sixteen
ㅡ Hej... co ci? ㅡ zapytał zmartwiony Changkyun.
ㅡ Nic, boli mnie łokieć, durniu.
ㅡ Nie... Mam na myśli, dlaczego się rumienisz?
Doskonale wiedział dlaczego się rumieni. Mimo wszystko nie był głupi.
Więc dlaczego o to pytał?
Dziewczyna bardziej zasłoniła twarz włosami zamaszystym ruchem głowy.
ㅡ Możesz się we mnie nie wpatrywać? To irytujące...
ㅡ I kto tu ostatnio miał do mnie wąty, że się wstydzę? ㅡ zaśmiał się pod nosem.
Prychnęła i odwróciła głowę w przeciwną stronę od chłopaka, przez co nie mogła widzieć, że uśmiecha się patrząc na nią.
Od kiedy stała się taka słaba? Dlaczego dzień wcześniej potrafiła zdjąć mu spodnie i opatrzyć ranę na udzie, a teraz wstydzi się gdy na nią patrzy?
ㅡ RANA! ㅡ przypomniała sobie. ㅡ TWOJA RANA! SPAŁAM NA NIEJ!
Chłopak skrzywił nieznacznie twarz.
ㅡ Ciszej... Twój krzyk odbija się w mojej głowie echem...
ㅡ To znaczy, że nie masz tam mózgu? ㅡ zapytała spokojnie. ㅡ ZARAZ! TWOJA RANA!
Czarnowłosy spojrzał na swoje udo i dotknął delikatnie czubkiem palca. Obserwowała to wszystko ze zdumieniem.
Chłopak zmarszczył brwi i zaczął pukać palcem w miejsce, gdzie powinna być boląca rana. Po chwili niewinne stukanie przeszło do uderzania.
Bez słowa spojrzeli na skórę bez skazy.
ㅡ Co jest...
ㅡ Zniknęła! ㅡ krzyknęła dziewczyna. ㅡ Zniknęła! Święto lasu!
Nagle podniosła się do góry zapominając, że są pod stołem. Uderzyła czubkiem głowy w spód i przeklęła pod nosem.
ㅡ Łoł, łoł, łoł ㅡ spojrzał na nią. ㅡ Bez przeklinania.
ㅡ Ale ona zniknęła!
ㅡ Tak ㅡ patrzył się na nią jakby oszalała. ㅡ Dlaczego cieszysz się bardziej ode mnie?
ㅡ Ty nic nie rozumiesz! Wzmocniłam cię! ㅡ jej oczy błyszczały od podekscytowania.
ㅡ Jak...
ㅡ Co cię nie zabije to cię wzmocni, pamiętasz? ㅡ zapytała z uśmiechem. ㅡ Wzmocniłam cię!
ㅡ Tak, tak... jesteś genialna i w ogóle, a teraz ciiii.
ㅡ Awwww ㅡ coś kliknęło w ich głowach i usłyszeli niechciany głos. ㅡ Jesteście uroczy, serio... Jakby was połączyć, tworzylibyście jedną różową gwiazdkę. To serio słodkie.
Spojrzeli na siebie, jakby osoba której słuchali mówiła od rzeczy.
ㅡ W każdym razie, ㅡ kontynuował ㅡ z przykrością, dla was, muszę oznajmić, że przegraliście.
Niemal wyobrażali sobie jak wzrusza ramionami i rozkłada ręce z szalonym uśmiechem.
ㅡ Niestety każdemu z was było zimno. Ojej, przykro mi ㅡ mruknął współczująco.
ㅡ Zaplanowaliście to. Jakiemu normalnemu człowiekowi nie byłoby zimno?! ㅡ zdenerwowała się.
ㅡ Nie złość się, rybko. Przegraliście etap czwarty, który miał ogólnie dwie drogi po sobie. Dwa etapy piąte. Wy dostaniecie tylko jeden z nich, bo przegraliście. ㅡ zaśmiał się. ㅡ Zapraszam do nas.
ㅡ Gdzie mamy was szukać? ㅡ Changkyun zapytał ze złością wymalowaną na twarzy.
ㅡ Oh... Dam wam wskazówki oczywiście... Coś w stylu pierwszego etapu?
ㅡ Dawaj, popaprańcu ㅡ syknęła dziewczyna.
ㅡ Musisz uważać na tą rybkę ㅡ najwidoczniej zwrócił się do czarnowłosego. ㅡ Potrafi ugryźć.
ㅡ Zamknij się już i daj nam te wskazówki ㅡ powiedział Lim.
ㅡ Okej, spokojnie. Pamiętasz jak wypowiedziałeś swoje hasło? W każdym razie uruchomiło pewien mechanizm. Zapraszam do szukania.
Changkyun był przekonany, że to wszystko nie było przypadkiem. Czuł podstęp z każdej strony tego miejsca, nawet po swojej lewej stronie, gdzie siedziała jego towarzyszka.
~*~
damn...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro