Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29. "Dlaczego?"

*Lucas*

- To co, kochanie? - spytałem, stojąc przed blokiem ukochanej dziewczyny i czekając na nią.

- Daj mi pięć minut i jestem na dole - odpowiedziała.

- Nie ma problemu. Czekam - rozłączyłem się.

I rzeczywiście. Po paru minutach przed blok wyszła Lucy. Wyglądała przepięknie.

Miała na sobie błękitną koszulę, wykonaną z dość delikatnej tkaniny, zapinaną na guziki i z bufiastymi rękawami, uroczą spódniczkę przed kolana w kolorze pudrowego różu i białe balerinki. Jej piękne blond włosy były splecione w gniazdko (aut. ... Mam złe myśli XD), a usta delikatnie pomalowane różowym błyszczykiem, czy czym tam się je maluje.

Jednym słowem - wyglądała naprawdę przepięknie, pomimo tej prostoty. Tylko nie pasowała mi jedna rzecz...

- Skarbie, czemu masz długi rękaw? Przecież jest prawie dwadzieścia pięć stopni - spytałem.

Schowała ręce za plecami, po czym spojrzała na mnie, zarumieniona.

- Niedawno wyszłam z choroby i nie chcę zachorować po raz kolejny.

- To przynajmniej podwiń rękawy, przecież się ugotujesz - chwyciłem ją za nadgarstek i próbowałem podwinąć rękawy jej koszuli, ale nie pozwoliła mi na to. Wyrwała swoją rękę i strzepnęła z niej niewidzialny kurz.

- Nie chcę. Jest dobrze tak, jak jest - uśmiechnęła się do mnie delikatnie, po czym chwyciła mnie za rękę. - Idziemy?

- Dobrze - odwzajemniłem uśmiech. - Ale Lisy dzisiaj z nami nie będzie. Jest w szpitalu - w ostatniej chwili powstrzymałem się przed powiedzeniem, dlaczego.

- Och... Co się jej stało? - spytała z troską.

- Nagle straciła przytomność w domu - wymyśliłem na szybko wymówkę.

- Rozumiem. W takim razie gdy tylko się z nią spotkasz, przekaż jej ode mnie życzenia powrotu do zdrowia.

- Dziękuję w jej imieniu - od razu zmieniliśmy temat.

Na jaki? Oczywiście robota. Ciągle stoimy w miejscu. Dalej nie wiadomo, kto podłożył ten nóż i rozlał krew. Wiemy tylko, że jest prawdziwa, a jej grupa to B Rh+. Żadna rewelacja. Jedynym sposobem jest sprawdzenie ostatnio zaginionych i wypytanie bliskich o grupę krwi tychże osób.

Wreszcie dotarliśmy do domu. Dziewczyna mocno ścisnęła mnie za rękę i spojrzała na mnie.

- A co, jeśli mnie nie polubią? - spytała.

Pstryknąłem ją w nos.

- Skarbie, nie masz czego się bać - uśmiechnąłem się. - To są naprawdę super ludzie. Wiem to, bo piętnaście lat temu przygarnęli mnie pod swój dach. A właściwie adoptowali. Mają serca ze złota, nawet jeśli coś zbroimy ja albo Lisa.

- A kiedy dowiedzieli się, że ruchałeś się z Lisą, to też mieli takie serce ze złota? - uśmiechnęła się złośliwie.

- Eee... Oddalam to pytanie. Poproszę następne.

- Wejdziecie wreszcie czy dalej będziecie tkwić pod tymi drzwiami? - usłyszałem głos mamy.

Natychmiast weszliśmy do środka. Tam stał już mój tata w białej koszuli i czarnych spodniach. Mama dołączyła chwilę później z ubrana w śliczną żółtą sukienkę.

- No więc... Oto Lucy, moja dziewczyna. Lucy, to moi rodzice - uśmiechnąłem się.

Dziewczyna podała drżącą rękę najpierw mojej mamie, a później tacie. Po uśmiechu na ich twarzach poznałem, że są do niej przyjaźnie nastawieni. Zaprosili ją do stołu. Podsunąłem ukochanej krzesło, a potem sam usiadłem obok niej, ściskając jej drobną dłoń.

Mama podała na stół ciasto bezowe, babkę kakaową, ciasto marchewkowe oraz moją ulubioną tartę orzechową.

Rozmawialiśmy praktycznie o wszystkim, zaczynając od tego, gdzie się z Lucy poznaliśmy, kończąc na tym, kiedy doczekają się wnuków.

Pomyślałem wtedy, że gdybym zaliczył Lisę odrobinę później, to wnuki mieliby już za dziewięć miesięcy. Ale nie odezwałem się na ten temat. Nie chciałem psuć atmosfery.

Parę chwil później mój wzrok utknął na przedramionach Lucy. Spod jej rękawa wystawały... Nie, to na pewno nie to...

Gdy zjedliśmy ciasto i wypiliśmy zaparzone przez mamę kawy, chwyciłem ukochaną za rękę i zaprowadziłem ją do swojej sypialni. Była nią zachwycona. Usiadła na łóżku. Zrobiłem to samo. Niespodziewanie chwyciłem ją za rękę i siłą podwinąłem rękaw jej koszuli.

Byłem przerażony.

Całe przedramię, od nadgarstka aż po łokieć, było zapełnione większymi i mniejszymi cięciami. Jedne wykonane nożyczkami, inne żyletkami, jeszcze inne zwykłą igłą. Przerażał mnie ten widok.

Widziałem już wiele. Pocięte ręce również. Ale... Nigdy aż takich.

Między pojedynczymi cięciami była odległość maksymalnie trzech milimetrów. Widziałem też kilka ran, które ewidentnie wykonano parę godzin wstecz. Nie mogłem nie zareagować.

Lucy nawet na mnie nie spojrzała. Sama pokazała mi drugą rękę, która była w nie lepszym stanie niż ta pierwsza.

Spojrzałem na nią i zmusiłem ją do tego samego.

- Lucy... Dlaczego? - spytałem.

- Lucas... Ja nie potrafię się powstrzymać... Ciągle to robię... Choć już nie muszę - odpowiedziała.

- Lucy, ale ja nie rozumiem. O czym ty do mnie mówisz?

- Kiedyś to robiłam... Teraz już nie muszę, ale... Nie umiem przestać - w jej oczach zaświeciły się łzy.

Chwyciłem ją za dłonie. Widok jej rąk ciągle przerażał.

- Skarbie, o co ci chodzi? Nie rozumiem.

Westchnęła. Z jej oczu wypłynęły dwie łzy. Objąłem ją ramieniem i pozwoliłem jej wtulić się we mnie.

Cholera, coś się jej stało, pomyślałem.

Przez chwilę płakała, mnąc w rękach materiał mojej koszuli.

Gdy się odsunęła, zaczęła mówić.

- Moja mama jest bezpłodna. Mnie ma dzięki in vitro, ale gdy chciała drugie dziecko... Nawet to nic nie dawało. A że marzyłam o starszym bracie, mama pomyślała, że zaadoptuje chłopca. Miałam wtedy... Chyba szesnaście lat. A więc pojechała z tatą do domu dziecka. Gdy wrócili, zobaczyłam, że jest z nimi chłopak. Ucieszyłam się i zarzuciłam mu ręce na szyję jak mała dziewczynka. Odwzajemnił to z uśmiechem. Byłam taka szczęśliwa.

Uśmiechnęła się delikatnie. Ale chwilę później posmutniała. Ścisnęła mnie za rękę.

- Na początku było cudownie. Pomagał mi w lekcjach, mogłam mu się wyżalić, łaskotał mnie, gdy było mi smutno, śmiał się ze mną... Był najlepszym bratem, jakiego można sobie wymarzyć. Aż raz...

Przerwała na chwilę. Wyglądała, jakby się... Bała?

- Zawsze spaliśmy w tej samej sypialni, ale w osobnych łóżkach. Pewnej nocy przyszedł do mojego łóżka... - zaczęły jej się trząść ręce. - Najpierw położył się obok. Pocałował mnie delikatnie. Odwzajemniłam ten pocałunek, bo trochę mi się podobał. Ale potem... Zaczął obmacywać moje uda. Odsunęłam się trochę, ale on mocno mnie do siebie przyciągnął. Natychmiast się rozebrał. Zdjął moją koszulę nocną i związał mi nadgarstki - była roztrzęsiona. I przerażona. - Nożyczkami z mojego biurka rozpiął mi stanik i siłą zerwał moje majtki. Kazał mi sobie zrobić loda...

Rozpłakała się. Przytuliłem ją mocno do siebie. Po chwili się uspokoiła. Spojrzała na mnie ze łzami w oczach i na policzkach.

- Zrobiłam to. Nie miałam wyjścia. Zagroził, że jeśli tego nie zrobię, to rozpowie w mojej szkole, że jestem dziwką. Nie mogłam na to pozwolić. Byłam wtedy jeszcze dziewicą, więc nie miałam bladego pojęcia, jak to zrobić. Nie wyszło mi. Pociągnął mnie z całej siły za włosy. Gdy jęknęłam z bólu, zatkał mi usta dłonią. "Zamknij się, suko", powiedział. "Zamknij się albo wiesz, co cię czeka". A potem... Wszedł we mnie. Z całej siły. Boże, to tak strasznie bolało... - wytarła mokre oczy, ledwo powstrzymując się od rozpłakania się na dobre. - Zgwałcił mnie. I to cholernie brutalnie. Potem ubrał się, a na mnie założył nową bieliznę i piżamę. Rozwiązał moje nadgarstki i poszedł spać. Ale...

- Ale...? - spytałem. Byłem wściekły. Ledwo nad sobą panowałem.

- Ja nie potrafiłam zasnąć. Ciągle czułam ten cholerny ból brzucha. Okropnie bolało.

- Nie wątpię, kochanie - przytuliłem ją mocniej.

- Potem robił to co noc. Zastraszał mnie, że mam milczeć. W końcu... Poddałam się. Zaczęłam się ciąć.

Zamilkła na chwilę. Ja też nie potrafiłem nic powiedzieć.

- W końcu wszystko powiedziałam mamie - kontynuowała. - Zawiadomiłyśmy policję, a oni zgarnęli Alexa i teraz ma wyrok. A gdy dorosłam... Postanowiłam zostać policjantką, żeby pomagać ludziom. Ale to... - spojrzała na ręce. - dalej mnie prześladuje. Czasami w koszmarach ciągle czuję jego dotyk.

- Już nigdy nikt cię nie skrzywdzi - uścisnąłem ją. - I nie pozwolę ci się więcej krzywdzić.

**********

Hejka kochani!

Przepraszam, że trochę tego rozdziału nie było, ale... Nie miałam chęci, szczerze mówiąc.

Ale wreszcie jest ^^ mam nadzieję, że się spodobał.

Kocham Was! ❤

Pozdrawiam, wera9737

Enjoy! =^.^=

PS: W mediach: Nickelback - "After The Rain" (akurat pada xD)

("Everybody says that life takes patience but nobody wants to wait...")

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro