.13.
Kazuo
Wróciliśmy do domu szczęśliwi jak nigdy...na prawdę się kochaliśmy...heh byłem kochany oczywiście z wzajemnością...tak właśnie kogoś takiego szukałem. Czułego,heh śmiesznego, znającego mnie na wylot i...szczerego.
Wstaliśmy jakoś rano. Michio jako kot spał sobie a rodzice byli w kuchni. Usiadłem przy biurku i wziąłem zeszyt. Sięgające po niego zerknąłem na błyszczący pierścionek... uśmiechnąłem się delikatnie i przyglądałem mu się. Heh wziąłem się za odrabianie lekcji. Tch tylko... położyłem rękę na swoim członku... strasznie mi pulsuje... boli w pewnych momentach. Tch dorastanie
Zerknąłem na Michio...ngh niech wstanieeee. Ehh może do wieczora wytrzymam...
Kiedy wstał Michio to poszliśmy na śniadanie. Rodzice opowiadali jak było u cioci i że niedługo przyjedzie. O nie. Ona i jej dzieci. Spojrzałem na Michio...huh współczuję mu. Te dzieci to istna katastrofa. Zjedliśmy i poszedłem sprzątać pokój. Ugh typowy tekst mojego taty"masz tam jak w chlewie!" Pfff wcale nie...ehhh założyłem słuchawki i wziąłem się za sprzątanie.
Sprzątałem i sprzątałem aż nagle ktoś objął mnie w pasie od tyłu i schował twarz w mojej szyji. Spojrzałem na ręce które mnie objęły.... pierścionek. Ha ha i ten typowy piękny zapach Michio. Czerwony powiedziałem
-Co jest kotku?
-Mmm chcę miłości
-Pfff jakbyś mało jej dostawał
-Ugh mam pójść sobie?
-Ej! A czy ja coś powiedziałem że ci jej nie dam?!
Odwróciłem się i spojrzałem mu w oczy z uśmiechem. Ha ha czerwony jest dosyć. Pocałowałem na parę sekund jego wargi i przytuliłem się do niego
-Tyle wystarczy
-Mmm jeszcze chwila
Zaśmiałem się pod nosem i wtuliłem się bardziej w niego a on we mnie. Tch znowu coś się dzieje z moim członkiem. Maskara za bardzo działa na mnie. Złapałem go za ogon i pociągnąłem lekko
-Lepiej pomóż mi sprzątać i wieczorem się poprzytulamy
-Och dobra
-Dobra więc poskładaj tą kupę ubrań
Pokazałem mu palcem wielką stertę ubrań... zrobił jedynie duże oczy i już chciał coś powiedzieć ale założyłem słuchawki i sprzątałem dalej biurko. Heh słyszałem jedynie jak burknął pod nosem i wziął się za składanie ubrań.
Padliśmy w końcu razem na łóżko zmęczeni sprzątaniem. Nie ukrywam bardzo mi pomógł. Leżałem i patrzyłem w sufit a on siedział i przeglądał telefon.... rodzice usnęli razem na kanapie... ścisnąłem uda. Mhm chcę go~
Wziąłem jego telefon i rzuciłem na bok. W mgnieniu oka znalazłem się na nim. Był bardzo zdziwiony...sam nie wierzę że to robię. Pocałowałem go lekko w usta a później mu je oblizałem. Zacząłem delikatnie całować jego szyję a później gryźć tylko mocniej
-K-Kazuo spokojnie...
Jeszcze czego...po chwili poczułem jego dłonie na swoich plecach. Uległ tak szybko no okiś. Zacząłem zdejmować spodnie i całowałem go coraz niżej aż doszedłem do jego spodni. Usiadłem na jego udach i sexownie patrzyłem mu w oczy. Zacząłem rozpinać jego rozporek a później zębami zdjąłem mu bokserki
-Kazuo... proszę cię...nie róbmy tego
... dosyć dziwnie się zachowuje i jakoś przerażony jest? Nie wiem o co chodzi ale...chyba wiem jak go przekonać. Czerwony dotknąłem palcem czubka jego penisa... ciepły i to bardzo... zacząłem delikatnie kręcić palcem. Jęknął cicho. Heh a jednak... wziąłem całego w rękę...ledwo co i poruszałem całą ręką. O dziwo Michio zamknął oczy i dusił wszytko w sobie jak nigdy.O co mu chodzi? Mam bardziej? Przełknąłem ślinę i spojrzałem na jego przyrodzenie. No dobra...zabrałem rękę i pochyliłem głowę nad jego członkiem. Michio szybko otworzył oczy i spojrzał na mnie. Właśnie chciał coś powiedzieć ale...włożyłem go do ust a on wydał z siebie piękny jęk. Wiedziałem że mu się spodoba. Włożyłem go głębiej aż zacząłem się dusić i trochę wycofałem...tch dalej mam złe wspomnienia z tego. Ale to Michio... mój chłopak. Zacząłem ruszać głową w górę i w dół. Przynajmniej smak był dziwny ale nawet ciekawy. Może zaraz we mnie wejdzie. Oby~
Zacząłem zdejmować swojego majtki i przyspieszać ruchy głową aż nagle
-Aaaa!!
Michio złapał mnie za włosy i odciągnął mnie od siebie. Spojrzałem na niego wystraszony. Ngh boli. On nawet na mnie nie patrzy! Spuścił głowę w dół zdyszany i już! Ma gdzieś że mnie to boli! Załapałem go za rękę którą mnie trzymał i starałem się wyrwać z jego uścisku na moich włosach. Nagle podniósł głowę a ja już miałem łzy w oczach. nagle puścił a z jego ręki spadło kilka moich włosów. Spojrzałem znowu na niego wystrszony
-M-Michio?
Ściągnąłem dłoń wystraszony a on tak po prostu sobie mnie przytulił
-Przepraszam Kazuo... przepraszam
Wyszeptał...ewidentnie smutny. Tch to niego było normalne. Odepchnąłem go od siebie i patrzyłem poważnie na niego
-Czemu mi to zrobiłeś? Tch to bolało! Zamiast normalnie mnie odsunąć ty zrobiłeś mi coś takiego!
Ścisnąłem palce na koszulce i czekałem na jego odpowiedź
-Ehhh pora ci powiedzieć
- O czym?
Spojrzał mi smutny w oczy... widać że błyszczą mu się oczy od łez...co się dzieje?!
-Muszę odejść
Otworzyłem szeroko oczy a serce po prostu mi stanęło...a raczej pękło.... nagle nic nie czułem....po prostu nic... żadnych uczuć... jedyną rzecz jaką poczułem to...moja łza która powoli spływała na moim policzku
- Odejść?
- Kazuo wybacz mi...na prawdę nie chcę tego ale...nie mam wyboru...
-Na pewno masz! Byłeś tyle lat a teraz musisz odejść?! Śmieszna wymówka... po prostu ci się znudziłem...ha ha ha jakie to typowe. No tak zabawka to zabawka. Znam to aż za dobrze
-Nie! Kazuo to wcale nie tak! Proszę daj mi wytłumaczyć!
-Nie... nie chcę słuchać więcej kłamstw. Tch tak nagle musisz odejść
-Kazuo jeszcze nie teraz. Chcę zostać z tobą ale jeśli dojdzie do jeszcze jednego se...
-Nie dojdzie. Możesz być tego pewien. I właśnie że teraz odejdziesz. W tej chwili!!!
Krzyknąłem spuszczając głowę i placem pokazując mu drzwi... znowu to uczucie. Znowu się czuję jakbym został zrzucony po raz drugi z tego wzgórza...ale bardziej boli w środku
-Ka...
Po chwili wstał i podciągnął spodnie
-Kazuo... przepraszam... chcę ci powiedzieć że cię kocham ale...nie uwierzysz mi... więc...liczę że to wiesz.
Podniosłem głowę z dwiema łzami... poszedłem do niego i wbiłem się w jego usta bez żadnych uczuć...tch odsunąłem się a on zmienił się w kota... spojrzałem z góry na niego
-Masz iść tak. Rodzice cię nie mogą zobaczyć. Później się zmeiniaj...
Chciał już ocierać się o moją nogę jak to on ale szybko znowu usiadłem na łóżku. Przykryłem się i odwróciłem w stronę ściany. Po chwili jego... już nie było...nie czułem jego bliskości...ngh Michio odszedł... spojrzałem na pierścionek gryząc wargę na którą spływały łzy. Zdjąłem pierścionek i wyrzuciłem za siebie. Nie ma już Michio... znowu... jestem sam...i zacząłem głośno płakać w poduszkę całą noc. Na złość w głowie miałem wszystkie nasze wspólne chwile. I jak był kotek i człowiekiem...ngh już nigdy w życiu się nie zakocham...to za bardzo boli...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro