Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

Stiles uśmiechnął się do mnie pedofilsko i zadzwonił po Danny'ego pod pretekstem pracy domowej z chemii. Westchnęłam ciężko i zajęłam się czytaniem. Derek ściągnął kurtkę i poszedł w moje ślady, znajdując książkę i zatapiają się w niej. Po krótkiej chwili do domu zapukał Danny. Stiles pobiegł mu otworzyć, potykając się przy tym o własne nogi. Po chwili wrócił z naszym gościem.

- Hey. - powiedziałam uśmiechając się do niego promiennie.

- Hey. - wyraźnie odetchnął z ulgą na mój widok. Nie dziwię mu się. - Co mam zrobić?

- Sprawdzić wiadomość. - odpowiedział mój brat.

- Przecież mieliśmy odrabiać lekcje z chemii.

- Najpierw zajmij się wiadomością. - rozkazał bro.

- Niby jak? - zapytał umięśniony chłopak.

- Widziałem twój raport z aresztu.

- Miałem trzynaście lat! Wycofano oskarżenia! - powiedział na swoją obronę Danny.

- Niech ci będzie. Bierzmy się za chemię.

- Kto to jest? - zapytał nasz gość, wskazując na Dereka. No, ciekawe co powie mój brat. Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, lecz ja ukryłam twarz za książką. Nie będzie mieć u mnie wsparcia w okłamywaniu Danny'ego.

- Emmmmmm, nasz kuzyn. Miguel. - spojrzałam na czarnowłosego. Jego oczy mówiły jedno "jeszcze chwila i cię zabiję" zdusiłam w sobie śmiech i ukryłam szeroki uśmiech za lekturą.

- Ma krew na koszulce?

- Yyyyyyyyy tak. Cierpi na krwotoki z nosa. - wytłumaczył Stiles, a ja ledwo powstrzymywałam śmiech. - Hey, Miguel. Miałeś pożyczyć ode mnie t-shirt. - "Miguel" wstał z krzesła, zamknął książkę z hukiem i zaczął przeglądać ubrania bliźniaka. Zdjął swoją koszulkę, ukazując umięśnione plecy. Widniał na nich specyficzny tatuaż. Razem z Danny'm śliniliśmy się na jego widok. Zapomniałam wspomnieć, że mój kolega jest gejem, tak więc Danny jest gejem. Proszę jesteście doinformowani.

- Obaj wiemy, że umiesz prześledzić wiadomości, więc może...- Stil zwrócił się do Danny'ego, lecz nasz "kuzyn" mu przerwał.

- STILES! To nie pasuję. Jest za mała.

- Poszukaj innej. - zielonooki go posłuchał i ubrał polo w pomarańczowo-niebieskie pasy. - Jak myślisz Danny? Scarlett? Dobrze leży?

- Nie pasuję do niego. - powiedział homoseksualista. Cały czas bacznie obserwował ciało Dereka. Hale ściągnął polo i począł szukać dalej.

- Niestety jest zajęty przez taką jedną dziewczynę. - powiedziałam gasząc cień nadziei w oczach geja.

- Szczęściara z niej. - podsumował.

- No, wielka. - powiedziałam porozumiewawczo się uśmiechając do wilkołaka.

- Stiles! Żadna nie pasuje! - warknął zielonooki. Wstałam z łóżka i wyjęłam z szafy odpowiednią koszulkę. Podałam mu ją i wróciłam na swoje poprzednie miejsce.

- Dziękuję kuzynko. - powiedział z naciskiem na drugie słowo wilkołak.

- Nie ma za co kuzynie. - odpowiedziałam akcentując ten sam wyraz.

- Potrzebuję nazwę sieci, numer i czas wysłania. - zakomunikował Danny. Stil podał mu dane i zaczęli szukać tajemniczego nadawcy. Zajęłam się książką, lecz po chwili mój spokój został zakłócony przez głos mojego homoseksualnego kolegi.

- Mam! Wiadomość została wysłana z tego komputera. - zaciekawiona podeszłam do monitora i momentalnie zamarłam. Było tam napisane, iż nadawcą tajemniczej wiadomości była Melissa McCall. Mama Scott'a!

- To nazwisko użytkownika?! Niemożliwe! - zaczął panikować mój brat. Uspokoiłam go znaczącym spojrzeniem. Wyprowadził naszego komputerowego geniusza, a jak tylko Danny opuścił pokój Stiles'a, Derek przyparł mnie do łóżka.

- Czegoś ode mnie chcesz Miguel? - zapytałam z ironicznym uśmiechem na ustach.

- Nie nazywaj mnie tak. - warknął. - Podobno jesteś szczęściarą, że masz takiego chłopaka jak ja. - dopowiedział triumfalnie. Prychnęłam pogardliwie i pocałowałam go w czubek nosa.

- Tak, jestem wielką szczęściarą. - chciał złączyć nasze usta w pocałunku, lecz przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi.

- Masz wyczucie czasu! - warknęłam w stronę mojego brata.

- Nie chce wam przeszkadzać, ale musimy koniecznie coś sprawdzić, więc łaskawie ruszcie swoje podniecone dupy! - zepchnęłam z siebie Hale'a, zmierzwiłam ręką włosy i poszłam w stronę jeep'a. Wsiadłam do pojazdu, a po chwili dołączyli do mnie dwaj najważniejsi mężczyźni w moim życiu. Ruszyliśmy i po około 15 minutach dojechaliśmy do miejsca pracy mamy Scott'a, czyli do szpitala. Stil dostał wiadomość.

- Mhmmmmm. - mój bliźniak widocznie się nad czymś zastanawiał, przyglądając się wyświetlaczowi komórki.

- Co jest? - zapytałam brata.

- Scott wysłał zdjęcie tego wisiorka. - po czym zadzwonił telefon Stil'a.

- O wilku mowa. - mruknęłam.

- Halo?

- Dostałeś zdjęcie? - zapytał Mc.

- Tak, wygląda identycznie jak na rysunku. - odpowiedział.

- Jest coś na odwrocie?! Jakaś inskrypcja?! - zapytał Derek wykręcając Stiles'owi rękę.

- Nie wisiorek jest płaski i nie otwiera się. Gdzie jesteście?! Stiles gra w pierwszym składzie!

- Gdzie do cholery jest Bilińsky?! - usłyszałam dźwięk trenera Finstock'a w tle.

- Musisz zdążyć na początek. - powiedział McCall.

- Wiem, powiedz mojemu tacie, że się spóźnię. Pa. - po czym się rozłączył.

- Nie zdążymy. - zauważył czarnowłosy.

- Wiem.

- Nie powiedziałeś mu o mamie. Dlaczego? - spytałam.

- Musimy odkryć prawdę. - powiedział wychodząc, lecz zielonooki go zatrzymał i uderzył jego głową o kierownicę.

- Wiesz za co. - warknął. - Leć.

- Ja też idę. - powiedziałam dobitnie i od razu wyszłam z auta, żeby zapobiec zaprzeczeniu ze strony chłopców. Ruszyłam wraz z bratem w stronę drzwi. Bliźniak zadzwonił do Hale'a, żeby mieć go w razie czego na słuchawce. Rozejrzeliśmy się po sterylnym korytarzu. Za pusto. Zdecydowanie za pusto i za cicho.

- Nigdzie jej nie ma. - powiedział zaniepokojony do słuchawki.

- Nigdzie nikogo nie ma. - dodałam zdziwiona.

- Poszukajcie Jennifer. Zajmuje się wujkiem. - poszliśmy w stronę sali, gdzie powinna być opiekunka krewnego Dereka.

- Jego też nie ma. - powiedział ze spokojem brat.

- Co?!

- Zniknął. - dodałam odsuwając się od drzwi.

- Uciekajcie stamtąd! Natychmiast! To on jest alfą! - krzyczał Derek.

- Witaj Scarlett, Stiles. - usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się i ujrzałam niejakiego Petera Hale'a. Miał jasne oczy, włosy w kolorze ciemnego blondu i na w pół poparzoną twarz. Zaczęłam się cofać. Bałam się. Cholernie się bałam. Wpadłam na kogoś i momentalnie się odwróciłam. Była to pielęgniarka.

- Co wy tu robicie? Już jest późno. - powiedziała zimnym i pustym głosem. Jak zombie.

- Ty i on. To twoja..........Boże zaraz umrę. - lamentował Stiles, gestykulując rękoma. Znikąd pojawił się Derek, uderzył psychopatkę, pozbawiając ją przytomności.

- Nie ładnie, to moja pielęgniarka. - powiedział chłodno i obojętnie Peter.

- Raczej dziwka, która pomaga ci zabijać. - warknął Derek zasłaniając mnie swoim ciałem.

- I kto tu mówi o dziwkach. - w odpowiedzi Derek ukazał alfie swoje wilcze oczy. Miałam wrażenie, że zaraz się na niego rzuci. - Myślisz, że celowo zabiłem Laurę? Własną krew? - czarnowłosy nie wytrzymał i skoczył na swojego wuja. Kiedy oni się bili, Stiles wziął mnie za rękę i chciał mnie stamtąd wyprowadzić, ale Peter (cały czas nie mam pojęcia jak zrobił to tak szybko) nas rozdzielił i dosłownie wyrzucił bliźniaka ze szpitala.

- To byłby zaszczyt mieć kogoś takiego jak ty w swoim stadzie. Wiesz dlaczego po przemianie masz białe tęczówki? - zapytał blondyn, przyciskając mnie do ściany.

- Nie. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Ukazałam mu swoje oczy i z całej siły kopnęłam go w brzuch. Odleciał nieznacznie do tyłu śmiejąc się przy tym. Wkurzony zielonooki ponownie się na niego rzucił okładając go pięściami. Walczyli przez jakiś czas. Raz wygrywał Peter, raz Derek. - Mój umysł, osobowość zostały wypalone. Kierowałem się instynktem.

- Liczysz na przebaczenie?! - warknął młodszy wilkołak.

- Na zrozumienie. Masz pojęcie jak się czułem przez te wszystkie lata? Odradzałem sie komórka po komórce. Powoli odzyskiwałem świadomość. Odbierając Laurze pozycje alfy przyspieszyłem ten proces. Nic na to nie poradzę. Chciałem ci powiedzieć, ostrzec cię. - ponowny atak Dereka. Peter przerzucił go przez ladę, rozbijając szybę. Chciałam do niego podbiec, pomóc mu, lecz blondyn podniósł mnie za szyję i syknął do ucha.

- Byłabyś bardzo wartościowym członkiem stada. - dusił mnie. Szarpałam się, łapczywie łapiąc oddech. Nic to nie dawało. Zacieśnił swój uścisk, a ja powoli traciłam przytomność. Mimowolnie pokazałam mu swoje wilcze oczy, dając do zrozumienia, że ja się tak łatwo nie poddam. Wbiłam pazury w jego rękę i drapnęłam go w twarz. Warknął tylko poirytowany moim zachowaniem i rzucił mną o ścianę. Wstałam, lecz od razu upadłam. Okey. Koniec tego! Warknęłam w myślach i pozwoliłam, aby moja wilcza natura dała o sobie znać. Pazury i kły urosły, tęczówki zmieniły kolor. Wstałam i skoczyłam na Petera, szarpałam się z nim, okładałam go pięściami, lecz mimo moich starań on nadal nade mną dominował. Rzucił mną o Dereka, przez co go przewróciłam. Byłam ledwo żywa, podobnie jak młodszy Hale. Sturlałam się z niego. Derek warknął do mnie ciche "zostań tu" po czym zaczął się czołgać w nieznaną mi stronę. Nie chciałam go zostawiać samego z tym wszystkim. Uspokoiłam się, po czym wróciłam do swojej ludzkiej postaci. Kiedy miałam pewność, że się oddalił, poczołgałam się za nim. Oparłam się o ścianę i przysłuchiwałam się rozmowie mężczyzn.

- Chciałem zbudować napięcie....- usłyszałam głos Petera i dźwięk obracanego lusterka. -....ale wyglądam świetnie, więc po co czekać. W końcu jesteśmy rodziną. - wtedy do szpitala wpadł Stiles widząc mnie, podbiegł i zaprowadził do auta. Pokazałam mu, że ma być cicho, choć sądzę, że Hale'owie usłyszeli jego szybkie bicie serca i przyśpieszony oddech. Wyniósł mnie na rękach, bo sama nie dałabym rady iść i położył na tylnym siedzeniu. Byłam wykończona, wszystkie emocje we mnie buzowały.

- Zaśnij. - nie miałam siły się spierać z moim bratem, więc odpłynęłam w krainę Morfeusza.

Obudziłam się w swoim łóżku. Czułam na swoich ustach czyichś oddech. Otworzyłam oczy i ujrzałam Dereka. Wystraszył mnie jego widok, na co zeskoczyłam z łóżka.

- Co ty tu do cholery robisz?!

- Przyłącz się do stada.

- Co?! Nie! Dlaczego?! Co on ci powiedział?!

- Nieważne, ale proszę dołącz do stada. Zrób to dla mnie. - powiedział zbliżając się do mnie. Bałam się go. Odsunęłam się od niego znacznie.

- Czemu? Czemu mam do niego dołączyć?

- Ja dołączyłem, jeżeli ty tego nie zrobisz to....

- Będziesz musiał mnie zabić. - dokończyłam za niego. - Pozbyć się poprzedniego stada.

- Właśnie. Proszę, ja naprawdę nie mógłbym....- powiedział podchodząc do mnie na odległość kilku centymetrów. Nie wiedziałam co zrobić. Wtuliłam się w tors czarnowłosego. Na początku się spiął, lecz potem odwzajemnił uścisk i schował twarz w moich włosach.

- Jeżeli się zgodzę to będę musiała się pozbyć mojego stada, nie dałabym rady zabić Stiles'a, ani taty.

- Wiem.

- Czemu dołączyłeś?

- Nie mogę powiedzieć. Tęskniłem za tobą. - po tych słowach złączyłam nasze usta w delikatnym pocałunku. Pogłębił go, prosząc o wejście do środka. Pozwoliłam mu na to. Nasze języki walczyły o dominacje, tańcząc w tylko sobie znanej namiętności. Pociągnęłam go na łóżko i przyparłam go do materaca, nie przerywając pocałunku. Obrócił mnie, przez co teraz to on był nade mną. Oderwaliśmy się od siebie i głęboko spojrzeliśmy w oczy. Oparł swoje czoło o moje, a ja objęłam go i zaciągnęłam się jego zapachem.

- Co ja mam teraz zrobić? - spytałam.

- Nie mam pojęcia. Prawdopodobnie Peter jeszcze dzisiaj do ciebie przyjdzie. Najważniejsze co musisz zrobić to nie pokazywać mu żadnych uczuć.

- Dobrze, cóż to za zmiana, że pozwalasz mi na uczestniczenie w twoim życiu? Pozwalasz na poznanie smaku niebezpieczeństwa? - spytałam. Zaskoczył mnie swoją postawą w bardzo pozytywny sposób.

- Zrozumiałem, że odgradzając cię od niebezpieczeństwa, wcale cię przed nim nie chronię. - uśmiechnęłam się w odpowiedzi i ucałowałam lekko jego wargi. - Muszę już iść. Peter ci nic nie zrobi, w razie czego wiem, że sobie poradzisz. Gdybyś mnie potrzebowała to zawyj.

- Dobrze, pa. - uśmiechnął się promiennie i wyszedł przez okno. Dopiero teraz zauważyłam, że cały czas jestem w tym samym ubraniu, moje włosy są rozwalone, a makijaż rozmazany. Wyglądam okropnie, dziwne, że się mnie nie wystraszył. Przemknęło mi przez głowę i poszłam do łazienki się ogarnąć. Wzięłam prysznic, doprowadziłam się do stanu codziennego, rezygnując z makijażu. Dziś nie ma szkoły, bo jest niedziela. Ubrałam się w granatowy sweter i szare dresy do łydek. Włosy zaplotłam w warkocza na boku i zajrzałam do pokoju brata. O dziwo go nie było. Zeszłam na dół i zrobiłam sobie śniadanie. Taty również nie było, poczłapałam do swojego pokoju i zajęłam się lekcjami. Potem wzięłam się za książkę. Pławienie się w lekturze przerwał mi dzwonek do drzwi. Niechętnie wstałam i poszłam je otworzyć. W progu stał Peter Hale.

- Witaj Scarlett.

- Zdziwiłeś mnie sposobem w jaki mnie odwiedziłeś. - przyznałam.

- Może i jestem wilkołakiem, ale wiem co to kultura i potrafię używać drzwi. - prychnął.

- Do rzeczy, nie umiem się zdecydować, które stado mam wybrać. Ile mam czasu dopóki sam nie zabijesz moich bliskich lub mnie? - zapytałam chłodno.

- Ja nie w tej sprawie. Czy przyszli przyjaciele, członkowie rodziny nie mogą się po prostu spotkać?

- Nie lubię cię i nie będziemy rodziną.

- Nie chcesz być złączona z Derekiem węzłem małżeńskim?

- Nie wiem. Nie zastanawiałam się nad tym. Po za tym, dzięki tobie mam ważniejsze sprawy do załatwienia, niż planowanie przyszłości.

- Masz bardzo trudny wybór, to prawda. Co wybrać? Rodzinę, czy miłość swojego życia? Bliskich, którzy byli przy tobie zawsze, czy mężczyznę, który by dla ciebie zabił?

- Nie pomagasz.

- Mam pomysł. Co ty na to, żebyśmy poszli na spacer? We dwoje, porozmawiamy. Może nawet ci pomogę? - zaskoczyła mnie jego propozycja.

- Dobrze. - sama się zdziwiłam swoją odpowiedzią, nie mówiąc już o alfie. Ukrył szybko swoje zaskoczenie i uśmiechnął się do mnie promienne. - Tylko pójdę się ogarnąć.

- Dobrze, poczekam tutaj. - kiwnęłam głową i poszłam się przebrać. Ubrałam biały t-shirt z napisem "I'm bad, angels don't get it." i ciemne jeansy. Umalowałam się i rozpuściłam włosy. Zeszłam na dół, nałożyłam na nogi przetarte, brązowe, skórzane glany i skórzaną kurtkę w tym samym kolorze.

- Idziesz? - zapytałam Petera. Widocznie się nad czymś zamyślił, lecz słysząc mój głos poderwał się z miejsca i do mnie podszedł.

- Tak, chodźmy już. - otworzył mi drzwi, na co uśmiechnęłam się lekko. Poszliśmy w nieznaną mi dotychczas stronę.

- Jak ci się układa z moim siostrzeńcem? - zapytał.

- Dobrze, mamy czasem wzloty i upadki, kłótnie i chwile zapomnienia. Jak w każdym, przeciętnym związku.

- Wasz związek nie jest przeciętny i ty masz tego świadomość. Na pewno zauważyłaś, że jest przy tobie inny, niż w otoczeniu przykładowo Scott'a.

- Tak, dostrzegłam to.

- Wiesz, czym to jest spowodowane?

- Domyślam się. Czemu moje oczy są białe? Wiem, że jest to niespotykane wśród wilkołaków.

- Rzeczywiście jest to niespotykane, dziwne i z pewnością nikt przed tobą ich nie posiadał, ale sądzę, że wkrótce się dowiesz czemu je masz. Z czym ci się kojarzy kolor biały?

- Z chłodem, obojętnością i jednoczesną niewinnością, i delikatnością. - spojrzał mi w oczy w dość specyficzny sposób. Ukazał mi swoje czerwone, wilcze tęczówki.

- Pokaż mi je. Chcę się im przyjrzeć. - ustałam na jego prośbę i moje tęczówki zmieniły barwę z głębokiej szarości do zimnej bieli. Peter wpatrywał się w nie z nieukrywaną fascynacją.

- Oczy wilkołaka o nim mówią, opisują go i jego czyny. Co mówią moje?

- Nie mam pojęcia.

- Co czujesz, patrząc na nie?

- Chłód, zimną i bezwzględną obojętność, mimo tego mam przy tobie wielką potrzebę chronienia ciebie. Wydajesz się taka słodka, delikatna, niewinna i bezbronna. - przez cały czas przysłuchiwałam się biciu jego serca. Nie kłamał.....chyba.

- Dlaczego ja je mam, zamiast niebieskich? Przecież ja już dwa razy zabiłam!

- Co? Ja pamiętam tylko jeden raz.

- Zabiłam moją mamę, przy porodzie. Stiles wyszedł pierwszy i z nim nie było źle, dopiero po tym jak ja ujrzałam szpitalne światło mama nie dała rady i zmarła...

- Przykro mi. Kto cię wychowywał? Wiem, że nie tata, bo na pewno bym cię już wcześniej widział.

- Babcia. Była dla mnie jak matka, niestety ona też niedawno zmarła.

- Masz łatwość do ufania ludziom, czy ja jestem wyjątkowy? Nie każdy się zwierza wujowi swojego chłopaka. - zaśmiał się Peter. Rzeczywiście, nawet nie zauważyłam, że mu powiedziałam tak wiele o sobie.

- Może zrobisz, to samo co ja i też mi trochę o sobie opowiesz? - spytałam z uśmiechem na ustach.

- No więc, jestem zabójczo przystojnym blondynem o niebieskich oczach......

- Tyle to wiem, domyślam się też, że masz powodzenie u płci przeciwnej, oraz jesteś bardzo skromny.

- Nie da się zaprzeczyć. - oboje się zaśmialiśmy. Po czym opowiedział mi trochę o swojej przeszłości.

- Wiesz, dobrze mi się z tobą rozmawia. Jak na złego, morderczego alfę jesteś całkiem miły.

- Dziękuję. Po tym wszystkim co zrobiłem, mało kto chce ze mną normalnie porozmawiać. - uśmiechnęłam się do niego ze zrozumieniem, którego dotychczas mu brakowało.

- To źle, że zabiłeś Laurę, że w ogóle zabijałeś ludzi, ale ja też nie jestem święta. To smutne, że ludzie oceniają innego człowieka po jego czynach, a nie po charakterze. Każdy zasługuje na drugą szanse bez względu na to co zrobił. Przynajmniej taką teorią kierowała się moja babcia.

- Jestem ci wdzięczny za to zrozumienie i możliwość normalnej rozmowy. Niestety, ale ja jeszcze muszę spróbować przekonać do siebie jeszcze parę osób. Muszę już iść. Żegnaj i miłej reszty dnia.

- Dziękuję, wzajemnie. - odpowiedziałam taktownie i odeszłam w stronę domu. Nie taki alfa straszny, jak go malują, co? Przemknęło mi przez głowę, na co uśmiechnęłam się lekko. Dotarłam do progu domu i od razu skierowałam się do mojego pokoju. Zauważyłam, że cały czas byłam sama. Gdzie ich wywiało? Ohhhh Stiles będzie miał niezłe przesłuchanie. Było koło godziny siedemnastej, więc wzięłam laptopa i włączyłam mój ulubiony serial. Po czterech odcinkach, byłam już zmęczona. Wyłączyłam urządzenie, przebrałam się w pidżamę i momentalnie zasnęłam.

____________________________________________________________________________________

Jak wam się podoba kolejny, długo wyczekiwany rozdział? Wyszła mi jakoś scena, z kochanym przez wszystkich kuzynem Miguel'em? Co sądzicie o relacjach Scarlett z Peterem? 10 komentarzy i kolejny rozdział :) jestem z was dumna i cieszę się, że mnie czytacie :*. Moje komy się nie liczą ;).






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro