Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog ~Wielki Finał~

Niestety, chwilę wytchnienia przerwała myśl, która bardzo zaniepokoiła Loren. Obok scenę miał wyjść właśnie jeden z modeli.

- O, Liam poczekaj. - rzuciła, zatrzymując blondyna. - Powiedz, czy Max raczył do nas dotrzeć?

- Właśnie, chciałem ci o tym powiedzieć. - odpowiedział mężczyzna trochę nerwowo. - Max nie da rady dotrzeć.

Nim Fox zdołała jakkolwiek odpowiedzieć, on uciekł na wybieg, jakby się za nim paliło. Już drugi raz w tym dniu Fox poczuła, że się w niej gotuje. W tej chwili nabrała wielkiej ochoty znaleźć i gołymi rękami ukatrupić tego spóźnialskiego smarkacza. Zdołała się jednak szybko opanować i ograniczyła się do wybełkotania paru obelg pod adresem modela Maxa.

- Co teraz? - spytała ,,per Dragon". - Nie znajdziemy nikogo na zastępstwo tak na dwie minuty przed wyjściem na wybieg.

- A Liam nie może zastąpić Maxa, bo rozmiary się nie zgadzają... - w tym momencie projektantka na moment urwała, jakby ją nagle olśniło.

Odsunęła się nieco i zmierzyła Toma od stóp po czubek głowy, skanując go wzrokiem. Wtedy zakryła usta dłońmi, aby nie zacząć piszczeć.

- Tom, wyświadczysz mi przysługę i zastąpisz Max'a? - spytała.

Hiddleston lekko się speszył.

- Proszę...

- Nigdy nie chodziłem po wybiegu, ale jeśli rozmiar będzie odpowiedni, to mogę...

Nie zdążył skończyć mówić, ponieważ brunetka gwałtownie pociągnęła go za rękę, dziękując mu na każdym kroku. Wybrała pierwszy strój z wieszaka, po czym wręczyła go Tomowi, a ten wszedł do przymierzalni.

- Mam nadzieję, że będzie pasował. - Powiedziała do siebie szeptem.

Po kilku (strasznie dłużących się) chwilach Tom wyszedł.

- Pasuje jak ulał - powiedziała brunetka, piszcząc ze szczęścia.

Do pomieszczenia wpadła ni stąd ni zowąd zdenerwowana Andrea.

- Jak pasuje to wychodź, bo Rebeca jest już na dole. - pospieszyła ich, po czym wróciła na swoje stanowisko przy komputerze.

Loren i Tom wymienili się spojrzeniami. Następnie blondyn trochę niepewnie wyszedł na wybieg. Ubrany był w szary, wełnialny płaszcz sięgający mu do połowy ud, z usztywnionym, stojącym kołnierzem i dużymi, granatowymi guzikami jako zapięcia. Do tego miał na sobie czarne jeansy, przypominające bardziej rurki.

Zszedł po schodach zalewany błyskami fleshy. Nie były dla niego nowością, przyzwyczaił się nawet do nich. Po paru obrotach i pozach, wrócił z powrotem za kulisy.

***

W ciągu pokazu aktor wychodził na wybieg trzy razy. Po swoim ostatnim wystąpieniu w biały garniturze i spodniach garniturowych, przyszła pora na Liama. Za to zaraz po nim nadszedł czas na wielkie zamknięcie pokazu.

Jako ostatnia na wybieg wyszła Andrea. Ubrana była w długą, czerwoną suknię, ozdobioną w dekolcie diamencikami układającymi się na kształt smoka z rozłożonymi skrzydłami. W pasie został przyszyty materiał ze sztucznej skóry przypominającej łuski. Do ramiączek wzdłuż krawędzi z tyłu były przyszyte złote, przezroczyste, podłużne fragmenty sięgające ognistowłosej do połowy ud. Na nogach miała czerwone szpilki na koturnie z nadrukowanym wzorem płomieni. Natomiast we włosy miała niedbale wplecione czerwone kryształki - ewidentnie fryzura robiona na szybko. A za kobietą, na ekranie wyświetlała się nazwa sukni: Smoczy Płomień.

Rudowłosa zeszła z ostatniego stopnia. Pare razy się obróciła, pozując do aparatu. Następnie wróciła za kulisy, a zaraz po niej wyszła Loren. Nadeszła pora na ostatnią część.

- Ekhem... - chrząknęła projektantka do mikrofonu, a po chwili zapadła cisza. - Bardzo wam dziękuję za przybycie, za datki na wsparcie szpitali i za pomoc w trudnych chwilach. Jak pewnie większość z nas wie, w trakcie przygotowań mięliśmy mały...zgrzyt (łagodnie to ujmując).

- Masz na myśli twoje załamanie nerwowe? - wtrąciła niespodziewanie Andrea zza kulsów.

Po pomieszczeniu rozległ się śmiech tłumu.

- Dokładnie. - odparła Fox. - Cóż, faktem jest, że przygotowanie tego pokazu kosztowało mnie nerwy i pare nieprzespanych nocy, ale liczy się efekt...

Loren kontynuowała swoją przemowę. Za to Tom w tymczasie zastanawiał się nad czymś głęboko. Miał plan, ale postanowił, że poczeka do końca - wykazałby się brakiem kultury gdyby teraz przerwał ukochanej.

Końca przemówienia doczekał się szybciej niż się spodziewał. Gdy tylko usłyszał z ust brunetki ,,Dziękuję", zagłuszone przez oklaski, natychmiast wybiegł zza kulisów.

Dotarł na dół nim Fox zdążyła się odwrócić. Kiedy nagle chwycił czarnowłosą za ramiona oklaski ucichły, a wszystkie oczy zwróciły się na nich.

- Tom co ty robisz? - spytała Loren zdezorientowana.

Blondyn przez chwilę wpatrywał się w jej błękitne, błyszczące oczy. Chwilę później jednak westchnął i...ukląkł przed ukochaną na jedno kolano, ujmując delikatnie jej dłoń. Zaskoczenie wymalowało się na ustach kobiety. Stała w bezruchu nie wiedząc co zrobić, niż tylko zakryć usta wolną dłonią.

- Loren, jesteś najbardziej wyjątkową kobietą jaką znam. Pojawiłaś się w moim życiu niespodziewanie i choć jeszcze wtedy nie wiedziałem co będzie między nami, to teraz wiem, że jest to coś wyjątkowego i chce spędzić z tobą resztę swojego życia. Nie umiem sobie wyobrazić lepszego momemtu niż ten, aby ci zadać tylko jedno pytanie. Czy wyjdziesz za mnie?

To mówiąc wyciągnął z kieszeni swojego garnituru czerwone pudełeczko i je otworzył, ukazując pierścionek zaręczynowy. Loren wciąż panowała cisza i na sali i między nimi. Stała osłupiała, ze wzrokiem wbitym w pudełeczko.

Chwila szoku jednak szybko minęła, uśmiech na jej twarzy się poszerzył, a w oczach Fox pojawiły się łzy radości.

- Tak! Postokroć tak! - wykrzyknęła.

Tom założył na palec swojej narzeczonej pierścionek, a chwile potem brunetka rzuciła mu się na szyję, łącząc ich usta w namiętnym pocałunku.

830 SŁÓW
THE END

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro