Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2 || Rozdział 5

*można włączyć muzyczkę w mediach dla klimaciku*

Postanowiłam, że pójdę się przewietrzyć. Otworzyłam drzwi i zdenerowana przekroczyłam próg domu. Podniosłam głowę i bardzo, ale bardzo się zaskoczyłam.

Moim oczom ukazał się trawnik, na którym stały dwa stoły, a wokół nich stało kilkanaście osób. Nagle wszyscy krzyknęli "Sto lat!" i dopiero wtedy przypomniałam sobie, że są moje urodziny.

Pierwszy podszedł do mnie Antek, który wręczył mi niewielkie pudełko owinięte kolorowym papierem. Następna była moja mama, tata i reszta rodziny.

– Przyjechaliście tu z Francji? – zwróciłam się zdziwiona do mojej cioci.

– To żaden problem skarbie, mieliśmy wcześniej zarezerwowany lot tutaj. – uśmiechnęła się lekko i oddaliła się w stronę wujka.

Podeszłam bliżej stołu, a następnie nalałam sobie do kubka soku pomarańczowego. Oparłam się o jedno z drzew i przypatrywałam się osobom które tutaj były. Wzrokiem śledziłam ruchy Antka oraz jego... koleżanki? Dosłownie przed chwilą się tu pojawiła.

– Hej Mari, to jest Maja. – wpatrywał się w blondynkę. – Maja to Marinette.
– przedstawił mnie.

– Cześć, przyniosłam dla ciebie prezent. – powiedziała coś w języku polskim, więc troszkę jej nie zrozumiałam, jednak posłałam jej uśmiech i odłożyłam podarek.

Usiadłam na kocu i zaczęłam wpatrywać się w niebo. To dziwne, że Adrien nie pamięta nawet o moich urodzinach. No taką głupotę można chyba zapamiętać.

Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do mojego chłopaka. O dziwo odebrał.

– Halo? – powiedział zaspanym głosem.

–Hej Adrien, co tam?– zapytałam, nie wiedząc kompletnie co mam mówić.

–Wszystko ok, a u ciebie słońce?

–Dokładnie tak samo – uśmiechnęłam się pod nosem. – Chciałam się ciebie zapyt...

– Przepraszam skarbie, ale nie mam teraz czasu – westchnął –Za chwilę wychodzę z Abigail do parku linowego. Hej Marinette – rozłączył się.

Rzuciłam telefon na trawę i przekręciłam się na brzuch. Dlaczego nawet takiej drobnostki nie potrafi zapamiętać?

– Bu! – krzyknął ktoś za moimi plecami. – Co tam porabiasz? –  zapytał Antek

– Nic szczególnego. – spojrzałam w stronę gości. – Idziemy coś zjeść?

– Dopiero co zjadłem tortille. – zaśmiał się. – Ale jeśli chcesz może coś jeszcze zmieszczę. – poklepał się po brzuchu.

Westchnęłam na myśl o Adrienie, a do mojego słuchu dotarły wiwaty, krzyki i oklaski. Myślałam, że to ciotka Bernardetta znowu wskoczyła do basenu sąsiadów, a tu proszę.

– Mari! Chodź szybko! – pociągnęła mnie za rękę moja mama.

Na naszym wjeździe stała limuzyna z której dudniła głośna muzyka, już myślałam że to Justin Bieber, Ariana Grande, Shawn Mendes, a tu proszę. Z ciemnego auta wysiadł... Adrien.

– Wszystkiego... Najlepszego? – podał mi bukiet róż i podrapał się po karku.

Stałam nieruchomo. Brawa i krzyki ucichły, a moje oczy skupione były tylko na blondynie. Głupim blondynie.

Podbiegłam do niego niczym struś pędziwiatr i pocałowałam go, jednocześnie przytulając i przewracając na ziemie i... Żartuję.

Stałam wpatrzona w niego jak w obrazek. Nie mogłam się ruszyć ani wydusić z siebie choć jednego słowa. Dopiero gdy moja mama podeszła bliżej mnie i zapytała się czy wszystko dobrze, zrozumiałam że płaczę. Nie wierzyłam w to, że właśnie to Adrien się tu znajduje. Nie wierzyłam w to, że mam go przed sobą. A nie widziałam go tylko dwa pieprzone tygodnie.

Gdy uświadomiłam sobie jak bardzo za nim tęskniłam, wtuliłam się w niego i nie zamierzałam wypuszczać go ze swoich objęć. Był jakby całym moim światem. No może nie całym, ale światem którego tak bardzo kochałam.

– Przepraszam. – szepnął cicho do mojego ucha.

– Za co?– odsunęłam się od niego.

– Że nie przyjechałem wcześniej, że nie odbierałem niektórych twoich telefonów, że czasem cię ignorowałem i to co najważniejsze czyli – westchnął – nie było mnie obok ciebie.

Podciągnęłam nosem i nie mogłam przestać cieszyć się chwilą, że jest naprzeciwko mnie. Że mogę złapać go za rękę, a on i tak będzie. Wkońcu się uśmiechnęłam, że jest blisko. 

– Kocham Cię – powiedziałam mu po chwili ciszy.

– Ja ciebie bardzie j– odpowiedział ciszej, pocałował mnie w policzek i znowu przytulił.

  

Mając Adriena obok siebie, zdmuchnęłam osiemnaście świeczek na moim różowym torcie. Dużo osób zaczęło bić brawo, inni śpiewali sto lat. Wszystko było wspaniale, dopóki nie przypomniałam sobie jednego. Gdzie jest Antek.

Przeprosiłam rodzinę oraz przyjaciół i zaczęłam szukać mojego polskiego przyjaciela. Sprawdziłam cały ogród, dom, a jego nadal nigdzie nie było widać. Nie zaprzeczę, ponieważ trochę zaczęłam się martwić. Postanowiłam do niego zadzwonić.

Pierwszy sygnał, drugi i poczta głosowa. Ponownie wykonałam tą samą czynność i o dziwo odebrał.

– Czego jeszcze ode mnie chcesz?– odezwał się wkurzony.

– Antek? – zapytałam zaniepokojona.

– Dla ciebie Antoni Strzałkowski. – jego ton był poważny, ale wydawał się zdenerwowany.

– Co się stało? – nie wiedziałam kompletnie o co mam pytać. – Gdzie jesteś?

– O teraz to gdzie jesteś? Wyszedłem dwie godziny temu. – odpowiedział.

– Czemu taki jesteś? – liczyłam na odpowiedź i nie myliłam się.

– Czemu taki jestem? Marinette, na początku robisz do mnie maślane oczka, opowiadasz jak to ci źle z twoim chłopakiem, a kolejnego dnia co? Bujasz się z tym fagasem i masz mnie w dupie. – wyjaśnił mi wszystko prosto z mostu.

Takiej odpowiedzi się nie spodziałam.

– Marinette? – do pokoju wszedł Adrien.

Szybko rozłączyłam się z Antonim i spojrzałam w stronę blondyna.

– Tak? – uśmiechnęłam się lecz nie na długo, ponieważ przypomniałam sobie o poprzedniej rozmowie.

– Chciałbym ci przedstawić pewną dziewczynę...

♡ !!! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro