Rozdział 4.
Tajemnicze połączenia ustały, a Harry coraz bardziej wierzył, że był to jedynie żart, mający na celu wystraszyć go. Cóż, żartownisiowi się to udało, lecz on sam nie musiał o tym wiedzieć. Gdy Gemma wróciła z Markie do domu kędzierzawy zapytał o dziwne telefony, jednakże dziewczyna nie miała o niczym zielonego pojęcia. Harry postanowił odpuścić, nie chcąc się więcej tym zamartwiać.
Niedziela zleciała bardzo szybko, jednak Harry nie przejął się zbytnio tym faktem, zważając na to, że od jutra miały rozpocząć się dwutygodniowe ferie zimowe. Styles miał nadzieję, że nie zmarnuje wolnych dni na oglądaniu nic nie wnoszących do jego życia, głupich, seriali. Znając życie - tak właśnie będzie.
Kędzierzawy do końca dnia zajmował się mało istotnymi rzeczami, kładąc się o dwudziestej trzeciej do łóżka. Gdy wybiła północ usłyszał dźwięk swojego telefonu. Przetarł, zaspany oczy, sprawdzając wiadomość. Widząc treść sms'a, momentalnie się rozbudził.
"Nie ignoruj mnie, Harry. Źle to się dla ciebie skończy."
Numer na pierwszy rzut oka wydawał się być normalny, jednakże Harry miał dziwne przeczucie, mówiące, że piszącym był ten sam człowiek, który dzwonił do niego kilkanaście godzin temu. Gdy miał zamiar zablokować numer na konwersacji grupowej napisał Niall, skarżący się na nachalnego dzwoniącego.
Niall: To któryś z was? Robicie sobie żarty o tej godzinie? To naprawdę nie jest śmieszne. Greg za chwilę mnie zabije.
Zayn: O co ci chodzi?
Niall: Ktoś do mnie dzwonił z zastrzeżonego numeru, gdy odebrałem słychać było za pierwszym razem oddech, a za drugim śmiech jakiegoś dzieciaka.
Harry: Do mnie również dzwonił. Napisał mi przed chwilą, abym go nie ignorował, bo źle się to dla mnie skończy.
Liam: Ja nie mam z tym nic wspólnego.
Louis: Ja też nie.
Zayn: I ja również.
Przez myśl, Harry'emu przeszły słowa Josha, który niedawno pod kinem groził całej piątce. Może teraz robił sobie z nich żarty, chcąc ich nastraszyć? Bardzo prawdopodobne i jak najbardziej w jego stylu. Styles podzielił się swoją teorią z przyjaciółmi, którzy przyznali mu rację. Louis kazał Harry'emu i Niallowi wyłączyć na noc telefon i nie przejmować się połączeniami czy wiadomościami przychodzącymi z obcego numeru. Jak napisał Tomlinson - tak zrobili.
Następnego dnia Harry włączając swój telefon nie miał żadnej nowej wiadomości od nieznanego, telefonowego dręczyciela. Odetchnął z ulgą, schodząc z telefonem w dłoni na dół. Zamierzał zorientować się w obowiązkach, które dzisiaj miał wykonać. Później musiał iść do Gemmy po listę rzeczy, których nie mógł robić z Markie. Nie chciał być wujkiem, dającym zły przykład małemu dziecku.
Wieczorem został sam z dwulatką, która ciągle siedziała na dywanie, bawiąc się pluszakiem. Harry przez chwilę obawiał się, że nie poradzi sobie z opieką nad nią, jednakże Markie wciąż żyła, więc nie było tak źle.
Chwilę później zadzwonił telefon Stylesa, który widząc na ekranie numer Louisa od razu uśmiechnął się szeroko.
– Cześć Lou, co tam? – spytał po odebraniu.
– Cześć. Robisz coś? Ja i reszta byśmy do ciebie wpadli. Na jakiś film czy grę. Widziałem Gemme przed chwilą, mówiła, że jesteś sam z małą, ale to chyba nie problem, prawda?
– W zasadzie to nie... Markie i tak za chwilę pójdzie spać, także wpadajcie – mruknął z uśmiechem.
Nie trzeba było długo czekać, aż w drzwiach domu Stylesów pojawiła się czwórka chłopaków z kilkoma reklamówkami. Obiecali być cicho, aby nie przestraszyć Markie, która nigdy nie przepadała za znajomymi kędzierzawego. Zawsze płakała na ich widok bądź krzyczała, bijąc piąstkami, każdego kto się do niej zbliżył.
– Od kiedy robisz za niańkę? – spytał Niall, wchodząc do salonu.
– Od kiedy Gemma poprosiła mnie o pomoc – mruknął – Rozgośćcie się. Ja za chwilę idę zrobić małej jedzenie i będziecie musieli dać mi kilka minut na uśpienie jej.
Czwórka skinęła głową, siadając na kanapie. Markie przyglądała się każdemu z zaciekawieniem, jednak jej wzrok utkwiony był najdłużej w Zaynie, który rozmawiał obecnie o czymś z Liamem. Zmrużyła lekko oczka, wracając do zabawy maskotką.
Po dwudziestu minutach śmiania się i picia (oczywiście nie alkoholu) Harry zdecydował się w końcu pójść do kuchni w celu przygotowania mleka w buteleczce dla Markie, po której widać było już zmęczenie. Najwyższa pora na spanie, pomyślał Styles, spoglądając na zegarek. Przeprosił swoich przyjaciół, udając się do pomieszczenia obok.
Niedługo potem Harry dumny z siebie czekał, aż mleko wystygnie. Nie chciał, aby Markie poparzyła się przez jego głupotę.
– Hazz – zaczął Zayn, wchodząc do kuchni – Markie zasypia na Niallu, mógłbyś ją wziąć z niego? Sami byśmy to zrobili, ale nie chcemy, aby się rozpłakała – roześmiał się, a Styles skinął głową, lekko się uśmiechając.
Wyszedł z pomieszczenia, nie zwracając uwagi na Zayna, który odprowadził go wzrokiem. Kędzierzawy wziął ostrożnie dziewczynę na ręce, uważając, aby nic się jej nie stało. Markie spojrzała na niego sennie, wyciągając rączkę w górę.
– Idziemy jeść i idziemy spać, tak? – mówił do dwulatki, idąc z nią z powrotem do kuchni.
Wziął buteleczkę, śmiejąc się lekko na widok otwieranych i zamykanych ust dziewczynki. Karmił ją, chodząc po piętrze, na które niedługo po opuszczeniu kuchni się wybrał. Było tam w miarę cicho, a Harry'emu zależało na tym, aby Markie nie słyszała rozmów i śmiechów z dołu. Wiedział, że dziewczynka zasypiała najszybciej, gdy była całkowita cisza.
Gdy odłożył śpiącego malucha do łóżeczka, zszedł dumny z siebie na dół.
– Okej, już jestem. Markie śpi, jestem wasz – roześmiał się, siadając między przyjaciółmi.
Zayn od razu wręczył Harry'emu pada, samemu zaczynając grać. Styles uśmiechnął się, włączając od razu do rozgrywki. Po kilkudziesięciu minutach, pełnych rywalizacji z pokoju Markie zaczął wydobywać się przeraźliwy, pełen bólu płacz. Kędzierzawy od razu zerwał się na równe nogi, biegnąc na górę.
Wpadł do pokoju o mało nie wywarzając drzwi. Podszedł szybko do łóżeczka dziewczynki, która płakała coraz głośniej. Markie była cała czerwona na twarzy, kręciła się i machała rączkami w górze. Spanikowany Styles przyłożył dwulatce usta do czoła, chcąc sprawdzić czy mała ma gorączkę.
– Czemu ona tak płacze? – spytał Louis, wchodząc do pokoju.
– Nie wiem... Louis ona się dusi, cholera! – krzyknął, widząc jak dziewczynka łapczywie łapie powietrze i robi się blada na twarzy – Co mam robić?!
Do pokoju wpadł Liam, który znał się trochę na medycynie. Niall w tym samym czasie zadzwonił po pogotowie. Markie w ciągu oczekiwania na karetkę zwymiotowała kilka razy, zanosząc się większym płaczem. Harry był roztrzęsiony i obwiniał się o to co się stało, gdyby nie pomoc jego przyjaciół dwulatka najprawdopodobniej byłaby już martwa.
"Mówiłem, żebyś mnie nie ignorował, Harry. Teraz masz tego skutki."
• • •
Mam wrażenie, że nikt tego nie czyta, ew
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro