Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

*Perspektywa Stiles'a*

Jej zakrwawione ciało padło na ziemię.Wreszcie do niej dotarłem. Alfa pochylał się nad nią.

- Nie rób jej krzywdy. Proszę. - powiedziałem błagalnie.

- Dobrze, jeżeli powiesz mi, gdzie jest Derek. - odpowiedział. Z kącika jego ust wypływała krew.

- Co? - zapytałem tępo. Jeżeli uzna mnie za idiotę to da nam spokój.

- Gdzie go mogę znaleźć? - widocznie tracił cierpliwość.

- Skąd mam to wiedzieć?!

- Jesteś bystry. - już mnie nie zostawi, zginę - Po za tym kłamstwo ma bardzo silny zapach. Mów prawdę, albo rozerwę ją na strzępy. - warknął, głaszcząc ją pazurem po policzku.

- Nie wiem. Przysięgam, że nie wiem.

- POWIEDZ MI!!! - ryknął, nie przypominało to "ludzkiego" krzyku. Bałem się. Nie o to, że prawdopodobnie mnie zabije, lecz o to, że skrzywdzi Lydię.

- On wiedział, że zostanie złapany.

- Przez Argent'ów? - no, a jacy inni łowcy tu grasują?!

- On i Scott zostali postrzeleni. Derek chyba wziął jego komórkę. - powiedziałem tyle, ile mu powinno wystarczyć.

- Dlaczego? - koleś, przez ostatnie lata wiele się pozmieniało: wynaleziono koło, odkryto, że to ziemi krąży wokół słońca itp. Mój umysł ewidentnie miał ochotę go powkurwiać, ale co poradzę na to, że mną rzuca ze wściekłości jak ktoś zadaje takie głupie pytania.

- Ma GPS. jeżeli wciąż jest włączona, znajdziesz go.

- Dobrze, ale ty pójdziesz ze mną. - syknął.

- Nie zostawię jej! - nie będziesz mi rozkazywał dziadku!

- Przykro mi. Idziesz ze mną. - warknął unosząc ręke, zapewne po to, żeby skrzywdzić Lydie. Po co? Zapewne żeby nic mnie tu nie trzymało.

- Zabij mnie! Mam to gdzieś! - wykrzyknąłem, na co on złapał mnie za szyje i uniósł.

- Zadzwoń do Jacksona, powiedz gdzie ją znajdzie. - wiedząc, że nie mam wyjścia wykonałem jego polecenie. Poszliśmy w stronę mojego jeep'a. Wsiedliśmy do niego i ruszyłem w miejsce, jakie wyznaczył Peter. Błagam, niech Scar się już obudzi i odpierdoli mu łeb. Moja mała siostrzyczka leży teraz na kanapie sliniąc i chrapiąc jak mops, a ja zostałem skazany na śmierć. Szybko jej wysłałem sms'a z niespodzianką i czekałem na efekt w postaci zadzwonienia do mnie.

*Perspektywa Scarlett*

Coś wibrowało pod moim policzkiem. Niechętnie uchyliłam powieki i otworzyłam wiadomość. Po pokoju rozdarł się wrzask wokalisty zespołu BVB. W wiadomości był utwór Perfect Weapon.

- Kurwa! - wykrzyknęłam zrywając się na równe nogi.

Wiadomość została wysłana od: braciszek Stiles <3

Zabiję tego debila. Przemknęło mi przez głowę. Sięgnęłam po komórkę i wybrałam numer do Stiles'a.

- Co ty sobie kurwa mać wyobrażasz?! - wydarłam się.

- Mam prośbę. Mogłabyś zajrzeć do Scott'a i Lydii? Potem ci wytłumaczę. Pa. - i się rozłączył. Ewidentnie coś mu się stało, bo a) był bardzo przejęty b) niczego mi nie wytłumaczył. Ubrałam kurtkę, buty i wyszłam. Wpadłam na kogoś, odbijając się od niego jak piłeczka. Poczułam czyjeś dłonie łapiące mnie za rękę i chroniące przed upadkiem.

- Gdzie się wybierasz Scarlett? - zapytał tata. - Muszę iść, mam wezwanie.

- Zabierz mnie ze sobą. - powiedziałam przejęta. Nie był zadowolony z tego pomysłu, ale się zgodził. Zawiózł mnie na miejsce dotarliśmy do szpitala. Był tam Jackson stojący przy łożu,na którym leżała Lydia. Widząc jej podrapane ciało domyśliłam się kto mógł to zrobić. Alfa. Czyli co? Będziemy mieli kolejnego wilkołaka w ekipie? Usłyszałam jak mój tata przesłuchuje Jacksona.

- Co się wydarzyło? - spytał szeryf.

- Nie wiem. Szukałem jej. - odpowiedział Jackson. Jego głos drżał, w ogóle cały się trząsł. Mój tata złapał go za kołnierz marynarki i przyparł do ściany.

- W nocy na środku boiska?! Nie kłam chłopcze! Kto jej to zrobił?!

- Nie ja! - odpowiedział na swoją obronę chłopak.

- Byłeś za nią odpowiedzialny! - krzyknął szeryf. Widziałam, że tracił cierpliwość do blondyna.

- Nie przyszła na bal ze mną!

- A z kim?!

- Naprawdę chce pan wiedzieć? - wysyczał Jackson. - Ze Stiles'em!

- Co? - mój tata nie krył zdziwienia. Czekał na odpowiedź, która miała potwierdzić jego najgorsze obawy. Stiles nie mógł tego zrobić! Niby jak?! On nie byłby do CZEGOŚ TAKIEGO zdolny! Krzyczałam w myślach patrząc na podrapane, wręcz zmasakrowane ciało Lydi.

- Zaprosił ją. - dowalił Jackson wracając wzrokiem na dziewczynę. Tata odszedł od niego i z niedowierzaniem zwrócił się do policjantów, którzy z nim przyjechali.

- Znajdźcie mojego syna.

Spojrzałam na tatę wyczekująco, lecz on tylko odwrócił wzrok. Pewnie musi to wszystko przemyśleć. Nie chcąc mu przeszkadzać, wstałam i podeszłam do okienka, za którym leżała Lydia. Mimowolnie wyobrażałam sobie jak musiała wyglądać przed oczyszczeniem ran. Zmierzwiłam palcami grzywkę ze zdenerwowania i odeszłam. Wyszłam na dwór i myślałam o tej całej sytuacji. Nagle usłyszałam wycie, zapewne należało do Scott'a. Po krótkiej chwili usłyszałam drugie wycie. Więc Scotty znalazł sposób na odnalezienie Dereka. Niewiele myśląc pobiegłam w stronę z której dochodził drugi sygnał.

*Perspektywa Stiles'a*

Szliśmy przez parking. Dotarliśmy do jakiegoś auta.

- Czyj to samochód? - spytałem.

- Mojej pielęgniarki. - odpowiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie i otworzył bagażnik.

- Co się stało z twoj...... O MÓJ BOŻE - rzuciłem odwracając wzrok. W środku leżało ciało pielęgniarki i jakieś inne rzeczy. On jest jakimś chorym pojebem!

- Wyzdrowiałem. - wzruszył ramionami alfa na moją reakcję. Strzepnął rękę trupa z jakiejś walizki. Otworzył ją i wyciągnął z niej laptopa mojego przyjaciela.

- Nie złapiesz zasięgu. - zauważyłem. Hale przewrócił oczami i podał mi przenośną sieć. - Masz własną sieć i laptopa z jabłuszkiem. To ulubiona firma wilkołaków?

- Włącz go. - warknął.

- Psujesz aurę tajemniczości. Nie znam hasła i loginu Scott'a.

- Znasz.

- Wcale nie. - oczywiście, że znałem po prostu nie będzie mieć ze mną tak łatwo.

- Nawet nie muszę słuchać bicia twojego serca, żeby wyczuć, że kłamiesz. - westchnął z politowaniem.

- Przysięgam! - przecież nie może wiedzieć wszystkiego! Złapał za moją koszulę i przygniótł mnie do maski auta.

- Umiem być przekonujący. Nie zmuszaj mnie do tego. - wysyczał mi do ucha.

- Co będzie jak znajdziesz Dereka? - spytałem. Nie byłem do końca pewny, czy powinienem pomóc Peterowi. Puścił moją koszulę, a ja się podniosłem.

- Nie pytaj tylko pisz. - warknął zirytowany wskazując na klawiaturę laptopa.

- Zginą kolejni ludzie?

- Tylko winni. - odburknął, a po moich plecach przeszedł dreszcz. Czy Scarlett, albo Scott mu czymś zawinili? Jeżeli tak to zginą. Nie zniósł bym tego.

- Obiecaj mi, że nie zrobisz krzywdy Scarlett i Scott'owi. - zażądałem.

- Wiesz dlaczego wilki polują stadami? Bo ofiary są zbyt duże, by je zabić samemu. Potrzebuję całej trójki: Scott'a, Dereka i Scarlett. - wytłumaczył blondyn.

- Nie pomogą ci. - rzuciłem patrząc na niego walecznie.

- Mylisz się. Scott będzie ratować Alison, a Scarlett ciebie. Ty mi pomagasz, bo chcesz ratować ich oboje. Ty i McCall jesteście sobie tak bliscy, że znasz jego poufne dane. - wytłumaczył Peter. Westchnąłem ciężko i wpisałem login.

- Jego login to "Alison"? - zapytał. Nie odpowiedziałem, tylko wpisałem hasło. - Hasło to też Alison?

- Nadal chcesz z nim polować? - spytałem rzucając mu wymowne spojrzenie, na co on przewrócił oczami. Bez problemu znalazłem lokalizacje komórki Scott'a. - Chwila, uwięzili Derek'a we własnym domu?!

- Nie, pod nim. Nawet wiem gdzie. - przerwał, jakby się nad czymś zamyślił.- Chyba nie tylko ja. Daj kluczyki.

- Drugi bieg ciężko wchodzi. - powiedziałem rzucając mu przedmiot. Jednym ruchem ręki zgniótł kluczyki. Zajebiście. - Nie zabijesz mnie?

- Nie rozumiesz? To nie ja jestem czarnym charakterem. - Oh czyżby?

- To dlaczego zmieniasz się w potwora z czerwonymi ślepiami i kłami? - zapytałem z nieukrywaną pretensją w głosie.

- Lubię cię. - zirytowany przewróciłem oczami na jego słowa. - Pomogłem ci, więc dam ci coś w zamian. Ugryźć cię?

- Co? - zapytałem kompletnie otumaniony jego propozycją.

- Ugryźć cię? Jeśli nie umrzesz, a to się zdarza, staniesz się jednym z nas.

- Jak ty. - podsumowałem.

- Czyli wilkołakiem. Pozwól, że wyjaśnię. Ugryzłem Scott'a i Scarlett, bo kompletowałem stado, mogło paść na ciebie. Byłbyś tak silny jak oni. Koniec z chowania się za plecami Scott'a, obserwowania jak staje się popularny i zdobywa dziewczyny. Koniec z nieliczącą się z twoim zdaniem siostrą, z tym, że prędzej ona obroni ciebie, niż ty ją. Stalibyście się równi, a może byłbyś lepszy? Wchodzisz w to? - Peter złapał pewnie z moją dłoń i widząc moje niezdecydowanie przysuwał kły coraz bliżej skóry. Tak, czy nie? Nie mogę. Nie chcę.

- Nie chcę być tobą. - mówiąc to wyrwałem dłoń z jego uścisku.

- Wiesz co usłyszałem? Twoje serce zabiło mocniej na słowa "nie chcę". Oszukujesz sam siebie. Żegnaj. Westchnąłem ciężko i dalej zastanawiając się nad słusznością swojego wyboru ruszyłem w stronę miejsca pobytu Lydi. Ledwo wszedłem do budynku, a już wpadłem na tatę.

- Masz szczęście, że jesteśmy w szpitalu, bo mam ochotę cię zabić! - był bardzo wściekły. Gdybym tylko mógł mu powiedzieć, że to nie moja wina, bo pojebany psychol mnie zastraszył i w ogóle.....

- Zgubiłem kluczyki od jeep'a. - wytłumaczyłem.

- Stiles mam to gdzieś!

- Wyjdzie z tego? - zmieniłem temat patrząc na Lydię. To moja wina.

- Nie wiadomo. Lekarze nie wiedzą co się stało. Straciła sporo krwi, ale jest coś jeszcze. - powiedział tata z żalem

- Co?

- Dostała jakiegoś uczulenia. Jej ciało przeżyło wstrząs. - słuchając słów ojca byłem coraz bardziej zdenerwowany. Zaczyna się! Kolejny wilkołak! - Byłeś tam? Wiesz kto ją zaatakował?

- Nie mam pojęcia. - odpowiedziałem po chwili wahania.

- A Scott? Scarlett? Co z nimi? Widzieli coś? - zapytał tata.

- Nie ma ich tu? - spytałem. Raczej wolałbym mieć pewność, że mój przyjaciel i siostra nie zrobili czegoś głupiego. Chodź z nimi to różnie bywa...

- Dzwoniłem do nich, ale nie odbierali. - no w sumie nic dziwnego. Zważywszy na to, że Scott oddał swoją komórkę Hale'owi, aby go potem namierzyć, ale Scar? Dlaczego ona nie odbierała? Zostawiła telefon w domu?

- I nie odbiorą.

*Perspektywa Scarlett*

Biegnąc za zapachem Scott'a dotarłam do dziwnej kraty. Była uchylona, czyli Mc tutaj wszedł. Poszłam w jego ślady. Szłam korytarzem dopóki nie usłyszałam rozmowy. Byłam na tyle daleko, że nie słyszałam bicia ich serca, czyli PRAWDOPODOBNIE oni nie słyszeli mojego.

- Pomóż mi! - krzyknął Derek trzęsąc jakimś łańcuchem.

- Nie. - odpowiedział stanowczo Scott.

- CO?! - czarnowłosy był coraz bardziej wkurzony, o ile to w ogóle możliwe.

- Powiedz, jak powstrzymać Petera. - rzekł Mc.

- Akurat teraz?!

- On chce zabić Alison i jej rodzinę.

- I co?! - warknął zielonooki.

- Muszę mu przeszkodzić!

- Nie dasz rady! Kate może wrócić w każdej chwili! Uwolnij mnie do cholery! - ryknął Hale.

- Obiecaj mi, że mi pomożesz. - odpowiedział ze stoickim spokojem Scott.

- Mam się narażać dla twojej dziewczyny?! Dla głupiego zauroczenia, które nic nie znaczy?! Jesteś szesnastoletnim dzieckiem! - mimo, iż mówił o Mc, jego słowa mnie bardzo zabolały. Tak samo sądzi o mnie? Uważa mnie za głupią gówniarę, która nie wie co to znaczy kochać? Jeżeli tak, to po co się ze mną spotyka? Było mi strasznie przykro. Ze łzami w oczach podeszłam do nich. Ewidentnie zszokowała ich moja obecność, lecz nie zwróciłam na to szczególniejszej uwagi. Może to nie był najlepszy moment na rozwiązywanie takich spraw, ale nie zamierzam siedzieć cicho kiedy dowiaduję się o TAKICH RZECZACH!

- O mnie też tak sądzisz? - zwróciłam się do pół nagiego Dereka. Chciał odpowiedzieć, lecz nie było mu to dane. - Sądzisz, że to co do ciebie czuję to też "głupie zauroczenie"?! Skoro tak to mogłeś mi to powiedzieć od razu! Oszczędziłbyś mi wielu sprzecznych emocji, a sobie byś oszczędził czas, który ze mną zmarnowałeś! A może ty tylko liczyłeś na pobawienie się mną?!

- Scarlett to nie jest najlepszy moment...- zaczął niepewnie McCall.

- Ja naprawdę cię kocham! Nie rozumiem jak w ogóle mogłaś pomyśleć o tym, że liczyłem na pobawienie się tobą! Wiele w życiu wycierpiałem, a ty wprowadzasz do mojego świata uśmiech i szczęście! - wykrzyknął Hale. Zauważyłam, że był przykuty do ściany za rękę. Druga dłoń była wolna co pewnie załatwił Scott. Dlaczego w ogóle był przykuty do ściany? Pewnie to robota Kate, albo innych łowców....

- Skoro tak to niby dlaczego inaczej uważasz o związku Scott'a?! Myślisz o nim, jak o głupim nastolatku! Zdziwię cię! Też jestem nastolatką i też jestem zakochana! To, że żywię moje uczucie do ciebie NIE OZNACZA, że nie jest ono głupim, nastoletnim zauroczeniem! - krzyknęłam. Podeszłam do niego znacznie i tym razem to ja nad nim dominowałam. To on był przyciśnięty do ściany, co prawda nie przeze mnie, tylko przez jakieś łańcuchy, ale to tam mały szczegół. Westchnął ciężko i zbliżył swoją twarz do mojej na tyle ile tylko mógł. Nie odsunęłam się.

- Ponieważ ty jesteś dojrzalsza niż twoi rówieśnicy. Przeżyłaś w swoim życiu dwie straszne rzeczy, co zmieniło twoje usposobienie do świata. Ja przeżyłem tyle samo tragedii co ty i też się przez to zmieniłem. Wiesz, dlaczego tak bardzo mi na tobie zależy? Bo cię kocham. Pragnę odnaleźć ciebie przed tymi wydarzeniami. Poznać stronę, którą wstydzisz się wszystkim pokazywać. Choćbyś teraz ze mną zerwała to ja się nie poddam. Będę walczyć o ciebie i o twoje uczucia. - powiedział, a ja cały czas wsłuchiwałam się w brzmienie jego słów i uderzanie jego serca o klatkę piersiową. On naprawę nie kłamał!

- Dobrze. Przepraszam, że przeszkadzam, ale naprawdę mam ci coś do powiedzenia Derek. Nie wiesz wszystkiego. Peter mówił, że nie zabił twojej siostry. Kłamał. Pamiętasz to? - zapytał brązowooki wyciągając z kieszeni zdjęcie jelenia ze spiralą na grzbiecie. - Dlatego twoją siostra tu wróciła.

- Skąd to masz? - warknął zdenerwowany Hale.

- Kilka miesięcy temu ktoś przyszedł do lecznicy i prosił o kopie. Wiesz kto? Pielęgniarka Petera. Sprowadzili twoją siostrę, żeby Peter został alfą. Dlatego musisz mi pomóc. Obiecaj to, a ja cię uwolnię. - powiedział Scott odwracając się ze zrezygnowaniem. Usłyszeliśmy trzask i jak na zawołanie spojrzeliśmy na zielonookiego. Sam się wydostał.

- Pomogę ci. - powiedział czarnowłosy. Ubrał się i wszyscy wyszliśmy z tego chorego miejsca kierując się w stronę domu Hale'ów.

*Perspektywa Stiles'a*

Stiles! Usiądź i poczekaj z przyjaciółmi. - rozkazał tata zirytowany moją upierdliwością.

- To ma coś wspólnego z Derekiem? - zapytałem niewiele myśląc.

- Podobno go nie znasz. - chciałbym tato.

- Spotkaliśmy się kilka razy. - przyznałem niechętnie.

- To ja tutaj jestem szeryfem. - warknął zupełnie jak Scarlett.

- Dzięki mnie znowu nim zostaniesz. - potrzebował mnie, mnie i moich informacji. - Tato proszę.

- Lydia nie miała nic wspólnego z podpaleniem. - zaczął, lecz jak to ja musiałem mu przerwać.

- Ktoś podłożył ogień?

- Mamy świadka, ale nic więcej nie powiem. - tsaaaa jasne - Podpalaczką była młoda kobieta.

- Kto?

- Chciałbym wiedzieć. - westchnął szeryf.

- Nadal jest młoda?

- Ma pewnie ponad dwudziestkę. - stwierdził.

- Jak ma na imię? - chyba już wiem kto to był, ale wolę się jeszcze upewnić.

- Co to, przesłuchanie? - tak - Miała zawieszkę.

- CZYLI CO?

- Stiles, chyba chodzisz do szkoły! Zawieszka, czyli wisiorek. - o nieeeeeee. Czyli mam rację! Podpalaczką była Kate Argent.

____________________________________________________________________________________

Witajcie moje łyżki :*
Chciałbymwam serdecznie podziękować za 5k! Kocham was, jesteście cudowni.

Kolejny rozdział (i każdy kolejny) będzie się pojawiać PRZYNAJMNIEJ raz na dwa tygodnie, niezależnie od liczby komentarzy i gwiazdek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro