Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15.

Stolik, przy którym siedzieli Harry, Louis i Niall pogrążony był w ciszy. Śniadanie, stało nietknięte, nie dlatego, że Louisowi nie wyszły naleśniki, a dlatego, że każdy pochłonięty był własnymi myślami.

Jeszcze kilka dni temu przy tym stole siedziało pięć osób, teraz siedziały już tylko trzy. Kto wie ile siedzieć przy nim będzie jutro?

Niall nie zmrużył oka przez całą noc, wylewając w poduszkę łzy. Mamrotał do siebie ciche przeprosiny, mając nadzieję, że Zayn i Liam słyszą go gdzieś z góry... albo z dołu. Patrzył w sufit bądź w ścianę, obwiniając się za wyjazd, który był przecież jego pomysłem. To była jego wina.

Przyjaciele załamywali się z każdym kolejnym dniem coraz bardziej. Żyli w strachu, bali się cokolwiek zrobić, gdyż każdy ich ruch mógł być obserwowany. Mógł zostać później wykorzystany przeciwko nim. Chcieli uciec, ale nie mieli jak, musieliby przypłacić za to życiem. Harry nie widział dla nich już ratunku, oni po prostu się poddawali, nie chcieli ryzykować, gdyż wiedzieli, że to skończy się kolejnym martwym ciałem w szopie.

Byli bezradni, potrzebowali kogoś, kto by przemówił im do rozsądku. Doradził, powiedział co mają zrobić. Nigdy nie mieli do czynienia z kimś takim, do tego byli oddaleni od cywilizacji o kilkanaście kilometrów, więc ludzie z miasta nie mieli nawet pojęcia, że coś takiego dzieje się niedawno nich.

Louis był ciekawy kim był psychopatyczny morderca oraz jaki był cel tego wszystkiego. Niszczył ich psychicznie, Liamowi i Joshowi zafundował tortury, sprawił, że każdy z nich cierpiał w jakiś sposób.

Harry modlił się w myślach do Boga o pomoc, prosząc go, aby wyszli z tego żywi. Choć nie robił tego od czasów komunii, miał nadzieję, że to w jakiś sposób im pomoże. Trzeba było próbować wszystkiego nawet, jeśli miało skończyć się to kolejnym rozczarowaniem.

– Chłopaki – wymamrotał Niall, zwracając tym uwagę Louisa i Harry'ego – J-Ja... chciałem wam jedynie podziękować za te wszystkie lata. Nie wiem, kiedy nadejdzie kolej, któregoś z nas, dlatego chcę zrobić to teraz, kiedy mam jeszcze okazję – przełknął głośno ślinę, podnosząc niebieskie tęczówki znad talerza – Jesteście moimi najlepszymi przyjaciółmi, zawsze nimi byliście - od przedszkola, aż do teraz. Zawsze, kiedy miałem zły dzień przypominałem sobie nasze wspólne wyjścia do pizzerii albo do parku. Gdy leżałem załamany w szpitalnym łóżku w piątej klasie przeglądałem nasze wspólne zdjęcia, które dodawały mi sił – zaczął szybko mrugać, chcąc odgonić łzy – Jesteście dla mnie jak druga rodzina, bez której nie wyobrażam sobie życia. Mimo iż Liama i Zayna z nami już nie ma, wierzę, że siedzą gdzieś między nami i słuchają tego co mówimy – kilka łez spłynęło po jego policzkach – Chcę żebyście wiedzieli, że kocham was jak braci, jesteście najlepszym co mnie w życiu spotkało i nigdy nie pomyślałbym, że nasza historia może skończyć się z powodu mojej głupoty. Przepraszam was za każde moje raniące was słowa i za każdy mój foch oraz dziękuję wam za te kilkanaście lat wspaniałej przyjaźni... – powiedział, wycierając rękawem łzy, których było z każdym kolejnym słowem coraz więcej.

Harry i Louis już na początku zalali się łzami. To nie tak miało wyglądać, to nie w takich okolicznościach mieli się żegnać.

– N-Niall, to nie twoja wina, przestań. Nie wiedziałeś, że tak to się skończy. Nikt nie wiedział. Najwyraźniej happy end nie był nam pisany. Jesteście dla mnie najważniejsi, zawsze byliście moim oparciem i tak trudno uwierzyć mi w to wszystko. Nawet, jeśli wyszlibyśmy z tego cało ja nie wyobrażam sobie życia bez Zayna i Liama u boku – zapłakał Harry, spoglądając na przyjaciół.

– Mimo wszystko musimy walczyć o nasze przeżycie do końca, nie możemy dać temu sukinsynowi satysfakcji, że wykończył nas psychicznie. Życie toczy się dalej, myślmy kurwa pozytywnie. Nie możemy umrzeć, nie teraz, nie w tym pieprzonym miejscu – warknął Louis, jednak dobrze wiedział, że to koniec. 

Niedługo potem siedzieli przytuleni do siebie na kanapie, szepcząc do siebie jakieś słowa, które tylko oni rozumieli. Mieli tylko po osiemnaście lat, byli bezsilni, nie umieli walczyć z tym co ich spotkało. Mogli uciec, ale było zbyt wielkie ryzyko, że staną się zabawką, którą torturować będzie przez kilka najbliższych godzin nieznajomy mężczyzna. 

Po kilku minutach zadzwonił telefon Nialla, który widząc prywatny numer przełknął głośno ślinę. Trzęsącymi się dłońmi odebrał, włączając na tryb głośnomówiący.

– H-Halo? – spytał, drżącym głosem.

– Piękne przedstawienie kochani – roześmiał się zmodulowany głos, wywołując ciarki u Louisa – Ckliwe, to wam przyznam. Dobrze, że pogodziliście się już ze swoim losem, już niedługo każdy z was będzie miał okazję do bliższego zapoznania się ze mną. Szkoda tylko, że będę musiał was odwiedzić w tej przyjaźnie wyglądającej chatce – westchnął – Może moglibyście ułatwić mi sprawę tak jak Liam i Josh, hm? Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak pięknie wyglądali łapiąc ostatnie wdechy.

Louis zagryzł mocno wargę, zaciskając przy tym pięści. Zamiast strachu odczuwał wściekłość, jak ten koleś śmiał mówić im takie rzeczy?

– Dlaczego to robisz? Dlaczego zabijasz naszych przyjaciół, dlaczego jesteś powodem, dla którego jeden z nich odebrał sobie życie? – pytał, roztrzęsionym głosem Niall – Daj nam spokój, daj nam wrócić w spokoju do miasta, do naszych rodziny.

Głos po drugiej stronie roześmiał się, następnie wzdychając ze słyszalnym rozbawieniem.

– Skarbie, odpowiedź jest prosta. Uwielbiam patrzeć na ludzkie cierpienie, w końcu zdecydowałem się podjąć zadania, które obiecałem wykonać, gdy nadejdzie odpowiednia chwila. Mój plan jest idealny, nikt z was nie wróci do miasta żywy. Będziecie cierpieć i błagać o jak najszybszą śmierć, jednak... wasze prośby nie zostaną wysłuchane, a jedynie pobudzą mą wyobraźnię – mówił, jednak na chwilę zamilkł – Wracając do twojego pytania, dlaczego... Ludzie prędzej czy później umrą, a ja mogę przecież im w tym pomóc, czerpiąc z tego dodatkowo przyjemność.

– Jesteś chory – warknął Horan, a Louis położył mu dłoń na udzie, chcąc go tym uspokoić.

– Uważaj na słowa, Niall. Z tobą będzie bawiło mi się najlepiej. Wystarczy jedno małe zacięcie, a ty już będziesz na skraju wyczerpania – roześmiał się, a blondyn zadrżał ze strachu – Ale nie martw się... przygotuję dla ciebie znacznie ciekawsze tortury.

– Dlaczego do nas dzwonisz? Po co nam to wszystko mówisz? – spytał Harry.

– Dlaczego nie próbujecie uciekać? Dlaczego odebraliście? – trójka zamilkła, nie znając odpowiedzi na te pytania. Po prostu się bali. – Trzy dni. Za trzy dni odwiedzę was, a wtedy dopiero zacznie się zabawa. Oczekujcie mnie, kochani, wiedzcie  że ja nie rzucam słów na wiatr. Jeśli jednak chcecie się ze mną szybciej spotkać... wystarczy, że wyjdziecie w nocy z domu. Do zobaczenia – roześmiał się, kończąc połączenie.

Harry wybuchnął niekontrolowanym płaczem, ciągle słysząc w swojej głowie dwa wyrazy. Trzy dni.

•  •  •

Specjalnie dla -Edsi- ❣️❣️
Siedzę sobie na balkonie w Gdańsku, czy można sobie lepiej wyobrazić ostatni weekend wakacji?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro