Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

- Tak, masz rację. Choćbyś mnie błagała ja i tak ci nie pozwolę wyjść.

- A to niby dlaczego?!

- Bo nie wiesz jaki on jest! Może ci coś zrobić! Nigdzie nie jedziesz!

- Przestań mi mówić co mogę, a czego nie! - warknęłam poirytowana jego postawą i pobiegłam do swojego pokoju.
Co on sobie myśli?! Jego pojebało, jeśli sądzi, że może mnie traktować jak jakiegoś przedszkolaka! Najpierw zabrania tańczyć i bawić się na urodzinach mojej koleżanki, a teraz zabrania mi gdziekolwiek wychodzić! Padłam na łóżko ówcześnie zrzucając z siebie kurtkę i buty. Moja twarz był ukryta w poduszkach, wbiłam paznokcie w pościel. Chyba ją troszeczkę podziurawiłam. Po jakichś 10 minutach, Derek zakłócił mój "spokój".

- Za niedługo nie będziesz miała na czym spać. - powiedział Derek ściągając moje pazury z materiału.

- Po co przyszedłeś?! - podniosłam się na łokciach, żeby spojrzeć mu w oczy.

Widać w nich było troskę, bezwzględność i to samo nieodgadnione uczucie, które widziałam już wcześniej. Westchnął ciężko, usiadł obok mnie i przyglądał mi się przez dłuższą chwilę. Uniosłam lewą brew w geście niezrozumienia.

- Przyjdziesz tutaj, będziesz się na mnie gapił tymi boskimi oczami i co? Sądzisz, że będziemy udawać, że nic się nie stało?! Że nie było tematu?! Nawet mi nie raczysz wyjaśnić dlaczego nie mogę poznać ostatniego członka twojej rodziny!

- Nie mam ci się z czego tłumaczyć.

- To chociaż przestań mnie traktować jak pięciolatka!

- To zacznij mnie słuchać!

- Nie jestem twoim zwierzątkiem! - w tym momencie do mojego pokoju wbił Stiles.

- Scarlett. Kto to do cholery jest?!

- Nie przeszkadzaj! - warknął zielonooki.

- Nie chcę cię widzieć! Wyjdź z mojego pokoju! - krzyknęłam do Dereka.

Na jego twarzy wymalowany był szok, który po chwili ustąpił miejsce furii. Ukazał mi swoje zimno błękitne oczy i wyszedł.

- Kto to do cholery był? Ten gościu, u którego spędziłaś noc po pełni?! Wiedziałem, że nie można mu ufać! Zrobił ci coś?

- Tak, to on i nie, nic mi nie zrobił!

- Jak ochłoniesz to do mnie przyjdź... - powiedział przerażony Stiles. 

Zdziwiona spojrzałam na swoje odbicie w ekranie mojego telefonu. Miałam te żółte, świecące tęczówki, długie pazury i ostre kły. Sama się wystraszyłam pragnieniem rozlewu krwi, który tlił się w moich oczach. Upuściłam telefon i cofałam się, aż moje plecy dotknęły ściany. Osunęłam się po niej i zakryłam dłońmi twarz. Co się ze mną dzieje? Boje się! Boje się siebie! Zacisnęłam ręce w pięści, co spowodowało wbicie pazurów. Krew lała się po moich nadgarstkach, plamiąc przy tym sweter. Poczułam jeszcze większy strach i wściekłość na siebie. Nie pomagało. Nie zmieniałam się z powrotem w człowieka, tylko łzy przestały napływać mi do oczu. Wyprostowałam palce i pobiegłam do łazienki. Włożyłam dłonie pod zimny strumień wody i zmyłam czerwoną ciecz. Wróciłam do pokoju i sięgnęłam po zeszyt babci. Ostrożnie otworzyłam (żeby nie podziurawić kartek) na stronie z "zakładką" i zaczęłam czytać. Dowiedziałam się niezwykłych rzeczy. Zadowolona weszłam do pokoju mojego bliźniaka, akurat ślęczał nad lekcjami. Wbiłam moje szpony w jego kark. Jęknął z bólu. W ten sposób przekazałam mu moje wspomnienie. Super, nie? Było ono o tym, czego się dowiedziałam o moich słabościach. Zrobiłam to, żeby w razie mojej niekontrolowanej żądzy krwi, wiedział jak się obronić. Zakręciło mi się w głowie i wyciągnęłam pazury z jego szyi.

- Cieszy mnie, że tyle dowiedziałaś się o swojej rasie, ale nie mogłaś mi tego przekazać słownie?!

- Wtedy nie byłoby zabawy. - odpowiedziałam szczerząc się do niego.

- Dziś wieczorem pójdę ze Scott'em pod dom tego mrocznego gościa. Odkryliśmy coś i... a dowiesz się w swoim czasie. Idziesz z nami?

- Tak. - z natury byłam bardzo ciekawska, podobnie jak mój brat. - o której wychodzimy?

- Po 20. - było po 16, więc zeszłam na dół i zrobiłam obiad.

Padło na spaghetti. Jak już pewnie zauważyliście przygotowuję proste dania, ponieważ nie jestem dobrą kucharką. No i kocham naleśniki (dość często je robię :). Zawołałam mojego brata i zjedliśmy danie.

- To sos pomidorowy, czy krew? - spytał mój brat patrząc na sweterek. Całe rękawy były poplamione. Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco i poszłam do mojej fortecy, żeby się przebrać. Zmieniłam tylko górę swojego ubioru. Ubrałam grubą, czarną bluzę z kapturem. Były na nim naszyte kocie uszy, a z rękawów wystawały rękawiczki bez palców przypominające łapki. Taaaaa wyglądałam mega uroczo. Było tak po 19. Zeszłam na dół.

- Ojojojoj jak ty ślodziutko wyglądaś. - usłyszałam od mojego brata. 

Mówił do mnie jak do niemowlaka.

- Może jeszcze zaczniesz kucikusiciać co?!

- A kuci, kuci, kuci, kuci....- po cholerę mu to mówiłam. 

Włożyłam na stopy czarne, nieprzemakalne trapery. Nie wiem jak większość ludzi, ale ja w nich dobrze biegam. Wyszłam z domu i wsiadłam do jeep'a. To samo uczynił mój brat. Po drodze zebraliśmy Scott'a. Niestety on też do mnie kucikusiciał. Kurwa! Może jeszcze Derek zacznie mnie tym wkurwiać?! Pomyślałam i w tym momencie dotarliśmy na miejsce. Chłopcy pośpiesznie wyszli z pojazdu. Uczyniłam to samo i obserwowałam ich poczynania. Zaczęli kopać tuż obok domu zielonookiego. W tym czasie pilnowałam, by nikt ich nie przyłapał. W końcu mnie zawołali. Moim oczom ukazała się połowa ciała czarnego wilka, albo psa. Skrzywiłam się. Wtedy Stiles wyrwał jakąś roślinę z ziemi. To chyba jest wilcze ziele. Zauważyłam, że jest do niej przyczepiony sznurek. Bliźniak wyciągał go, zataczając przy tym co raz większe kółka. Kiedy sznur się skończył w dole już nie było wilka, tylko druga część ciała kobiety.

- Wiecie co to oznacza? - spytał mój brat, odpowiedziała mu cisza. - To znaczy, że Derek Hale kogoś zabił!

- A kto to w ogóle jest? - spytał wilkołak. 
Domyślałam się, że to mogła być Peggie. Ta dziewczyna, która niestety nie przeżyła ugryzienia. Ale to przypuszczenie wyklucza fakt, iż stało się to ponad 5 lat temu.

- I co teraz zrobimy? - spytałam. Byłam przerażona tą myślą, że mógł kogoś zabić. A może ściemniał z tą Peggie, żeby w honorowy sposób wyjaśnić morderstwo na niewinnej dziewczynie?

- Dzwonimy po policję. - odpowiedział pewnie mój brat.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro