Rozdział 19
Otaczała mnie ciemność. Chciałam spojrzeć na swoje dłonie, bądź cokolwiek dostrzec, ale niestety nie udało mi się, jedyne co widziałam to wszechobecny mrok. Wtem znikąd usłyszałam głos mojej babci.
- Zaufaj mu. Przestań ukrywać swoich uczuć. On ci pomoże. - jej głos był jak zwykle pełen miłości, wsparcia i tego przyjemnego ciepła.
- Komu mam zaufać? Kto i w czym mi pomoże?
- Wiesz kto dziecko. - Derek.
- W jaki sposób on mi pomoże? Czemu wogóle potrzebuję pomocy?
- Zmieni cię i to zdecydowanie na lepsze gwiazdeczko.
- Że co?
- Po prostu pozwól sobie kochać i być kochana. - po tych słowach ją zobaczyłam. Przytuliła mnie i ucałowała w czoło. Zawsze tak robiła, kiedy miałam jakiś problem, z którym nie umiałam sobie poradzić.
Otworzyłam oczy i pierwsze co zobaczyłam to godzina na budziku 6.20. To był sen, tylko sen. Nie jestem pewna, czy rzeczywiście mam się zalecić do jej rad... No wiesz, nie często babcia nawiedza cię w snach, po za tym zawsze chce dla ciebie dobrze, więc powinnaś jej posłuchać. Pewnie masz rację, ale ja się boję. Boję się sama przed sobą przyznać, że potrafię kochać i naprawdę kocham. Właśnie teraz to zrobiłaś. A jak on zareaguje? Może mnie wyśmieje? Ohhh błagam, przecież widać, że mu się podobasz. A co jak on liczył tylko na łóżkową zabawę? I tak jej jeszcze nie dostał, po za tym nawet jak będziecie chodzić ughhh przestań tak myśleć to nie pozwolisz mu się wykorzystać. Nie kolejny raz! Masz rację! Koniec z ukrywaniem uczuć! Koniec z tą pieprzoną niepewnością! Jak tylko go spotkam to mu powiem o moich uczuciach i przemyśleniach względem jego! Po analizie i przemyśleniu mojego zachowania poszłam do łazienki. Wzięłam gorący prysznic i wykonałam cały poranny rytuał. Ubrałam się w ciemnozieloną bluzę z czarną, majestatyczną głową jelenia i czarne rurki. Zeszłam ze schodów ówcześnie biorąc plecak i telefon. Na śniadanie przygotowałam owsiankę, ale nie taką zwykłą. Moje owsianki zawsze są wypasione z wiórkami kokosa, owocami (najczęściej leśnymi) i z paroma innymi dodatkami. Komponowałam je według własnego uznania. Do kuchni wszedł zaspany Stiles. Widząc śniadanko od razu zaczął pałaszować. Kto jak kto, ale mój bro kocha jeść. Następnie włożyłam na stopy trapery i założyłam ciemnobrązową kurtkę. Wsiadłam do jeep'a bliźniaka i cierpliwie na niego czekałam. Po dziecięciu minutach ruszyliśmy w stronę szkoły. Przyjechaliśmy dość wcześnie, więc postanowiłam się z nim trochę przejść po budzie. Gadaliśmy i najzwyczajniej w świecie spędzaliśmy miło czas, do dźwięku dzwonka. Zatkałam sobie uszy, bo zwyczajnie nie wytrzymywałam tego cholernego dzwonienia. Pobiegliśmy w stronę klasy, w której mieliśmy lekcje i zajęliśmy swoje miejsca. Kurwa, chemia! Rozejrzałam się szybko po ludziach tam zgromadzonych i stwierdziłam, że nie ma Scott'a, Alison, Lydi i Jackson'a. Po chwili ten ostatni przyszedł i bez słowa zajął swoje miejsce. Harrison podszedł do niego i poprosił go o powiadomienie w razie potrzeby opuszczenia lekcji. Sądzę, że gdybym ja przeżyła to co chłopak mojej przyjaciółki, to Harrison nie zachowałby się tak samo. Dlaczego? Bo jest pierdolonym skurwielem! Mimo wszystko postanowiłam się skupić na lekcji. Podczas każdej przerwy Stil przez cały czas wydzwaniał do Scott'a, a ja spacerowałam bez celu po korytarzach. Rozmyślałam o moim śnie i o pewnym, zielonookim wilkołaku. Wtem poczułam mocne pociągnięcie za ramię. Byłam w pustym korytarzu, przygnieciona do ściany przez Dereka.
- Hey, co ty tu robisz? - nie ukrywajmy, zdziwiło mnie jego obecność.
- A załatwiam swoje sprawach. - jego usta wręcz prosiły się, żeby je pocałować, ale nie. Jeszcze nie. Spojrzałam w jego oczy i otarłam się swoim nosem o jego. Mimo, iż był ode mnie wyższy o głowę to mi się udało. Uśmiechnął się i oparł swoje czoło o moje wtapiając wzrok w moje oczy. Zauważyłam, że rzadko kiedy się uśmiecha w towarzystwie innych ludzi niż ja. Również przyglądałam się uczuciom jakie kryły się w jego oczach. Nadzieja, czułość, ale i jednocześnie to samo nieodgadnione uczucie. Być może za niedługo je odgadnę. Nie rozmawialiśmy, tylko wsłuchiwaliśmy się w rytm bicia naszych serc. Miłość rośnie wokół was, w spokojną jasną noc. Zamknij się, bo a) mamy dzień b) naoglądałam się za dużo króla lwa, ale jest to jedna z moich ulubionych bajek. Jak byłam mała oglądałam go na okrągło. Wtedy całą tą piękną chwilę przerwał dzwonek na lekcje. Odskoczyliśmy od siebie i zatkaliśmy uszy.
- Ja już muszę iść. - rzuciłam szybko w ostatniej chwili złapał mnie za rękę. Jego dotyk sprawił, że po moim ciele przeszedł dreszcz.
- Przyjechać po ciebie? - zdziwiło mnie jego pytanie.
- Tak. - odpowiedziałam niewiele myśląc i pobiegłam na ostatnią lekcję dzisiejszego dnia. Dłużyła mi się niemiłosiernie, zdawałoby się, że czas specjalnie płynie wolniej. Nie raczyłam słuchać nauczyciela, bo szczerze mówiąc nawet nie byłabym w stanie. Moje myśli krążyły wokół Dereka nie dając mi się skupić. Rysowałam, myślałam, bawiłam się długopisem i tak minęła mi biologia. Po znienawidzonym dźwięku wyszłam z sali, ubrałam kurtkę i wyszłam na parking. Tam czekał na mnie czarnowłosy przystojniak. Otworzył mi drzwi od swojego zajebistego auta i usiadł na miejscu kierowcy. pojechaliśmy do jego domu w lesie. Mimo, iż teorytycznie należy do miasta to w praktyce jest to cały czas dom Hale'ów. Wysiadłam i już miałam przedstawić wilkołakowi mój sen i wyznać moje tak długo skrywane uczucia, ale wolałam najpierw się wybiegać. Byłam tym zestresowana i nie chciałam, żeby tak to wyglądało.
- Idę się przebiec. Za niedługo wrócę. - uśmiechnęłam się do niego i ruszyłam w głąb lasu. Kiedy miałam pewność, że stracił mnie z oczu zwolniłam i rozkoszowałam się pięknem natury. Wsłuchiwałam się w szelest liści, śpiew ptaków i szum wiatru. Zatapiałam się w najprzyjemniejszych zapachach jakie tylko podrażniały moje nozdrza. Tak dawno nie spacerowałam w samotności, otoczona urokiem natury. Czułam się w tym magicznym miejscu taka.... wolna. Opadłam na kolorowe liście i przymknęłam powieki. Oczami wyobraźni widziałam całą moją rodzinę spacerującą po lesie. Ja i mój brat jako sześciolatki, biegające i śmiejące się. Mama i tata bawiący się z nami, oraz babcia opowiadająca nam niesamowite historie. Chciałabym, aby tak wyglądało w przeszłości moje życie, albo chociaż mieć jedno jedyne wspomnienie z wszystkimi moimi bliskimi. Scarlett. Wiem, że to trudne, ale chociaż spróbuj doceniać to co masz. Zawsze mogło być gorzej. Wstałam i poszłam w obcym kierunku. Odrzuciłam od siebie wszystkie myśli i po prostu cieszyłam się jak dziecko. Wirowałam pomiędzy drzewami, rozrzucałam liście, wtórowałam ptakom gwizdaniem i uważnie obserwowałam wszystkie napotkane zwierzęta. Błogość tą zakłóciło obce bicie serca. Zesztywniałam przerażona i się rozejrzałam. Kurwa, kto tu jest?! Głęboko wciągnęłam powietrze. Do moich nozdrzy dostał się zapach damskich perfum.
- Wiesz kto na ciebie poluje? - usłyszałam kobiecy głos. Odwróciłam się, a moim oczom ukazała się blondwłosa trzydziestolatka. W odpowiedzi potrząsnęłam przecząco głową.
- Nie tylko ja. - wysyczała, a z jej rękawa wysunęła się gruba, metalowa pała. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować trzasnęła mnie nią w twarz. Ewidentnie była pod napięciem. Moje ciało trzęsło się. Bynajmniej nie ze strachu lecz ze wściekłości. W jednym skoku pokonałam dzielącą nas odległość i przygniotłam łowczynie do ziemi. W locie moje ciało zmieniło kształt. Pierwszy etap przemiany. Zaśmiała się i ponownie mnie nią trzasnęła. Prąd przechodził po moim kręgosłupie, a potem rozlewał się na każdym mięśniu, powodując wielki ból. Odskoczyłam od niej. Starałam się ukryć wszystkie emocje, jakie mi towarzyszyły. Nie dam jej tej satysfakcji! Moja twarz była obojętna i zimna, co zdziwiło łowczynie. Po chwili jednak zrozumiała na czym polega moje zachowanie. Wielokrotnie dostałam pałą w twarz i plecy. Nie miałam jak się obronić. Nadarzyła się okazja. Przed jej ponownym zamachnięciem wbiłam pazury w jej ramię. Widziałam wielkie cierpienie tlące się w jej oczach, lecz nie trwało ono długo. Wbiła w mój brzuch sztylet. Zgięłam się w pół i najszybciej jak mogłam wyciągnęłam ostrze. Pierdolona suka! Pożałuje! Przeklęłam w myślach i warknęłam donośnie. Cały czas odczuwałam ból, co potęgowało chęć uwolnienia swojej wilczej natury. Bardzo chciałam to zrobić, ale bałam się rzezi jaką mogłam spowodować. Wolę mieć kontrolę nad swoim ciałem. Ponownie zaatakowałam zostawiając głęboką ranę na jej kostce. Wtedy usłyszałam za sobą czyjeś bicie serca. Konkretnie dwoje ludzi. Odwróciłam się gwałtownie. Widząc mężczyzn, podarowałam sobie dalszą walkę z łowcami i pobiegłam przed siebie. Wiedziałam, że mnie gonią. Kierowałam się w stronę starego domu Hale'ów. Zgubiłam ich. Weszłam do domu i od razu wpadłam na pół nagiego właściciela domu.
- Scarlett? Co się stało?! - spytał widząc furię w moich oczach. Już miałam odpowiedzieć, ale usłyszałam bicie serc łowców.
- Schowaj się. - rzucił szybko. Ukryłam się w komórce pod schodami (dop. autora: jak w Harry'm Potter'ze). Kobieta weszła do domu i od razu zaczęła wołać wilkołaka.
____________________________________________________________________________________
No hey mordki :) i jak wam się podoba nowy rozdział? Dziękuję wam za to, że wogóle to czytacie :D. Cieszę się jak Scarlett ze spotkania z Derekiem, kiedy komentujecie i dajecie gwiazdki :) to baaaaardzoooo motywuje. Pozdrawiam miłego dzionka /Brokulowa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro