Rozdział 34
- Poczułem zapach od Scarlett, ale nie wiem czyj on jest. - westchnął Scott.
- Poznałbyś go w bezpośrednim kontakcie? - spytałem.
- Tak.
- Mam pomysł. - po czym pobiegłem do trenera. Po chwili wróciłem i zdyszany rzekłem, wręczyłem mu odpowiedni sprzęt - zastąpisz Danny'ego.
- Nie lubię stać na bramce.
- Mówiłem ci, że mam pomysł. To jest pomysł.
- AAAA - odpowiedział ze zrozumieniem brązowooki - Jaki jest pomysł?
- Naprawdę nie wiem co byś beze mnie zrobił. - westchnąłem. Może jego chwilowa tępota jest skutkiem pełni? Wmawiaj to sobie dalej, ale mimo wszystko kocham mojego przyjaciela.
- Ustawcie się! - krzyknął trener - Szybciej! Macie się postarać!
Scotty stanął na bramce i wtedy Finstock dmuchnął w gwizdek. Pierwszy zawodnik wystartował, Scott również wybiegł z bramki i od razu zderzył się z chłopakiem.
- McCall, nie wiem czy wiesz, ale zwykle bramkarz stoi w bramce!
- Tak trenerze.
- Jeszcze raz.
Ponowne gwizdnięcie i ta sama sytuacja. Przewrócił chłopaka, po czym subtelnie go obwąchał.
- McCall! Jesteś bramkarzem, a nie biegaczem!
Kolejny gwizdek i identyczna sytuacja. McCall pochylił się nad zawodnikiem. Patrząc na niego w tym momencie mógłbym stwierdzić, że albo jest gejem, albo nadaje się do ośrodka dla obłąkanych. Zawzięcie węszył niczym pies szukający kiełbasy.
- Styliński! Co do cholery jest nie tak z twoim przyjacielem?! - zapytał mnie trener, chwytając za róg kasku.
- Oblał dwa przedmioty, nie jest popularny i ma nieregularną szczękę. - powiedziałem, jak dyby nigdy nic.
- Ciekawe. - zainteresował się nauczyciel i odszedł. Gwizdnął po raz kolejny rzucając piłkę Danny'emu - Do roboty!
Ponownie ta sama sytuacja, tyle że Scott chwilę porozmawiał z Danny'm w dość dziwnej pozycji. Nie wiem o czym rozmawiali, nie jestem wilkołakiem i dobrze. Ktoś musi ogarnąć te niesforne szczenięta.
- McCall! Jeżeli jeszcze raz wyjdziesz z bramki, za karę będziesz biegał wokół boiska do upadłego. Jasne?
- Tak trenerze.
- Boli mnie ramię, siądę na ławce - powiedział Jackson. Isaac, który stał przede mną cały się trząsł ze złości i to on był rano u Scar. Dlaczego się wcześniej nie domyśliłem?! Może dlatego, że Lahey jest bardzo cichy i na co dzień praktycznie nie zwracasz na niego uwagi? Ponowny gwizdek trenera i ta sama sytuacja, tyle że Scott i Isaac ukazali sobie nawzajem wilcze oczy. Tak, zauważyłem to. Spostrzegłem tatę, który wraz z dwoma innymi policjantami podszedł do dwójki wilkołaków. Zabrali Isaac'a na krótkie przesłuchanie.
*Perspektywa Scarlett*
Zauważyłam jak Isaac rzuca mi wystraszone spojrzenie i już wiedziałam, że boi się stracić kontroli nad sobą. Poderwałam się z miejsca i podeszłam w miarę blisko Lahey'a. Byłam bliżej moich idiotów, niż nowego wilkołaka i mimo moich najusilniejszych starań słyszałam ich, a nie szeryfa.
- Jego ojciec nie żyję. Podejrzewają morderstwo. - odezwał się Scott. On jest na tyle spokojny by wszystko usłyszeć, a ja gotuje się od środka ze zdenerwowania i staje się bezużyteczna?! Halo?! Gdzie tu sprawiedliwość?!
- Myślą, że on to zrobił? - spytał mój brat. Pewnie tak, ale proszę, żebym tym razem moje przypuszczenia były błędne.
- Nie wiem, a co?
- Mogą go zamknąć na dobę w areszcie.
-Na całą noc?
- Przesiedziałby pełnie.
- Kraty w celach są mocne?
- Dla ludzi tak, dla wilkołaków pewnie nie.
- Stiles? Pamiętasz jak mówiłem, że nie mam ochoty cię zabić?
- Tak.
- On ma. - dlatego muszę przy nim być! Nie pozwolę, żeby ktoś zginął tej nocy! A co z tobą?! Nie dasz rady nad sobą panować! Odezwała się moja podświadomość. Potrzebuję Dereka. A wcześniej go zignorowałaś. Life is brutal. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do czarnowłosego. Po paru sygnałach usłyszałam jego głos.
- Co jest?
- Zabierają Isaac'a na posterunek. Sądzę, że zatrzymają go na całą noc. - powiedziałam na jednym wdechu, odchodząc znacznie od chłopców, żeby Mc nie podsłuchiwał.
- Czemu wcześniej nie odebrałaś?!- warknął.
- Bo jestem głupią, rozpuszczoną nastolatką. - prychnęłam.
- Właśnie widzę. Odwróć się. - wykonałam jego polecenie i zauważyłam jego sylwetkę na parkingu. Rozłączyłam się i do niego podeszłam.
- Co ja mam teraz zrobić?
- Pomóc mi ratować tego chłopaka.
- On ma imię. - warknęłam, na co przewrócił oczami.
- Nieważne. Musimy go wyciągnąć zanim zapadnie zmrok. - wziął mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę auta. Zatrzymałam się, na co zirytowany na mnie spojrzał.
- Mam lekcje. - zauważyłam.
- No tak! Bo po co ratować życie niewinnych ludzi i tego twojego Isaac'a?! Przecież nauka jest dużo ważniejsza!
- Oczywiści, że nie! Ale nie możemy po prostu podejść do mojego ojca i powiedzieć "No hej, tato słuchaj, Isaac to wilkołak i musimy go stąd wziąć, zanim wzejdzie księżyc, bo pozabija ludzi"! Potrzebujemy Stiles'a i Scott'a, którzy są w szkole! Potrzebujemy więcej informacji, czy to, że go zatrzymają na całą noc jest pewne! Stiles, Scott i ja poszukamy informacji na ten temat, a po lekcjach odbijemy Isaac'a. - na moje słowa, zwinął usta w cienką linię i po prostu puścił mój nadgarstek.
- On nie jest mój. - dodałam, po chwili zastanowienia i odeszłam do szkoły.
CHEMIA
- Dlaczego Derek go wybrał? - spytał Scott.
- Ugryzienie zmienia w wilkołaki, albo zabija. Pewnie nastolatki mają silniejszy organizm. - odpowiedział Stiles.
- Twój tata może go zatrzymać?
- Musiałby mieć dowód, albo świadka. - po krótkiej chwili zastanowienia, bliźniak odwrócił się do Danny'ego i zapytał - Danny, gdzie Jackson?
- U dyrektora w gabinecie z twoim tatą.
- Dlaczego? - dołączyłam się.
- Pyta go o Isaac'a.
- Musimy tam iść. - zwróciliśmy się chórkiem do Scott'a.
- Ale jak?
- Otwórzcie na 73 stronie. - rzekł Harrison, swoim jakże interesującym tonem głosu.
Wyrwałam kartkę z zeszytu, zwinęłam ją w kulkę i rzuciłam w tył głowy nauczyciela. Na pewno pójdziemy do dyra.
- Kto to do cholery zrobił?
Scott wskazywał na Stil'a, Stiles na mnie, a ja na Mc. Harrison kazał nam iść do dyra. Obecnie przesłuchiwali Jacksona, a ja podsłuchiwałam ze Scott'em tą rozmowę.
- Ojciec go bił? - pytał tata.
- Lał gdzie popadnie.
- Mówiłeś o tym komuś? Nauczycielowi? Rodzicom?
- Nie, to nie mój problem. - brawo Jackson, jesteś bardzo inteligentnym i w ogóle nie dupkowatym, idiotycznym gościem.
- Jasne. Ciekawe, że zwykle obrywają nie te dzieciaki, które na to zasługują.
- Owszem. Czekaj, co?
- To wszystko.
I w tym momencie tata wyszedł z gabinetu dyra. Widząc to Stil, ukrył się za gazetką, a ja za Scott'em.
- Cześć Scott. - powiedział szeryf udając, że nie widzi mnie i swojego syna. McCall tylko na to się uśmiechnął. Szeryf Styliński tylko szybko przeleciał wzrokiem po Stiles'ie i mnie, po czym kręcą ze zrezygnowaniem głową poszedł dalej. Stiles odłożył gazetkę, a z gabinetu wyszedł dziadek Alison.
- Zapraszam. - weszliśmy, a starzec ruchem dłoni wskazał byśmy usiedli. Wykonaliśmy jego nieme polecenie.
- Scott McCall, nie masz sukcesów naukowych, ale widzę, że stałeś się gwiazdą sportową. - mamrotał, przeglądając folder uczniowski Mc. - I rodzeństwo styliński. Stiels oooo świetne oceny, ale mało zajęć po za lekcyjnych. Może pograsz w La'Crosse?
- Właściwie to......
- Scarlett podobnie, genialne oceny, brak jakichkolwiek zajęć po za lekcyjnych i większych osiągnięć. Może zapiszesz się na kółko historyczne? Albo wystartujesz w paru konkursach? - kiwnęłam tylko głową bez słowa.
- Scott, to ty chodziłeś z moją wnuczką? - siwowłosy zmienił temat.
- Kiedyś tak, teraz w ogóle się nie spotykamy i nic nie robimy. - powiedział przejęty, do tego się jąkał. #perfectLIAR
- Spokojnie, wyglądasz jakbyś miał przegryźć kapsułkę z cyjankiem.
- Przeżyłem to rozstanie.
- Wydajesz się sympatczny. Jestem dyrektorem, ale nie chcę, żebyście traktowali mnie jak wroga.
- Czyżby? - Stiles, taki zajebisty.
- Ale moim obowiązkiem jest wspieranie nauczycieli, więc któreś z was musi wziąść winę na siebie i zostać po lekcjach.
Spojrzeliśmy wymownie na Stil'a na co odpowiedział oburzonym spojrzeniem. Niestety musiał zostać po lekcjach z Harrisonem. Zostanę trochę po szkole i pomogę mu się zerwać. Po lekcjach Scott i ja wybiegliśmy ze szkoły i zauważyłam radiowóz odjeżdżający z Isaac'iem, w tej samej sekundzie przyjechał Derek. Zauważyłam, że ma okulary przeciwsłoneczne i wygląda w nich bosko. Scarlett! Skup się! Musisz uratować Isaac'a i pomóc Stiles'owi wyjść ze szkoły.
- Wsiadajcie. - rzekł Hale.
- Żartujesz?! To twoja wina! - McCall się ewidentnie wściekł.
- Wiem. Musisz mi pomóc.
Nie chcąc im przeszkadzać, odwróciłam się na pięcie i miałam zamiar pójść do Stil'a.
- Stój Scar. - warknęli chórkiem w moją stronę. Super.
- Mam lepszy pomysł, zadzwonię do prawnika, tylko on może go wydostać przed zmrokiem. - zaproponował Scott.
- Nie jeżeli przeszukają dom. - westchnął Hale.
- Jak to? - włączyłam się do konwersacji.
- Nie wiem, co Jackson im powiedział, ale w domu znajdą coś o wiele gorszego.
Scott wsiadł do auta alfy i pojechali do domu Isaac'a, natomiast ja wróciłam do szkoły. Zauważyłam brata idącego za Harrisonem do klasy. Z ruchu jego ust wyczytałam wyraźne "Pomóż mi". Zadzwonił dzwonek, a ja rozpaczliwie szukałam alarmu przeciwpożarowego. Wreszcie znalazłam. Rozejrzałam się i go włączyłam. Zadowolona z siebie obserwowałam jak uczniowie wybiegają z klas.
- CO TY ROBISZ?! - usłyszałam głos trenera zza swoich pleców. Odwróciłam się pośpiesznie.
- Włączyłam alarm, bo się pali. - odpowiedziałam spanikowana i wybiegłam na sąsiedni korytarz.
Byłam tuż obok sali chemicznej, z której wybiegł Stil i nauczyciel. Weszłam tam i wzięłam dwa łatwopalne środki. Wylałam ich trochę, po czym wyjęłam z biurka Harrisona zapalniczkę. Podpaliłam płyn i uciekłam. Oby mi się udało. Wybiegłam ze szkoły tylnym wyjściem i skierowałam się do grupy uczniów i nauczycieli. Szybko wypatrzyłam brata i do niego podeszłam.
- Nie ma za co. - uśmiechnęłam się odciągając go od innych nastolatków.
- To twoja zasługa? Moja krew. - odwzajemnił uśmiech i poczochrał mnie po głowie.
Poprawiłam włosy i usłyszałam swoje nazwisko.
- STILIŃKI! CHODŹ TU! - darł się Finstock. Grzecznie poczekałam, aż trener do mnie podejdzie.
- Stilińki! Co to do cholery miało być?!
- Mówiłam panu, że się pali! - odpowiedziałam, udając panikę.
- Gdzie?
- W okolicach sali chemicznej! Albo biologicznej?! Nie wiem! Byłam taka wystraszona i od razu pobiegłam, żeby włączyć alarm!
- Jak możesz nie wiedzieć, w której sali byłaś?!
- Byłam w sali matematycznej, ale musiałam zanieść któremuś nauczycielowi ważne papiery! Ja naprawdę już nie wiem! Z tego stresu i strachu wszystko mi się poplątało! - lamentowałam, a mój głos zaczął się łamać.
Trener widząc moją ogromną rozpacz, po prostu wycofał się i podszedł do innych uczniów.
- No siostra, nie wiedziałem, że jesteś taką dobrą aktorką. - zaśmiał się Stil. W odpowiedzi zarzuciłam teatralnie włosy do tyłu.
- Dobra pożar ugaszony! Możecie wracać na lekcje! - usłyszeliśmy głos Finstock'a. - Wiem, że jesteście zachwyceni, a teraz do szkoły!
Wymieniliśmy z bratem wystraszone spojrzenia.
- Uciekamy. - szepnęłam do niego i pociągnęłam za szkołę.
- Co teraz?
- Teraz poczekamy, aż wszyscy wejdą do szkoły i odjedziemy. - wymyśliłam na poczekaniu.
Nagle usłyszałam czyjeś bicie serca. Pociągnęłam Stil'a z dala od dźwięku, lecz ten ktoś cały czas nam deptał po piętach.
- Idź do auta. - szepnęłam do brata.
- Dlaczego?
- Bo nie chcę, żebyś wrócił do Harrison'a. - posłuchał mnie, a ja skierowałam się w stronę przybysza.
Jak się okazało był to sam nauczyciel chemii.
- Widziałaś gdzieś swojego brata?
- Nie. - odpowiedziałam.
- Skoro go nie ma, mimo że zasłużył na karę, to ty będziesz dobrą siostrą i odbębnisz za niego te półtorej godziny. - uśmiechnął się do mnie wrednie. CO?!
- Co? Ale tak nie można! - oburzyłam się.
- Z tego co pamiętam, ty też byłaś w gronie podejrzanych. Mogłem się dowiedzieć, że brat cię krył, a tak naprawdę to ty rzuciłaś tą papierową kulką.
Mam przejebane, ale to dobrze, że Stil uciekł. On bardziej im się przyda. Poszłam grzecznie za nauczycielem. Po drodze zauważyłam brata w krzakach. Dyskretnie pokazałam mu, żeby pojechał, lecz on pokręcił przecząco głową.
W tej chwili siedziałam w klasie i wyczekiwałam końca mojej udręki. Powoli zaczął zapadać zmrok. Już czułam okropny ból głowy. Nagle usłyszałam głośny trzask drzwi, przynajmniej mi wydawał się głośny. Wolałam nie podnosić wzroku, bo w każdej chwili moje oczy mogły zmienić kolor.
- O, no proszę. Zapraszam, oddaj telefon i usiądź koło swojej siostry.
Nie wierzę. Stiles tu przyszedł. Podniosłam na niego dyskretnie wzrok i zauważył moje białe tęczówki. Usiadł szybko tuż obok mnie i chwycił za rękę. Zaczęłam głębiej oddychać, żeby choć trochę się uspokoić.
- Panie Harrison? - zwrócił się do nauczyciela.
- O co chodzi? - westchnął.
- Scarlett musi pilnie iść do lekarza. - brązowooki zainteresował tym nauczyciela, bo ten podszedł do mnie i spojrzał. Musiałam wyglądać naprawdę źle, bo nas wypuścił, pod warunkiem odrobienia tych godzin w najbliższym czasie. Stiles wziął mnie za rękę i wyprowadził ze szkoły. Mieliśmy wsiąść do auta, ale zadzwonił telefon Stil'a. Zostawiłam go i usiadłam na miejscu pasażera. Zamknęłam oczy, starając się nie myśleć o pełni i o księżycu. Postanowiłam skupić się na jego rozmowie telefonicznej.
- Hey przepraszam, ale Harris dopiero nas wypuścił i przez cały czas miał mój telefon.
- Musimy coś wymyślić. Dziadek i tata wypytywali mnie o Lydię i o to jak Peter ją ugryzł, a potem wysłali faceta. - to była Alison.
- Jakiego?
- Przebranego za szeryfa.
- Pewnie pojechał po Isaac'a. - westchnął Stil, a mnie zrobiło się gorąco. Bałam się o Lahey'a, bardzo go lubię do tego tyle przeszedł, podziwiam go i zależy mi na nim.
- Miał pudełko z wyrytym wzorem.
- Jakim?
- Zaczekaj, widziałam go w książce. Prześlę ci zdjęcie.....Odebrałeś?
- Tak, to wilcze zioło.
- Co to znaczy?
- Chcą go zabić. - ja do tego nie dopuszczę. Stil wsiadł do auta i włożył telefon do kieszeni. Spojrzał na mnie przelotnie i ruszył.
- Wytrzymaj trochę. Pamiętaj, że jesteś silna i dasz sobie radę. - powtarzał.
- Proszę włącz radio, albo cokolwiek. - mruknęłam, na co błyskawicznie wykonał moją prośbę. Właśnie leciała piosenka Måns Zelmerlöw - Heroes. Starałam się na niej skupić, ale wszystko dookoła, rozpraszało mnie.
- Masz jakiś plan awaryjny? - spytałam, byłam ledwo żywa.
- Tak, ale jak na razie ci go nie zdradzę.
Zaczęłam się trząść. Zamknęłam oczy i mamrotałam w kółko do siebie "nic nie czujesz", "jesteś zimną bezuczuciową suką", "zimna i bez uczuć, tak jak wtedy". Telefon Stil'a ponownie zadzwonił.
- Zatrzymałaś go?
- Powiedzmy. - znowu Al.
- Jadę na komisariat. - a co zrobisz ze mną?
- Gdzie Scott?
- W domu Isaac'a.
- Ma jakiś plan?
- Kiepski, ale nie ma czasu na wymyślenie lepszego. - po czym się rozłączył. - Podobnie jak ja.
Powiedział to naprawdę cicho, ale przede mną nic nie ukryje. Nagle się zatrzymał, a ja prawie zwymiotowałam swoje wnętrzności. Uchyliłam szybę i poczułam zapach Dereka. Nie widziałam go, cały czas miałam zamknięte oczy. Im dłużej nie zobaczę księżyca, tym dłużej wytrzymam.
- CO SCAR TU JESZCZE ROBI?! - wrzasnął na Stiles'a.
- Mam pomysł, może nie jest najlepszy, ale powinno ją na chwilę zatrzymać. - powiedział brat wychodząc z auta. Poszedł z czarnowłosym na tyły jeep'a i coś wyjął z bagażnika. Ta rzecz znajomo brzęczała, ale teraz nie potrafiłam jej rozpoznać.
- Chodź Scy. - przyszedł po mnie brat i poprowadził do zielonookiego.
- To idiotyczny pomysł! Zwiążesz ją i zostawisz w lesie?! - warczał alfa.
- Mam lepszy. - szepnęłam. - Weźcie mnie znokautujcie, zwiążcie i zamknijcie w jakimkolwiek miejscu.
- Mamy cię pobić? - spytał mój brat z niedowierzaniem w głosie.
- Siniaki się wyleczą, a będąc nieprzytomna nikomu nie zrobię krzywdy.
- To jeszcze gorszy pomysł. - wtrącił się TBBW.
- A masz jakiś lepszy? - spytałam.
Nie czekając na odpowiedź sięgnęłam po łańcuch i wręczyłam go bratu. Westchnął i zaczął mnie krępować, kiedy skończył, wziął mnie na ręce i poszedł w las. Była tam jakaś stara, drewniana komórka. Derek poszedł za nami. Weszli do niej i bliźniak położył mnie na podłodze, opierając o ścianę.
- Nie pobijemy cię. - szepnął Derek, kucając przy mnie.
- Ale ja muszę w jakiś sposób stracić przytomność.
- Niekoniecznie. Wystarczy jakaś rana, która uniemożliwi ci wyjście z tej komórki.
- Byle szybko. - mój głos zaczął się łamać. Poczułam na swoim policzku wargi czarnowłosego. Po chwili wtopił zęby w moją szyję, na co krzyknęłam krótko z bólu. Spojrzał mi w oczy, miałam wrażenie, że cierpi bardziej niż ja. Poczułam jak mocno szarpie pazurami moje łydki i łamie nogi w trzech różnych miejscach. Dusiłam w sobie płacz.
- Dziękuję. - szepnęłam do Hale'a.
Wiedziałam, że wiele go to kosztowało. Uśmiechnął się smutno i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Mój oddech drżał. Oparłam głowę o drugą ścianę i próbowałam zasnąć.
_________________________________________
Cześć kochani ^•^ chciałabym wam podziękować za ponad 9k wyświetleń i 1k głosów. Jesteście niesamowici :* napiszcie jak wam minął ten ciężki tydzień i rozkoszujcie się weekendem ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro