Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6.

Harry z westchnięciem odłożył torbę na łóżko, na którym miał spać przez następny tydzień. Nie miał najmniejszej ochoty na spędzanie czasu w towarzystwie swoich wścibskich, wiecznie rozbawionych przyjaciół. Teraz potrzebował pobyć sam i zapragnął rozmyślać o tej całej sprawie związanej z tajemniczym numerem, który od wczorajszego dnia nie dawał znaku życia. Oczywiście Harry'emu to ani trochę nie przeszkadzało. W nocy dużo myślał i doszedł do wniosku, że pomysł spędzenia tygodnia poza domem nie wydawał się być najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji.

– Styles, uśmiech – mruknął Louis, z którym miał dzielić pokój.

Kędzierzawy wzruszył ramionami, kładąc się na łóżku. Rozciągnął się na nim, przymykając oczy. Po chwili poczuł, że materac obok niego lekko się zapada, jednak zignorował to.

– Prosiłem o uśmiech – mruknął wprost do ucha loczka, zaczynając go łaskotać.

Styles zaczął głośno śmiać się. Próbował odepchnąć od siebie szatyna, jednak ten był sprytniejszy, siadając mu na biodrach.

– S-Stop! – krzyknął, odganiając łzy.

Louis jedynie roześmiał się, nie przerywając czynności. Harry zaczął rzucać się po łóżku, byle by zrzucić niebieskookiego z siebie.

– Nie chcemy przerywać wam waszych zabaw łóżkowych, ale bądźcie ciszej. Boli mnie głowa – mruknął Niall, opierając się o framugę drzwi.

Harry korzystając z nieuwagi Tomlinsona zrzucił go z siebie, szybko podnosząc się z łóżka. Horan jedynie pokręcił głową, zamykając drzwi.

– Nie umiesz się bawić – mruknął Louis, wydymając smutno wargi. Harry przewrócił oczami, zrzucając swoją torbę obok łóżka. – Mógłbyś przynajmniej udawać zainteresowanego moim cierpieniem – mówił smutnym głosem, wprawiając Harry'ego w większe zirytowanie.

– Czasami zachowujesz się, jakbyś miał pięć lat, a nie osiemnaście – westchnął.

Po kilku minutach zadzwonił telefon Harry'ego, który, bez patrzenia na ekran, odebrał.

– Słucham?

Druga strona milczała. Styles zmarszczył brwi, patrząc na ekran. Rozłączył się natychmiastowo, widząc numer zastrzeżony. Zapomniał go zablokować, więc od razu po zakończeniu połączenia - zrobił to. Odetchnął lekko, patrząc na Louisa, który grał w jakąś grę na telefonie.

– W co grasz? – spytał, siadając na krawędzi łóżka.

– W rusha – odparł, przeklinając cicho, gdy kulka rozbiła się o przeszkodę. – Chcesz spróbować? – spytał, podając Harry'emu komórkę.

Pod wieczór zeszli na dół, przygotować sobie kolację. Niall, Zayn i Liam siedzieli w salonie, rzucając w siebie poduszkami. Wyzywali się, parskając śmiechami.

– Dzieci, stop – powiedział Tomlinson stając na środku pomieszczenia z wystawionymi na boki rękoma – Odłóżcie bronie, jestem głodny – uśmiechnął się, widząc, że przyjaciele odkładają poduszki.

Niall spojrzał na Liama, który skinął głową. Nim szatyn się obejrzał dostał od Irlandczyka poduszką w twarz.

– To nie fair! – krzyknął, patrząc na przyjaciół. – Meh, jesteście beznadziejni – mruknął, kierując się do kuchni.

W międzyczasie z pomieszczenia ulotnił się Zayn, który najprawdopodobniej czekał na odpowiedni moment by zaatakować. Liam roześmiał się, idąc do kuchni za Louisem. Niall podszedł do Harry'ego, cicho wzdychając.

– Musisz mieć przejebane, będąc z nim w pokoju – roześmiał się, a Harry przytaknął głową.

– Mooże trochę – uśmiechnął się, kręcąc lekko głową – Przyzwyczaiłem się, zawsze to ja musiałem się z nim użerać – odparł, dołączając do chłopków.

Po minucie zaczął dzwonić telefon Liama. Ten wyciągnął telefon z kieszeni, od razu odbierając.

– Tak? – spytał, a do kuchni wszedł Zayn, posyłając każdemu pytające spojrzenie. Pozostali wzruszyli ramionami, wracając do wykonywania czynności.

Louis i Niall przygotowywali kanapki, a Harry wyciągał talerze z szafki. Liam zmarszczył brwi, odsuwając lekko od ucha telefon.

– Um, halo? – spytał niepewnie, a po chwili zamarł. – Kurwa – mruknął, włączając tryb głośnomówiący. – Haloo – powiedział, a po drugiej stronie słychać było jego głos.

Harry o mało nie upuścił talerzy na podłogę, a Niall syknął z bólu zacinając się nożem, którym aktualnie kroił pomidory.

– Dobra nieśmieszne są te wasze żarty – mruknął, a po drugiej stronie słychać było ciężki oddech. Zayn zmarszczył brwi, zabierając Payne'owi telefon.

– Kimkolwiek jesteś odpieprz się od nas albo zadzwonimy na policję – warknął, kończąc połączenie – Dobra to jest serio dziwne, ale to może... kolejny przypadek – wymamrotał.

– Kolejny przypadek?! Dobra, przedtem wierzyłem w te twoje "przypadki", ale teraz mam dość! Cholera to brzmiało tak, jakby ta osoba była tutaj z nami – mówił Niall, wkładając dłoń pod zimną wodę – Słyszałem w tle każde słowo Liama i to jest kurewsko przerażające. Nie mam zamiaru siedzieć w miejscu, gdzie najprawdopodobniej czyha na nas jakiś psychol – warknął, zakręcając wodę – Cholera – wymamrotał, widząc kolejną strużkę krwi.

Zayn wyciągnął plastry i wodę utlenioną z półki. Urwał kilka ręczników papierowych i podszedł do Nialla. Wziął jego dłoń, którą blondyn starał się wyszarpać.

– Uspokój się – mruknął, polewając wodą ranę. Podłożył pod spód papier, aby ciecz nie zaczęła skapywać na podłogę.

Niall po chwili wpatrywania się w zlew, w którym wciąż była dość spora ilość jego krwi zaczął robić się blady.

– Słabo mi – wymamrotał, podpierając się drugą dłonią blatu, stojącego za nim.

Zayn szybko zrobił Irlandczykowi opatrunek. Chwycił w dłonie jego policzki i spojrzał mu w oczy.

– Spokojnie, nie patrz na krew, okej? Nie patrz tam, tam nic nie ma – mówił, wyprowadzając powoli blondyna z kuchni. – Już, spokojnie, Niall – mamrotał, prowadząc zahipnotyzowanego (jego ciemnymi tęczówkami) blondyna w stronę kanapy.

Horan nie bał się czyjejś krwi, mógł na nią patrzeć godzinami. Mógł ją dotknąć, zobaczyć z bliska i nic mu nie było, ale jeśli choć przez sekundę widział kałuże swojej krwi wtedy zaczynał panikować. Zaczynało robić mu się słabo i nawet kilka razy z tego powodu stracił przytomność. Zayn w takich momentach był pierwszą osobą, która znajdowała się przy blondynie, gdyż tylko on umiał odwrócić jego uwagę od nieprzyjemnych widoków.

– Lepiej? – spytał, a Niall pokiwał głową.

– Tak, przepraszam – wymamrotał, a Malik poczochrał go po włosach, wracając do kuchni.

Louis posprzątał po Niallu, a Harry mimo to skończył przygotowywać kolacje. Liam robił coś na telefonie, starając się opanować.

– Musimy iść z tym na policje. Żarty, żartami, ale to serio nie jest śmieszne – mruknął, patrząc na resztę.

– Daj spokój – westchnął Zayn – To nic nie da. Mówię wam, że policja zajmie się tym za kilka miesięcy albo w ogóle was spławi.

– Wiecie co? Ja wolę uniknąć tragedii i jutro wracam do miasta. Zamierzam iść do swojego wujka, który zajmuje się takimi sprawami i o wszystkim mu opowiem. Opowiem mu o dzisiejszym telefonie i o sms'ach, które dostawał Harry. Nie zamierzam bawić się w to dłużej – warknął, idąc na górę.

Harry westchnął, opierając się dłońmi o blat.

– Myślę, że... – zaczął, lecz Zayn mu przerwał.

– A ja myślę, że nie masz racji. Tak samo jak Liam, jedynie sobie zaszkodzicie, ale skoro pan wszystkowiedzący jest taki mądry to niech wraca do miasta – mruknął, idąc do swojego pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro