Rozdział 36
Obecnie mieliśmy matmę. Nauczycielka wywołała mnie do rozwiązania jednego z zadań. Podeszłam do tablicy i bezproblemowo wykonałam działanie. Może nie byłam geniuszem matematycznym, jak Lydia, ale nie byłam z matmy, aż taka zła. Nim wróciłam, poczułam coś dziwnego, coś nie do opisania.
- Scarlett, już możesz usiąść. - odezwała się nauczycielka.
Spojrzałam szybko na Scott'a. Czyżby wyczuł to samo co ja? Pobiegliśmy w stronę sali gimnastycznej, a za nami poszło jeszcze parę innych osób. Nie mam pojęcia co mną kierowało, ale nie chciałam się temu opierać. Wpadliśmy do sali i zauważyliśmy Ericę, spadającą ze ścianki. Wszystko działo się w spowolnionym tempie. McCall pobiegł w jej stronę i złapał w ostatniej chwili. Dziewczyna zaczęła się dziwnie trząść.Widocznie dostała ataku padaczki, dużo osób się zebrało dookoła dziewczyny.
-Ułóż ją na boku. - zwróciła się Alison do wilkołaka. - Skąd wiedziałeś?
- Poczułem.
Ja też to poczułam. Stiles wyciągnął telefon i zadzwonił na pogotowie, a jakiś inny uczeń pobiegł po nauczycielkę. Wkrótce pojawił się ambulans i zabrał dziewczynę. Nauczyciele zaprowadzili uczniów do klas, lecz mi udało się zwiać. Zgadnijcie dzięki komu. Derek złapał mnie za nadgarstek i poprowadził na najrzadziej uczęszczany korytarz.
- I jak? Znalazłeś już kolejnego członka stada? - spytałam, na co on pokiwał twierdząco głową. - Kto to?
- Ta dziewczyna, którą przed chwilą wywieźli do szpitala.
- Erica. - poprawiłam go.
W sumie to dobrze, w dzienniku babci czytałam, że wilkołactwo "leczy" ze wszystkich chorób, tych wrodzonych także. Nie będzie już tak cierpieć. Właśnie! Sprawa babci! Tyle się działo, że zapomniałam o moim priorytecie! Teraz jest trochę luzu, więc powinnam się tym zająć. Zaraz po szkole, zabieram Stil'owi jeep'a i jadę do domu babci.
- Przepraszam, muszę już wracać na lekcje.
- Nie zostaniesz ze mną jeszcze trochę? - spytał z miną słodkiego kociaka, proszącego o pogłaskanie.
- Właściwie to będę musiała wyjechać na 2, góra 3 dni, więc chyba mogę się zerwać ze szkoły i spędzić z tobą trochę czasu. - mimo, iż pomysł był dobry, Derek zmarszczył brwi i zaczął mi się uważniej przyglądać.
- Gdzie zamierzasz wyjechać i w jakim celu? - uniósł lewą brew.
- Przez parę ostatnich tygodni w ogóle nie miałam na nic czasu, a teraz jest dużo spokojniej i chciałabym się zająć sobą. Pojadę do domu babci i tam spędzę parę dni. -nie mogę mu powiedzieć o moim planie.
- No dobrze. - westchnął. - Ale teraz spędzimy czas razem.
Kiwnęłam głową i poszliśmy do jego auta. Pojechaliśmy do mojego domu i pierwsze co zrobiłam to było przygotowanie kawy. Nie jestem od niej uzależniona, ani jej nie potrzebuję, po prostu piję ją dla przyjemności. Moja była mega wypasiona, natomiast Derek prosił o zwykłą, czarną. Spełniłam jego prośbę, lecz nie mogę zrozumieć jak można tak pić kawę. No cóż, każdy ma swój własny gust, a Derek ma wyjątkowo specyficzny. Nawet względem kobiet. Po za nim żaden facet się mną szczególnie nie interesuję. Z resztą gdybym była facetem, sama nie byłabym sobą zainteresowana. Takie właśnie rozkminy mnie dopadają w różnych, dziwnych momentach w moim życiu. Odrywając się od moich myśli, zaniosłam kawę na stolik i usiadłam obok mojego alfy. Zaczęliśmy sączyć gorącą ciecz, ciesząc się swoją obecnością. Odłożył kubek, a ja zrobiłam to samo. Wykorzystując odpowiedni moment, położyłam się na kanapie i ułożyłam swoją głowę na jego kolanach. Zaczął mnie głaskać po policzku, zjeżdżając na szczękę, a potem wargi. Tam się na chwilę zatrzymał, zdjął kciuk i uniósł do pozycji siedzącej. Jego dłonie znalazły się na mojej tali, a on zaczął pochylać nasze sylwetki. Leżałam na sofie, a nade mną był zielonooki mężczyzna, który był dla mnie całym światem. Ucałował mnie w czoło i położył głowę na moim brzuchu, a jego ręce szczelniej owinęły się wokół tali. Oplotłam jego sylwetkę nogami i popchnęłam go lekko, dzięki czemu jego głowa była na wysokości mojej klatki piersiowej. Ujęłam jego twarz w dłonie i zaczęłam składać pocałunki wzdłuż jego szczęki. Chciał złączyć nasze usta, lecz nie było mu to dane. Zwinnie uciekałam wargami do dalszych okolic jego twarzy. Często słyszałam jego warczenie, bo nie było tak jak chciał alfa, a zawsze musi być tak jak chce alfa. Przemknęło mi przez głowę. Widocznie bardzo go tym zirytowałam, bo wsunął ręce pod moją koszulkę i zaczął błądzić po moich plecach. Trochę mi zajęło zanim je stamtąd wyciągnęłam, ale kiedy mi się to udało zdjęłam jego czarną koszulkę i sama zaczęłam błądzić po jego nagim torsie. Przyłożył wargi do mojej szyi i ją zassał i pieścił językiem. Z mojego gardła wydarł się lekki jęk, co bardzo usatysfakcjonowało Derek'a. Oderwał się od mojej skóry i obejrzał swoje dzieło w postaci malinki. Ostatni raz złożył pocałunek w tym miejscu i zajął się moimi ustami. Kiedy nasze języki prowadziły zaciętą walkę o dominacje, wplotłam palce w kruczoczarne włosy i lekko za nie pociągnęłam, co spotkało się z mruknięciem zadowolenia ze strony Hale'a. Zrzuciłam go z siebie i sama zaczęłam dominować nad jego ciałem. Złożyłam wiele pocałunków wzdłuż jego szyi, na co czarnowłosy odpowiadał mruczeniem pieszczonego kota. Przerwałam w momencie, jego największej przyjemności i po prostu położyłam się na jego nagim torsie.
- Chcę tak częściej. - szepnął zielonooki.
-
***
Po bliżej nieokreślonym czasie, pożegnałam się z Derek'iem i czekałam cierpliwie na powrót brata ze szkoły. Wreszcie wrócił.
- Cześć braciszku. - zaćwierkałam mu na przywitanie.
- Czego chcesz? - od razu zrozumiał, że czegoś potrzebuję.
- Podwieziesz mnie do domu babci?
- A to niby czemu? - nie mogę mu powiedzieć prawdy, bo nie pozwoli mi nigdzie jechać, a tak się składa, że przyda mi się jego zgoda, tudzież wiedza gdzie przebywam. Tak na wszelki wypadek...
- Chciałabym pobyć parę dni sama, odpocząć od tych wszystkich wilkołaków.
- No dobra, podwiozę cię.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się promiennie. - Pójdę się spakować.
Pobiegłam na górę i wrzuciłam do plecaka parę ciuchów, bieliznę itp. Wróciłam do brata i ciągnąc go za rękę, wsiedliśmy do auta. Przez całą drogę, Stiles męczył mnie wymienianiem zasad typu: "Masz zawsze odbierać telefon", "Dzwoń jakby się działo coś szczególnego" i tak dalej. Wreszcie dojechaliśmy. Pożegnałam się z bratem i weszłam do miejsca, w którym spędziłam znaczną część swojego życia. W powietrzu wisiał zapach brudu, kurzu, pleśni i delikatna woń perfumów babci. Najpierw zacznę od posprzątania tego miejsca. Jako, że babcia umarła nie tak dawno to prąd nie został odcięty od tego domu. Włączyłam odtwarzacz płyt i włożyłam Black Album od Metallic'i. Słuchając kolejnych utworów ogarnęłam w domu. Nie chcę was zanudzać czynnościami, które wykonałam. Po około półtorej godziny skończyłam, jedyne co mi zostało to pokój babci. Nie chciałam tam zaglądać, bo już od progu czułam tam woń tojadu. Dobra YOLO. Pomyślałam i wkroczyłam do pokoju. Moja głowa dosłownie pękała, szybko złapałam za zioło i wyrzuciłam je przez uchylone okno. W zasadzie to nie było, aż tak źle. Pomyślałam i zajrzałam do składzika, gdzie była najróżniejsza broń na wilkołaki. Przestraszył mnie ten widok. Będę musiała dowiedzieć się, jak poszczególne strzały, pociski, noże działają na takich jak ja. Sięgnęłam po pierwszy lepszy nóż i przyłożyłam go do skóry. Tak wiem, że jest to bardzo nieodpowiedzialne, ale jaki mam inny wybór? Wciągnęłam powietrze do nozdrzy i rozcięłam swoją skórę na ramieniu. Szczypało jak cholera, mimo że zrobiłam to najdelikatniej jak mogę. Wytarłam narzędzie i chwyciłam kolejne ostrze. Zanim zadałam sobie kolejną ranę, poczekałam, aż zagoi mi się poprzednia. Trwało to jakieś pół godziny. Przecięłam swoją skórę i obserwowałam efekt. Rozcięcie zaczęło ropieć, drobinki skóry zaczęły odpadać. Wystraszył mnie ten widok, szybko pobiegłam do łazienki i zaczęłam rozpaczliwie trzeć ją wodą utlenioną. Rana strasznie piekła, a ja zaczęłam zaciskać powieki, żeby tylko nie uronić łez. Boże jaka ja jestem głupia! Wyciągnęłam z apteczki jakikolwiek opatrunek i owinęłam go wokół rany. Nie powinnam testować tego na sobie. To co teraz? Zaraz, zaraz Alison jest przyszłą łowczynią i jest bardzo sympatyczna, więc może ona mi pomoże ogarnąć te wszystkie pistolety, łuki, kusze i tak dalej? To dużo lepszy pomysł niż, testowanie tego na sobie, ryzykując własne życie.
Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do dziewczyny Scott'a. Odebrała już po paru sygnałach.
- Cześć.
- Hey, mam prośbę. Mogłabyś do mnie przyjechać i mi pomóc z bronią na wilkołaki?
- C...co?
- Tak wiem jak to brzmi, ale naprawdę potrzebuję twojej pomocy. To jak? Przyjedziesz?
- Jasne, ale masz mi wszystko wytłumaczyć.
- Dobrze, czekam. - uśmiechnęłam się, podałam jej dokładny adres i rozłączyłam.
Po bliżej nieokreślonym czasie, brązowooka przyjechała. Zaprosiłam ją do domu i usiadłyśmy na sofie. W końcu muszę jej wszystko wytłumaczyć.
- No, to o co chodzi? - spytała.
- Zatem mam dość głupi, ale bardzo dla mnie ważny plan. Moją babcię zabił jakiś koleś i podejrzewam, a wręcz jestem pewna, że jest wilkołakiem. Chcę go znaleźć i zabić. Podejrzewam, że nie jest sam i mam zamiar wytępić całą jego bandę.
- I chcesz to zrobić sama?
- Tak, z pomocą broni łowców.
- I mam ci ją pożyczyć?
- Nie, moja babcia była łowczynią, ma tego dużo i dowiedziałam się o tym dopiero po jej śmierci. - po mojej wypowiedzi jej mina wyglądała naprawdę niewiarygodnie.
- Dobrze, to zaczynajmy.
Zaprowadziłam ją do magazynu i zaczęła wybierać poszczególne bronie. Wyszłyśmy na dwór i rozpoczęłam swoją naukę. Poznałam zastosowania wszelakich strzał, pocisków i noży. Dowiedziałam się też kilku bardzo ważnych rzeczy. Mianowicie, nie mogę sama się zranić, bo wiele z tych narzędzi może mnie zabić. Ich nie wiedza o mojej wilkołaczej formie jest dla mnie korzystna. i nie pokazuj się najdłużej, jak to tylko będzie możliwe. Zapamiętałam to, bo bardzo mi się to przyda. Oczywiście Alison próbowała mnie odwieźć od tego pomysłu, bo bała się o moje życie. Nie miała nic przeciwko mojemu planu, najbardziej martwiło ją to, że idę sama. Może jeszcze pomyślę nad jakąś ewentualną ekipą? Chociaż, nie chcę, żeby ktoś ucierpiał z mojego powodu. Załatwię to sama, jak człowiek, jak łowca. Żegnając się z Alison, poprosiłam ją, żeby nikomu nie mówiła o moim zamiarze. Jestem pewna, że tego nie zrobi, ufam jej i mogę śmiało powiedzieć, że jest mi bliska. Było już dość późno, a ja nadal ćwiczyłam na dworze strzelanie z łuku, kuszy i pistoletów wszelkiego kalibru. Po tym wszystkim zaniosłam arsenał do magazynu i usiadłam na kanapie. Muszę go najpierw znaleźć. Przemknęło mi przez głowę. Zaraz po opanowaniu do perfekcji sztuki władania tymi przedmiotami, zajmę się odnalezieniem tego kolesia. Plan idealny. Przebrałam się w piżamę i poszłam spać.
Obudziłam się dość wcześnie. Od razu wstałam i ubrałam się w czarne getry i wyciągniętą, szarą koszulkę na ramiączkach z numerem 96. Wyszłam z domu i poszłam pobiegać. Po 12 kilometrach wróciłam do domu, napiłam się wody i zrobiłam parę innych ćwiczeń. Złapałam za futrynę drzwi i zaczęłam się podciągać, nie jestem przyzwyczajona do mojej siły, ale co raz bardziej mi się to podoba. Po paru seriach złożonych z pompek, brzuszków i podciągnięć, poszłam do kuchni i chciałam zrobić sobie śniadanie, ale zorientowałam się, że nic nie ma w lodówce. Wzięłam błyskawiczny prysznic i ubrałam się w jeansy, biały t-shirt i borową, dresową bluzę. Poszłam na spacer do sklepu i zrobiłam podstawowe zakupy. Wróciłam do domu i zjadłam sałatkę. Przez jakiś czas szczególnie będę musiała dbać o formę.
*Perspektywa Isaac'a*
W tym momencie jechałem na moim czarnym motorze do Scarlett. Skąd motor? Kupiłem go wczoraj wieczorem, bo miałem dość mojego małego rowerka. Czemu jechałem do Scy? Po prostu, bo tak. Stęskniłem się za nią. Jest moją przyjaciółką. Mimo, iż znamy się krótko, to mogę śmiało stwierdzić, że jest dla mnie ważna, jakby była moją siostrą. Dojechałem do jej domu i zadzwoniłem do drzwi. Otworzył mi brat dziewczyny, który widocznie przygotowywał się do szkoły.
- Siema, gdzie jest Scar?
- Wyjechała na parę dni, bo chciała odpocząć od tego wszystkiego. - westchnął.
- Gdzie wyjechała?
- A do czego jest ci potrzebna ta wiedza? - odpowiedział pytaniem, na pytanie.
- Stęskniłem się za nią. - odpowiedziałem z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
Od przemiany czuję się dużo pewniej. Mam wrażenie, że od urodzenia potrzebowałem czegoś takiego.
- Aha? I ja mam ci podać jej adres, bo się za nią stęskniłeś?
- Tak. - widząc jego nieustępliwość, zdecydowałem podjąć inną taktykę. - Zobaczę czy wszystko u niej w porządku. W końcu ona jest dość......drobna.
Byłem pewny, że trafiłem w jego czuły punkt. Kocha ją, martwi się i chcę ją odizolować od całego zła tego świata. Ciekawe, czy jest świadomy tego, że Scy gdyby tylko chciała skopała by nam wszystkim tyłki mocniej, niż Derek......
- Równie dobrze to ja tam mogę pojechać.
- A kto ogarnie Scott'a i jego pomysły?
- W sumie to masz rację. - i podał mi dokładny adres Scy.
Pożegnałem się z nim i pojechałem w wyznaczone miejsce. Po drodze zahaczając o pewne miejsce. Zapukałem do drzwi i po chwili stanęła w nich brązowowłosa.
- Cześć mała. - powiedziałem, znad żółtego balonu (media).
- Hey Isaac, co ty tutaj robisz? - spytała.
Zauważyłem, że jest trochę zmieszana, ale szczęśliwa z mojej obecności.
- A no stęskniłem się. - mówiąc to, wepchnąłem się do środka i przytuliłem mocno dziewczynę, co od razu odwzajemniła. - Odpoczywasz tu?
- Można tak powiedzieć. - westchnęła.
- Sama? Najlepiej się odpoczywa z kimś. - wyszczerzyłem się i wypuściłem ją ze swojego uścisku.
- To odpocznij ze mną.
-Jak ci minął trening z alfą? - spytała siadając na sofie.
Od razu uczyniłem to samo.
- Ohhhh żebyś ty widziała co on mi kazał robić. - westchnąłem, wspominając surowy i męczący trening. - Był 1000 razy gorszy od Finstock'a.
- Nie wątpię. - zaśmiała się.
- Wiesz mam bardzo fajny pomysł. - uśmiechnąłem się tajemniczo.
- Mam się bać? - spytała, a ja zaśmiałem się złowieszczo.
- Niekoniecznie.
Wstałem i wziąłem do ręki balon z helem. Był dość duży, a mi się przyda dużo helu. Podszedłem do odtwarzacza płyt i włączyłem utwór Alice'a Cooper'a Poison instrumental version. Usiadłem obok Scy, złapałem mocno za końcówkę balona i ją odwiązałem, po czym wciągnąłem do ust trochę gazu. Zacząłem śpiewać, starając się naśladować Cooper'a, ale mój głos był mega cieniutki i brzmiał, jakbym był wiewiórką. Tańcząc i wciągając gaz, często wskazywałem na Scar, a ona po prostu się śmiała. Moje ruchy były bardzo dwuznaczne i.......dosadne, tak to dobre słowo.
- Wyglądasz jak męska prostytutka. - zaśmiała się dziewczyna.
W odpowiedzi wydąłem zirytowany wargi w kaczym dziubku. Zaczęła się jeszcze głośniej śmiać podeszła do mnie i zrobiła mi zdjęcie. Spojrzeliśmy na nie i zauważyliśmy, że jest prześwietlone.
- Moje oczy odbijają flash'a.
- Zrobimy jeszcze jedno.
Po czym, zamknęliśmy oczy i wydęliśmy wargi w kaczym dziubku. Scy zrobiła zdjęcie po czym je obejrzeliśmy.
- Ale ty masz słodki pyszczek. - zaśmiała się i złapała za moje poliki, delikatnie nimi poruszając.
Podobał mi się jej dotyk, ale tak dziwnie, inaczej. Nie pożądałem jej, ani jej dotyku, tylko dawał mi on poczucie dziwnej wspólnoty. Tak jakby, rodzinnej czułości.
- I tak nikt nie pobije ciebie i twoich chomiczych polików. - i odwzajemniłem jej gest.
Puściliśmy swoje wymiętoszone poliki i Scarlett zabrała mi balon, włączyła instrumentalną wersję utworu Britney Spears Womanizer. Wciągnęła sporą dawkę helu i zaczęła śpiewać, wijąc się i śmiejąc przy tym. Nie pozostawałem jej dłużny, również się zaciągnąłem i dołączyłem do śpiewu. Tańczyliśmy, wykonując nieudolne, erotyczne pozy, gdzie to ona była mężczyzną. Śmialiśmy się, wdychaliśmy hel i tak, dopóki balon nie stracił swojego cudownego gazu. Opadliśmy zmęczeni na podłogę, cały czas się śmiejąc. Teraz już nie mam nikogo z rodziny, ale czy rodzina kończy się tylko na krwi? Znam ją krótko, to fakt, ale czuję się z nią dobrze, pomaga mi psychicznie i fizycznie, może czasem nawet nieświadomie, ale czyż nie od tego jest rodzina? Od jakiegoś czasu potrzebuję kontaktów z innymi ludźmi, zwłaszcza teraz, kiedy moje życie zmieniło się tak diametralnie. Cieszę się, że miałem okazję spotkać ją na mojej drodze przez życie i mam nadzieję, że przejdzie kawałek ze mną. Poczułem szturchnięcie w bok, czym zostałem wyrwany z moich rozmyślań.
- Coś się stało? - spytała brązowowłosa, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Ostatnio? Bardzo dużo, ale ty o tym wszystkim wiesz. - uśmiechnąłem się do niej i po prostu przytuliłem.
Odwzajemniła uścisk. Nie wiem dlaczego, ale wiedziałem, że ona by mnie nigdy nie odrzuciła, każdy byłby do tego zdolny, tylko nie ona....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro