Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20.

Louis nie spał już od ósmej, leżał jedynie przytulając do swojego boku Harry'ego, który wciąż smacznie spał. Szatyn nie żałował wczorajszej nocy, wręcz przeciwnie. Nie mógł sobie wyobrazić wspanialszego pierwszego razu (z chłopakiem), miał nadzieję, że Harry miał takie samo zdanie.

Tomlinson wpadł na pewien pomysł, który postanowił w późniejszym czasie zrealizować. Nie miał już nic do stracenia, a może jego plan by wypalił, dzięki czemu zdołaliby uciec? Szatyn westchnął, wplątując palce we włosy kędzierzawego, który jedynie zamruczał w uznaniu. Dochodziła powoli dwunasta, a Styles wciąż spał jak zabity. Louis, aż tak go wczoraj wymęczył?

Tomlinson liczył każdą sekundę w obawie, że ta mogłaby być jego ostatnią. W końcu dzisiaj kończył im się czas, w każdej chwili przez drzwi ich pokoju mógł wejść psychopata z nożem w ręku. Szatyn nie wiedział, kiedy morderca zaszczyci ich swoją obecnością. Może to i lepiej.

Harry zamruczał, otwierając oczy. Spojrzał na zamyślonego szatyna i uśmiechnął się, przypominając sobie ich ostatnią noc. Cholernie chciałby to powtórzyć, mimo początkowego bólu - było wspaniale.

- Cześć Lou - powiedział cicho, zachrypniętym głosem, wyrywając szatyna z zamyśleń.

- Cześć Hazz, jak się czujesz? - spytał z troską w głosie - Boli cię? - Harry pokręcił głową.

- Nie boli, jest okej. Która godzina? - spytał, przecierając oczy.

- Nasza ostatnia - mruknął Louis, a Styles spojrzał na niego przerażony - Żartuje, coś koło dwunastej.

- Nieśmieszne - warknął, siadając na łóżku.

Louis uśmiechnął się lekko, głaszcząc kędzierzawego po nagich plecach. Brunet wywrócił oczami, wstając i zakładając swoje ubrania.

- Obawiam się dalszej części tego dnia. Nie dociera to do mnie, że stracę tak cenny podarowany mi dar - sarknął Styles, poprawiając nogawkę spodni.

Louis westchnął również wstając. Do niego również to nie docierało, nie mógł sobie wyobrazić własnej śmierci.

- Idę wziąć prysznic, gdyby coś się działo to... krzycz - mruknął, biorąc z torby ubrania i od razu kierując się do łazienki.

Harry natomiast zszedł na dół do kuchni. Zdziwił się widząc na blacie oprawioną w czarną ramkę fotografię. Zdjęcie przedstawiało całą piątkę świetnie bawiącą się podczas jednego z festiwali kolorów, na którym byli. Styles przełknął głośno ślinę, biorąc fotografię do ręki. Twarz Liama była zamazana czarnym markerem, Nialla i Zayna szarym, natomiast twarze Louisa i Harry'ego otoczone były czerwonym kołkiem.

- Cholera - wyszeptał, odstawiając zdjęcie na miejsce.

Wcześniej fotografii nie było, co jednoznacznie oznaczało, że morderca był w budynku, kiedy Harry i Louis spali. Kędzierzawy zadrżał ze strachu, rozglądając się na około. Nic więcej się nie zmieniło, niczego nie ubyło.

Po dwudziestu minutach Louis zszedł na dół. Spojrzał na Harry'ego, który chodził wte i wewte po salonie z zamyśloną miną.

- Co jest? - spytał.

Styles wskazał jedynie palcem na blat, na którym wciąż stała fotografia. Tomlinson podszedł bliżej i przyjrzał się zdjęciu.

- Skąd się tutaj to wzięło? - spytał.

- Nie wiem, zszedłem na dół i to już tu stało. To musiał być on, on tu był gdy spaliśmy, rozumiesz? Miał szansę nas zabić, a jednak tego nie zrobił, wciąż czeka na odpowiedni moment.

Louis przytulił jedynie do siebie przyjaciela, przymykając oczy. Nie umiał opisać uczuć, które odczuwał w tamtym momencie. Strach, a może bezradność?

- To oczekiwanie jest najgorsze. Wolałbym już to mieć za sobą. Nie wierzę, że nie zdołaliśmy uciec, mogłoby nam się przecież udać. On siedzi pewnie w jakimś domku i tylko nas straszy... Za nim by do nas dobiegł zdołalibyśmy uciec... Woleliśmy siedzieć i czekać na ten dzień - wymamrotał, chowając twarz w zagłębieniu szyi starszego.

- Przepraszam Hazz, jestem tchórzem, nie lubię ryzyka. Jestem zagubiony, głównie to Zayn albo Liam decydowali za nas wszystkich, a teraz... zostaliśmy sami, zdani na siebie.

Czekali. Czekali na jakikolwiek znak, że zbliża się ich koniec, jednak on nie nadchodził. Harry zaczął panikować, trząść się niemiłosiernie, gdyż nie wytrzymał. Oczekiwanie było najgorsze, siedząc tak nie mieli zbyt dużego pola do popisu. Gdyby wiedzieli z kim mają styczność mogliby działać. To zamierzał właśnie Louis, który czekał, aż morderca zaatakuje pierwszy.

Zbliżała się trzecia, a za oknem powoli się ściemniało. W salonie nie paliło się światło, Harry i Louis nie chcieli rzucać się nikomu w oczy. Siedzieli, nasłuchiwali i czekali.

W pewnym momencie na telefon Louisa przyszła wiadomość. Chłopak chwycił szybko komórkę, odczytując sms'a.

"Macie naprawdę ładną okolicę. Wcześniej nie miałem czasu się jej przyjrzeć."

Po chwili kolejna wiadomość.

"Idę do was, oczekujcie mnie."

Kolejna.

"Przygotujcie się na swój koniec, kochani."

Oczy Harry'ego zaszły łzami, a Louis szybko podniósł się z kanapy, następnie kierując się w stronę korytarza. Wziął kurtki, buty i wrócił do Harry'ego, który posłał mu pytające spojrzenie.

- Teraz albo nigdy, pospiesz się. Mamy mało czasu - wymamrotał, zapinając kurtkę.

Odwrócił się w stronę drzwi, jednak w oknie, znajdującym się obok mignęła mu ubrana na czarno postać. Tomlinson szybko podbiegł do drzwi, przekręcając w nich zamek. Całe szczęście, że zrobił to szybko, bo już po sekundzie ktoś chwycił za klamkę. Louis podbiegł do Harry'ego, łapiąc go za rękę. Podbiegł z nim do tylnych drzwi, które sprawnym ruchem otworzył.

Wybiegli z domu, zaczynając biec przed siebie. Styles nie wiedział jaki plan miał Louis, jednak postanowił nie zadawać pytań. Biegł za przyjacielem, co chwila odwracając się do tyłu. Nikt ich nie gonił.

Po kilkunastu minutach Louis zauważył mały domek, znajdujący się w oddali. Przyspieszył, niemalże ciągnąc bruneta za sobą. Wbiegli do budynku, zamykając drzwi, po których szatyn zsunął się, ciężko oddychając.

- H-Harry... - wyszeptał, patrząc na przerażonego kędzierzawego - M-Morderca nie jest sam...

- C-Co? - zająkał się, opierając dłonie o kolana - C-Co chcesz przez to... powiedzieć?

- Morderca nie działa w pojedynkę. Jest ktoś jeszcze. Nie wierzę, że to mówię, ale... my bardzo dobrze znamy mordercę jak i jego pomocnika.

Po wypowiedzeniu tych słów szyba, znajdująca się po drugiej stronie domu została zbita. Styles spojrzał w tamtą stronę i przełknął głośno ślinę, widząc dwójkę zamaskowanych mężczyzn.

•  •  •
koniec jest blisko, kochani 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro