22
Erwin pov
-I wtedy Capela przyjebał w jebaną felgę która tam leżała drąc się "Kurwa jebany wszechświat!"- dokończył opowieść Carbonara.
Zaśmialiśmy się wszyscy.
-Nie dziwię się mu. Też bym był wkurwiony gdybym za każdym razem gubił napastników w ciągu dwóch minut.- parsknąłem.
-Daj spokój! Ta policja to jest jakiś żart. Jeździć nie umieją, Silny cały Swot sam rozpierdala, odpierdalają w chuj, a na dodatek połowa z nich jest korumpami..- odpadł Dawid.
-Szczerze nie wiem jak Pisiciela wytrzymuje na stanowisku szefa z tymi ofermami..- rzekł San.
Parsknąłem. Byłem lekko wystawiony. No dobra może trochę bardziej niz "lekko". Ale ogarniałem Jeszcze..
Byliśmy już w barze od jakiś dwóch godzin rozmawiając i pijąc. Świetnie się bawiłem, brakowało mi tego.
-Kocham was panowie..- powiedziałem.
-O kurwa najebany Erwin tego to się nie spodziewałem!- zaśmiał się Carbo.
Przewróciłem oczami.
-My ciebie też.- odpowiedział San.
-Dobra idę po dolewkę i do łazienki zaraz będę!- odpowiedziałem podnosząc sie z miejsca.
Ruszyłem do toalety. Wszedłem do środka i załatwiłem swoją potrzebę. Umyłem ręce i przepukałem twarz wodą. Przejrzałem się w lusterku i poprawiłem włosy zaczesujac je do tyłu.
Wziąłem głęboki wdech i gdy chciałem wyjść z łazienki usłyszałem krzyki.
Nie powiem lekko się wystraszyłem. Pociągnąłem za klamkę wychodząc z pomieszczenia.
Przed ladą i koło kominka oraz drzwi stało kilku zamaskowanych mężczyzn, trzymali broń celując do wszystkich.
-Wszyscy klękacie na ziemi! Już!- krzyknął jeden z nich.
Spojrzałem na chłopaków którzy również byli zaskoczeni sytuacją jak ja.
Carbonara spojrzał na mnie a po chwili znacząco na toaletę.
Chciał mi dać znać do zrozumienia abym tam wrócił i się schował. No chyba go popierdoliło że ich zostawię.
Wszyscy klienci zaczęli się poddawać klękając na środku tawerny. Moi przyjaciele również.
Stałem przy drzwiach łazienki i zastanawiałem się co robić. Jeszcze mnie nie zauważyli.
Jeden z napastników stał koło ściany więc mógłbym mu zabrać broń, gdyż mnie nie widział.
Nicollo spojrzał na mnie wzrokiem który mówił "Nic nie odpierdalaj".
Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić jeden z nich mnie zauważył i we mnie wycelował.
-A ty co?! Ręce do góry!- krzyknął.
Westchnąłem i podniosłem ręce powoli podchodząc do moich przyjaciół i klękając.
-O pan pastor! Znowu się widzimy!- usłyszałem znajomy głos.
Kurwa to ci motocykliści! Że też musieli się dzisiaj zdecydować na napad.
-Dobra, wszyscy teraz portfele, telefony, zegarki, biżuteria do toreb! Już!- powiedział jeden z nich celując i podając worki zakładnikom.
Wszyscy po kolei zaczęli wkładać do nich swoje wartościowe rzeczy. Przyszła pora na nas.
-No już jazda! Ruszajcie się!- warknął napastnik do nas.
San i Dawid oddali rzeczy a ja z Carbo się nie ruszyliśmy dalej klęcząc.
-Oddajcie rzeczy pastorze. Nie chcemy używać siły.- powiedział ten cały Tomson który wtedy porwał Will'a.
-Spierdalaj!- warknął Carbo.
-Może się opanujecie? Chcecie abyśmy zabrali wam to siłą?
Nie odzywałem się zaciskając szczękę i patrząc przed siebie.
-Dobra chłopacy weźcie ich skujcie i przeszukajcie.- odparł.
Podeszli do nas i zaczęli skuwać Carbonarę. Brunet się wyrywał i próbował bronić. Podniosłem się aby mu pomóc ale gdy tylko chciałem do nich podejść poczułem uderzenie w głowę.
Upadłem na ziemię widząc mroczki przed oczami. Miałem rozmazany obraz i próbowałem go wyostrzyć ale po ciosie byłem skołowany i ledwo ogarniałem co się dzieje.
Jakiś napastnik do mnie podszedł i mnie skuł. Nie miałem na tyle siły aby się bronić gdyż byłem zamroczony.
Czułem że ktoś mnie przeszukuje. Słyszałem przytłumiony głos Carbo który coś krzyczał. Oraz głosy Dawida, Sana i po chwili strzały i piski zakładników.
Po jakimś czasie mój wzrok trochę się poprawił ale nadal miałem mroczki.
-Ty jebany skurwysynie! Zostawcie mnie!- warknął Nicollo.
Tomson i drugi napastnik podnieśli mnie z ziemi przytrzymując na ramiona gdyż sam nie mogłem złapać równowagi.
-Co to za strzały?- wychrypiałem po chwili krzywiąc się na ból głowy.
-Ostrzegające oraz aby przyjechała policja.- odparł.
Przymknąłem oczy próbując ponownie wyostrzyć wzrok. Po parunastu sekundach mi się to udało.
Rozjerzałem się wokół na tyle ile mogłem podtrzymywany przez napastników.
San z Dawidem klęczeli skuci pilnowani przez jednego z nich, kolejny stał przy drzwiach, jeden pilnował reszty zakładników, dwóch mnie trzymało i ostatnich dwóch trzymało Carbonarę który się szarpał i krzyczał w ich kierunku obraźliwe słowa.
Dalej byłem lekko przyćmiony ale mężczyźni poprowadzili mnie do jakiegoś osobnego pomieszczenia i posadzili na fotelu i do niego przykuli.
-No i po co ci to było?- spytał Tomson.
Nic nie odpowiedziałem zaciskając zęby.
-Chyba też nie chcesz wojny. Mieliśmy się od siebie odciąć i zapomnieć o sprawie. Ale nam przeszkadzacie.. Nie fartem znaleźliście się tutaj, ale moglibyście zgrywać pozory.- odparł.
-A weź spierdalaj.- warknąłem.
Usłyszałem że ktoś wchodzi do pomieszczenia. Byli to napastnicy wraz z carbonarą który miał rozwaloną wargę, prawdopodobnie poprzez uderzenie.
Co ja poradzę że z natury jesteśmy chujami? Oboje nie umiemy trzymać gęby na kłódkę.
-O siema bracie co tam u ciebie słychać?- powiedział parskając.
-A nic ciekawego.. Siedzę sobie na krześle skuty i gadam z panami a raczej każe im spierdalać.- uśmiechnąłem się złośliwie.
-O! To prawię jak u mnie!- zaśmiał się.
Faceci posadzili go na krześle i przykuli ręce do niego aby nie zszedł.
-Widzę że nie umiecie współpracować! Weźcie niech dwóch tu zostanie a my idziemy negocjować!- warknął Tomson i wraz z jednym napastnikiem wyszli.
-To co Carbo jak myślisz złapią ich w ciągu minuty czy dwóch?- spytałem.
Mężczyzna prychnął i powiedział:
-W ciągu trzydziestu sekund!
Parsknąłem spoglądając na mężczyzn którzy na pilnowali.
-Oj coś czuję że wam się nie opłacało napadać na ten bar. Traficie tylko do więzienia..- westchnąłem.
-Dobra zamknięcie się już bo mnie irytujecie! - warknął ten ubrany na czerwono.
Zaśmialiśmy się spoglądając na siebie z Carbo. Wiedziałem co ten wzrok oznacza, przytaknąłem lekko.
-Oh policja nie lubi porywaczy, a w więzieniu nie żyje się przyjemnie..- mówiłem.
-Daj spokój oni pierwszy raz. Chcą pewnie zarobić jakieś grosze..- parsknął makaroniarz.
-Zamknijcie te mordy!
-Haha! Ktoś tu chyba się stresuję!- powiedziałem przez śmiech.
Mężczyzna do mnie podszedł i złapał na koszulkę szarpiąc za nią. Patrzyłem się na niego rozbawionym wzrokiem.
-Jeśli zaraz się nie zamknięcie to dostaniecie kulkę w łeb!- warknął.
-Uuu... Jestem groźnym gangsterem! Patrzcie na mnie!- Carbo przedżeźniał jego głos.
Zaśmiałem się szyderczo. A facet zajebał mi z pięści w twarz.
Skrzywiłem się lekko a po chwili znowu wyszerzyłem..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro