Rozdział 6.
Harry z westchnięciem odłożył torbę na łóżko, na którym miał spać przez następny tydzień. Nie miał najmniejszej ochoty na spędzanie czasu w towarzystwie swoich wścibskich, wiecznie rozbawionych przyjaciół. Teraz potrzebował pobyć sam i zapragnął rozmyślać o tej całej sprawie związanej z tajemniczym numerem, który od wczorajszego dnia nie dawał znaku życia. Oczywiście Harry'emu to ani trochę nie przeszkadzało. W nocy dużo myślał i doszedł do wniosku, że pomysł spędzenia tygodnia poza domem nie wydawał się być najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji.
– Styles, uśmiech – mruknął Louis, z którym miał dzielić pokój.
Kędzierzawy wzruszył ramionami, kładąc się na łóżku. Rozciągnął się na nim, przymykając oczy. Po chwili poczuł, że materac obok niego lekko się zapada, jednak zignorował to.
– Prosiłem o uśmiech – mruknął wprost do ucha loczka, zaczynając go łaskotać.
Styles zaczął głośno śmiać się. Próbował odepchnąć od siebie szatyna, jednak ten był sprytniejszy, siadając mu na biodrach.
– S-Stop! – krzyknął, odganiając łzy.
Louis jedynie roześmiał się, nie przerywając czynności. Harry zaczął rzucać się po łóżku, byle by zrzucić niebieskookiego z siebie.
– Nie chcemy przerywać wam waszych zabaw łóżkowych, ale bądźcie ciszej. Boli mnie głowa – mruknął Niall, opierając się o framugę drzwi.
Harry korzystając z nieuwagi Tomlinsona zrzucił go z siebie, szybko podnosząc się z łóżka. Horan jedynie pokręcił głową, zamykając drzwi.
– Nie umiesz się bawić – mruknął Louis, wydymając smutno wargi. Harry przewrócił oczami, zrzucając swoją torbę obok łóżka. – Mógłbyś przynajmniej udawać zainteresowanego moim cierpieniem – mówił smutnym głosem, wprawiając Harry'ego w większe zirytowanie.
– Czasami zachowujesz się, jakbyś miał pięć lat, a nie osiemnaście – westchnął.
Po kilku minutach zadzwonił telefon Harry'ego, który, bez patrzenia na ekran, odebrał.
– Słucham?
Druga strona milczała. Styles zmarszczył brwi, patrząc na ekran. Rozłączył się natychmiastowo, widząc numer zastrzeżony. Zapomniał go zablokować, więc od razu po zakończeniu połączenia - zrobił to. Odetchnął lekko, patrząc na Louisa, który grał w jakąś grę na telefonie.
– W co grasz? – spytał, siadając na krawędzi łóżka.
– W rusha – odparł, przeklinając cicho, gdy kulka rozbiła się o przeszkodę. – Chcesz spróbować? – spytał, podając Harry'emu komórkę.
Pod wieczór zeszli na dół, przygotować sobie kolację. Niall, Zayn i Liam siedzieli w salonie, rzucając w siebie poduszkami. Wyzywali się, parskając śmiechami.
– Dzieci, stop – powiedział Tomlinson stając na środku pomieszczenia z wystawionymi na boki rękoma – Odłóżcie bronie, jestem głodny – uśmiechnął się, widząc, że przyjaciele odkładają poduszki.
Niall spojrzał na Liama, który skinął głową. Nim szatyn się obejrzał dostał od Irlandczyka poduszką w twarz.
– To nie fair! – krzyknął, patrząc na przyjaciół. – Meh, jesteście beznadziejni – mruknął, kierując się do kuchni.
W międzyczasie z pomieszczenia ulotnił się Zayn, który najprawdopodobniej czekał na odpowiedni moment by zaatakować. Liam roześmiał się, idąc do kuchni za Louisem. Niall podszedł do Harry'ego, cicho wzdychając.
– Musisz mieć przejebane, będąc z nim w pokoju – roześmiał się, a Harry przytaknął głową.
– Mooże trochę – uśmiechnął się, kręcąc lekko głową – Przyzwyczaiłem się, zawsze to ja musiałem się z nim użerać – odparł, dołączając do chłopków.
Po minucie zaczął dzwonić telefon Liama. Ten wyciągnął telefon z kieszeni, od razu odbierając.
– Tak? – spytał, a do kuchni wszedł Zayn, posyłając każdemu pytające spojrzenie. Pozostali wzruszyli ramionami, wracając do wykonywania czynności.
Louis i Niall przygotowywali kanapki, a Harry wyciągał talerze z szafki. Liam zmarszczył brwi, odsuwając lekko od ucha telefon.
– Um, halo? – spytał niepewnie, a po chwili zamarł. – Kurwa – mruknął, włączając tryb głośnomówiący. – Haloo – powiedział, a po drugiej stronie słychać było jego głos.
Harry o mało nie upuścił talerzy na podłogę, a Niall syknął z bólu zacinając się nożem, którym aktualnie kroił pomidory.
– Dobra nieśmieszne są te wasze żarty – mruknął, a po drugiej stronie słychać było ciężki oddech. Zayn zmarszczył brwi, zabierając Payne'owi telefon.
– Kimkolwiek jesteś odpieprz się od nas albo zadzwonimy na policję – warknął, kończąc połączenie – Dobra to jest serio dziwne, ale to może... kolejny przypadek – wymamrotał.
– Kolejny przypadek?! Dobra, przedtem wierzyłem w te twoje "przypadki", ale teraz mam dość! Cholera to brzmiało tak, jakby ta osoba była tutaj z nami – mówił Niall, wkładając dłoń pod zimną wodę – Słyszałem w tle każde słowo Liama i to jest kurewsko przerażające. Nie mam zamiaru siedzieć w miejscu, gdzie najprawdopodobniej czyha na nas jakiś psychol – warknął, zakręcając wodę – Cholera – wymamrotał, widząc kolejną strużkę krwi.
Zayn wyciągnął plastry i wodę utlenioną z półki. Urwał kilka ręczników papierowych i podszedł do Nialla. Wziął jego dłoń, którą blondyn starał się wyszarpać.
– Uspokój się – mruknął, polewając wodą ranę. Podłożył pod spód papier, aby ciecz nie zaczęła skapywać na podłogę.
Niall po chwili wpatrywania się w zlew, w którym wciąż była dość spora ilość jego krwi zaczął robić się blady.
– Słabo mi – wymamrotał, podpierając się drugą dłonią blatu, stojącego za nim.
Zayn szybko zrobił Irlandczykowi opatrunek. Chwycił w dłonie jego policzki i spojrzał mu w oczy.
– Spokojnie, nie patrz na krew, okej? Nie patrz tam, tam nic nie ma – mówił, wyprowadzając powoli blondyna z kuchni. – Już, spokojnie, Niall – mamrotał, prowadząc zahipnotyzowanego (jego ciemnymi tęczówkami) blondyna w stronę kanapy.
Horan nie bał się czyjejś krwi, mógł na nią patrzeć godzinami. Mógł ją dotknąć, zobaczyć z bliska i nic mu nie było, ale jeśli choć przez sekundę widział kałuże swojej krwi wtedy zaczynał panikować. Zaczynało robić mu się słabo i nawet kilka razy z tego powodu stracił przytomność. Zayn w takich momentach był pierwszą osobą, która znajdowała się przy blondynie, gdyż tylko on umiał odwrócić jego uwagę od nieprzyjemnych widoków.
– Lepiej? – spytał, a Niall pokiwał głową.
– Tak, przepraszam – wymamrotał, a Malik poczochrał go po włosach, wracając do kuchni.
Louis posprzątał po Niallu, a Harry mimo to skończył przygotowywać kolacje. Liam robił coś na telefonie, starając się opanować.
– Musimy iść z tym na policje. Żarty, żartami, ale to serio nie jest śmieszne – mruknął, patrząc na resztę.
– Daj spokój – westchnął Zayn – To nic nie da. Mówię wam, że policja zajmie się tym za kilka miesięcy albo w ogóle was spławi.
– Wiecie co? Ja wolę uniknąć tragedii i jutro wracam do miasta. Zamierzam iść do swojego wujka, który zajmuje się takimi sprawami i o wszystkim mu opowiem. Opowiem mu o dzisiejszym telefonie i o sms'ach, które dostawał Harry. Nie zamierzam bawić się w to dłużej – warknął, idąc na górę.
Harry westchnął, opierając się dłońmi o blat.
– Myślę, że... – zaczął, lecz Zayn mu przerwał.
– A ja myślę, że nie masz racji. Tak samo jak Liam, jedynie sobie zaszkodzicie, ale skoro pan wszystkowiedzący jest taki mądry to niech wraca do miasta – mruknął, idąc do swojego pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro