Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#29 •life•

W czasie, kiedy Seokjin pędził samochodem po seulskich drogach, a Taehyung i Jimin cierpliwie czekali na niego, Namjoon powolnym krokiem przemierzał kolejne ulice, starając poukładać wszystkie swoje myśli. Wiedział, że się wkopał, wyznając, iż coś w jego życiu jest nie tak. Zastanawiał się czy jest możliwość, by wywinąć się od rozmowy ze starczym Kimem, ale już po chwili doszedł do wniosku, że nawet nie ma takiej opcji. Seokjin mu nie odpuści, dopóki nie dowie się wszystkiego. Tylko pytanie, czy aby na pewno chciałby tę prawdę poznać? Cóż, jeśli będzie naciskał, Namjoon powie wszystko, nawet jeśli będzie miał przez to cierpieć.

Uśmiechnął się lekko, gdy dotarł pod szpital, a jego oczom ukazał się roztrzęsiony Jimin w ramionach Jina. Nam uważał, iż nie ma lepszej osoby, która mogłaby podnieść na duchu niż Seokjin. Był najlepszy we wszystkim, przynajmniej w oczach młodszego Kima.

- Namjoonie! Chodź! - usłyszał nawoływanie i dostrzegł, jak Jin macha na niego, by się zbliżył. W ślimaczym tempie podszedł do przyjaciół. Jego ręka automatycznie wylądowała na ramieniu najstarszego z nich i zacisnęła się lekko, a usta Nama wyciągnęły się w delikatnym uśmiechu, który Seokjin odwzajemnił.

- Wszystko w porządku? - zagadnął, przyglądając się czerwonej czuprynie przyjaciela, skrytego w ramionach Kima. - Chim? Co tam się stało?

- Joonie... - spojrzał na Jina, który od razu pokręcił głową, dając mu tym samym znak, by nie pytał o nic więcej.

- Cokolwiek się stało, Chim, jestem pewny, że wszystko się ułoży. - na te słowa najstarszy Kim zareagował trochę szerszym uśmiechem, a kiedy Namjoon roztrzepał w przyjacielskim geście włosy załamanego chłopaka, Seokjin nie mógł powstrzymać krótkiego, cichego śmiechu. - A ty młody, zostaw ten telefon. Oślepniesz. - mruknął, uderzając go lekko w tył głowy.

- Kiedy ja chcę już wrócić do domu, a oni nie chcą się ruszyć! Hyung, powiedz im coś! - Taehyung rzeczywiście drżał z zimna, przez co Namjoon niewiele myśląc, zdjął ciepłą kurtkę, pod którą miał ciepłą bluzę. Ją również zdjął, po czym zarzucił na plecy przyjaciela, by zaraz prędko ubrać swoje wierzchnie ubranie. - Woah, hyung... Coś ty taki milutki?

- To urocze, Namjoonie, że tak się troszczysz. - dodał od siebie Seokjin, na co Kim wzruszył ramionami, starając się ukryć, jak dużo dla niego znaczą miłe słowa od starszego.

- Zbierajcie się, jeszcze się pochorujecie... - mruknął niby to obojętnie, jednocześnie pomagając Seokjinowi podnieść Jimina, który wciąż cicho łkał w ramionach hyunga. - A ja nie mam zamiaru was wszystkich niańczyć! - poklepał lekko plecy Kima, który roześmiał się dość głośno.

- Nawet bym ci nie pozwolił zbliżyć się do mojej kuchni, żeby zrobić mi herbatkę! - wykrzyknął ze śmiechem, wymachując przy tym jedną ręką.

- Dlatego nie możesz chorować, hyung. Idźcie już, idźcie. - popędzał ich, spoglądając na ekran telefonu, by sprawdzić godzinę. - Spróbuję pogadać z Yoongi'm, a jakby co, będę się odzywał. - odwrócił się i chciał już odejść, jednak zatrzymał go głos Seokjina.

- Napisz później, przyjadę do ciebie, żebyś nie wracał po ciemku. - kiedy ponownie zwrócił się w stronę przyjaciela, zauważył, że pozostała dwójka była już prawie przy samochodzie.

- Nic mi nie będzie, hyung... - mruknął, czując się lekko skrepowanym, choć nie wiedział dlaczego akurat te uczucie przebiło się przez wszystkie inne, które odczuwał w tamtej chwili.

- Masz daleko do domu, będę się martwił...

- Zamówię taksówkę. - przerwał od razu, jednak zaraz uświadomił sobie, że nie ma ze sobą portfela, ale nie chciał się do tego przyznawać.

- No... Mój numer masz, więc dzwoń. - Soekjin wyszczerzył się w szerokim uśmiechu, którym od razu zaraził stojącego przed nim mężczyznę. W delikatnie zaczerwienionych od zimna policzkach Nama zrobiły się urocze dołeczki. Do jednego z nich Jin przyłożył palec, robiąc jeszcze większe wgłębienie, śmiejąc się przy tym głośno.

- Hyung! - wykrzyknął Taehyung, który siedział już w samochodzie razem z Jiminem, przerywając im tę krótką wymianę zdań. - Rusz się no!

- Już, już... - jęknął, odsuwając się kilka kroków od młodszego Kima. - Namjoonie, tylko zadzwoń później, dobra?

- Powinieneś odpocząć po pracy...

- Odpocznę później, poza tym... Te dzieciaki pewnie będą u mnie siedzieć, a i tak póki nie wrócisz bezpiecznie do domu, będę się martwił...

- Coś ostatnio zbyt troskliwy jesteś... - mruknął, na co Seokjin zrobił urażoną minę, przez którą Joon ledwo powstrzymywał śmiech.

- Zawsze taki byłem!

- Ale ostatnio bardziej, hyung...

- Seokjin hyung, bo odjedziemy bez ciebie! - ich uszu dobiegł głośny dźwięk klaksonu, przez co obaj podskoczyli, przestraszeni.

- Nawet nie próbuj! - wykrzyknął i chciał już coś powiedzieć, jednak Namjoon mu przerwał.

- Idź już, idź. Zadzwonię później. Do zobaczenia. - objął szybko przyjaciela i od razu się odwrócił, kierując w stronę szpitala. Miał nadzieję, że powołując się na znajomości uda mu się wejść po godzinach odwiedzin. Jakby nie patrzeć było już późno...

- Dobry wieczór. - przywitał się w recepcji, siląc się na przyjazny uśmiech. - Nazywam się Kim Namjoon, czy jest możliwość odwiedzenia przyjaciela? - dość młoda pielęgniarka zmierzyła go wzrokiem, po czym prychnęła pod nosem.

- Godziny odwiedzin już się skończyły. - mruknęła nieprzyjemnym głosem, na co Namjoon mentalnie zdzielił ją po twarzy. Oczywiście kobiety nigdy w życiu by nie uderzył. Po prostu irytowały go takie puste lale z kilometrowymi tipsami, toną tapety na twarzy i w zbyt wyzywających strojach.

- Wiem, ale... - wiedział, że teraz musi sięgnąć po swoje znajomości, a jedyną osobą, która jest w stanie załatwić w wszystko, był Chim. - Przyjaciel mnie o to poprosił... Powinna go pani znać, Park Jimin, kojarzy pani? - Namjoon ledwo powstrzymał wybuch śmiechu, kiedy spostrzegł jak szybko zmieniła się znużona i nieprzyjemna twarz kobiety w przestraszoną, gdy usłyszała nazwisko syna dyrektora tego szpitala.

- Ah... Jak się nazywa pacjent? - mruknęła pośpiesznie, przerzucając kartki w opasłym zeszycie. To nie tak, że nie mogła sprawdzić numeru pokoju na komputerze. Po prostu zbyt się zestresowała.

- Min Yoongi. - odpowiedział z dumnym uśmiechem, przyglądając się spanikowanej pielęgniarce.

- Pokój 315, piętro trzecie. - jej głos zadrżał mocno, gdy podawała tę informację, a Namjoon pogratulował sam sobie w myślach za pomysł z wspomnieniem o Jiminie.

- Dziękuję bardzo, miłej pracy! - wykrzyknął, ruszając w odpowiednią stronę. Nie zajęło mu zbyt dużo czasu znalezienie odpowiedniej sali. Stojąc przed drzwiami, zawahał się, jednak teraz nie mógł się wycofać, prawda? Zapukał lekko, po czym, nie czekając na odpowiedź, wszedł do zaciemnionego pokoju.

- Idź sobie. - usłyszał stłumiony głos byłego, a może już nie, przyjaciela.

- Hyung, chciałem pogadać...

- Nie mam ochoty, idź.

- Yoongi hyung, wiesz dobrze, że nie ruszę się stąd dopóki ze mną nie porozmawiasz. - odparł stanowczo, w końcu znajdując włącznik światła. Na łóżku dostrzegł skulonego mężczyznę. Spod kołdry wystawał jedynie czubek jego czarnej, jak smoła czupryny. Po chwili Min drgnął i z głośnym jękiem podniósł się do siadu.

- Muszę zapalić... - padło z jego ust, po czym od razu wstał z łóżka i schylił się do szafki stojącej obok. Przez krótki moment grzebał w niej, aż znalazł paczkę, której szukał. Zbliżył się do okna, które otworzył szeroko, po czym odpalił jednego papierosa, od razu zaciągając się jego uspokajającym go dymem.

- Myślę, że nie powinieneś palić... Przynajmniej nie tu...

- Jeśli mam z tobą gadać, to mów, o co chodzi i spieprzaj stąd. - warknął, spoglądając na Kima, który jedynie opadł na łóżko, kręcąc przy tym głową. Na co on liczył? Myślał sobie, że po próbie samobójczej, Yoongi ot tak się zmieni? Stanie się milszy? Nic bardziej mylnego...

- Dobra... W takim razie... Co tutaj się stało, że Jimin wyleciał z płaczem?

* * * * * * *
😘😘😘

Do następnego 👋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro