Rozdział 5
- Chciałbym, abyś została moją osobą towarzyszącą na pokazie ojca - czemu niby miałabym się nie zgodzić? W sumie co takiego może się tam zdarzyć? To pewnie zwykła prezentacja ubrań, czy coś
- Z chęcią - odparłam wkładając słuchawki do torebki.
Podążaliśmy uliczkami Paryża, lecz coś nagle zwróciło naszą uwagę. Kiedy spojrzałam za siebie, jakaś tajemnicza osoba szła za nami już dłuższy czas. Adrien najwyraźniej zauważył mój strach w oczach, ponieważ objął mnie ramieniem i szepnął coś w stylu „Przyspiesz trochę'', zrobiłam to co mi kazał. Nim zdążyliśmy usiąść na pobliskiej ławce, blondyn zaczął rozmowę
- A więc Marinette. Ta prezentacja jest bardzo ważna, więc nie lekceważ jej. - powiedział w wyraźnie poważnym tonie
- Tak, wiem.. a to kiedy i gdzie jedziemy? - zapomniałam zapytać o najważniejsze rzeczy
- Chciałaś powiedzieć lecimy - samolotem pewnie, nigdy nie latałam, ale zawsze musi być ten pierwszy raz - a więc trasę zaczynamy w miejscu piekarni Twoich rodziców, a kończąc w Las Vegas - nie powiem, trochę się zaskoczyłam
- Do Vegas?! - powiedziałam z niezamierzonym piskiem
- Tak, więc jutro o 19:00 wylatujemy, a teraz biegnij się pakować - po tych słowach oboje wstaliśmy
- Dziękuję - szepnęłam
- To ja dziękuję, że się zgodziłaś
|U Adriena|
Złapałem ją za ręce i spojrzałem w jej fiołkowe oczy, które nieśmiale zerkały w inną stronę. Przypomniało mi się zdanie, którego nie doczytałem. ,,Myślę, że czuję do niego coś większego, niż Lubię Cię, ja go chyba", te słowa ciągle krążyły w mojej głowie. A może powinienem ją o to zapytać? Sam już nie wiem. Ale jedno jest mi pewne, będę już przy niej na zawsze.
|U Marinette|
Kiedy dotarłam do domu, ciągle nie mogłam uwierzyć w to, że już jutro wylatuję z mojego pięknego miejsca. Co prawda wrócę tu, przecież muszę wrócić! Mam też tutaj Alyię..
- Alya! - krzyknęłam w drodze do mojego pokoju
Wybrałam numer, a radosny głos dziewczyny usłyszałam już po drugim sygnale
- Hejka Marinette
- Alya, bo ja muszę Ci coś powiedzieć - zapomniałam nawet o tym, żeby się z nią przywitać, ale trudno
- Mari powiedz, że to nie jest nic strasznego, proszę - jej głos momentalnie otrzymał inną barwę
- Jutro muszę opuścić Paryż, lecę z Adrienem na pokaz mody jego ojca, dlatego nie będzie mnie i prawdopodobnie zobaczymy się niedługo - pojedyncze łzy spływały mi po policzkach
- Dziewczyno! Nie ma co płakać! Jest wiele sposobów do porozumiewania się! Będziemy codziennie do siebie pisać i rozmawiać. Ale jak to z Adrienem? Słyszałam, że Chloe ostatnio się tak cieszyła z tego, że leci z nim do Las Vegas.. - to znaczy, że blondyn zaprosił mnie i ją? Muszę z nim o tym porozmawiać
***
- Spakowałaś wszystko? - moja mama niecierpliwie zmieniała pozycję stania
- Tak, na pewno - powtarzałam te słowa ciągle, ciągle i ciągle
- Patrz to on?! - mój tata wskazywał przypadkowych chłopaków i pytał się, czy któryś z nich to mój przyjaciel
Poczułam jak ktoś z tyłu podchodzi do mnie. Nie mogłam się odwrócić, ponieważ ta osoba mnie wyprzedziła i zakryła mi oczy. Krzyczałam, ale moi rodzice nie reagowali. Może był to ten sam człowiek co śledził nas na spacerze? Nie to nie mógł być on, ten dotyk był znajomy.
- Zgadnij kto to? - rzekła osoba z radosnym głosem, a ja od razu wiedziałam kto to może być
- Adrien? - już chciałam otwierać oczy, ale nie mogłam
- Pff.. własnej przyjaciółki nie poznajesz - to była Alya
- No już chodź się przytulić - zdjęła ręce z moich oczu i bardzo mocno mnie przytuliła, ja to odwzajemniłam
- Ja też chcę! - krzyczał ktoś z oddali, po chwili podbiegł do nas, więc widziałam doskonale znaną mi tą twarz - Co się tak patrzycie? Ja czekam.. - razem z Alyą pokazałyśmy mu, że jeśli chce to może do nas dołączyć, a chłopak o zielonych oczach nie zaprzeczył
- To ja może się już wycofam? - wiedziałam, że miała jakiś plan
- No to jesteś gotowa? - o mało co nie pękał ze szczęścia
- Adrien, bo.. Chloe też z nami leci? - musiałam o to zapytać
- Chloe?! Ona? A z jakiej racji miałaby z nami lecieć? - zaśmiał się
- Bo Alya, że wczoraj na korytarzu i ona się śmiała, bo tam no i wiesz - tworzyłam zdania które nie miały kompletnego sensu
- A więc, tak. Mój ojciec chciał, żebym to ja miał wybrać się z nią, zapytał się jej ojca czy nie miałby nic przeciwko temu, on się nie odzywał, ponieważ pobiegł do swojej córeczki ją powiadomić. Ona cała z piskiem zaczęła wybierać sukienki i buty, lecz zjawiłem się ja i powiedziałem, że jeśli mam lecieć z nią to wolę już wcale. Mój ojciec chwilę przemyślał reakcję blondyny i zgodził się ze mną. Wtedy ja wpadłem na genialny pomysł żebyś to ty jechała ze mną - po wypowiedzi odetchnął z uglą
- Ja.. nie wiedziałam
- Jak niby miałaś to wiedzieć? A teraz chodź, bo się spóźnimy - odebrał ode mnie bagaże które sam zaniósł do osoby przyjmującej, a Gabriel, to znaczy Pan Gabriel podawał po kolei bilety osób lecących z nami, ponieważ nie byłam jedyna.
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał! Dziękuję za miłe komentarze pod poprzednim. Nawet nie wiecie jak bardzo robi mi się ciepło na serduszku kiedy coś takiego czytam. Myślę, że wytrwacie do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro