęłam w miejscu, gdzie przed chwilą był chłopak i zawzięcie próbowałam wyczuć jego zapach. Znalazłam i sądzę, że wkrótce odzyskam mój dziennik. Dzisiaj na meczu go znajdę. Wróciłam do domu i przygotowałam sobie tosty. Bądź co bądź od rana nic nie jadłam. Zaraz po zjedzeniu tostów, pobiegłam do brata.
- Taki jeden zarąbał mi dziennik i dlatego jeszcze nie wiem z czym mieliśmy wczoraj do czynienia. Natomiast jestem prawie pewna, że go dorwę podczas meczu dziś wieczorem, ale jakby mi się nie udało to powinniśmy zdobyć ten dziennik od Argent'ów. - mówiąc to, zawzięcie chodziłam po pokoju i wymachiwałam dłońmi na wszystkie strony.
- Okey, powiadomię wszystkich, a dlaczego za nim nie pobiegłaś od razu? Nie czułaś go?
- Oczywiście, że czułam! To człowiek, tyle że miałam wrażenie, że nie jest sam, a na meczu będzie mi łatwiej go dorwać.
- Jaki konkretnie masz plan?
- Znajdę go, zaprowadzę na stronę i odzyskam dziennik.
- A jak go ze sobą nie weźmie?
- To mnie do niego zaprowadzi. - uśmiechnęłam się szatańsko i wyszłam z pokoju bliźniaka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro