Rozdział 16.
Niall, leżał w swoim tymczasowym łóżku, wpatrując się od dobrej godziny w sufit. Po przerażającym telefonie Louis i Harry zamknęli się w swoim pokoju, w którym siedzieli do teraz. Irlandczyk nie chcąc siedzieć sam na dole również poszedł do swojego pokoju.
Zbliżała się siedemnasta, a za oknem było już ciemno. Horana bolało to jak zmarnował kolejny dzień na dennych przemyśleniach, które i tak za każdym razem wyprowadzały go do punktu wyjścia. Horan wspominał każdą radosną chwilę, próbując zapomnieć o otaczającej go rzeczywistości. Zostały mu trzy dni życia, a on zamiast spróbować wymyślić plan ucieczki jedynie leżał bezczynnie, gubiąc się we własnych myślach. Chciał podziękować i przeprosić swoją rodzinę, jednak wiedział, że nie mógł. Nie chciał pożegnać się z życiem szybciej niż było to konieczne.
Po kilku minutach Irlandczyk wstał, podchodząc do biurka. Zaczął przeszukiwać je, chcąc znaleźć jakiś notesik bądź coś na czym mógłby porysować. W pewnym momencie zauważył w doniczce z kwiatem mały czarny kwadracik, którego lampka migała na czerwono. Horan unosił brwi, biorąc przedmiot do ręki.
– Cholera – wymamrotał, zdając sobie sprawę z tego, że znalazł właśnie jedną z kamer, które zostały najprawdopodobniej zamontowane przez psychopatycznego mordercę.
Po chwili oddalił się od doniczki, wcześniej odkładając kamerkę na miejsce. Podszedł do półki, z której wystawał notes i udał się w stronę łóżka, na którego krawędzi usiadł. Zamyślił się na chwilę, biorąc długopis do ręki.
Analizował każdą minutę od czasu pierwszego telefonu. Zagryzł wargę, próbując się skupić. Każdą informację zapisywał na kartkach, które leżały mu na kolanach. Z czasem wszystko zaczęło mu się układać i łączyć. Wyciągnął telefon i zaczął przyglądać się dostanym zdjęciom martwych ciał. Analizował każde wysłane słowo, każdy szczegół widoczny na zdjęciu.
Po godzinnym szukaniu Horan już wiedział kto próbuje się ich pozbyć. Najgorsze było to, że poczuł cholernie mocny uścisk w swoim sercu.
Harry i Louis leżeli na jednym łóżku, wtuleni w siebie. Szatyn głaskał i pocieszał Stylesa, mówiąc, że wyjdą z tego cało. Ani jeden ani drugi nie wierzył w te banalne słowa.
– Louis... Zastanawia mnie jedna rzecz – mruknął Harry, bawiąc się sznurkami od bluzy szatyna.
– Hm?
– Zawsze chwaliłeś się upojnymi nocami z przypadkowymi laskami z klubów. Śliniłeś się na widok gorących kelnerek... A teraz nagle okazuje się, że jesteś gejem.
– Tylko raz przespałem się z dziewczyną. Jeden jedyny raz podczas, którego zrozumiałem, że waginy są obleśne – mówił – Nie na widok kelnerek się śliniłem, a na widok mężczyzn, stojących akurat za nimi. Bałem się waszej reakcji, dlatego zmyślałem to wszystko. Początkowo nie chciałem uwierzyć, że jestem... inny. Wmawiałem sobie, że to tylko taki okres, a później wszystko wróci do normy. Niestety tak się nie stało, a ja musiałem się z tym pogodzić... – westchnął – Zamiast zakochać się w dziewczynie, która utwierdziłaby mnie w fakcie, że jestem hetero zakochałem się w chłopaku.
Harry uśmiechnął się lekko.
– Znam go?
– Można tak powiedzieć – wymamrotał, bawiąc się włosami kędzierzawego.
– Całowałeś się kiedyś z chłopakiem?
– Po pijaku kilka razy, ale nie dochodziło między nami do niczego więcej.
Styles skinął głową, wtulając się bardziej w szatyna. Zastanawiał się kim był chłopak, który skradł serce jego przyjaciela. Zawsze życzył mu jak najlepiej i tym razem też tak było. On sam zawsze chciał się zakochać, nieważne czy w dziewczynie czy w chłopaku. Chciał przeżyć w końcu swój pierwszy raz oraz swój pierwszy pocałunek. Tak, Harry nigdy się nie całował.
Kędzierzawy zamyślił się na chwilę wpadając na głupi pomysł. Spojrzał kątem oka na szatyna i zagryzł lekko wargę.
– Lou? – spytał cicho – J-Ja... mam do ciebie prośbę... Głupią prośbę, ale proszę nie śmiej się. Jeżeli nie chcesz to od razu odmów.
– Hm?
– M-Mógłbyś mnie pocałować? Jeżeli nie to zrozu... – przerwały mu wargi Louisa, dociśnięte do tych jego. Początkowo Harry był zaskoczony, że Louis zgodził się bez problemu, a z drugiej strony zaniepokoiło go dziwne mrowienie w jego podbrzuszu.
Styles ułożył dłoń na lekko zarośniętym policzku Tomlinsona i zamruczał, czując jak Louis pociąga delikatnie za jego kosmyki. Otworzył lekko usta, pozwalając językowi szatyna badać swoje podniebienie.
Całowali się póki nie zabrakło im powietrza. Harry uśmiechnął się szeroko, próbując unormować swój oddech. Louis natomiast wyglądał na zamyślonego, jednak po chwili mruknął coś pod nosem przytulając się ponownie do przyjaciela. Właśnie, przyjaciela.
Po dwudziestej trzeciej Niall po cichu zszedł na dół. Harry i Louis spali od dobrej godziny, wyczerpani dawką dzisiejszych wrażeń. Horan ubrał kurtkę, szalik i założył buty. Zamknął oczy, wziął głęboki wdech i spojrzał w głąb salonu.
– Przepraszam chłopaki. Tak bardzo was przepraszam – wyszeptał, wychodząc z domu.
Zamknął drzwi na klucz, który następnie włożył do kieszeni kurtki. Chciał mieć pewność, że nikt nie wejdzie do tego domu podczas, gdy jego przyjaciele będą spali. Odszedł kawałek, włączając latarkę.
Zadrżał czując nieprzyjemny podmuch wiatru. Było zimno, cholernie zimno. Niall przełknął głośno ślinę świecąc latarką na las, do którego zaczął się kierować. Morderca już wiedział, że Horan wyszedł. Tego najbardziej Irlandczyk się obawiał.
Doskonale wiedział kim był mężczyzna, chcący pozbawić ich życia, jednak nie miał pewności czy jego oszczędzi. Tak naprawdę nie znał go, nie wiedział do czego jest zdolny. Nie wiedział co mógł mu zrobić. Próbował myśleć optymistycznie. Sam nie wiedział czemu zdecydował się własnowolnie pójść do mordercy.
Po dwudziestominutowym chodzeniu Niall zaczął myśleć o poddaniu się. Zamarzał, a do tego wszystkiego zaczął padać śnieg. Morderca nie dawał znaku życia, ani też nie słychać było, aby ktokolwiek chodził razem z Niallem po lesie. Horan zagryzł wargę, widząc, jak jego latarka zaczyna się rozładowywać. Zostałby mu tylko telefon, który nie świecił najlepiej.
Po chwili Irlandczyk usłyszał za sobą kroki. Las, w którym osiemnastolatek był, zazwyczaj pogrążony był w ciszy, dlatego można było w nim usłyszeć nawet najcichszy szept. Blondyn wziął głęboki oddech, chcąc się uspokoić. Nie mógł panikować. Po prostu nie mógł.
Gdy chciał się odwrócić został pchnięty na ziemię. Wypuścił latarkę, która upadała kilka metrów dalej, świecąc swoim światełkiem w śnieg. Niall poczuł ciężar na swoich biodrach i niedługo potem nóż przy swojej szyi, którą osłaniał jedynie szalik. Nie protestował, nie wyrywał się - czekał na dalszy ciąg wydarzeń.
Doskonale słyszał oddech mordercy nad sobą. Gdy poczuł, że nóż coraz bardziej przyciskany był do jego szalika postanowił działać. Złapał za końcówkę noża i wyrwał go mężczyźnie. Odrzucił go w śnieg i złapał za kurtkę chłopaka, następnie przyciągając go do siebie. Podniósł lekko kominiarkę, która zakrywała jego twarz i zaraz złączył ich usta w pocałunku. Morderca sapnął zszokowany. Nie spodziewał się czegoś takiego, a już na pewno nie po Niallu.
O dziwo chłopak zaczął oddawać pocałunek, kładąc swoje dłonie na plecach Horana, który w głębi duszy cieszył się, że wszystko szło po jego myśli. Dopiero po minucie oderwali się od siebie.
– Wiem kim jesteś. Rozgryzłem cię – mruknął Niall, zdejmując całkowicie kominiarkę z twarzy mordercy.
Mężczyzna wstał z ciała Horana, odchodząc kawałek. Po chwili odwrócił się, wyciągając szybkim ruchem zza paska spodni kolejny nóż, który rzucił w stronę Nialla.
– Nie przeszkodzi mi to w zabiciu cię, skarbie.
• • •
Jak myślicie, Niall przeżyje? 😈
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro