Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18.

Wieczorem Louis i Harry leżeli wtuleni w siebie na łóżku, rozmawiając o przeszłości. Wspominali wszystko, co kiedykolwiek sprawiło im radość, bowiem wiedzieli już, że to ich koniec. Po południu szatyn przeszukał cały dom w poszukiwaniu kluczyków od samochodu, jednak nie znalazł ich, co równało się z tym, że nigdzie nie mogli pojechać. Mógłby pobawić się kabelkami, aby auto odpaliło, jednakże nie znał się na takich rzeczach, dlatego wolał nie próbować.

Tomlinson przeanalizował wszystkie możliwe sposoby ucieczki. Bieg przez las odpadał - zmęczyliby się po kilku minutach biegu, a jeżeli morderca miał ze sobą pistolet mógłby ich postrzelić, przez co natychmiastowo zostaliby złapani. Zadzwonić na policje, nie zadzwonią, gdyż morderca miał ich na oku i zanim gliny by przyjechały oni byliby już martwi. I na tym kończyły się pomysły Louisa.

Tomlinson obwiniał się za to, że nie był zbyt kreatywny, aby wymyślić plan, dzięki któremu by uciekli. Chciał chronić za wszelką cenę Harry'ego, jednak był bezsilny. Zawsze mogli spróbować po prostu przebiec przez las, ale pewnym było, że zaraz zostaliby złapani, a później zamordowani. Byli w kropce.

- Hazz - wyszeptał - Chcę, żebyś wiedział, że... kocham cię jak brata i jesteś dla mnie najważniejszą istotą żyjącą na tej planecie. Chciałbym zrobić wszystko, abyś nie został kolejną zabawką tego psychopaty, jednak... nie potrafię. Za bardzo się boję, aby podjąć jakiekolwiek ryzyko, wyjście z tego domu jest już pewną śmiercią, a co dopiero przebiegnięcie przez las i dostanie się do miasta. Każda próba ucieczki może zakończyć się niepowodzeniem, czyli utratą naszego życia. Nie mam pojęcia, jak stąd uciec, przepraszam - mówił, łamiącym się głosem - Zamiast "wielkiej piątki" mamy małą dwójkę - wyszeptał, a pierwsza łza spłynęła po jego policzku - Gdyby nasi rodzice choć trochę się nami interesowali i chociaż raz zadzwonili może domyśli by się, że coś jest nie tak. Może wtedy przyjechaliby tutaj i nas stąd zabrali... Jednak nie obwiniam ich za to, gdyż sam zakazałem swojej mamie się ze mną kontaktować na czas naszego wyjazdu. Tak bardzo chciałbym powiedzieć jej ostatni raz jak bardzo ją kocham i ile jej zawdzięczam - mruknął, wycierając łzy - Z drugiej strony boję się, że później ten psychol zrobi coś naszym rodzinom, dlatego nawet nie próbuje się z nimi skontaktować. Nie chce, aby cierpieli przez moją bezradność...

Harry przytulił mocniej swojego przyjaciela, przymykając oczy. Zaciągnął się jego zapachem, chcąc zapamiętać go na jak najdłużej. Po chwili sam dał upust swoim emocjom i najzwyczajniej w świecie zaczął łkać. Obydwoje musieli przyznać, że w tym tygodniu wylali więcej łez niż w ciągu całego swojego życia.

- Też kocham cię jak brata, Lou - wyszeptał - Nieważne co by nas spotkało zawsze będę chciał dla ciebie dobrze. Chroniłeś mnie przez całe życie, teraz pora, abym ci się odwdzięczył...

- To ja jestem starszy i moim zadaniem jest ochronić cię przed złem - uśmiechnął się smutno, ścierając kciukiem łzy z policzków Harry'ego - Nie myślmy już o tym, cieszmy się ostatnimi chwilami. Może jeszcze wpadniemy na jakiś pom... - urwał, widząc za oknem na gałęzi drzewa ubraną na czarno postać - O kurwa - wyszeptał, wpatrując się w oczy tajemniczej istoty, które mocno odznaczały się w ciemnościach.

Louis wstał szybko z łóżka, podbiegając do okna. Gałąź znajdowała się kilkadziesiąt metrów od ściany budynku, dlatego nie było opcji, aby zamaskowany osobnik dostał się do środka.

Postać trzymała w ręce kilka noży, którymi następnie zaczęła rzucać w szybę. Szatyn odskoczył od okna, nie chcąc dostać odłamkiem szkła. Tomlinson wciąż przypatrywał się istocie, która na odchodne pomachała mu, następnie zeskakując z drzewa. Odbiegła szybko w stronę lasu, a już po chwili Harry usłyszał wibracje dobiegające z jego telefonu. Wziął go do ręki, czytając na głos wiadomość.

"To tylko przedsmak tego co was czeka, kochani. Nie mogę się już doczekać, a wy?"

Styles zadrżał ze strachu, a szatyn w jednej chwili znalazł się przy nim. Przytulił go mocno, mówiąc, że muszą zmienić pokój. Bali się, cholernie się bali.

Dzisiaj w ich okna zostały powbijane noże, co więc będzie jutro? Do ich drzwi zapuka klaun z mechaniczną piłą?

Louis cieszył się w głębi duszy, że noże nie były ostre, a okna były zrobione z grubego szkła. Przecież mogło być już po nich.

- K-Kto to był? To b-był on? - spytał Harry.

- Nie wiem, wydawał się być zbyt drobny na mordercę, który powaliłby Josha i Liama - mruknął szatyn - Zayn by go rozpoznał. W końcu widział jego sylwetkę, gdy ten zranił go nożem. Zastanawia mnie czemu wtedy go nie zabił, a jedynie zranił.

- Może chciał dać mu ostrzeżenie, że on będzie następny... Albo wiedział, że jesteś z nim i że zaraz po jego krzyku przybiegniesz.

- Załatwiłby nas obu jednym ruchem, tak podejrzewam. Nie wiem z kim mamy do czynienia, ale nie jest to żaden niski, chuderlak. Obstawiałbym na kogoś wysokiego i umięśnionego - zamyślił się na chwilę - Albo po prostu na kogoś bardzo sprytnego... Jeżeli wie się to i owo to sylwetka i wzrost nie grają zbytnio roli, przynajmniej tak mi się wydaje.

Styles wzruszył ramionami, dodając, że on sam nigdy nie interesował się mordercami ani tego typu rzeczami. Louis roześmiał się, przypominając mu jak zachowywał się na horrorach, na które chodzili.

- Nigdy nie pomyślałbym, że coś co jeszcze niedawno oglądałem na ekranach spotka mnie w prawdziwym życiu - wymamrotał Louis, opierając się plecami o ścianę. Harry wtulił się w bok szatyna, przejeżdżając kciukiem po jego dłoni. Potrzebował czułości, chociaż ten ostatni raz.

- Przypuszczam, że tam to wszystko było jeszcze bardziej skomplikowane niż tu.

- W horrorach czy innych filmach bohaterowie raczej nie byli tchórzami, a pchali się do każdego nawiedzonego miejsca, które spotkali - parsknął - Oglądając te wszystkie produkcje zachowujemy się jakbyśmy pozjadali wszystkie rozumy, a teraz gdy doszło do sytuacji, gdzie musimy wykazać się sprytem i odwagą... siedzimy, wspominając każdą dobrą chwilę, która nas w życiu spotkała w oczekiwaniu na śmierć - westchnął.

Harry skinął głową, a później spojrzał na Louisa, który siedział z przymkniętymi oczami. Zagryzł lekko dolną wargę, podnosząc się, aby następnie złączyć ich usta w pocałunku. Podobało mu się całowanie Louisa, choć nie powinno. Byli w końcu tylko przyjaciółmi, prawda?

•  •  •

Jak wasze plany lekcyjne?
Jak rozpoczęcie?
Ja już mam dość, ew

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro