2 || Rozdział 1
Siedziałam na tylnym siedzeniu z prawej strony.
Jechaliśmy właśnie do naszego nowego domu w Polsce. Jak dobrze się orientuję jesteśmy gdzieś w okolicach... Warszawy? Chyba tak to się wymawia.
alya
kiedy dojedziecie?
Alya nieustannie do mnie wypisywała o to jak się czuję, co robię, czy tęsknie, co jadłam i tak dalej. Ja rozumiem, że przyjaciele się martwią, ale żeby aż tak?
– Skręć tutaj. - moja mama wskazała palcem na którąś z uliczek. – O i ósmy dom powinien być nasz. - uśmiechnęła się.
Mój tata wykupił nam nie najdroższy, ale i nie najtańszy dom jednorodzinny. Postanowiliśmy nie mieszkać w blokach, by mieć trochę prywatności.
– Zaparkuję na podjeździe, a później wjedzie się do garażu. - oznajmił i wyjął kluczyki, następnie chowając je do kieszeni jeansów.
Wyjęłam z bagażnika moje walizki i ruszyłam w stronę dość średniego rozmiaru budynku. Z zewnątrz prezentował się skromnie, miał kolor biały, a dach koloru niebieskiego. Idąc przez chodnik, mijałam równo skoszoną trawę oraz dużo krzewów i roślin.
Z podziwiana otoczenia wyrwał mnie dźwięk telefonu, który dzwonił mi właśnie w tylnej kieszeni. Położyłam walizki i odebrałam.
– Hej kochanie - Adrien przywitał mnie ciepłym i miłym głosem. – jak minęła podróż słońce?
– A bardzo dobrze, dzięki że pytasz. - uśmiechnęłam się sama do siebie.
– Wszyscy za tobą bardzo tęsknimy. – zrobił nacisk na słowo bardzo i zaśmiał się cicho. – Jednak ja najbardziej. – dokończył.
– Też za wami tęsknię. – odpowiedziałam i westchnęłam. – Dobra skarbie, będę kończyć.
– No ja też, mam iść z Abigail na imprezę urodzinową do Kima. – mówił to ze spokojem.
– Przekaż mu życzenia – przełożyłam telefon do drugiej ręki. – i kto to Abigail? – zmarszczyłam brwi.
– Przyjaciółka Nino, jest mega fajna – był wręcz zafascynowany słowami które wypowiadał. – chodzi do technikum, a w przyszłości chce zostać antropologiem, świetnie prawda?
Okej jestem teraz trochę zazdrosna.
– Cudownie, to ten ja kończę, buziaki. – rozłączyłam się nie czekając na odpowiedź.
Abigail, Abigail, Abigail. Abigail czemu się pojawiłaś?
Wchodząc do środka mieszkania, można było zauważyć kolorystykę jaka tu przeważnie dominowała. Było to połączenie miętowego i białego lub szarego. Muszę przyznać, że jest tu naprawdę całkiem ładnie. Skierowałam się w stronę schodów, które były drewniane. Gdy dostałam się na pierwsze piętro, dostrzegłam drugie drzwi po lewej z tabliczką na której widniał napis "Marinette".
– O mój boże – otworzyłam drzwi i doznałam jakiegoś szoku.
Mój pokój był w kolorach różowo, czarno, białych, takich jakich uwielbiałam najbardziej. Z prawej strony znajdowało się łóżko dwuosobowe, a po jego bokach szafki nocne. Muszę przyznać, że tu jest serio ślicznie.
– I jak podoba ci się? – mama stanęła za mną i złapała mnie za ramiona. – Myśleliśmy jakie kolory by ci się spodobały i wybraliśmy te.
– Jest idealnie. – odpowiedziałam i wtuliłam się w jej bok.
– My idziemy teraz do sąsiadów. – rzekła i przesunęła nogą moją fioletową walizkę. – Karlony i Maryka – wypowiedziała jakieś dziwne imiona, ale chwilę później się poprawiła. – Karliny i Marka czy jakoś tak, mniejsza.
Wychodząc zamknęła za sobą drzwi, a ja spostrzegłam na szafce ramkę z jakimś zdjęciem. Podchodząc bliżej, spostrzegłam dwie twarze na fotografii. Byłam to ja i Adrien. Razem. Teraz mogę go nawet nie zobaczyć. Jest przecież wiele kilometrów stąd, a ja nawet nie wiem jakim cudem udałoby mi się polecieć teraz do Francji.
Odblokowałam komórkę i wpisałam numer Adriena, a następnie kliknęłam zieloną słuchawkę. Gdy blondyn odebrał, słyszałam tylko głośną muzykę i dudnienie.
– Marinette? – usłyszałam poprzez głosy pewnie dużej ilości osób. – Poczekaj chwilę. – to też udało mi się zrozumieć.
Czekałam i czekałam tak pięć minut. No ja sobie czekam, a pieniądze z konta lecą.
– Okej jestem – odezwał się nagle, bez muzyki w tle. – musiałem znaleźć Abi, a teraz siedzimy w toalecie.
– Hej Marinette – usłyszałam landrynkowaty i przesłodzony głosik po drugiej stronie.
– Skarbie, chciałaś coś? – zwrócił się do mnie, następnie szepcząc coś do stojącej obok niego dziewczyny.
– Co u ciebie? – zapytałam, bawiąc się rąbkiem bluzki.
Czuję, że to tandetnie zabrzmiało.
– Hm, dość okej, a u ciebie? – odpowiedział na moje pytanie, następnie zadając to samo mi.
Co miałam odpowiedzieć? Hej, no wiesz tak jakoś, brak mi was wszystkich, do tego jakaś Abigail się ciebie uczepiła i przejmuję się jak idiotka tym, że jest teraz obok ciebie, a ja nie jestem i mogę nie być, bo jesteśmy w związku na odległość i...
– Super – po tym słowie przybiłam sobie piątkę z moim czołem.
– I tylko po to dzwoniłaś? – w jego głosie słyszałam rozbawienie. – Mari, czasami mnie serio zadziwiasz. – teraz śmiał się razem z Abigail.
Tak, będę na nią mówić pełnym imieniem, bo na zdrobnienie nie zasługuje.
– Dobra ja będę iść. – rzekł szybko i się rozłączył.
Zrezygnowana ja, opadłam na łóżko i wpatrywałam się w biały sufit. Może serio jestem jakaś dziwna lub zbyt bardzo przejmuję się relacjami Adrien z innymi dziewczynami?
***
– Cześć, jak się spało? – zapytał mnie tata całując w czoło.
– Dość dobrze, co planujecie dzisiaj robić? – zapytałam, nalewając mleko do miski pełnej płatków.
– Wybierzemy się do piekarni, zobaczyć jak idzie remont. – mama pakowała właśnie drugie śniadanie do torebki. – A ty?
– Rozejrzę się po okolicy. – odparłam, jedząc posiłek.
– Miłego dnia córciu – powiedzieli oboje i wyszli.
Zostałam sama ja z samymi moimi myślami.
Po zjedzeniu śniadania, postanowiłam pojeździć na fiszce, bo czemu nie? Ubrałam się w krótkie jeansowe spodenki i podkoszulek na ramiączkach.
Wychodząc z domu, zamknęłam go, a kluczyk włożyłam do przedniej kieszeni. Od rana nie wiedzieć czemu ignorowałam wszelkie sms'y od Adriena czy też Alya'i. Nie miałam ochoty z nimi się teraz komunikować.
Postawiłam jedną nogę na desce, a drugą się odepchnęłam. Korzystając z faktu iż nie jechał żaden samochód, jechałam środkiem drogi w stronę najbliższego liceum. Gdy zaczęła się linia przerywana, zjechałam na pobocze. Obejrzałam się za siebie by sprawdzić czy nic nie jedzie i nagle bam.
– Nic ci nie jest? – powiedział chyba męski głos jakieś słowa w innym języku? – Żyjesz? – zapytał ponownie i wtedy spostrzegłam się, że mówi po polsku.
– Wszystko okej? – spytałam i skapnął się o co mi chodzi.
– Tak, a u ciebie? – zabrzmiał teraz normalnie i przynajmniej wiedziałam o co mu chodzi.
– Jak najbardziej. – odparłam, podnosząc się z chodnika.
– Nie mówisz po... polsku? – pytając, podrapał się po karku z chyba zażenowania, ale nie wiem kompletnie czym.
– Jak widać nie mówię – uśmiechnęłam się lekko. – mieszkam parę domów dalej, przeprowadziłam się tu z rodzicami, prosto z Paryża.
Nie wiem czy jesteście ciekawi, ale tak dla przypomnienia, mówiłam do niego w języku angielskim, nie francuskim.
– Ciekawe – uniósł brwi i przeczesał palcami swoją brązową grzywkę. – Mieszkam pod numerem osiem, czyli jak się zdaje niedaleko ciebie. – przyglądał się ciągle moim oczom. – Jestem Antek, a ty? – wyciągnął w moją stronę dłoń.
– Marinette – wypowiedziałam swoje imię i równiej odwzajemniłam gest.
Taki tam pierwszy rozdział drugiej części. Myślę, że się podobaaaa ♡
pytanko na dziś:
kim są wasi idole? (imię, nazwisko[…])
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro