Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35

Erwin pov

*3 dni później*

Siedziałem przed szybą obserwując jak służby więzienne wprowadzają Ewę do sali. Usadzili ją na krześle i przykuli do stołu.

-Może pan już wejść, masz pół godziny.- powiedział strażnik i wskazał ręką na drzwi.

Przytaknąłem i weszłem do sali niepewnie. Podeszłem ostrożnie do wolnego krzesełka po drugiej stronie i na nim usiadłem kładąc ręce na swoich kolanach.

Blondynka cały czas skanowała mnie wzrokiem. Przełknąłem ślinę. Jak mam ją zbajerować?

-Przepraszam za tą ranę..- wskazała na moją szyję.- Byłam zła na ciebie.

Kiwnąłem głową i poprawiłem się na meblu.

-Chcialem cię o coś spytać.- dziewczyna uniosła brew oczekując.- Co planuje Tomson? Powiedziałaś że chcę coś zrobić, o co chodzi?- spytałem.

Ewa parsknęła lekko.

-Czemu miałabym ci powiedzieć? Nie chciałeś dać mi szansy. Zawiadomiłeś policję..

-Bo mnie kochasz? Nie chcesz żeby coś mi się stało?

Kobieta zacisnęła usta przez chwilę milcząc i zastanawiając się.

-Nie wiem dużo. Słyszałam tylko że zamierza was zgarnąć. Mówili coś o zasadzce. Chcą wysadzić cysternę z paliwem jak będziecie obok przejeżdżać. Zaczną pościg i specjalnie tam pojadą.

-Aha, rozumiem. Wiesz kiedy? Gdzie?

-Nie wiem gdzie ale wiem że mówili coś o sobocie.. Czyli jutro.

Kiwnąłem głową. Kobieta skanowała mnie wzrokiem co było krępujące.

-Możesz przestać?- spytałem

-O co ci chodzi?

-Przestań tak na mnie patrzeć..

Blondynka przewróciła oczami na moje słowa ale zaprzestała.

-muszę się już zbierać.. chłopacy na mnie czekają.

-Nie!- powiedziała od razu- Nie zostawiaj mnie.- dodała już trochę spokojniej.

Podrapałem się po głowie.

-Ewa.. Powiedziałem ci coś.

Kobieta zacisnęła pięści i spojrzała na nie. Wbiła sobie paznokcie przez co utworzyły się rany z których zaczęła lecieć krew.

-Przestań! Co ty robisz?- warknąłem podnosząc się z krzesełka.

-Nie możesz mnie tu zostawić! Zostań ze mną! Kocham cię!- mówiła jak w amoku.

Odsunąłem się na bezpieczną odległość.

Dziewczyna zaczęła szarpać rękoma próbując się wyrwać z uścisku kajdanek.
Zapukałem w drzwi, otworzyły się a do środka weszli strażnicy. Zaczęli ją odpinać i trzymać aby się uspokoiła.

Patrzyłem tępo jak ją wyprowadzają. Krzyczała w moją stronę różne obelgi.
Westchnąłem gdy wszystko ucichło.

Z drżącymi rękoma wyszedłem z budynku odprowdzony przez służby więzienne.

***

-Czyli musimy się przyszykować.. Nie wiemy kiedy i gdzie dokładnie to zrobią.- rzekł Kui gdy zdradziłem im co powiedziała Ewa.

Przytaknąłem kiwając głową. Byłem trochę nieobecny. W myślach miałem milion innych rzeczy.

-Może to my uszykujemy na nich zasadzkę? Nie wiedzą że my wiemy.- rzekł Carbo.

-Okej ale co w takim razie zrobimy?-spytał Kui.

-Skoro chcą nas wysadzić cysterną my możemy to zrobić wcześniej, to my mamy ich gonić. Po prostu odpuścimy pościg tak aby się zdenerwowali i przyjechali jeszcze raz, gdy podjadą nie będą wiedzieć że to zasadzka. Rozstawimy ludzi na dachach i ich ostrzelamy.- przedstawił Carbonara.

-Brzmi dobrze, oby wkonanie było takie samo. Zacznijmy się przygotowywać. Zbierzemy ludzi i rozpiszemy rozstawienie.

Po paru godzinach planów w końcu mogliśmy się rozejść. Westchnąłem i wyszedłem z Burgershota. Podeszłem do mojego samochodu i do niego wsiadłem.

-Erwin!

Zerknąłem w stronę z której słyszałem głos. Był to Nicollo.

-Hm?

-Wszystko w porządku? Jak się czujesz?

-Jest okej, po prostu jestem trochę zmęczony..

-Napewno? Nie wyglądasz za dobrze. Może powinieneś odpuścić sobie tą akcję.- rzekł niepewnie.

-Carbo, proszę cię.. Daj spokój naprawdę jest okej. Jadę do domu. Ty też lepiej odpocznij.- powiedziałem i zamknąłem drzwi pojazdu odpalając silnik.

Ruszyłem w stronę mojego domu.

***

Przebudziłem się rano słysząc pukanie do drzwi. Przetarłem twarz dłońmi i ruszyłem w ich kierunku.

Uchyliłem ostrożnie drzwi zerkając kto za nimi stoi. Na szczęście był to Monthana. Odetchnąłem z ulgą i otowrzylem drzwi na szerz wpuszczając go do środka.

-Cześć.. - powiedziałem niepewnie zamykając drzwi na klucz.

-Um.. hej. Jak się czujesz?- spytał.

-Jest już lepiej.- uśmiechnąłem się lekko.

Ruszyliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie. Przez chwilę była niezręczna cisza. Nie wiedziałem co powiedzieć.

-Więc..- zacząłem.

Lecz nie dane było mi dokończyć gdyż brązowo włosy gwałtownie mnie pocałował. Lekko zdziwiony oddałem pocałunek.

Chwyciłem go za szyję przybliżając się do niego. Czułem w tym pocałunku zachłanność. Nie przeszkadzało mi to.

Po jakimś czasie odsunął się ode mnie.

-Tęskniłem..- wyszeptał z nierównym odechem.

-Ja też.- uśmiechnąłem się.

Po kilkunastu minutach rozmowy przytulania i całowania się zaczęliśmy oglądać film. Leżałem wygodnie z głową na kolach Monthany.

-Erwin?

-Hm?

-Czy.. czy ty. Znaczy czy oni będą cię szukać?- spytał.

Westchnąłem i złapałem go za rękę bawiąc się jego palcami.

-Nie wiem.. Możliwe że nie będą musieli bo to my ich znajdziemy pierwsi..

-Co? Jak to?- zmarszczył brwi poruszając się niespokojnie.

-Szykujemy na nich zasadzkę.. Widziałem się z Ewą. Powiedziała mi ich plany.

-Erwin.. Miałeś się w nic nie wplątywać.- powiedział poważnie.

-Skarbie to już ostatnia taka akcja. Chcemy po prostu ich dorwać. Jak nam się uda to wszystko będzie dobrze, a nawet lepiej niż dobrze.- próbowałem go przekonać.

-Nie.. proszę. Nie możesz się w to nie mieszać? Chłopacy dadzą sobie radę.

-Grzesiu.. wiesz że to nie takie proste..

-Proszę cię. Zrób to dla mnie.- powiedział.

Podniosłem się z jego kolan i usiadłem obok patrząc mu w oczy.

-Zrobiłbym dla ciebie wszystko. Zrobię wszystko. Ale muszę pomóc.

Mężczyzna patrzył na mnie smutno. Na jego policzku pojawiła się łza.

-Ej.. misiu ale nie płacz. Co się dzieje?- spytałem przytulając go.

Brunet wtulił się we mnie i lekko pociągnął nosem.

-Po prostu.. nie chcę żeby coś ci się stało.

Głaskałem go po głowie przytulając mocno.

Westchnąłem. Powiedziałbym że nic mi nie będzie ale nie chcę go kłamać.

-Musisz się przezwyczaić że może mnie zabraknąć..

-Nie mów tak! Nie umiem! Po prostu gdy myślę że niedługo..- przełknął ślinę i jeszcze mocniej zaczął szlochać.

Przytuliłem go mocniej o ile było to możliwe. Oparłem czoło o jego głowę. Pocałowałem go w jej czubek.

-Będzie dobrze.. Grzesiu?

-Hm?- mruknął cicho.

-Chyba cię kocham..

Brunet podniósł głowę patrząc mi w oczy. Widziałem w nich świecące iskierki. Mimo iż przed chwilą płakał, wciąż wyglądał pięknie.

Wolną ręką poprawiłem mu włosy zgarniając je z jego czoła.

-Ja ciebie też..- szepnął.

Uśmiechnąłem się i delikatnie go pocałowałem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro