Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22

Erwin pov

-I wtedy Capela przyjebał w jebaną felgę która tam leżała drąc się "Kurwa jebany wszechświat!"- dokończył opowieść Carbonara.

Zaśmialiśmy się wszyscy.

-Nie dziwię się mu. Też bym był wkurwiony gdybym za każdym razem gubił napastników w ciągu dwóch minut.- parsknąłem.

-Daj spokój! Ta policja to jest jakiś żart. Jeździć nie umieją, Silny cały Swot sam rozpierdala, odpierdalają w chuj, a na dodatek połowa z nich jest korumpami..- odpadł Dawid.

-Szczerze nie wiem jak Pisiciela wytrzymuje na stanowisku szefa z tymi ofermami..- rzekł San.

Parsknąłem. Byłem lekko wystawiony. No dobra może trochę bardziej niz "lekko". Ale ogarniałem Jeszcze..

Byliśmy już w barze od jakiś dwóch godzin rozmawiając i pijąc. Świetnie się bawiłem, brakowało mi tego.

-Kocham was panowie..- powiedziałem.

-O kurwa najebany Erwin tego to się nie spodziewałem!- zaśmiał się Carbo.

Przewróciłem oczami.

-My ciebie też.- odpowiedział San.

-Dobra idę po dolewkę i do łazienki zaraz będę!- odpowiedziałem podnosząc sie z miejsca.

Ruszyłem do toalety. Wszedłem do środka i załatwiłem swoją potrzebę. Umyłem ręce i przepukałem twarz wodą. Przejrzałem się w lusterku i poprawiłem włosy zaczesujac je do tyłu.

Wziąłem głęboki wdech i gdy chciałem wyjść z łazienki usłyszałem krzyki.

Nie powiem lekko się wystraszyłem. Pociągnąłem za klamkę wychodząc z pomieszczenia.

Przed ladą i koło kominka oraz drzwi stało kilku zamaskowanych mężczyzn, trzymali broń celując do wszystkich.

-Wszyscy klękacie na ziemi! Już!- krzyknął jeden z nich.

Spojrzałem na chłopaków którzy również byli zaskoczeni sytuacją jak ja.

Carbonara spojrzał na mnie a po chwili znacząco na toaletę.

Chciał mi dać znać do zrozumienia abym tam wrócił i się schował. No chyba go popierdoliło że ich zostawię.

Wszyscy klienci zaczęli się poddawać klękając na środku tawerny. Moi przyjaciele również.

Stałem przy drzwiach łazienki i zastanawiałem się co robić. Jeszcze mnie nie zauważyli.

Jeden z napastników stał koło ściany więc mógłbym mu zabrać broń, gdyż mnie nie widział.

Nicollo spojrzał na mnie wzrokiem który mówił "Nic nie odpierdalaj".

Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić jeden z nich mnie zauważył i we mnie wycelował.

-A ty co?! Ręce do góry!- krzyknął.

Westchnąłem i podniosłem ręce powoli podchodząc do moich przyjaciół i klękając.

-O pan pastor! Znowu się widzimy!- usłyszałem znajomy głos.

Kurwa to ci motocykliści! Że też musieli się dzisiaj zdecydować na napad.

-Dobra, wszyscy teraz portfele, telefony, zegarki, biżuteria do toreb! Już!- powiedział jeden z nich celując i podając worki zakładnikom.

Wszyscy po kolei zaczęli wkładać do nich swoje wartościowe rzeczy. Przyszła pora na nas.

-No już jazda! Ruszajcie się!- warknął napastnik do nas.

San i Dawid oddali rzeczy a ja z Carbo się nie ruszyliśmy dalej klęcząc.

-Oddajcie rzeczy pastorze. Nie chcemy używać siły.- powiedział ten cały Tomson który wtedy porwał Will'a.

-Spierdalaj!- warknął Carbo.

-Może się opanujecie? Chcecie abyśmy zabrali wam to siłą?

Nie odzywałem się zaciskając szczękę i patrząc przed siebie.

-Dobra chłopacy weźcie ich skujcie i przeszukajcie.- odparł.

Podeszli do nas i zaczęli skuwać Carbonarę. Brunet się wyrywał i próbował bronić. Podniosłem się aby mu pomóc ale gdy tylko chciałem do nich podejść poczułem uderzenie w głowę.

Upadłem na ziemię widząc mroczki przed oczami. Miałem rozmazany obraz i próbowałem go wyostrzyć ale po ciosie byłem skołowany i ledwo ogarniałem co się dzieje.

Jakiś napastnik do mnie podszedł i mnie skuł. Nie miałem na tyle siły aby się bronić gdyż byłem zamroczony.

Czułem że ktoś mnie przeszukuje. Słyszałem przytłumiony głos Carbo który coś krzyczał. Oraz głosy Dawida, Sana i po chwili strzały i piski zakładników.

Po jakimś czasie mój wzrok trochę się poprawił ale nadal miałem mroczki.

-Ty jebany skurwysynie! Zostawcie mnie!- warknął Nicollo.

Tomson i drugi napastnik podnieśli mnie z ziemi przytrzymując na ramiona gdyż sam nie mogłem złapać równowagi.

-Co to za strzały?- wychrypiałem po chwili krzywiąc się na ból głowy.

-Ostrzegające oraz aby przyjechała policja.- odparł.

Przymknąłem oczy próbując ponownie wyostrzyć wzrok. Po parunastu sekundach mi się to udało.

Rozjerzałem się wokół na tyle ile mogłem podtrzymywany przez napastników.

San z Dawidem klęczeli skuci pilnowani przez jednego z nich, kolejny stał przy drzwiach, jeden pilnował reszty zakładników, dwóch mnie trzymało i ostatnich dwóch trzymało Carbonarę który się szarpał i krzyczał w ich kierunku obraźliwe słowa.

Dalej byłem lekko przyćmiony ale mężczyźni poprowadzili mnie do jakiegoś osobnego pomieszczenia i posadzili na fotelu i do niego przykuli. 

-No i po co ci to było?- spytał Tomson.

Nic nie odpowiedziałem zaciskając zęby.

-Chyba też nie chcesz wojny. Mieliśmy się od siebie odciąć i zapomnieć o sprawie. Ale nam przeszkadzacie.. Nie fartem znaleźliście się tutaj, ale moglibyście zgrywać pozory.- odparł.

-A weź spierdalaj.- warknąłem.

Usłyszałem że ktoś wchodzi do pomieszczenia. Byli to napastnicy wraz z carbonarą który miał rozwaloną wargę, prawdopodobnie poprzez uderzenie.

Co ja poradzę że z natury jesteśmy chujami? Oboje nie umiemy trzymać gęby na kłódkę.

-O siema bracie co tam u ciebie słychać?- powiedział parskając.

-A nic ciekawego.. Siedzę sobie na krześle skuty i gadam z panami a raczej każe im spierdalać.- uśmiechnąłem się złośliwie.

-O! To prawię jak u mnie!- zaśmiał się.

Faceci posadzili go na krześle i przykuli ręce do niego aby nie zszedł.

-Widzę że nie umiecie współpracować! Weźcie niech dwóch tu zostanie a my idziemy negocjować!- warknął Tomson i wraz z jednym napastnikiem wyszli.

-To co Carbo jak myślisz złapią ich w ciągu minuty czy dwóch?- spytałem.

Mężczyzna prychnął i powiedział:

-W ciągu trzydziestu sekund!

Parsknąłem spoglądając na mężczyzn którzy na pilnowali.

-Oj coś czuję że wam się nie opłacało napadać na ten bar. Traficie tylko do więzienia..- westchnąłem.

-Dobra zamknięcie się już bo mnie irytujecie! - warknął ten ubrany na czerwono.

Zaśmialiśmy się spoglądając na siebie z Carbo. Wiedziałem co ten wzrok oznacza, przytaknąłem lekko.

-Oh policja nie lubi porywaczy, a w więzieniu nie żyje się przyjemnie..- mówiłem.

-Daj spokój oni pierwszy raz. Chcą pewnie zarobić jakieś grosze..- parsknął makaroniarz.

-Zamknijcie te mordy!

-Haha! Ktoś tu chyba się stresuję!- powiedziałem przez śmiech.

Mężczyzna do mnie podszedł i złapał na koszulkę szarpiąc za nią. Patrzyłem się na niego rozbawionym wzrokiem.

-Jeśli zaraz się nie zamknięcie to dostaniecie kulkę w łeb!- warknął.

-Uuu... Jestem groźnym gangsterem! Patrzcie na mnie!- Carbo przedżeźniał jego głos.

Zaśmiałem się szyderczo. A facet zajebał mi z pięści w twarz.

Skrzywiłem się lekko a po chwili znowu wyszerzyłem..

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro