Rozdział 2
Obudziłam się z uporczywym bólem głowy. Leżałam na czymś miękkim, dziwne z tego co wiem to leśna ściółka nie jest, aż tak wygodna. Otworzyłam oczy i pierwsze co ujrzałam to szary sufit, z którego odpadały płaty farby. Gdzie ja do cholery jestem?! Albo inaczej. Jak ja się tu znalazłam?! Wstałam pośpiesznie i od razu tego pożałowałam. Ból głowy się nasilił, obraz zaczął wirować, a moje nogi zamieniły się w watę, przez co upadłam z powrotem na materac. Kiedy ból ustał, a wszystko powróciło do jakości HD, znowu spróbowałam wtać. Tym razem zrobiłam to wolniej i ostrożniej. Stojąc, dokładnie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wszystko było zniszczone. Ze ścian odpadała farba, podłoga była zakurzona, a materac, na którym leżałam był w połowie spalony. Kątem oka dostrzegłam opatrunek na moim ramieniu. Delikatnie go odkleiłam i to co ujrzałam zdziwiło mnie bardziej, niż okoliczności w jakich się tu znalazłam! Po wczorajszej ranie nie było śladu! Wogóle! Żadnego śladu! Z niedowierzaniem zaczęłam macać swoją rękę z nadzieją, że cokolwiek znajdę. Usłyszałam śmiech. Zdrętwiałam i podniosłam wzrok na źródło mojego strachu. Był to wysoki dobrze zbudowany mężczyna. Miał czarne włosy i zielone oczy. Mimowolnie utonęłam w jego spojrzeniu.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - spytał rozbawiony. rzeczywiście, gapiłam się na niego, jak na ducha (jego cera była tak blada, że niewiele mu brakowało).
- Emmmm, dziwisz mi się? Obudziłam się w jakimś dziwnym miejscu z gościem, którego wogóle nie znam, a rana, przez którą prawie się wczoraj wykrwawiłam zniknęła! - postanowiłam mu zadać pare standardowych pytań - Dobra do rzeczy. Kim jesteś? Gdzie ja jestem? Co się wczoraj DOKŁADNIE stało? I jak moja rana tak szybko się zagoiła?!
- Dowiesz się w swoim czasie. Mogę ci jedynie powiedzieć, że nie jestem tym za kogo mnie masz.
- Okeyy, wątpię w to. Czy mógłbyś mi chociaż wyjawić swoje imię?
- Mam na imię Derek - o jak miło. W końcu normalnie odpowiedział!
- Ja mam na imię Scarlett. - wtem mój brzuch donośnie zaburczał.
Derek spojrzał na mnie z dziwną troską.
- Jesteś głodna, powinnaś wrócić do domu.
- Taaa, problem w tym, że nie wiem jak, ani którędy mam tam wrócić...
- Mogę cię odwieźć. - rzekł bezinteresownie i wyszedł z "domu".
Podążyłam za nim. Moim oczom ukazało się auto, boskie auto. Otworzył mi drzwi znalazł się gentelman wsiadłam z lekkim wachaniem. On uczynił to samo. Podałam mu adres mojego obecnego miejsca zamieszkania i ruszyliśmy. Podczas podróży towarzyszyła nam piosenka
AC DC Highway the hell. Nieświadomie zaczęłam śpiewać. Derek wyłączył radio.
- Ejjj! - krzyknęłam i tupnęłam nogą jak mała dziewczynka.
- Nic nie poradzę, że moje uszy zaraz odpadną. - zaśmiał się,na co spiorunowałam go wzrokiem.
- Ughhh, no dobra nie będe śpiewać, ale włącz. Prooooszę. - spełnił moje życzenie, a ja stukałam palcami o moje udo w rytm muzyki.
Reszta podróży minęła nam bez zbędnych słów, przy innych utworach AC DC i Nirvany.
- Jesteśmy na miejscu
- Dziękuję za podwózkę.
- Nie ma za co.
- To ja już pójdę. Do zobaczenia Derek
- Do zobaczenia Scarlett. - to ostatnie słowo wypowiedział ledwo słyszalnie.
Nie zastanawiając się specjalnie nad tym wróciłam do domu. Jak tylko otworzyłam drzwi wpadłam w ramiona Stiles'a.
- Gdzie byłaś?! Przeszukałem całe Beacon Hills! Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem!
- Jaa nie wiem co się stało. Niewiele pamiętam z wczorajszego wieczoru. Natomiast jak się dziś ocknęłam- i opowiedziałam mu cały mój poranek.
Bro lustował każdy milimetr mojego ciała sprawdzając, czy nic mi nie jest. Na końcu uważnie obejrzał ramię, na którym jeszcze wczoraj była ogromna, krwawa rana. Po czym wcisnął mi do ręki kanapkę, która wcześniej leżała na blacie. Pewnie Stiles przygotował ją sobie do szkoły. Właśnie! Szkoła! Spoglądając na zegarek zauważyłam, że jest w pół do ósmej. Wystraszona wypchnęłam mojego bliźniaka za drzwi. Usilnie protestował, sądził, że po takim incydencie potrzebuję czyjejś ochrony, jednak zignorowałam to i poszłam się ogarnąć. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy i spięłam je w niskiego kucyka. Następnie ubrałam czarne getry, luźny t-shirt z garfieldem i do tego dresową, szarą bluze. Sięgnęłam po telefon (który cały czas był w domu) i zadzwoniłam do pielęgniarki, która opiekowała się moją babunią. Przekazała mi, że się obudziła. Byłam naprawdę prze szczęśliwa, lecz jest zbyt wycieńczona na odwiedziny. Dowiedziałam się również, iż staruszka coś pisze, lecz nie chcę nikomu tego pokazać. Niezmiernie mnie to zdzwiło. Podziękowałam uprzejmie i się rozłączyłam. Bardzo ciekawiło mnie co też moja babcia mogła napisać. Może coś o tym gościu? Albo o tym czego chciał ten koleś? Nie wiem. Jest naprawdę nieprzewidywalna.
Zmieniając temat chyba powinnam iść do szkoły. Od jutra zacznę moją tymczasową edukację w Beacon Hills. Jak tylko babcia dojdzie do siebie wszystko będzie po staremu, a ja nie będe już miała takich ekstremalnych przeżyć jak wczoraj. Dobra, koniec przemyśleń! Zrobiłam sobie naleśniki (nie ukrywajmy, ale jedna kanapka to naprawdę mało) i włączyłam sobie Dr House'a. Po dwóch odcinkach wyłączyłam TV i zajrzałam na półkę w pokoju Stiles'a w poszukiwaniu ciekawej lektury. Najciekawsza jaką znalazłam to "Każdego dnia" napisana przez David'a Levithan'a (książka na serio świetna! Polecam!). Po około dwóch godzinach byłam już na 138 stronie. Wtedy do domu wrócił mój bro razem ze swoim przyjacielem. Usiedli obok mnie i rozmawiali o La Crosse. Świetnie -,- nie jestem fanką jakichkolwiek sportów. Próbowałam się skupić na książce, ale chłopcy tak głośno tak to dobre słowo wyrażali swoje poglądy, że po prostu nie dawałam rady. Przypomniałam sobie, że jutro idę do szkoły i wypadałoby się do niej przygotować. Podniosłam się z fotela. Włożyłam moją skurzaną kurtkę i wyszłam z domu krzycząc iż "pożyczam" jeep'a od brata. Zauważyłam, że robi się bardzo ciemno. Szybko pojechałam do pobliskiego sklepu i kupiłam podstawowe rzeczy, takie jak zeszyty, długopis, ołówek itp. Wchodząc do auta rzuciłam zakupy na tylne siedzenie, poprawiłam swój wygląd w lusterku i zauważyłam sylwetkę ogromnej pumy? Nie, za duże na pumę. Tak czy inaczej to coś miało czerwone tęczówki. Widać w nich było chęć mordu. Czekałam na ruch istoty. Patzrzała przez chwilę, a potem uciekła. Wystraszona od razu odjechałam. Serce mi waliło. Mój wzrok był rozbiegany, a ręce drżały. W połowie drogi zatrzymałam się, aby trochę się uspokoić. Na niebie ujrzałam księżyc. Patrząc na niego doszłam do wniosku, że za dwa dni jest pełnia. Przez dwie minuty obserwowałam rozgwieżdżone niebo. Uspokoiłam się i ruszyłam dalej. Kiedy dotarłam do domu zauważyłam, że ojciec jest w domu. Przez całe życie był dla mnie nieznajomym mężczyzną. Może powinnam poprawić nasze relacje? Podeszłam do biurka, przy którym siedział.
- Cześć... tato. Emmm nie przeszkadzam ci przypadkiem? - spojrzał na mnie, w jego oczach tlił się ból i smutek.
- Cześć skarbie. Nie nie przeszkadzasz. U mnie w porządku. A co u ciebie? - odpowiedział drętwo i niepewnie
- Yyyy też w porządku. - ohhhh to ani trochę nie pomaga! Przejdę do konkretów - Ummm tato?
- Tak?
- Chciałabym poprawić nasze kontakty. - po tym zdaniu wcześniej opanowana twarz mego ojca zmieniła się diametralnie.
Był... szczęśliwy iiii radosny. Uśmiechnął się do mnie, wstał i mnie przytulił. Bardzo mocno przytulił. Nie chcąc sprawić mu przykrości oddałam uścisk. Nie potrzebowałam słów do komunikowania się z nim. Jest on dla mnie obcym człowiekiem, ale pragnę by stał się moim przyjacielem, a nawet ojcem...
____________________________________
Jest kolejny rozdział! Yayyyy! Przepraszam, że tak długo nie było wpisu, ale czekałam na komentarze z waszej strony (nadal czekam). Dziękuję wam wszystkim za te komentarze, za wyświetlenia, za wszystko! Nawet nie wiecie jak bardzo to wszystko mnie motywuje do pisania! Piszcie co sądzicie o tym rozdziale. Miłego ;) :) /Brokulowa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro