Rozdział 42
Derek, ze mną na rękach dobiegł do mojego domu. Położył mnie na łóżku i usiadł obok.
- Możesz mnie podnieść do pozycji siedzącej? - spytałam.
Westchnął i oparł plecy o stertę poduszek.
- Dziękuję. Tobie nic nie jest?
- Nie.
- Nadal jesteś na mnie zły?
- Tak.
- A co mam zrobić, żebyś przestał się na mnie gniewać? - spytałam, na co Derek odpowiedział łobuzerskim uśmiechem.
- Wybaczę ci złamanie zasad, jeżeli będę mieć pewność, że Isaac cię nie dotknie.
- Nie zrobisz mu krzywdy, prawda?
- Ty mnie na stówę nie zatrzymasz. - prychnął.
- No niestety to prawda, ale zaraz jak odzyskam kontrolę nad ciałem to miałbyś przerąbane. - warknęłam.
- Co być mi zrobiła? - wyszczerzył się i pociągnął za nogę przez co teraz leżałam.
Nachylił się nade mną i prawie stykaliśmy się nosami.
- Urwałabym ci genitalia i zmiażdżyłabym wszystkie kończyny. - mój głos był tak przesiąknięty jadem, że nawet kanima by się otruła.
- I kto by cię wtedy przytulał?
- Isaac. - wyszczerzyłam się, na co on zgromił mnie spojrzeniem.
- Nienawidzę jak o nim mówisz.
- A ja nienawidzę świadomości, że lizałeś się z Ericą. Zauważ, że ja i Isaac nie wymieniliśmy śliny.
- I tak ty lepiej całujesz.
- Wielkie pocieszenie. - warknęłam, a czarnowłosy złączył nasze usta w krótkim, ale słodkim pocałunku. - Zrobiłeś to tylko po to, żebym się zamknęła?
- W tym momencie owszem, aczkolwiek uwielbiam jak mówisz.
Mimowolnie moje wargi uformowały szeroki uśmiech.
- Wiesz, mam świetny pomysł. Wykorzystam twój chwilowy paraliż. - uśmiechnął się do siebie podstępnie, przez co po moich plecach przebiegł dreszcz.
- Co zamierzasz zrobić?
Jedną dłoń położył na moim biodrze, a drugą na karku. Jego usta zbliżały się powoli do mojej szyi, a mój oddech przyśpieszył. Zaczął składać delikatne i lekkie pocałunki na szczęce. Powoli schodził na szyję i obojczyk, kierując się w stronę dekoltu.
- D...Derek. - jęknęłam, kiedy wargi zielonookiego były zdecydowanie za blisko moich piersi. - Ja się b..boję.
Widząc moją reakcje, alfa wrócił pocałunkami wyżej i wyszeptał w moje usta.
- Będę czekał, dopóki nie będziesz gotowa. Choćby do końca świata.
Objął mnie w tali i złączył nasze usta w długim i pełnym uczuć pocałunku.
- Cieszę się, że cię mam. - wyszeptałam, a on odpowiedział szerokim uśmiechem. - Kocham cię.
- Wiem, mnie się nie da nie kochać. - zacytował mnie, na co się zaśmiałam.
- Co prawda, to prawda. Przytulisz mnie? - spytałam, robiąc oczy szczeniaczka.
Uśmiechnął się rozczulająco, usiadł, posadził mnie sobie na kolanach i objął swoimi ogromnymi łapami. Schował twarz w moich włosach i wręcz czułam jak narkotyzował się ich zapachem. Nie przeczę, że było to bardzo przyjemne. Jako, że moja głowa oparta była o ramię alfy, miałam idealne położenie do zaciągania się jego zapachem. Pachniał tak cudownie. Czuć od niego było las, kawę i męski żel pod prysznic. Idealna mieszanka. Delikatnie ucałowałam go pod uchem, przygryzłam jego płat.
- Kiedy odzyskam możliwość poruszania się?
- Za jakieś dwie godziny. Co chcesz przez ten czas robić?
- Może obejrzymy jakiś film?
- Dobrze, a jaki?
- Oglądałeś Łatwą Dziewczynę? - spytałam. /dop. autora: film genialny, polecam ;)/
W odpowiedzi przecząco pokręcił głową. Wziął z biurka mój laptop, wpisał hasło, które mu podałam i włączył film.
***
Po filmie wreszcie odzyskałam pełną kontrolę nad ciałem. Oh jak miło się znowu poruszać. Przemknęło mi przez głowę kiedy to podniosłam się z łóżka i przeciągnęłam. Wskoczyłam na łóżko i mocno przytuliłam do poduszki.
- Zamiast mnie, przytulasz poduszkę. Super. Czuję się ignorowany. - fuknął mi do ucha Derek.
Uśmiechnęłam się pod nosem i przeturlałam na jego klatkę piersiową.
- Lubię na tobie leżeć. - zamruczałam.
- Właśnie widzę. - mówiąc to oplótł mnie w tali i ucałował w czoło. - A ja uwielbiam cię przytulać.
Podniosłam się lekko i weszłam pod koszulkę zielonookiego. Ostro się zaciągnęłam i mocno objęłam wilkołaka.
- Zimno ci, czy aż tak kochasz mój zapach? - spytał rozbawiony.
- I to, i to.
Nagle mój telefon wydał z siebie dźwięk, obwieszczający otrzymanie wiadomości. Wyjęłam go z tylnej kieszeni spodni i nadal siedząc pod koszulką czarnowłosego odczytałam sms'a.
Od: braciszek Stiles <3
Wracam do domu, wszystko z tobą w porządku? Muszę ci opowiedzieć o paru wydarzeniach.
Do: braciszek Stiles <3
Ze mną oki, czekam.
Wygramoliłam się spod t-shirt'u alfy i położyłam się obok niego.
- Kto napisał?
- Stiles.
- Co chciał?
- Zaraz przyjedzie i chce mi opowiedzieć co się wydarzyło. - powiedziałam na jednym wdechu.
Byłam strasznie zainteresowana cóż tam się stało. Pragnę się dowiedzieć jak unieszkodliwić Jackson'a nie zabijając go. Tak, to prawda, że jest straszną, materialistyczną szują, ale to jednak człowiek i każdy zasługuję na życie.
- Nad czym tak rozmyślasz? - spytał Derek, lekko się nade mną nachylając.
- Myślę o sposobie uwolnienia Jackson'a od jaszczurkowatej natury.
- Możemy mu urwać łeb.
- No właśnie nie zabijając go.
- Wątpię, żeby to było możliwe...
- Tak samo jak wątpiłeś w niewinność Lydi? - spytałam, uśmiechając się triumfalnie.
- Będziesz mi to wypominać do końca życia?
- Nie często mam rację, więc tak.
W odpowiedzi westchnął zrezygnowany. Zbliżyłam usta do jego policzka po czym je delikatnie ucałowałam.
- Właśnie za sarkazm, chamstwo i wiele innych, mnie kochasz, bo dzięki tym czynnikom jestem sobą. - wyszeptałam mu do ucha, na co Derek niechętnie przytaknął.
Wtedy do pokoju wbiegł zdyszany Stiles. Oparł się o ścianę, starając się złapać oddech. Patrzał na nas i wykonał gest oznaczający "czekaj". Jestem jego siostrą i doskonale interpretuje każdy gest. Podniosłam się do pozycji siedzącej i z wyczekiwaniem obserwowałam brata.
- Jackson zaatakował masowo siedmiu facetów w clubie dla gejów, w tym także Danny'ego. Na szczęście spowodował jedynie paraliż. Żeby nic nikomu nie zrobił Scott go drapnął, przez co uciekł. Znaleźliśmy go nieprzytomnego koło jakiegoś auta i teraz mamy go nagiego na tylnym siedzeniu w jeep'ie. Przyszedłem po ciebie, bo cię potrzebuję i po spodnie dla Jackson'a. - mówiąc ostatnie zdanie skrzywił się.
- Dobrze, bierz te spodnie i jedziemy. - powiedziałam wstając pośpiesznie z łóżka.
Stiles kiwnął głową i jeszcze rzucił znaczące spojrzenie na Derek'a, po czym poszedł.
- Muszę iść. - mówiąc to pocałowałam go w czoło.
Westchnął ciężko i pocałował mnie w policzek po czym wyszedł z domu. Pobiegłam do jeep'a brata. Był tam ledwo żywy Jackson i Scott.
- Cześć Scotty, do czego będę wam potrzebna? - przywitałam się z uśmiechem na ustach.
- Cześć. Ja nie będę mógł być cały czas ze Stiles'em i Jacksonem, bo jestem zagrożony z paru przedmiotów i nie mogę opuścić lekcji, a sama wiesz, że lepiej ich SAMYCH nie zostawiać. - zaśmiał się.
- Co prawda, to prawda.
- Dobra jestem i mam błogosławione spodnie. - rzekł Stiles, podchodząc do nas.
- Super, a kto je mu założy? - spytałam.
- No chyba ty. - zwrócił się bliźniak do Scott'a.
- Co? Czemu ja?!
- Bo ciebie nikt później nie będzie podejrzewać o homoseksualizm.
Spojrzeliśmy ze Scottem na Stiles'a. Nasza mina wyrażała jedyne zdanie: "Gościu, o co ci chodzi do cholery?!".
- Ciebie ktoś o to podejrzewa? - spytałam.
Zamilkł. Wow, Stiles naprawdę zamilkł. Ludzie, cud się zdarzył. Bliźniak westchnął pod nosem i poszedł założyć blondynowi spodnie. Następnie usiadł na miejscu kierowcy, Scott z przodu, a ja musiałam zająć miejsce z tyłu. Podkurczyłam nogi Whittemore'a i usiadłam za McCall'em. Odwieźliśmy Mc do domu i pojechaliśmy na komisariat. Bardzo dyskretnie przenieśliśmy go do policyjnego vana i odjechaliśmy do rezerwatu, po drodze zahaczyliśmy o spożywczak kupując od razu coś do szamania.
- Czyli będziemy go tak ukrywać, dopóki nie ogarniemy jego odmienności?
- Albo, dopóki nas policja nie złapie. Cokolwiek będzie pierwsze. - wzruszył ramionami.
Stil wyciągnął z kieszeni telefon Jackson'a. Kiedy on pisał sms'a do rodziców blondyna, ja zasnęłam.
Obudził mnie przyśpieszony oddech i bicie serca Jackson'a. Był wczesny ranek. Szturchnęłam mocno brata łokciem, na co od razu otworzył oczy.
- Co jest?
- Obudził się.
Po moich słowach pośpiesznie wyszedł z vana, potykając się o własne nogi i chwytając kupione kanapki. Po chwili wrócił się i rzucił mi jedną. Padło na tą z indykiem. Zajadając, przysłuchiwałam się rozmowie brata z uprowadzonym.
- Przywiozłem jedzenie. - powiedział Stiles.
- Wypuść mnie!!! - ryk Jackson'a był taki donośny i stanowczy, że po moich plecach przebiegł dreszcz strachu.
- Założyłem ci spodnie, każdą nogawkę osobno. Spotkanie z twoimi klejnotami nie należało do przyjemności.
- Mnie też nie bawi ta sytuacja.
- Wyświadczyłem ci przysługę.
- Zamykając mnie?!
- Zabijasz ludzi......na śmierć. Na razie musisz tu zostać, przykro mi. Dobra szynka z serem, czy indyk?
- Rodzicie będą mnie szukać.
- Chyba, że dałeś im znak.
- Dobra, nieważne. Mówiłeś, że zabijam i atakuje ludzi. Z czym ma to związek?
- Kanima szuka kompana, jest ktoś, kto cię do tego zmusza.
- Ale po co?
- Pojęcia nie mam.
- Dobra, a to ma jakiś związek z ugryzieniem?
- No tak.
- Zmieniam się?! - wykrzyknął uradowany Jackson.
- Ej spokojnie. Tak, zmieniasz się w takie wężowato-jaszczurkowate coś.
- Wężowo-jaszczurkowate? To jak ja wyglądam?
- Masz wąskie, żółte ślepia, łuski...
- Łuski? Jak ryba?
- Raczej jak gad, a twój jad działa paraliżująco. No i masz ogon.
- Ogon?
- Tak.
- Ma jakąś funkcje?
- Nic o tym nie wiem.
- Mógłbym cię nim udusić? - nie widziałam go, ale byłam prawie pewna, że przeszywał Stiles'a morderczym spojrzeniem.
- Wciąż mi nie wierzysz. Co robiłeś po meczu pół finałowym?
- Wróciłem do domu.
- Jesteś pewien?
- Tak, a niby co innego miałbym robić?!
- Uwięziłeś mnie i Derek'a w basenie. Po za tym zabiłeś mechanika na moich oczach, cudowny widok. Zabiłeś też jednego z myśliwych, a wczoraj polowałeś na Danny'ego.
- Dlaczego miałbym skrzywdzić przyjaciela?
- Scott próbuje to rozgryźć.
- Niech się zastanowi skąd weźmiecie na adwokata, bo pozwę was do sądu!!!
- No dobra. Co się działo podczas pełni.
- Nic.........zupełnie nic.
To chyba odpowiedni moment, żeby już ich od siebie odciągnąć. Wstałam z fotela, wyszłam z vana i walnęłam pięścią w ścianę. Usłyszałam przerażony krzyk Stil'a.
- Kto tu jeszcze jest? - spytał wkurwiony Whittemore.
- Moja siostra. - westchnął brązowooki i wyszedł z przewoźnej celi. - Następnym razem mogłabyś to zrobić subtelniej?
- Nie obiecuję. Nie sądzisz, że powiedziałeś mu trochę za dużo? Wiesz, bądź co bądź to Jackson i nie wiemy co zrobi z tą wiedzą. Najprawdopodobniej wykorzysta to przeciwko nam.
- Niby w jaki sposób?
- Nie wiem, ale to pewne, że to wykorzysta. To tak jak powiedział Derek. Czasem wygląd odzwierciedla charakter.
- Dobra, porozmawiamy o tym później. Teraz pozwól, że napiszę do rodziców Jackson'a.
- No dobra.
Nie czekając na odpowiedź usiadłam na miejscu pasażera i włączyłam radio. Słuchałam The Neighbourhood - Sweater Weather. Kołysząc się w rytm piosenki i nie zwracając na nic uwagi, zatraciłam się w pięknym leśnym krajobrazie. Mój trans zakłócił krzyk brata. Odruchowo wybiegłam z auta, potykając się o własne nogi i wpadając na Alison. Zaraz, Alison?
- Co ty tu robisz?
- Oni wiedzą!
- Co wiedzą? - odpowiedzieliśmy chórem z bratem.
- Że Jackson zniknął!
- Co? Sms'uje z jego rodzicami. - powiedział Stiles majtając telefonem Whittemore'a przed oczami łowczyni.
- Mój dziadek powiedział, że poszli na policję.
Zgromiłam brata spojrzeniem, a on ze strachem w oczach spojrzał telefon w swoim ręku. Spanikowany podbiegł do radiokomunikacji.
- Wszystkie jednostki do rezerwatu, działajcie ostrożnie do przyjazdu szeryfa. Powtarzam, działajcie ostrożnie. - usłyszałam męski głos wydobywający się z urządzenia.
- Cholera. - wymamrotałam pod nosem i wpakowałam się do van'a.
Ja i Stiles wsiedliśmy do białej furgonetki, a Argent do swojego auta.
- Gdzie jedziemy? - spytałam.
- Daleko stąd.
Mówiąc to Stil nawiązał połączenie z matką Jackson'a i wyrzucił telefon przez okno, odjeżdżając.
- Daj mi swój telefon. - rzucił do mnie brat.
Podałam mu komórkę, a on nawiązał połączenie ze Scott'em.
- Przyjedź nad urwisko. Mamy problem.
- Co jest?
I opowiedział mu o całej zaistniałej sytuacji. Po bliżej nieokreślonym czasie, dotarliśmy na miejsce. Scott już na nas czekał, a Alison zaraz po nas przyjechała. Wyszliśmy z pojazdów i podeszliśmy do wilkołaka, który przyjechał jeep'em Stiles'a.
- Nie pamięta, że jest kanimą, więc pewnie zapomniał, że ukradł tablet. - powiedział Scott.
Wcześniej sprawdzał, samochód Jackson'a i Danny'ego w poszukiwaniu tabletu, na którym był filmik z przemianą blondyna.
- Nie wiedział co na nim jest. - odpowiedział bliźniak.
- Może ktoś inny go wziął? - domyśliłam się.
- Czyli ktoś go chroni. - dopowiedział Stiles.
- Bestiariusz mówi, że kanima szuka kompana. - zauważyła Alison.
Boże, teraz by się przydał dziennik babci, ale nie! Bo tępy człowiek o imieniu Matt go sfajczył!
- Chwila. Ktoś widział co się dzieje z Jackson'em i pociął nagranie, żeby się tego nie dowiedział? - powiedział Stil. - Kto by zrobił coś takiego?
- Ktoś kto chce go chronić. - rzekła Alison.
- Jest coś jeszcze. Mówiłeś, że kanima poluje tylko na morderców, może to prawda? - myślał na głos Scott.
- Przecież próbował zabić nas. Nie wiem jak wy, ale ja ostatnio nikogo nie kropnąłem. - powiedział brat na co zgromiłam go spojrzeniem.
- Myślę, że nie chciał nas zabić. Pamiętasz jak byliśmy u Isaac'a? Przeszedł koło nas. - zwrócił się do łowczyni Mc.
- A potem uciekł. - dodała Ali.
- Nie zabił was u mechanika. - mówiąc to Scott spojrzała na nas.
- Ale powinien mi coś zrobić! Przecież ja....zrobiłam coś złego. To dlaczego ja cały czas żyję? - wtrąciłam się.
- Rzeczywiście, ten fakt obala całą teorię. - westchnął Scotty.
- Atakował mnie i derek'a w basenie. - dodał Stiles
- Czyżby?
- Czekał, aż wyjdziemy. - odpowiedział przyjacielowi syn szeryfa.
- A może chciał was przytrzymać. - oświeciło Romea.
- Zaczynam się niepokoić. - wzdrygnął się bliźniak.
- Nie ty jeden. - dodałam.
- Tu chodzi o coś jeszcze. - zastanawiał się Mc. - Nie wiemy co się działo z Jackson'em, ani dlaczego ktoś go chroni.
- Poznaj swojego wroga. - wypaliła Ali, na co wszyscy na nią spojrzeli. - Dziadek mi to powiedział.
- Zabijemy Jacksona i problem z głowy. - wzruszył ramionami Stiles.
- Obronił nas przed Peter'em pamiętasz? - przypomniał nam Scott.
- Ale co się okazało? Derek go ugryzł. Niby nadstawiał za nas karku, a dostał to czego chciał. - powiedział Stiles.
Miał rację, Jackson wszystko robi interesownie.
- To nie znaczy, że nie watro go ratować. - rzekł McCall.
- Z nim zawsze są problemy.Nie wie co robi. - westchnął Stiles.
- Co z tego? Pamiętasz jak prawie was zabiłem? Ktoś mnie wtedy powstrzymał, on jest sam. - bronił go Romeo.
- To jego wina. - warknął brat.
- Nieważne. Musimy mu pomóc. - wtrąciłam się.
Wszyscy kiwnęli głową na znak zgody. Wtedy Stiles jakby sobie o czymś przypomniał i biegnąc w stronę swojego wiernego jeep'a rzucił.
- Jadę do Lydi!
Nie wnikając w zamiary brata krzyknęłam za nim.
- To przy okazji podwieź mnie do domu! Nie będę wam przeszkadzać gołąbki. - zwróciłam się ciszej do Scott'a i Alison.
Pobiegłam za bratem i wsiadłam do jeep'a. Podwiózł mnie do domu i od razu odjechał. Ahhhh miłość. Chcąc się odprężyć, zrobiłam sobie kakao i usiadłam do książki. Później sprawdziłam wszystkie możliwe portale społecznościowe i tak mi minął czas do godziny 20. Wtedy usłyszałam trąbienie jeep'a. Wybiegłam przed dom i od razu wpadłam do auta.
- Co jest?
- Nic, musimy po prostu wrócić do Jackson'a i naszych kociaków.
I pojechaliśmy. Kiedy dotarliśmy na miejsce zauważyliśmy wyważone tylne drzwi od van'a. Weszłam do samochodowej celi i zauważyłam odpięte, a raczej rozerwane kajdanki, w których wcześniej był skuty Jackson. Wymieniliśmy z bratem zaskoczone spojrzenia i podeszliśmy do auta Alison. Tak jak się spodziewałam. Dziewczyna leżała na klatce piersiowej wilkołaka i spali. Zajebiście. Wraz ze Stiles'em zapukaliśmy donośnie w szybę, dzięki czemu obudzili się i oderwali od swoich ciał.
- Coś wam pokażę. - warknął zirytowany bliźniak.
Romeo i Julia ogarnęli się najszybciej jak umieli i wyszli z auta.
- O co chodzi? - spytała Argent.
W odpowiedzi jedynie wskazałam dłonią zmasakrowany van.
- Muszę powiedzieć ojcu. - to pierwsze co powiedziała, po otrząśnięciu się z szoku. - Scott, Jackson kogoś zabije.
- Dobrze, niech się dowie. - odpowiedział zestresowany.
- Ja muszę powiedzieć mojemu. - dodał bro.
- To wszystko moja wina. - westchnął wilkołak.
- Nie. - Alison do niego podeszła i położyła dłoń na ramieniu.
- Ale potrzebujemy pomocy. Jesteśmy tylko nastolatkami. - wtrąciłam się.
- Masz rację. - mówił coraz bardziej zrezygnowany McCall.
- Wasz tata wam uwierzy? - łowczyni tym razem się zwróciła do mnie i brata.
- Sądzę, że tak. - odpowiedziałam, pokazując moje wilcze oczęta.
Bez dodatkowych słów weszliśmy z bratem do jeep'a i odjechaliśmy w kierunku komisariatu. Po dotarciu na miejsce wytłumaczyliśmy, że chcemy się zobaczyć z tatą. Weszliśmy do jego gabinetu i ujrzałam Jackson'a, pana Whittemore'a, oraz zdenerwowanego tatę. Zdenerwowany to bardzo delikatne określenie.
- Scarlett, Stiles, w samą porę. - zwrócił się do nas szeryf, na co blondyn uśmiechnął się perfidnie. - Znacie tatę Jackson'a, pana Davida Whittemore'a? Jest mecenasem.
Mamy przerąbane.
- Czyli prawnikiem. - dodał niebieskooki traktując jak debili.
Powtórzę to, tylko dosadniej, mamy przejebane.
____________________________________________________________________________________
Cześć kochani :) Z góry chciałam was przeprosić za około dwu tygodniową nieobecność, ale miałam ferie i dopiero wczoraj wróciłam. W ramach przeprosin, rozdział jest trochę dłuższy. Tak mnie zastanawia, czy ostatnio nie jest za słodko w tych moich rozdziałach. Mam na myśli częstotliwość i dosadność scen z Scy i Derek'iem. Mam nadzieję, że chodź trochę poprawiłam wam humor w dzień szatana zwany poniedziałkiem. Do zobaczenia moje miśki :****
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro