Prolog
Siedziałam w szpitalu przy łóżku mojej babci. Była w bardzo ciężkim stanie, nie ruszała się, ale żyła. Zapewne jesteście ciekawi co się stało lub już się domyślacie: "jest stara, może dostała zawału czy coś?" no jednak nie.
Wracałam z zakupów do domu, był bardzo chłodny jesienny ranek, a ponieważ miałam na sobie tylko cieniutką bluzkę i jeasy postanowiłam iść szybciej. Prawie doszłam do domu i wtedy usłyszałam jak babcia się z kimś kłóci. Nie widziałam tego gościa wcześniej. Miał on okulary przeciw-słoneczne, jasno brązowe włosy i kijek dla niewidomych. Na początku zrobiło mi się go żal. Spojrzałam na moją babcię. Z jej oczu biła determinacja i spokój.
- Spokojnie Ana, jak na razie nie zamierzam zrobić krzywdy, ani tobie, ani twej słodkiej wnuczce. Tylko powiedz mi gdzie go masz. - głos mężczyzny był zimny, ale zaraz... co ma babcia?!
- Po co mi grozisz? I tak nikt od pokoleń nie wie gdzie on jest, tylko prawdziwy Alfa może go odnaleźć. A z tego co widzę ty takowym nie jesteś! - im dłużej tego słucham tym bardziej się gubie. Co babcia przede mną ukrywa? Co to za koleś? Prawdziwy alfa?! O co tu chodzi? Nagle z moich rozmyślań wyrwał mnie krzyk babci. Wystraszona zdusiłam w sobie pisk przerażenia i ujrzałam jak moja babcia osuwa się na ziemię. Po mężczyźnie nie było już śladu. Szybko podbiegłam do babci i starałam się zatamować krwotok znajdujący się w okolicach biodra. Drugą ręką sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam po pogotowie. Dobiero teraz zorientowałam się, że ten koleś prawie ją zabił! Zaczęłam mówić do staruszki i delikatnie nią trząść żeby się ocknęła. Oddychała lecz jej puls był ledwo wyczuwalny. W końcu przyjechała karetka, zabrali babcię uspokoili mnie i odjechali. Niewiele myśląc wsiadłam do mojej starej terenówki i pojechałam za ambulansem. Ze łzami w oczach ledwo widziałam drogę, a moją głowe przepaełniała nie zliczona liczba pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Kiedy dojechałam do szpitala zaczęłam biec za ranną, którą przewożono na salę operacyjną. Nie pozwolili mi tam wejść, więc chodziłam zataczając coraz większe koła. Uspokoiłam się i pomyślałam pozytywnie hey przecież będzie dobrze! Po 2 godzinach lekarze zawieźli ją na inną salę, w której już mogłam przebywać. Siedziałam przy niej bardzo długo obserwując jej ciało. Nagle zadzwonił telefon. To Stiles (dzwonił codziennie późnym wieczorem) mój jedynny przyjaciel. Opowiedziałam mu całą historię z wielką gulą w gardle. Jedyne co od niego usłyszałam to
- Zaraz tam będe - Beacon Hills dzieliło trzy miasta od wioski, w której mieszkałam.
Po 20 minutach przyjechał. Przytulił mnie na powitanie i od razu zaczęłam płakać w jego koszulę (nie dziwcie mi się! Ta nie pozorna staruszka zastępowała mi matkę) mój brat zaczął mnie głaskać po włosach. Kiedy się uspokoiłam spojrzał mi w oczy i zapytał:
- Jak długo już tutaj siedzisz?
- Tak mniej więcej od 9...
- Jadłaś coś przez ten czas? - właśnie po tym pytaniu zorientowałeam się jak bardzo jestem głodna. Na potwierdzenie moich myśli zaburczało mi w brzuchu. Stiles spojrzal na mnie z troska i szybko podszedł do stojącego w holu automatu i kupił mi 2 batoniki.
- Wiesz, że nie możesz tu siedzieć całą noc?
- Mhmmm - odpowiedziałam z pełnymi policzkami.
- I lepiej żebyś nie wracała do domu, bo znowu może się tam pojawić ten facet.
- To co ja mam teraz zrobić? Nie ma tutaj blisko żadnego motelu.
- Już wiem! Pojedź ze mną do Beacon Hills. Nie przyjmuję odmowy.
- Ale wrócę tu jutro?
- Teorytycznie to wrócisz jeszcze dzisiaj - powiedział patrząc na swój zegarek
- No dobrze.
Jechaliśmy jeep'em Stiles'a. Brat często na mnie zerkał co jakiś czas pytając o mężczyzne, z którym rozmawiała babcia. Ahh ta policyjna żyłka, wszystko musi wiedzieć. Powoli zasypiałam, kiedy bliźniak to zauważył dał mi spokój i skupił się na drodze.
Obudziłam się w pokoju Stiles'a (tak sądze, bo nigdy u niego nie byłam) zauważyłam jakąś kartkę obok łóżka. Leniwie sięgnęłam po nią i odczytałam treść
Jeżeli już się obudziłaś to znaczy, że jestem w szkole. Tata jest w pracy, czyli cały dom dla ciebie ;) czuj się jak u siebie w domu.
Stiles
Niechętnie wstałam z łóżka i zaczęłam szperać po szafie bliźniaka. Wybrałam wygodny dres i poszłam pod prysznic. Czułam jak woda zmywa ze mnie wszystkie problemy tego świata, zawsze czuję taką błogość podczas porannej kąpieli. Po wysuszeniu włosów spiełam je w koka i zeszłam na dół. Na śniadanie zrobiłam sobie tosty. Ciekawe czy wszystko w porządku z babcią... po dłuższej analizie wczorajszego dnia zadzwoniłam do jednej z pielęgniarek, była młodą i miłą kobietą opisała mi wszystko odnośnie stanu pacjentki. Niestety jeszcze się nie obudziła. Grzecznie podziękiwałam kobiecie i się rozłączyłam. Postanowiłam się rozluźnić i włączyć sobie mój ulubiony serial "Supernatural". Potem znalazłam jeszcze pudełko lodów. Tak spędziłam czas aż do przyjścia mojego kochanego braciszka.
- Powinienem pojechać po twoje ubrania - rzekł lustrując mnie wzrokiem.
- Nie zawsze muszę ładnie wyglądać. - powiedziałam wpychając do ust kolejną łyżkę lodów.
- Rusz swoją dupe i chodź. Musimy ci wziąć jakieś ciuchy i przy okazji odwiedzimy babcię - na te słowa uśmiechnełam się do niego i pojechaliśmy.
_________________________________________
O to jest pierwszy wpis, a mianowicie prolog. Przepraszam, że taki krótki i proszę o wyrozumiałość, ponieważ jest to moje pierwsze fanfiction. Piszcie komentarze i mam nadzieję, że się wam spodoba :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro