Ognik dwudziesty
Usiadłam na łóżku, zerkając zaspanym wzrokiem na śpiącego chłopaka. Dabi... Znaczy Touya! Wyglądał całkiem spokojnie, nie wiem czemu, ale bardzo chce go pocałować. Cmoknęłam go w policzek, na co słodko zmarszczył brwi, a po chwili wtulił się w skrawek przytulanej kołdry. Zgarnęłam z ziemi swoje majtki i białą koszulkę chłopaka, ubrałam się schodząc po schodach i pokierowałam się od razu do kuchni. Mam ochotę na jakąś dobrą kawkę, ale znalezienie kapsułek trochę mi zajęło, a gdy w końcu je zlokalizowałam, nie wiedziałam na co mam się zdecydować. Były tam klasyczne kawy, smakowe i kilkanaście rodzajów czekolady. Postawiłam na espresso z białą czekoladą i malinami. Ledwo włączyłam ekspres, a już ktoś do mnie dzwoni... Wyszłam z kuchni, rozglądając się za telefonem. Zapewne dalej leży w salonie... I faktycznie dźwięk słyszałam właśnie stąd, ale nigdzie nie widziałam telefonu. Schyliłam się, zerkając pod kanapę. No tak... Wyciągnęłam dłoń, ruszając jednym palcem, a urządzenie od razu znalazło się w mojej ręce. Wstałam z ziemi, obracając się i od razu wpadłam na Dabiego, który objął mnie w pasie. Zmierzyłam go wzrokiem i przewróciłam oczami, gdy posłał mi znaczący uśmieszek.
-Nawet o tym nie myśl.
Sarknęłam, próbując się od niego odsunąć, ale wcale nie było to takie proste. Jeśli nie używam zdolności, przegrywam z nim pod względem zdolności fizycznych... Po kilku minutach bezowocnej walki, tupnęłam nogą z bezsilności, gromiąc go wzrokiem. On jednak dalej patrzył na mnie z tym wkurwiającym uśmieszkiem.
-Słodka jak zawsze. -mruknął, cmokając mnie w czoło- Następnym razem mogę się nie powstrzymać, jeśli będziesz wypinać się z rana.
Moje policzki zaczerwieniły się nieznacznie i nie wiem czy było to spowodowane zawstydzeniem, czy złością.
-Pierdol się.
Mruknęłam, kierując się z powrotem do kuchni. O czym on myśli, mówiąc coś takiego? Idiota... Byłby taki słodki, gdyby tylko się nie odzywał. Złapałam swój kubeł, który był już wypełniony kawą i westchnęłam przeciągle. Dzisiaj wprowadzi się tu reszta uczniów... Zapewne Dabi nie będzie mnie już nachodził. Wychodzi na to, że będę sama w tym dużym pokoju... I dobrze. Całe łóżko dla mnie! Nikt nie będzie mnie miażdżył swoim cielskiem! Uśmiechnęłam się, kiwając krótko głową.
-Wyglądasz jak pisklak, gdy robisz... To. -wskazał na mnie dłonią, przyjmując obojętna minę- O czym myślałaś?
Posłałam mu wredny uśmieszek.
-O tym, że od dzisiaj nie będę musiała patrzeć na twoi szpetny ryj.
Chłopak prychnął, schylając się do szafki z kapsułkami. Skąd on wie gdzie są? Ja znalazłam je chwilę temu i trochę mi to zajęło, a on zachował się jakby wiedział, że tam są. Coś mi tu nie gra... Jakby tak o tym pomyśleć... Może on wcale nie został zwolniony? Może ma to jedynie tak wyglądać? Jest w nowej organizacji, a przynajmniej tak jest jeśli mnie nie okłamał. Czy ta organizacja podlega mojemu ojcu? A może tatuś chce ją zdusić w zarodku? Domyślanie się tego nie ma sensu... Dabi mi tego nie powie, a ojciec tym bardziej, będzie trzymał język za zębami. Jedynym wyjściem jest obserwowanie go...
-Długo będziesz jeszcze paradować w mojej bluzce? Ubrała byś się w końcu.
Irytujące... Przecież wiem, że nie ma nic przeciwko. Wręcz przeciwnie. Cały czas czuję jak zerka na mój biust lub wodzi wzrokiem po nogach. Właściwie nie ma się co dziwić. Jestem ładną, młodą dziewczyną, a on gustuje właśnie w takich. Zapewne lubi posuwać nastolatki. Stary pedofil... Co do jego bluzki... Ma spore wcięcie. Więc naturalnie liczy na to, że odsłoni więcej. Nie spodziewałam się mniej po tak perwersyjnej osobie, ale można powiedzieć, że sama go kuszę. Schowałam kubek do zmywarki, świadomie się przy tym wypinając w jego stronę. Obróciłam się, by spojrzeć na jego wyraz twarzy. Był naprawdę zabawny, ale powstrzymałam się od śmiechu i zachowałam chłodną postawę.
-Skoro tak ci to przeszkadza, pójdę się przebrać.
Rzuciłam, wychodząc z kuchni. Skoro tak bardzo "przeszkadza mu", że chodzę w jego ubraniach, nie będę tego robić. Zamiast tego ubiorę bluzkę Toryego. Nie spodoba mu się to, na pewno będzie zły, ale właśnie o to mi chodzi. Oczyma wyobraźni już widzę jego nienawistną minę. Chociaż z drugiej strony... Czy Tory na tym nie ucierpi? Dabi jest psycholem. Mógłby mi coś zrobić. Gdy tak o tym myślę, chyba lepiej byłoby go nie prowokować. Z drugiej strony mogę powiedzieć, że nie pamiętam skąd mam tą bluzkę. Tak. To dobry pomysł. Skoro on zdradzał mnie, dobrze będzie jeśli pomyśli, że nie byłam lepsza i doprawiałam mu rogi. Tak też zrobiłam. Ubrałam najzwyczajniejsze czarne jeansy i białą, typowo męska koszulkę, rękaw mimo że krótki, sięgał mi za łokieć. Z jednej strony fajnie mieć wyższych znajomych, bo ich ubrania zawsze są wygodne, ale z drugiej strony trochę to przykre, że jestem taka niziutka, mimo że dla niektórych to słodkie. Schodząc na dół napisałam na grupie, że możemy iść na zakupy, gdy skończą się rozpakowywać. Potrzebuję kupić kilka rzeczy. Myślałam o tym, by poprosić Marsa, aby użył na mnie teleportacji w sekrecie przed ojcem. Jest to przydatna zdolność, a staruszek uparcie nie chce pozwolić mi na jej posiadanie.
-Co ty masz na sobie?
Podniosłam wzrok znad telefonu i uniosłam pytająco jedną brew, rżnąc głupa.
-Miejscowi mówią na to ubrania, ale nie jestem pewna, muszę sprawdzić wymowę.
Prychnęłam, rzucając mu koszulkę. Zrobiłam kilka kroków w stronę salonu, opadając na kanapę.
-Spytałem czyja to koszulka...
Warknął, stając nade mną. Zmierzyłam go wzrokiem, prychając śmiechem. Dalej łazi z odsłoniętym kaloryferem.
-Spytałeś co mam na sobie. -odparłam, odkładając telefon na bok- Poza tym nie wiem czyja to koszulka. Może po prostu nie kochałam cię tak bardzo jak myślałeś i też miałam kilku kochanków? -początkowa wściekłość szybko zmieniła się w obojętność, niemrawo przeciągnął materiał przez głowę, posyłając mi puste spojrzenie, westchnęłam z niezadowoleniem, przewracając oczami- Bosz... To bluzka Toryego. Zostawił ją, gdy ostatnio u mnie spał i teraz robi za mój luźny strój. -wkurza mnie to, że tak mu ulegam- Może ty byłeś łatwą dziwką, ale ja niekoniecznie.
Dlaczego tak zależy mi na jego dobrym samopoczuciu? Przecież powinnam podchodzić do niego z dystansem, w końcu już kiedyś mnie zdradzał, oczywistym jest, że zrobi to ponownie. Powinnam po prostu dać mu kopa w dupę, ale... Nie pamiętam jak blisko byliśmy, nie pamiętam jak głęboka była nasza relacja, a przez to nie wiem jak bardzo byłam zraniona jego skokami w bok. Zastanawiam się jak reagowałam. Czy wyładowywałam na nim swoją złość? Płakałam, mówiąc, że jest palantem i go nienawidzę? Udawałam, że mnie to nie rusza? Sama nie wiem jak bym zareagowała... Duża dłoń chłopaka pogładziła moją głowę.
-Dobra dziewczynka.
Prychnęłam, odtrącają jego rękę. Niech lepiej już idzie.
-Spier...
Nie dokończyłam, bo wbił się w moje usta. Niezbyt entuzjastycznie, ale jednak oddałam pocałunek, a to na pewno go uszczęśliwiło. Czuję się trochę jak jego laleczka. Może ze mną robić co chce, a ja po prostu nie potrafię się sprzeciwić. Żenujące.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro