"I love you"
"Co najgorszego możesz zrobić swoim przyjaciołom? Wyjaw swój najmroczniejszy sekret..."
Pierwsze, co się wydarzyło tamtego wieczoru, to był siedmioprocentowy roztwór. Drugie, to John i Mary, w trakcie kłótni w ich własnym mieszkaniu. Trzecie, to było porwanie.
To ostatnie przebiegło całkiem sprawnie w przypadku Sherlocka, ludzie Smitha włamali się do mieszkania, znaleźli naćpanego detektywa, wrzucili go do samochodu i odjechali. Trudniej było z Mycroftem, na którego czaili się pod limuzyną. Mary, Johna i dziecko było łatwo porwać, dziecko spało, Mary współpracowała, a John został wcześniej otruty przez własną żonę.
Bracia Holmes obudzili się w ciągu godziny, Rosamunda spała w ramionach matki, a John wstał troszkę później. Byli w ciemnym pomieszczeniu z metalicznymi ścianami i z dość ponurą atmosferą. Mycroft od razu znalazł trzy kamery, John podbiegł do dziecka, a Sherlock patrzył w jego stronę. W jego? A może w stronę Mary? Byli przecież tak blisko...
Nagle drzwi się otwarły z głośnym trzaskiem, a do środka weszło trzech uzbrojonych po zęby mężczyzn. Wyprowadzili więźniów na korytarz, a później do lekko jaśniejszego i bardziej umeblowanego pokoju.
Jeden z ludzi Smitha podszedł do Sherlocka Holmesa, nachylił się do jego ucha i wyszeptał:
– Musisz to powiedzieć, wyjaw swój sekret...
Detektyw wzdrygnął się, ale kiwnął głową - nie było sensu się sprzeczać, oni wiedzieli. I byli bardzo zdeterminowani, by prawda wyszła na jaw.
Strażnik wsunął swój pistolet za pasek Sherlocka, z czego ten wydedukował od razu, co ma zrobić. A miał zrobić coś bardzo, bardzo złego.
– Nie.
– Braciszku – powiedział Mycroft. – Nie masz wyboru, musisz to zrobić. Przegraliśmy już dawno temu.
– Nie zrobię.
– Musisz – wyszeptał strażnik, po czym popchnął Sherlocka do wyjścia. Ten obejrzał się tylko smutno na Mycrofta i poszedł posłusznie przodem. Za nim wypchnięto nic nie rozumiejącego Johna, później starszego Holmesa, a na końcu poszła samodzielnie Mary.
– Musisz to zrobić.
I znów zamknięto ich w pomieszczeniu z metalu, prawie bez świateł. Jedyną różnicą był rozmiar pokoju i weneckie lustro, przedzielające pomieszczenie na pół.
Strażnicy stanęli po jednej stronie, zostawiając Mary, Johna, Mycrofta i Sherlocka przy wejściu. Odezwał się klucz w zamku i wydawało się, jakby Państwo Watson, ich dziecko i panowie Holmes zostali sami.
– Załatwmy to w końcu, bo to się robi śmieszne, ta cała farsa – zaśmiał się John. Był już lekko poddenerwowany, zmęczony i głodny, chciał przede wszystkim wrócić do domu.
– Tak, załatwmy to. Sherlock, powiedz im, powiedz to, co zawsze chciałeś powiedzieć. Proszę, powiedz.
– Mary... – Sherlock obrócił się do kobiety i spojrzał jej głęboko w oczy.
– Nie ja, John. John potrzebuje wyjaśnień.
– Dobrze. John, jest coś, co muszę ci powiedzieć, coś, co od momentu, kiedy cię zobaczyłem z Mary miałem ci powiedzieć, coś bardzo ważnego. Mary i ja... Mary... John, to nie jest twoje dziecko. Rosa nie jest twoja.
John odsunął się w szoku. Mycroft także, tylko Mary podeszła bliżej detektywa.
– John, ja naprawdę nie chciałem, żeby wyszło tak, jak wyszło. Nie wiedziałem, że tak wyjdzie, nie miałem o tym najmniejszego pojęcia. Naprawdę.
– Sherlock, przerażasz mnie.
Detektyw odwrócił się z powrotem w stronę Mary i uśmiechnął się.
– Mary... kocham cię.
Gdyby był rekord Guinnessa na najbardziej zdziwioną i jednocześnie przerażoną i złą osobę, John zdecydowanie pobiłby go.
– Sherlock!
– Nie mów nic, John. Jest jeszcze coś, co muszę zrobić.
Sięgnął do pasa, wyciągnął broń, załadował, i, nie namyślając się zbytnio, strzelił. Ukrył twarz w dłoniach i łzy pociekły po policzkach.
Zabił swojego brata.
Wyznał miłość Mary Morstan.
Już gorzej być nie mogło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro