Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37

*Perspektywa Scarlett*

- Powinnaś jechać ze mną. - rzekł twardo Isaac, odsuwając mnie od siebie.

- Ale dlaczego?

- Derek planuję, coś hmmmmmm.....nieprzyjemnego dla Scott'a i sądzę, że powinnaś tam być, bo Hale jest trochę nieprzewidywalny i może posunąć się za daleko. - doskonale wiedziałam o co mu chodzi. 

Kiwnęłam głową, na co złapał mnie za nadgarstek i wyprowadził na dwór. Moim oczom ukazał się piękny, czarny motocykl.

- Wow. - tylko tyle udało mi się wydusić.

Zawsze mi się podobały te maszyny i podziwiałam ludzi, którzy na tym jeżdżą, lecz sama nigdy nie miałam okazji wsiąść na tą bestię.

- Zajebisty tak jak ja. - uśmiechnął się dumnie Isaac.

- Jaka skromność.

- Wsiadaj.

- Że co? Na to? Ja nie umrę?

- Błagam, jesteś wilkołakiem i masz mnie, co złego może się stać?

- Przekonałeś mnie. - i wsiadłam na pięknego potwora.

Szarooki podał mi kask, lecz mnie dopadły pewne wątpliwości.

- A masz drugi?

- Nie, dlatego ty to masz założyć.

- Ale...- widząc jego nieustępliwe spojrzenie, zamilkłam, a on wcisnął mi kask na głowę.

Usiadł przede mną i uruchomił cudeńko.

- Trzymaj się mocno. - bez zbędnych namów wykonałam jego polecenie i oplotłam rękoma jego tors.

Ruszył. Kurczowo trzymałam się jego klatki piersiowej, lecz widząc magię tej prędkości, już się tak nie obawiałam. Po drodze podziwiałam widoki, zachwycałam się wiatrem, targającym moje włosy. Wreszcie dotarliśmy przed lodowisko, bo to tu miało się wszystko odbyć. Zaraz po zejściu z motoru, Isaac chwycił mnie za nadgarstek i poprowadził za budynek.

- Lepiej by było, żeby Derek nie wiedział o twojej obecności. Będziesz miała takie wejście smoka.

Wyszczerzyłam się na te słowa.

- A ogólnie to gdzie są wszyscy?

- Derek pewnie mówi Boyd'owi o zaletach i wadach, bycia wilkołakiem, a Erica zatrzymuje Stiles'a, żeby tutaj nie przyszedł.

- Niby czemu? I od kiedy Boyd ma dołączyć do stada?

- Wiele się pozmieniało pod twoją nieobecność. Erica musi zatrzymać Stil'a, żeby nie pomagał Scott'owi. Takie było polecenie Derek'a.

- Ale...?

- Ale ja jestem pieprzonym baddasem i niepokoi mnie Derek.

Zaśmiałam się krótko na jego słowa i kiwnęłam głową.

- To kiedy tam wejdziemy?

Wtem usłyszeliśmy donośny krzyk bólu, który wyrwał się z gardła Boyd'a.

- Masz odpowiedź. Wejdziesz tylnymi drzwiami i gdzieś się schowasz, tylko tak, żebyś w każdej chwili mogła wyjść i ogarnąć sytuację.

W odpowiedzi kiwnęłam głową ze zrozumieniem. Usłyszałam jak Derek wychodzi z budynku i woła resztę stada. Isaac posłał mi porozumiewawcze spojrzenie i poszedł. Miałam zamiar wejść do środka, ale usłyszałam rozmowę Derek'a z Lahey'em.

- Czemu czuję od ciebie Scar?! - warknął zielonooki.

- A no odwiedziłem ją.

- Co z nią robiłeś, że woń jest taka silna?

- Od kiedy mam się tobie spowiadać?

Usłyszałam bardzo ciężkie westchnięcie od strony Hale'a.

- Wszystko u niej w porządku?

- Tak.

- Słuchaj, mam do ciebie prośbę. Jeżeli coś mi się kiedyś stanie, to zajmij się nią.

Woooooooooow, czy tylko mnie to pozytywnie zaskoczyło? Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który cisnął mi się na usta.

- Jasne, zajmę się nią.

- Cześć. To jak? Wchodzimy? Scott zaraz przyjdzie. - usłyszałam głos Erici, która najprawdopodobniej właśnie przyszła.

Zignorowałam dalszą część rozmowy i po prostu weszłam do budynku. Schowałam się w budce do robienia zdjęć i czekałam. Stado weszło na lodowisko, po czym poszli do pomieszczenia, w którym wypożycza się łyżwy. Boyd polerował taflę lodu, kiedy wszedł Scott.

- Boyd, pogadajmy, proszę. Derek ci wszystko powiedział? Nie tylko o tym, że podczas pełni traci się kontrolę?

- Wiem o łowcach. - odpowiedział Boyd, zatrzymując maszynę.

- I nie odmówiłeś? To nie jest jedyna droga.

- Nie chcę jeść obiadów sam. - rzeczywiście, Boyd zawsze jada obiady sam, ale czy nie lepiej jest mieć przyjaciół w swoim wieku? 

- Zasługujesz na lepszych przyjaciół niż Derek.

- Zabolało. - usłyszałam głos wyżej wymienionego i przeniosłam na niego wzrok. Szedł w stronę McCall'a wraz ze swoim stadem. - Jeśli chcesz mnie oceniać, wysłuchaj różnych opinii. Erico, jak ci się teraz żyję?

Zwróciłam uwagę na brązowooką i stwierdziłam, że się diametralnie zmieniła. Teraz jest ładna, pewna siebie i mogłabym śmiało stwierdzić, że wygląda jak bogini seksu.

- Przychodzi mi na myśl jedno słowo....transformacja. - Po czym ryknęła, a jej kły się wydłużyły.

- A ty Isaac?

- Żałuję, że musiałem zniknąć, ale nie narzekam. - wzruszył ramionami i dyskretnie spojrzał w moją stronę.

Ukazałam mu moje świecące oczy, żeby wiedział, że to ja. Zrobiłam to krótko i na szczęście zauważył to tylko szarooki.

- To nie będzie uczciwa walka. - westchnął Mc.

- Więc wracaj do domu. - wzruszył ramionami alfa.

Dwie bety zaczęły iść w kierunku McCall'a, na co on wbił pięść w lud rozkruszając go. Przemienił się i warknął.

- Martwię się o nich.

Rozpoczęła się zacięta walka. Dwie bety zadawały obrażenia Scott'owi, lecz on był dużo silniejszy. Rzucił Isaac'iem o ścianę oddzielającą lodowisko, od innych atrakcji budynku i następnie kopnął Ericę, przez co upadła. Prócz mnie i Derek'a, tej sytuacji przyglądał się Boyd. Właściwie to to musiało być dla niego trochę dziwne, ale przecież musiał zobaczyć co Derek z niego zrobił i jak radzić sobie ze swoim wewnętrznym wilkiem. Jest inteligentny, więc wiele wyniesie z samych obserwacji. Przestałam obserwować walkę. Wiedziałam, że Scott by ich nie skrzywdził. Zwróciłam na nich uwagę dopiero wtedy, kiedy Scott położył obie bety na podłożu.

-Nie rozumiecie?! On nie robi tego dla was! Myśli wyłącznie o budowaniu własnej siły! Twierdził, że dał wam coś wartościowego, a tak naprawdę zmienił was w swoje psy! - po czym dwójka wilkołaków wylądowała u stóp Hale'a.

- To prawda, chodzi o siłę. - odpowiedział zielonooki.

Skierował swoje kroki ku żółtookiemu. Rozprostował pięści i paznokcie zmieniły się w pazury, zielone oczy przybrały szkarłatną barwę, a po kilku ruchach głowy zęby zmieniły się w kły. Derek ukazał je donośnie przy tym rycząc. Doszło do całkowitej przemiany. Czarnowłosy od razu uderzył Scott'a z główki, szarpnął pazurami mięśnie na brzuchu i uderzył w szczękę. Patrząc na to zabolały mnie wyżej wymienione części ciała. Odsłoniłam zasłonę i wyszłam z budki. Jak na razie nikt nie zwracał na mnie uwagi. Na razie. Kiedy to dochodziło do mojej transformacji, Scott dostał w twarz i brzuch, przez co się skulił. Derek też raz dostał. Może nie potrzebują mojej interwencji? Przemknęło mi prze głowę. Moje wątpliwości rozwiały kolejne uderzenia w twarz Scott'a. Derek rzucił nim o lód, na co Mc wypluł szkarłatną ciecz. Derek przycisnął go butem, a ja pokonałam odległość dzielącą mnie od wilkołaków.  Szarpnęłam Hale'a za ramię na co on odruchowo chciał przyłożyć mi w szczękę. Zablokowałam jego pięść, po czym kopnęłam go w brzuch. Skoczyłam na jego plecy, przewracając go i przygniatając do podłoża. Lekcje u Alison się przydały. Uśmiechnęłam się do siebie i zbliżyłam do ucha alfy.

- Spokojnie, mogłeś mu coś zrobić. - warknęłam i odeszłam od alfy.

Kurde, ale jestem z siebie dumna. Derek wstał, wziął parę głębokich oddechów i poszedł do swoich bet, natomiast ledwo żywy Scott posłał mi wdzięczne spojrzenie.

- Nie chcesz być taki jak oni. - zwrócił się do Boyd'a.

- Masz rację. - mówiąc to odchylił swoją bluzę i pokazał ślad po ugryzieniu. - chcę być taki jak ty.

Po czym poszedł do Derek'a, natomiast McCall zamknął oczy i starał się "odżyć". Nim się spostrzegłam zostałam sama z przyjacielem mojego brata. Pomogłam mu wstać i wyszliśmy z budynku.

- Jak to się stało, że przyszłaś? Przecież Stiles mówił, że wyjechałaś na parę dni.

- Bo tak było, tyle że Isaac przewidział zachowanie Derek'a i tak oto jestem.

- Co się z nim dzieje?

- Nie mam pojęcia. - westchnęłam.

- Błagam cię, odejdź od stada Derek'a.

- Dlaczego?

- Szykuje się wojna, a na wojnie są ofiary. Nie chcę, żeby ci się coś stało.

- To znaczy, że mamy stać z boku i patrzeć?

- Nie, ty będziesz stać.

- A jak tobie się coś stanie? Alison będzie załamana! Ona też bierze w tym udział? Co się w ogóle działo przez dni mojej nieobecności? - zalałam go pytaniami, a z emocji straciłam kontrolę nad moimi rękami, przez co wymachiwałam nimi na wszystkie strony.

- Strasznie teraz przypominasz Stiles'a. - zaśmiał się. - Dobrze, już tłumaczę...

Z tego co się dowiedziałam Lidia miała dziwny atak na lodowisku, Erica się diametralnie zmieniła, co zdążyłam zauważyć, Scott dostał podwyżkę i w zasadzie to tyle.

- Wow, zostawiłam was na dwa dni i tak wiele się zmienia.

- Sądzę, że Stiles opowie ci to w bardziej szczegółowej wersji. - zaśmiał się Mc.

- Tak delikatnie mówiąc. - i poszłam w ślady mego towarzysza.

Niedługo później dotarliśmy do przychodni, bo to właśnie tu Scott chciał opatrzyć swoje rany. Weszliśmy do środka i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to ciało mężczyzny z głębokimi ranami po pazurach. Okropny widok. Brązowooki podniósł swoją koszulkę, oglądając krwawe ślady.

- Dlaczego się jeszcze nie zagoiły?

Chciałam odpowiedzieć, lecz ktoś zdążył mnie uprzedzić.

- Bo zaatakował cię alfa. - rzekł Deaton. - Chyba rzeczywiście musimy pogadać.

I to był dla mnie sygnał, że powinnam odnaleźć brata.

- Dobrze, to nie będę przeszkadzać. Do widzenia. - uśmiechnęłam się do nich i jak najszybciej opuściłam lecznicę.

Pobiegłam w stronę domu. Weszłam do środka i odnalazłam brata.

- Wróciłaś. - uśmiechnął się i zamknął w szczelnym uścisku. - Mogłaś zadzwonić, to bym po ciebie przyjechał.

- Ta, ale przyjechał po mnie Isaac. - odsunęłam się od niego. - Wali od ciebie śmieciami.

- Ohhh jeszcze? - jęknął, na co ja uniosłam lewą brew w pytającym geście. - Erica mnie wrzuciła do kontenera na śmieci, kiedy byłem nieprzytomny, a byłem nieprzytomny, bo mnie uderzyła rozrusznikiem!

- Zepsuła ci auto?

- TAK! Rzecz dla mnie świętą!

- Pomóc ci z zawiezieniem go do mechanika?

- Byłoby miło.

- Poczekaj sekundkę. - i pobiegłam po bardzo ważną rzecz.

Po chwili wróciłam z dezodorantem i wypryskałam nim zażenowanego brata.

- To było konieczne? - spytał.

- Owszem. Mój nos jest zbyt czuły, żebym to przeżyła.

I "pożyczyliśmy" radiowóz taty. Pojechaliśmy najpierw pod dom Boyd'a, bo to tam został wierny jeep mojego braciszka. Zaholowaliśmy pojazd do mechanika. Był to bardzo przystojny blondyn, który już na wstępie puścił mi oczko. Odwiozłam auto taty, żeby się nie skapnął i biegiem wróciłam do brata. Weszłam do pomieszczenia i spostrzegłam jak blondyn majstruje przy jeep'ie. Usłyszałam obce bicie serca. Może ktoś znowu na nas poluje? Nie, Scy przestań. Popadasz w paranoję, to na pewno jakiś pracownik tego zakładu.

- HEJ, HEJ! Co ty wyprawiasz?! Miałeś tylko naprawić rozrusznik. - krzyknął Stiles, podbiegając do chłopaka.

- Okazało się, że trzeba wymienić cały układ wydechowy.

- Czy mi się wydaję, czy próbujesz mnie naciągnąć?

- wyjdzie.... 1200 z częściami i robotą. - wow, rzeczywiście próbuje go naciągnąć. - Chodź mogę obniżyć nieco cenę.

Mówiąc to spojrzał na mnie dwuznacznie, a ja przewróciłam oczami. Co raz gorzej z tym społeczeństwem.

- Obniżysz nie tylko cenę, ale i też swoje zapędy. - warknął Stil. - W aucie nie ma nawet reaktora katalitycznego , tak wiem co to jest.

- A wiesz co to blokada mechanizmu różnicowego? - odpyskował blondyn.

- Nie.

- Mogę ci ją założyć za półtora tysiaka.

- Okej, po prostu skończ. Wrócę tu! - bliźniak zaczynał tracić cierpliwość do cwaniaczka, z resztą nie dziwię mu się.

Podeszliśmy do drzwi i dotknęłam klamki, lecz od razu odsunęłam dłoń, bo na klamce był obrzydliwy śluz.

- Fuj. - jęknęłam i wytarłam dłoń o ramię Stil'a.

- No dzięki! Dbają o higienę. Nie ma co, trzymacie poziom! - ostatnie zdanie krzyknął do chłopaka.

Westchnął i otworzył drzwi. Weszliśmy do pomieszczenia z różnym rodzajem paliw i tego typu cieczami. Stiles wytarł "smarki" o bluzę i wyciągnął telefon w celu napisania sms'a. Jego dłonie zaczęły się dziwnie trząść i nie był w stanie wykonać jakiejkolwiek czynności. Zdziwiło mnie to. Chciałam wziąć od niego telefon, ale moje dłonie zareagowały identycznie. Zauważyłam oślizgłą łapę z białymi pazurami w aucie brata, pod którym był mechanik.

-Ej! Coś... - starałam się krzyknąć, ale zwyczajnie nie mogłam.

Stiles także spróbował krzyknąć, lecz nic to nie dało. Nagle COŚ przebiegło obok mechanika i przecięło mu skórę na karku, przez co upadł. Co to do cholery jest?! Jeszcze raz spróbowałam się wydrzeć. Znowu nic. Nagle brązowooki padł na ziemię. Chciałam mu pomóc, ale nie byłam w stanie. Dziwne uczucie zaczęło rozchodzić się po moim ciele, przez co poszłam w ślady brata, lądując tuż obok niego. Bliźniak resztkami siły, tudzież kontroli próbował się doczołgać do telefonu. Dał radę. Chciałam chodź trochę zbliżyć się do niego, lecz byłam za słaba. Obróciłam głowę i patrzałam na bliską śmierć blondyna. Jeep powoli zbliżał się do ciała chłopaka. Jeszcze trochę i go przygniecie, a ja nie mogę mu pomóc. Stiles próbował zadzwonić na policję, a ja zaciskałam powieki, żeby uniknąć widoku krwawego zgonu.

-Pomocy. - usłyszałam jak chłopak próbuję wydobyć z siebie głośniejszy dźwięk. - Pomóż mi. Pomóż mi proszę.

Do moich uszu dotarł trzask. Jeep spadł, zabijając mechanika. Otworzyłam oczy, wystraszona hukiem i ujrzałam ogromną jaszczurkę. Ryknęła na mnie i uciekła. Jej oczy były takie dziwnie znajome. Przemknęło mi przez głowę.

- Tu telefon alarmowy, co się dzieję? - odezwał się głos w słuchawce.

Czyli Stiles'owi jednak się udało zadzwonić. Powiedział gdzie jest i co się stało z chłopakiem, oczywiście pomijając wszystkie wzmianki o jaszczurce. Po jakimś czasie zaczęliśmy odzyskiwać kontrolę nad swoim ciałem. Wstaliśmy, zaraz po usłyszeniu wycia syren policyjnych i wyszliśmy z "miejsca zbrodni". Funkcjonariusze policji wbiegli do środka w wiadomym celu, natomiast my mieliśmy mieć przesłuchanie. Tata usiadł pomiędzy naszą dwójką i zaczął od podstawowego pytania.

- Co się stało?

- Weszliśmy do środka i zobaczyliśmy faceta przygniecionego autem. - westchnęłam.

- Kogoś widzieliście?

- Nie. - odpowiedział szybko Stiles, może trochę za szybko.

- Mhmm, a może coś słyszeliście? Czuliście?

- Nie.

- Kompletnie nic szczególnego?

Pokręciliśmy przecząco głowami, na co tata westchnął.

- Jeszcze raz. Jak wyglądała cała sytuacja?

- Mówiłam ci, że weszliśmy i zobaczyliśmy faceta przygniecionego jeep'em, to wszystko.

- Co wam się stało w rękę? - spytał, patrząc na nasze dłonie.

Zwróciłam na nie uwagę. Rzeczywiście, coś było z nimi nie tak. Na skórze pojawiły się drobne krostki. Co to ma być?!

- Nic, możemy już iść? - warknął Stil.

- Jeśli coś przede mną ukrywacie....

- Myślisz, że kłamiemy? - spytałam.

- Jasne, że nie. Po prostu martwię się o was. Jeśli kogoś widzieliście to może będzie chciał wrócić i upewnić się, że nie piśniecie, ani słowa.

- Niczego nie widziałem. Serio. Możemy już iść?

- Jasne, ale jeep zostaje. Musimy go skonfiskować jako dowód.

- Niech go chociaż umyją. - jęknął zawiedziony brat.

Wyjął z tylnej kieszeni komórkę i zadzwonił do Scott'a. Nie chciałam im przeszkadzać, więc szepnęłam, że idę do domu pieszo. Kiwnął głową i kontynuował rozmowę. Ruszyłam samotnie ku jedynemu miejscu, gdzie nic mnie nie próbuje zabić. Chociaż, czy to coś chciało mnie skrzywdzić? Gdyby tak było, to wykorzystało by okazję i już dawno leżałbym martwa. W takim razie po co to było? Czemu akurat ten chłopak został zabity? Co odebrało mu życie? Czy to coś zaatakuje kolejny raz? I do tego jeszcze te oczy. Nie rozumiem dlaczego, ale jestem prawie pewna, że już je widziałam, że są mi znajome. Tego typu rozmyślania towarzyszyły mi, dopóki nie przekroczyłam progu swojego domu. Stiles jeszcze nie wrócił, czyli jeszcze omawia ze Scott'em to dziwne stworzenie. Napiłam się wody i poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i z ciężkim westchnięciem próbowałam wszystko sobie poukładać.

- Może jednak powinnam popaść w paranoje?! - krzyknęłam na cały dom.

Byłam wściekła. Gdyby nie moje wahanie, ten chłopak by żył, a ja nie widziałabym tego szpetnego ryja! O ile to można w ogóle nazwać ryjem. Wstałam i poszłam pod prysznic. Nie chciałam dłużej słuchać swoich myśli, więc włączyłam głośno utwór Adama Lamberta If i had you. Wiłam się pod strumieniem wody, nie myśląc, nie czując, tylko oddając się rytmowi piosenki. Mimowolnie nuciłam, wtórując Adamowi, gdy nagle usłyszałam znajomy mi głos.

- Ale gdybym cię miał.

____________________________________________________________________________________

No i jak? ^,^ Na wstępie chciałabym wam podziękować za 15k wyświetleń!!! Jesteście cudowni :****

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro