35
Erwin pov
*3 dni później*
Siedziałem przed szybą obserwując jak służby więzienne wprowadzają Ewę do sali. Usadzili ją na krześle i przykuli do stołu.
-Może pan już wejść, masz pół godziny.- powiedział strażnik i wskazał ręką na drzwi.
Przytaknąłem i weszłem do sali niepewnie. Podeszłem ostrożnie do wolnego krzesełka po drugiej stronie i na nim usiadłem kładąc ręce na swoich kolanach.
Blondynka cały czas skanowała mnie wzrokiem. Przełknąłem ślinę. Jak mam ją zbajerować?
-Przepraszam za tą ranę..- wskazała na moją szyję.- Byłam zła na ciebie.
Kiwnąłem głową i poprawiłem się na meblu.
-Chcialem cię o coś spytać.- dziewczyna uniosła brew oczekując.- Co planuje Tomson? Powiedziałaś że chcę coś zrobić, o co chodzi?- spytałem.
Ewa parsknęła lekko.
-Czemu miałabym ci powiedzieć? Nie chciałeś dać mi szansy. Zawiadomiłeś policję..
-Bo mnie kochasz? Nie chcesz żeby coś mi się stało?
Kobieta zacisnęła usta przez chwilę milcząc i zastanawiając się.
-Nie wiem dużo. Słyszałam tylko że zamierza was zgarnąć. Mówili coś o zasadzce. Chcą wysadzić cysternę z paliwem jak będziecie obok przejeżdżać. Zaczną pościg i specjalnie tam pojadą.
-Aha, rozumiem. Wiesz kiedy? Gdzie?
-Nie wiem gdzie ale wiem że mówili coś o sobocie.. Czyli jutro.
Kiwnąłem głową. Kobieta skanowała mnie wzrokiem co było krępujące.
-Możesz przestać?- spytałem
-O co ci chodzi?
-Przestań tak na mnie patrzeć..
Blondynka przewróciła oczami na moje słowa ale zaprzestała.
-muszę się już zbierać.. chłopacy na mnie czekają.
-Nie!- powiedziała od razu- Nie zostawiaj mnie.- dodała już trochę spokojniej.
Podrapałem się po głowie.
-Ewa.. Powiedziałem ci coś.
Kobieta zacisnęła pięści i spojrzała na nie. Wbiła sobie paznokcie przez co utworzyły się rany z których zaczęła lecieć krew.
-Przestań! Co ty robisz?- warknąłem podnosząc się z krzesełka.
-Nie możesz mnie tu zostawić! Zostań ze mną! Kocham cię!- mówiła jak w amoku.
Odsunąłem się na bezpieczną odległość.
Dziewczyna zaczęła szarpać rękoma próbując się wyrwać z uścisku kajdanek.
Zapukałem w drzwi, otworzyły się a do środka weszli strażnicy. Zaczęli ją odpinać i trzymać aby się uspokoiła.
Patrzyłem tępo jak ją wyprowadzają. Krzyczała w moją stronę różne obelgi.
Westchnąłem gdy wszystko ucichło.
Z drżącymi rękoma wyszedłem z budynku odprowdzony przez służby więzienne.
***
-Czyli musimy się przyszykować.. Nie wiemy kiedy i gdzie dokładnie to zrobią.- rzekł Kui gdy zdradziłem im co powiedziała Ewa.
Przytaknąłem kiwając głową. Byłem trochę nieobecny. W myślach miałem milion innych rzeczy.
-Może to my uszykujemy na nich zasadzkę? Nie wiedzą że my wiemy.- rzekł Carbo.
-Okej ale co w takim razie zrobimy?-spytał Kui.
-Skoro chcą nas wysadzić cysterną my możemy to zrobić wcześniej, to my mamy ich gonić. Po prostu odpuścimy pościg tak aby się zdenerwowali i przyjechali jeszcze raz, gdy podjadą nie będą wiedzieć że to zasadzka. Rozstawimy ludzi na dachach i ich ostrzelamy.- przedstawił Carbonara.
-Brzmi dobrze, oby wkonanie było takie samo. Zacznijmy się przygotowywać. Zbierzemy ludzi i rozpiszemy rozstawienie.
Po paru godzinach planów w końcu mogliśmy się rozejść. Westchnąłem i wyszedłem z Burgershota. Podeszłem do mojego samochodu i do niego wsiadłem.
-Erwin!
Zerknąłem w stronę z której słyszałem głos. Był to Nicollo.
-Hm?
-Wszystko w porządku? Jak się czujesz?
-Jest okej, po prostu jestem trochę zmęczony..
-Napewno? Nie wyglądasz za dobrze. Może powinieneś odpuścić sobie tą akcję.- rzekł niepewnie.
-Carbo, proszę cię.. Daj spokój naprawdę jest okej. Jadę do domu. Ty też lepiej odpocznij.- powiedziałem i zamknąłem drzwi pojazdu odpalając silnik.
Ruszyłem w stronę mojego domu.
***
Przebudziłem się rano słysząc pukanie do drzwi. Przetarłem twarz dłońmi i ruszyłem w ich kierunku.
Uchyliłem ostrożnie drzwi zerkając kto za nimi stoi. Na szczęście był to Monthana. Odetchnąłem z ulgą i otowrzylem drzwi na szerz wpuszczając go do środka.
-Cześć.. - powiedziałem niepewnie zamykając drzwi na klucz.
-Um.. hej. Jak się czujesz?- spytał.
-Jest już lepiej.- uśmiechnąłem się lekko.
Ruszyliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie. Przez chwilę była niezręczna cisza. Nie wiedziałem co powiedzieć.
-Więc..- zacząłem.
Lecz nie dane było mi dokończyć gdyż brązowo włosy gwałtownie mnie pocałował. Lekko zdziwiony oddałem pocałunek.
Chwyciłem go za szyję przybliżając się do niego. Czułem w tym pocałunku zachłanność. Nie przeszkadzało mi to.
Po jakimś czasie odsunął się ode mnie.
-Tęskniłem..- wyszeptał z nierównym odechem.
-Ja też.- uśmiechnąłem się.
Po kilkunastu minutach rozmowy przytulania i całowania się zaczęliśmy oglądać film. Leżałem wygodnie z głową na kolach Monthany.
-Erwin?
-Hm?
-Czy.. czy ty. Znaczy czy oni będą cię szukać?- spytał.
Westchnąłem i złapałem go za rękę bawiąc się jego palcami.
-Nie wiem.. Możliwe że nie będą musieli bo to my ich znajdziemy pierwsi..
-Co? Jak to?- zmarszczył brwi poruszając się niespokojnie.
-Szykujemy na nich zasadzkę.. Widziałem się z Ewą. Powiedziała mi ich plany.
-Erwin.. Miałeś się w nic nie wplątywać.- powiedział poważnie.
-Skarbie to już ostatnia taka akcja. Chcemy po prostu ich dorwać. Jak nam się uda to wszystko będzie dobrze, a nawet lepiej niż dobrze.- próbowałem go przekonać.
-Nie.. proszę. Nie możesz się w to nie mieszać? Chłopacy dadzą sobie radę.
-Grzesiu.. wiesz że to nie takie proste..
-Proszę cię. Zrób to dla mnie.- powiedział.
Podniosłem się z jego kolan i usiadłem obok patrząc mu w oczy.
-Zrobiłbym dla ciebie wszystko. Zrobię wszystko. Ale muszę pomóc.
Mężczyzna patrzył na mnie smutno. Na jego policzku pojawiła się łza.
-Ej.. misiu ale nie płacz. Co się dzieje?- spytałem przytulając go.
Brunet wtulił się we mnie i lekko pociągnął nosem.
-Po prostu.. nie chcę żeby coś ci się stało.
Głaskałem go po głowie przytulając mocno.
Westchnąłem. Powiedziałbym że nic mi nie będzie ale nie chcę go kłamać.
-Musisz się przezwyczaić że może mnie zabraknąć..
-Nie mów tak! Nie umiem! Po prostu gdy myślę że niedługo..- przełknął ślinę i jeszcze mocniej zaczął szlochać.
Przytuliłem go mocniej o ile było to możliwe. Oparłem czoło o jego głowę. Pocałowałem go w jej czubek.
-Będzie dobrze.. Grzesiu?
-Hm?- mruknął cicho.
-Chyba cię kocham..
Brunet podniósł głowę patrząc mi w oczy. Widziałem w nich świecące iskierki. Mimo iż przed chwilą płakał, wciąż wyglądał pięknie.
Wolną ręką poprawiłem mu włosy zgarniając je z jego czoła.
-Ja ciebie też..- szepnął.
Uśmiechnąłem się i delikatnie go pocałowałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro