Rozdział 33
Dojechaliśmy do domu i Stiles od razu dostał sms'a od Scott'a.
- Jedziemy ze Scott'em poszukać Lydii. Jedziesz ze mną? - spytał.
- Brzmi kusząco, ale zrezygnuję. - uśmiechnęłam się do niego i weszłam do domu. Pobiegłam do swojego pokoju i od razu wpadłam na Dereka. Odbiłam się od niego lecz on od razu mnie złapał, zamykając w szczelnym uścisku. Również się przytuliłam.
- To jak chcesz spędzić czas? - spytał.
- Poczytajmy książki. - zaproponowałam.
Byłam zadowolona z tego pomysłu, bo już bardzo dawno nie miałam okazji zatopienia się w lekturze. W odpowiedzi TBBW kiwnął głową. Poszliśmy do pokoju brata i wybraliśmy jakieś książki. Zeszliśmy na dół, czarnowłosy usiadł w fotelu i pociągnął mnie z sobą. Siedziałam na jego kolanach i tuląc się do jego torsu, czytałam "Pisanie Szkarłatem" od Anne Bishop. Był to pierwszy tom trylogii o "Innych". Nagle zrobiło mi się strasznie zimno. Odłożyłam książkę, zaznaczając stronę, na której skończyłam podkładką na kubki. Podniosłam koszulkę Dereka i schowałam się pod nią, jeszcze bardziej przytulając się do torsu czarnowłosego.
- Co ty robisz? Próbuję czytać. - zapytał rozbawiony.
- Zimno mi, nie przeszkadzaj sobie. Po prostu, zignoruj moją osobę pod twoją koszulką. Heh to zabrzmiało trochę dziwnie.
Objął mnie, przez bluzkę jednym ramieniem i kontynuował czytanie. Przynajmniej tak sądzę, bo co jakiś czas słyszałam szelest przewracanych kartek. Było mi tak miło i ciepło, czułam się bardzo bezpiecznie, wręcz odizolowana od zła tego świata. Nagle do głowy wpadł mi genialny pomysł. Nabrałam dużo powietrza do policzków i przywarłam ustami do brzucha Dereka. Dmuchnęłam z całej siły w jego tors, co wywołało zabawny dźwięk i salwę śmiechu z jego strony. Tak rzadko słyszałam jego śmiech, a szkoda, bo to była najpiękniejsza rzecz jaką kiedykolwiek słyszałam. Wyciągnął mnie spod swojej koszulki i zbliżył swoje usta do mojego ucha.
- Nie rób tak. - szepnął, NIECHCĄCY dotykając dolną wargą, płatu mojego ucha. Westchnęłam lekko, moje serce przyśpieszyło. Podroczę się z nim.
- Dlaczego? Przecież się tak ślodko śmiałeś. W ogóle jesteś taki ulocyyyyyyyy. Mój wilcek jest taki ślodziutki, plawda? Jeśteś ślodziutki? Ociwiście, że jeśteś. - mówiłam przesłodkim głosem, łapiąc go delikatnie za policzki. Wydął usta w geście zirytowania, a ja go cmoknęłam.
- Nie mów, że jestem uroczy. - warknął, biorąc mnie na ręce i kładąc na kanapie, po czym przywarł do moich ust, namiętnie mnie całując. Oddałam pocałunek, całkowicie się mu poddając. Poczułam jak mój pośladek zawibrował. Wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni i odebrałam.
- H...Halo? - jęknęłam. Tak, to była moja reakcja na to w jaki sposób Derek składał pocałunki na mojej szyi.
- Scar, co ty robisz?
- Stiles?! Ja czytam książkę i no eeeeee, wiesz jak ja przeżywam lektury. - wytłumaczyłam się.
- Dobra, słuchaj sądzę, że powinnaś coś wiedzieć. Szukaliśmy Lydi, ale zamiast niej znaleźliśmy całą zakrwawioną karetkę. Widok naprawdę koszmarny, podejrzewam, że to dzieło naszej zguby.
- Za niedługo tam będę. - i od razu się rozłączyłam.
- Słyszałem, rzeczywiście musimy jechać. - powiedział czarnowłosy, wypuszczając mnie ze swojego uścisku. Wstałam pośpiesznie i nałożyłam buty. Pojechaliśmy z Derekiem w miejsce wyznaczone, przez mojego brata. Wybiegłam z auta Dereka i pobiegłam do brata. Musiał zaparkować w nieco dalszym miejscu, bo cały czas jest poszukiwany przez policję. Kiedy wreszcie dotarłam do bliźniaka, zauważyłam wcześniej wspomnianą karetkę. Miał rację, wyglądała potwornie, jakby żywcem wyrwana z horroru.
- Co się stało? - spytałam.
- Zjadła tą osobę. - byłam zszokowana. - Ta, ja zareagowałem podobnie. Też chciałaś kogoś zjeść?
- Nie, chciałam po prostu zabić. - odwróciłam się i zobaczyłam Dereka. Stał on na skraju lasu, a ponieważ było już ciemno, trudno go było zauważyć. Rzuciłam Stiles'owi znaczące spojrzenie i podeszłam do czarnowłosego. Zaczął mnie prowadzić w obcym mi kierunku.
- Gdzie idziemy?
- Ratować tyłek Scott'a, znając go zrobi coś głupiego. Przy okazji was czegoś nauczę. - wyjaśnił. Wkrótce zauważyliśmy Scott'a, próbującego pomóc jakiemuś nieznanemu m wilkołakowi. Zdaje się, że to omega. Poczułam, podobny zapach do tego, który czułam na cmentarzu, czyli to nie była Lydia, tylko ten koleś. Usłyszałam, że ktoś obcy się zbliża. Schowałam się za drzewem, a Derek poszedł w moje ślady, ciągnąc za sobą protestującego McCall'a.
- Mogę mu pomóc! - irytował się Mc.
- Ciszej. - warknął Hale.
Zauważyłam jakiegoś starca, dołączyli do niego inni łowcy w tym ojciec Alison. Rodzic dziewczyny poraził omegę prądem. Skrzywiłam się, słysząc krótki krzyk mężczyzny.
- Kim jesteś? Co tu robisz? - starszy człowiek zaczął go przesłuchiwać.
- Nic, przysięgam.
- Nie jesteś stąd? Odpowiadaj!
- Nie, szukam alfy. Słyszałem, że gdzieś tu jest. - oh, nawet nie wiesz, jak blisko niego jesteś... - Nikomu nie zrobiłem krzywdy. Ten człowiek w karetce już nie żył. Mówię prawdę. - nie kłamał. Będę musiała powiedzieć Stil'owi, że Lyds jest niewinna.
- Panowie, przypatrzcie się. Powiesz im kogo złapaliśmy?
- Omegę. - odpowiedział pan Argent.
- Samotnego wilka. Pewnie wyrzucili go ze stada, albo jako jedyny przeżył obławę, resztę wymordowano, a może jest samotnikiem z wyboru. Nie byłby to zbyt rozsądny wybór. - kontynuował starzec, po czym wyciągnął miecz.
- Jak za chwilę zobaczycie, omegom rzadko udaję się przeżyć. - mówiąc to przeciął wilkołaka na pół. Był to straszny widok. Wciągnęłam powietrze w płuca i zatrzymałam oddech, w celu zduszenia pisku przerażenia.
- Patrz. - warknął Derek, trzymając głowę Scott'a i zwracając ją w stronę ciała. - Widzisz co robią? Dlatego potrzebujemy siebie nawzajem. Razem możemy ich pokonać.
- Co oni robią?
- Wypowiadają wojnę.
- A co z kodeksem? - zwrócił się pan Argent do starca.
- Zamordowali moją córkę. - czyli to jest dziadek Alison. - Koniec z kodeksem. Od dziś każdego z nich będziemy traktować mieczem. Nieważne czy są chorzy, albo słabi i czy wydają się niegroźni. Nieważne, czy błagają o życie i obiecują, że nikogo nie skrzywdzą. Nieważne, że się zagubili i nie wiedzą w co się pakują. Znajdziemy ich i zabijemy co do jednego.
Głowa mnie od tego wszystkiego rozbolała. Poczekałam cierpliwie, aż łowcy sobie pójdą i skierowałam się w stronę Stiels'a.
- Hej, co się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczył Natalie Portman i Emma'e Watson nago. - zaśmiałam się.
- Jakbyś zgadła. - powiedział roztrzęsiony i podekscytowany. - Widziałem Lydię nago.
- COOOOOOOOOOO? Że niby jak?!
- Po prostu przyszła do nas, nie miała ubrania, a jej ciało....o mój boże. - wyglądał jakby był na haju, zaśmiałam się i pociągnęłam go w stronę jeep'a.
- Marzyć zawsze można. - szturchnęłam go w bok, na co wyrwał się ze swoich wyobrażeń.
Zaczął padać deszcz. Wsiedliśmy do terenówki i pojechaliśmy do domu. Stiles wbiegł do domu, a ja dopiero co wygramoliłam się z auta. Ledwo doszłam do drzwi kiedy usłyszałam głos Isaac'a.
- Scarlett!
Odwróciłam się do niego, był roztrzęsiony, wystraszony, a przez deszcz był cały mokry.
- Co się stało? - spytałam podchodząc do niego.
- M...mój tata chyba nie żyje. - szepnął.
- Z twojej winy?
- Nie. Ja nic nie zrobiłem. Ja...a widziałem....- jąkał się.
- To nie jest miejsce, aby o tym mówić. Spokojnie. Chodź ze mną. - złapałam go za rękę i pociągnęłam do swojego pokoju. Usiedliśmy na łóżku.
- Dobrze zacznijmy od początku. Co się stało?
- Jadłem obiad z ojcem i rozmawialiśmy o ocenach. Kiedy dowiedział się o mojej trói z chemii wpadł w szał. Zrzucił talerze ze stołu, a ja odruchowo odskoczyłem pod ścianę i zakryłem twarz. Rzucił jakimś szklanym wazonem w ścianę trafiając tuż obok mojej głowy. Jeden z odłamków wbił mi się tuż pod okiem, wyciągnąłem szkło i wtedy rana się zagoiła. Bojąc się reakcji ojca, wybiegłem z domu i wsiadłem na rower. Jechałem najszybciej jak umiałem, a ojciec pojechał za mną autem. Zaczął padać deszcz, skręciłem w jakąś ciemną uliczkę i zostawiłem tam rower. Schowałem się za ścianą i czekałem. Jego auto się zatrzymało. Zaczął mnie wołać, kazał podnieść rower i wrócić do domu. Poczułem, że oprócz nas jest ktoś, a raczej coś jeszcze. Zaczęło gonić tatę, schował się w aucie, ale to coś wyrwało drzwi i chyba go zabiło. - mówiąc to schował twarz w dłoniach.
Nie będę go teraz męczyć pytaniami. Przytuliłam go, na co się spiął. Widocznie nie był przyzwyczajony do takich czułości. Spojrzał na mnie nie pewnie, po czym odwzajemnił uścisk.
- Pamiętaj, że to nie jest twoja wina. - szepnęłam.
Nie może się obwiniać. Przez to cholerne uczucie, ludzie robią straszne rzeczy.
- Co ja mam teraz zrobić?
- Przede wszystkim musisz się uspokoić i pogodzić z możliwością śmierci twojego taty. Jutro jest pełnia, z takimi emocjami, trudno ci będzie ją przeżyć. - wytłumaczyłam, patrzył głęboko w moje oczy. Szukał w nich pomocy i zrozumienia. Najwidoczniej znalazł, bo się uśmiechnął niepewnie. - Odstąpię ci mój pokój.
- Co?
- Nie puszczę cię na dwór, na deszcz. Nocujesz u mnie i nie przyjmuję sprzeciwu.
- Dziękuję ci.
- Nie ma za co. W razie czego to będę na dole. - uśmiechnęłam się do niego.
Wzięłam swoją piżamę i poszłam do łazienki się przebrać. Potem zeszłam na dół, położyłam się na kanapie i przykryłam się kocem. Zasnęłam.
- Co ty robisz na kanapie? - obudził mnie głos brata.
- Śpię. - warknęłam.
- Czemu spałaś na kanapie?
- Bo pokój był za daleko. - westchnęłam i skierowałam się do Isaac'a. Jeszcze spał i muszę przyznać, że wyglądał uroczo. Cicho podeszłam do szafy i wyjęłam z niej ciuchy, po czym skierowałam się do łazienki. Wykąpałam się i już miałam się ubierać, ale.....
- Scarlett! Co do cholery ten koleś robi w twoim pokoju?! - wrzasnął Stiles. - Jeszcze Grumpy Cat przyszedł, no zajebiście!
- Już idę! - odkrzyknęłam. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam do chłopców. Derek, Isaac i mój brat wlepili we mnie zdziwione spojrzenia, które zapewne były spowodowane moją lekką nagością.
- Co? Pierwszy raz widzicie dziewczynę w sukience z ręcznika? - spytałam, przyjmując pozę modelki.
- Przepraszam, ale co ON robił w twojej sypialni?! - spytał Derek wskazując na Isaac'a.
- Nie twoja sprawa, dla twojej wiadomości spałam na kanapie. Stiles potwierdzi.
- Potwierdzam, ale też się zastanawiam, co on robił w twojej sypialni?
- Po pierwsze "on" ma na imię Isaac. - zirytował się szarooki. - Po drugie wczoraj stało się coś strasznego i potrzebowałem pomocy Scy. Nie waż zasrany interes, w czym potrzebowałem pomocy.
- Skoro to sobie wyjaśniliśmy, to ja wrócę do łazienki i się ubiorę. - jak powiedziałam, tak zrobiłam. Wysuszyłam włosy i je ułożyłam Ubrałam się w szarą bluzkę z bordowymi, długimi rękawami i ciemne jeansy. Zrobiłam sobie codzienny makijaż i wyszłam z łazienki. Poszłam do swojego pokoju i zastałam tam Dereka rozmawiającego z Isaac'em. Gdy tylko mnie zobaczyli, odwrócili wzrok od siebie i skupili go na mnie.
- Możesz mu powiedzieć, że cię nie dotknąłem?! - zdenerwował się szarooki. Zauważyłam, że pożyczył ciuchy od Stil'a.
- Możesz mu wytłumaczyć, dlaczego ma się trzymać od ciebie z daleka?! - dołączył się Derek.
- A możecie się nie drzeć?! Derek, Isaac mnie nie dotknął i mnie nie dotknie, więc nie musi się ode mnie trzymać z daleka. - czułam jak puls czarnowłosego przyśpiesza ze złości. - Nie ufasz mi?
Westchnął i do mnie podszedł. Położył dłonie na mojej tali i spojrzał głęboko w oczy. Zauważyłam jak Isaac przewraca oczami i ze zirytowaniem opiera się o ścianę. Alfa przechylił lekko głowę.
- Oczywiście, że ci ufam. Po prostu nie ufam jemu.
- Jest w twoim stadzie. Jest ci potrzebny. Musisz mu ufać.
- Wiem. - westchnął.
- No to w czym problem? Po prostu toleruj moje przyjacielskie stosunki z Isaac'em i będzie dobrze. - uśmiechnęłam się do niego promienie. - A teraz przepraszam, ale spóźnię się do szkoły. Podobnie jak ty Isaac.
- Racja. - uśmiechnął się lekko, lecz po chwili skrzywił się z bólu.
- Wina pełni?
- Chyba tak. - sapnął.
- W szkole będzie tylko gorzej.
- Potrafisz pocieszyć. - warknął.
- Do szkoły jest 20 minut drogi, może się przejdziemy? - zaproponowałam. - Jak się przewietrzysz, powinno ci być lepiej.
- Okey.
Zeszliśmy na dół, założyliśmy buty i wyszliśmy z domu. Znając dociekliwość Stiles'a za niedługo będę miała przesłuchanie.
Do: braciszek Stiles <3
Dzisiaj idę pieszo do szkoły ;). Tak wiem, że urządzisz mi przesłuchanie odnośnie Isaac'a. Kocham cię :* do zobaczenia w szkole <3
- Jak się czujesz?
- Miałaś rację, świeże powietrze pomaga. - uśmiechnął się Isaac.
- Ja zawsze mam racje. - powiedziałam głosem małej, obrażonej dziewczynki.
- Nie prawda! - oburzył się, naśladując głos czteroletniego chłopczyka.
Nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Był to utwór Teddybears - Cobrastyle. Sprawdziłam wyświetlacz, dzwonił Derek. zignorowałam go.
- Nie odbierzesz?
- Nie chcę.
- To jak? Tańczymy? - spytał i nie czekając na odpowiedź, zaczął ruszać ramionami w rytm muzyki.
Zaśmiałam się i poszłam w jego ślady. Do naszego spontanicznego tańca doszły takie ruchy jak zmysłowe kręcenie biodrami (ze strony Isaac'a) i udawanie ruchów kiepskiego rapera (z mojej). Mieliśmy w dupie cały świat i podobało mi się to. Niestety Hale się rozłączył i nasze źródło muzyki ucichło. Doszliśmy do szkoły już bez akompaniamentu muzyki. Po drodze trochę bliżej się poznaliśmy. Rozmawialiśmy o naszych zainteresowaniach i upodobaniach. Weszliśmy do tego więzienia i Lahey od razu się skrzywił. Nie dziwię mu się. Wyostrzone zmysły + nastolatki = piekło. Wszędzie słyszałam czyjeś głosy, urywki rozmów, serca zestresowanych uczniów, ale na szczęście nie było aż tak źle jak za pierwszym razem. Spojrzałam na Isaac'a, wyglądał jakby zaraz miał zejść z tego świata, jego oczy zmieniły barwę na piękny bursztynowy odcień.
- Spokojnie. - szepnęłam do niego. - Jak będzie bardzo źle to daj jakikolwiek znak.
Po chwili poczułam mocne ściśnięcie na nadgarstku. Westchnęłam i wyprowadziłam go na dwór.
- Co teraz zrobimy? - spytał, po paru głębokich oddechach.
- Może po ostrym wysiłku fizycznym będzie ci lepiej? Masz za chwilę trening. - zaproponowałam, na co pokiwał głową. Weszliśmy z powrotem do szkoły i od razu odprowadziłam Isaac'a do szatni. Zatrzymałam się przed nią i szepnęłam.
- Będę na trybunach. - na co uśmiechnął się słabo.
Odwróciłam się i od razu wpadłam na Stil'a ze Scott'em. Chciałam ich szybko wyminąć, ale mi się to nie udało.
*Perspektywa Stiles'a*
- Nie czuję się tak jak ostatniej pełni. - oburzył się Scott. Mhmmm.
- Czyli tym razem nie chcesz mnie zabić? - spytałem sarkastycznie.
- Przysięgam, że nie.
- Tak ci się wydaję, a potem księżyc idzie w górę, natomiast tobie wyrastają pazury i kły. To stresujące doświadczenie, więc i tak cię zamknę. - sory, ale nie masz na to wpływu.
- Mam nad tym kontrolę, od kiedy układa mi się z Alison.
- Nie musisz mi o tym mówić.
- Jest naprawdę dobrze.
- Wiem.
-Bardzo, bardzo dobrze. - przewróciłem oczami. Ja rozumiem, że jest zakochany i tak dalej, ale no błagam!
- Załapałem! Przymknij się, albo sam się zabiję. - warknąłem.
Ktoś wpadł na mnie. Tym ktosiem była moja siostra. Złapałem na krótką chwilę jej spojrzenie. Wystraszyła się mnie. Próbowała mnie szybko ominąć, ale jej nie wyszło. Heh.
- Czekaj, czekaj, czekaj, czekaj....- powtarzałem szybko, łapiąc Scy za nadgarstek.
- O co chodzi? - spytała, jakby na serio nie wiedziała o co chodzi.
- Chodzi o twoją akcję rano z tym kolesiem i Derekiem.
- Z kim dzisiaj szłaś do szkoły? - spytał Scott.
- A co? Czujesz coś nowego? - spytała. Ewidentnie udaje idiotkę.
- Tak. - Scott co raz bardziej się do niej zbliżał i starał się wywąchać gościa, który się kręci koło mojej malutkiej siostrzyczki.
- No chłopcy! Spóźnicie się na w-f. - uśmiechnęła się do nas i wepchnęła do szatni, po czym uciekła.
Potem ją dorwę.
- Masz coś mocniejszego niż kajdanki? - spytał mnie McCall po chwili zastanowienia.
- O wiele. - rzuciłem mu uśmiech psychopaty.
Otworzyłem szafkę, a z niej wypadł gruby łańcuch. Strasznie długo się ciągnął. Nawet nie pamiętam, żeby był taki długi. Wszyscy zainteresowali się spadającym łańcuchem, nawet trener. Podszedł do nas i obserwował toczenie metalowego łańcucha. Wreszcie spadł całkowicie.
- Część mnie chciałaby zapytać, ale druga część mnie podpowiada, że kryję się za tym coś niepokojącego, więc po prostu odejdę. - powiedział Finstock.
- Dobry wybór trenerze. - stwierdziłem i od razu schyliłem się po "coś mocniejszego od kajdanek". Scott zrobił to samo. Nagle oczy Scott'a chwilowo zmieniły kolor, a on sam zaczął się rozglądać po szatni
-Wszystko w porządku? - spytałem. - Scott?
- Jest tu jeszcze jeden.
- Jeszcze jeden co?
- Wilkołak. - na te słowa zacząłem nerwowo rozglądać się po szatni.
- Zapewne ten od mojej siostry. - westchnąłem.
- Pewnie tak.
Skierowaliśmy się na boisko i czekając na rozpoczęcie treningu, usiedliśmy na trybunach. Parę rzędów za nami siedziała Scarlett.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro