Rozdział 8.
Następnego dnia między czwórką przyjaciół panowała cisza. Każdy siedział w swoim kącie, zajmując się własnymi sprawami. Próbowali nie płakać, próbowali nie wracać wspomnieniami do przerażających, pełnych krwi zdjęć, jednak nie było to takie proste.
Harry był w rozsypce, miał tendencje do obwiniania się i tak było i tym razem. Siedział zamknięty w pokoju, zastanawiając się co dalej z nimi będzie. Nie mogli zadzwonić po pomoc, bo psychopatyczny morderca w każdej chwili mógł ich zaatakować, bali się wyjść z domu z obawy, że są obserwowani. Jedno jednak było pewne - sprawca był gdzieś niedaleko i ciągle miał ich na oku, więc jakakolwiek próba wezwania pomocy nie wchodziła w grę.
Louis śmierć przyjaciela przeżył chyba najbardziej. Liam i on byli ze sobą zżyci od czasów piaskownicy, a teraz nagle go zabrakło. Nie wyobrażał sobie życia bez niego czy któregokolwiek z chłopaków. Zbyt mocno się do nich przywiązał, aby dać im tak szybko odejść. Musieli trzymać się razem, aby wyjść z tego cało.
Niall zawsze był wrażliwy. Nigdy nie przypuszczałby, że śmierć kogoś bliskiego dotknie go tak szybko i to w dodatku w taki sposób. W głębi duszy miał nadzieję, że to jednak chory żart. Chciał rankiem wymknąć się z domu, udać się do miejsca zbrodni, jednak... za każdym razem, gdy się do tego zbierał - tchórzył.
Zayn postrzegany był za dupka bez uczuć, jednak jeśli chodziło o przyjaciół była to zupełnie inna kwestia. Mimo iż twarz nadal miał bez wyrazu w głębi duszy ryczał jak małe dziecko. Liam często wyciągał go z tarapatów, brał jego winę na siebie i był przy nim w trudnych momentach. A teraz go nie było i nie będzie do końca jego dni.
Dom był pozamykany od środka, a rolety były opuszczone. Nie grały żadne urządzenia, nie słychać było nic - tylko ciszę i czasem cichy szloch. Czwórka chłopaków modliła się, aby ten tydzień zleciał jak najszybciej, by mogli wrócić do domu, w którym choć trochę poczuliby się bezpiecznie.
– Louis – wymamrotał cicho Harry, spoglądając na przyjaciela, leżącego na łóżku pod ścianą.
Szatyn podniósł głowę i spojrzał swoimi zaczerwienionymi od płaczu oczami na kędzierzawego.
– Musimy coś z tym zrobić. Nie możemy tu tak bezczynnie siedzieć. Chodźmy do Nialla i Zayna, nie możemy całe życie milczeć – mruknął, wstając z łóżka.
Styles postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Chciał choć raz zrobić coś dla dobra sprawy, udając odważnego i pewnego siebie. Niebieskooki niepewnie podniósł się i poszedł za Harrym, który skierował się w stronę pokoju Nialla i Zayna. Obydwoje zmienili pokój, gdyż nie mogli patrzeć na łóżko, w którym jeszcze niedawno spał Liam.
– Chłopaki – zaczął cicho Styles, zamykając za Louisem drzwi. – Musimy porozmawiać, ja wiem, że to jest ciężkie dla nas wszystkich... Ale musimy coś z tym zrobić. Nie możemy tak siedzieć, płacząc w poduszki. Prędzej czy później będziemy musieli zawiadomić policję. – mówił Harry, siadając na łóżku Nialla, który siedział pod ścianą, przyciągając kolana do klatki piersiowej.
– Jeżeli pójdziemy na policje... On nas zabije. Ja nie chcę umierać – powiedział płaczliwie Horan.
– Jeżeli będziemy w mieście i wszyscy pójdziemy na komisariat nie stanie się żadnemu z nas krzywda. Będziemy później objęci ochroną. Tak jak nasze rodziny – mówił loczek, patrząc na łóżko Zayna.
– Ale to i tak zrobimy, jak wrócimy do domu. Gdybyśmy poszli na tutejszy komisariat ten psychol mógłby wrócić do miasta, atakując nasze rodziny. Musimy siedzieć tutaj, czekając, aż minie tydzień, aby nasi rodzice niczego nie podejrzewali. Mimo wszystko na razie nie możemy ich w to mieszać. Z resztą... jak powiemy rodzinie Liama, co się z nim stało? – spytał Niall, patrząc na Louisa.
– Nie wiem, mamy jeszcze trochę czasu na zastanowienie się, prędzej czy później i tak się dowiedzą o jego śmierci – wymamrotał – Cholera, nie mam pojęcia co robić.
– Powinniśmy iść sprawdzić te zwłoki – wtrącił cicho Zayn – Jest zimno, zwierzęta mogą go zjeść, a wypadałoby... go pochować.
– Nie ma mowy, ja nie wyjdę z domu! Ten psychol w każdej chwili może się na nas rzucić i nas pozabijać! – unosił się Horan.
– Zróbmy to z myślą o Liamie, nie mogę pozwolić, aby zjadły go wygłodniałe psy czy inne zwierzęta. Należy mu się godne pochowanie. Teraz zwłoki schowamy w szopie za domem, mam nadzieję, że nie rozłożą się tak szybko – mamrotał Zayn – Nie znam się na zwłokach.
Siedzieli i rozmawiali do czwartej, gdzie już zaczęło się ściemniać. Doszli do wniosku, że to Louis i Zayn pójdą po zwłoki Liama, a Niall i Harry zostaną pilnować domu. Tomlinson nie chciał iść, bał się, jednak nie miał innego wyjścia. Nie chciał puścić Malika samego.
– Uważajcie na siebie, błagam – mówił Niall, jednak na chwilę zamilkł. Pobiegł do kuchni i po chwili wrócił z dwoma nożami – Weźcie je, mogą wam się przydać do samoobrony.
Louis i Zayn podziękowali, opuszczając dom. Ruszyli w stronę lasu, a Harry odprowadził ich wzrokiem. Po kilku minutach Horanowi przyszedł sms. Wziął drżącymi rękoma telefon, odczytując na głos wiadomość.
"Nie jestem pewien czy te noże jakkolwiek im pomogą, jednak zobaczymy czy umieją się nimi obsługiwać. Trzymajcie za nich kciuki. Może wrócą żywi do domu"
• • •
Akcja powoli zaczyna się rozkręcać.
I tak jak poprzednim razem - proszę was o zostawienie gwiazdki. Nic was to nie kosztuje, a jedynie sprawia, że mam pewność, że jednak ktoś to czyta 😆
Ktoś prócz -Edsi- ❣️
Miłej niedzieli.
Może dostaniecie dzisiaj jeszcze jeden, jeśli się postaracie 😏
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro