twelve
Obudził się pod wpływem bólu. Rana na udzie pulsowała nieprzyjemnym ciepłem i wydawała mu się robić coraz większa. Oddychając, czuł ciężar na sobie, otworzył oczy i ujrzał śpiącą dziewczynę. No tak, przecież zasnęła na jego brzuchu...
ㅡ Hej ㅡ powiedział cicho. ㅡ Obudź się.
ㅡ Masz bardzo seksowny głos...
ㅡ Wiem to, a teraz się obudź.
Mimo, że tego nie pokazał, jego serce zabiło szybciej, a oddech stał się uciążliwy.
ㅡ A zrobiłaś już płatki z mlekiem, mamo..?
ㅡ Nie wierzę... ㅡ westchnął. ㅡ Halo, Bezimienna! Możesz już nie traktować mnie jak poduszki?
ㅡ Ale jesteś taka wygodna, mamo... Jeszcze pięć minut.
Chłopak wyciągnął wolną ręką telefon z kieszeni i włączył alarm.
ㅡ Wyłącz to! ㅡ zerwała się momentalnie i wbiła nienawistny wzrok w Changkyun'a.
ㅡ Jezu... Ale się echo zrobiło...
ㅡ O matko, jesteś taki niemądry ㅡ pokręciła głową z niedowierzaniem.
ㅡ Gdybyś wiedziała co powiedziałaś, sama nazwałabyś siebie niemądrą ㅡ podniósł lewy kącik ust do góry.
ㅡ Mówiłam coś? Przecież spałam.
ㅡ Jak długo mówisz przez sen? ㅡ uniósł drugi kącik i teraz uśmiechał się irytująco.
ㅡ Co takiego powiedziałam..? ㅡ zapytała przyciszonym głosem.
ㅡ A takie różne ciekawe...
ㅡ Co powiedziałam?
Wbijała w niego w połowie przestraszony, a w połowie zdenerwowany wzrok. Czarnowłosy speszył się nieco.
ㅡ Że mam seksowny głos...
Dziewczyna westchnęła głęboko z zamkniętymi oczami.
ㅡ Trzeba było tak od razu, a nie... Gdybym powiedziała coś czego nie powinnam, musiałabym cię zabić... ㅡ zanim zorientowała się co powiedziała, chłopak zakodował to.
ㅡ Czego miałabyś nie mówić?
ㅡ Tak tylko powiedziałam ㅡ ucięła szybko. ㅡ Jak noga?
ㅡ Boli.
ㅡ Okej ㅡ wstała i rozciągnęła się po czym podeszła do chłopaka i ściągnęła mu spodnie.
ㅡ Mogłabyś ostrzegać, kiedy to robisz, albo sam bym to zrobił... ㅡ odwrócił twarz w stronę prawie niewidocznej ściany.
ㅡ Wstydzisz się?
ㅡ Nie, po prostu...
ㅡ Po prostu się wstydzisz ㅡ ucięła mu. ㅡ Co ja poradzę na to, że obecnie nie powinieneś wstawać?
ㅡ No, ale spodnie mogę sobie ściągnąć sam ㅡ szepnął zirytowany.
ㅡ Guzik prawda. O kurczaki...
Podparł się na rękach, spojrzał na swoją nogę i wytężył wzrok. Skóra wokół rany była sina i spuchnięta.
ㅡ Cholera... ㅡ syknęła. ㅡ Czekaj tu na mnie ㅡ spojrzała twardo na czarnowłosego i odwróciła się. ㅡ Nie ruszaj się z tego miejsca, bo sobie zaszkodzisz, uwierz mi.
Nie pytał się o to, gdzie idzie, ponieważ wiedział, że i tak nie uzyska odpowiedzi. Dziewczyna ruszyła dość szybkim krokiem w tylko jej znanym kierunku, a Changkyun mógł już tylko wytężać wzrok, aby ujrzeć jej plecy.
Zamknął oczy i z powrotem położył się na stole. Starał się nie myśleć o bolącym udzie i odpocząć, jednak spokoju nie dawała mu dziwna myśl o jego towarzyszce. Sama w sobie była dziwna... Załapał to, że wie sporo i nie chce mu tego powiedzieć, choćby ją nękał. Dziewczyna na pewno nie jest tu bez powodu i on pewnie też nie. No i o co chodziło z tym całym "ten kto pojawia się tu pierwszy, nie może posiadać imienia"? Czarnowłosy zapomniał o swoich znajomych i rodzinie z niewiadomych powodów. Więc, gdy niejaki Hyungwon wysłał do niego wiadomość, po prostu ją olał... Nawet nie zastanawiał się nad tym, że wiadomość wyrażała troskę i zdenerwowanie...
Ponieważ coś kierowało nim, jego wspomnieniami, a czasami nawet myślami...
Nie zdawał sobie sprawy, że przez jego ranę dostały się do wnętrza jego ciała pewne dziwne organizmy i naprawdę nieźle rozrabiały...
~*~
nie miałam tego w planie, ale coś mną pokierowało... ciekawe co.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro