Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#23 •flashback•

Miałem sen, a ten sen, z początku niczym najgorszy koszmar, zakończył się jako najpiękniejsze marzenie senne, jakie kiedykolwiek śniłem...

Na początku byłyśmy wszyscy. Wszyscy coś wypiliśmy. Wszyscy cieszyliśmy się swoim towarzystwem, świętując urodziny jednego z nas. Wszyscy bawiliśmy się świetnie, dopóki nie zostaliśmy w czwórkę.

On był najmniej przytomny. Pozwalał, by oni dotykali go w taki sposób, w jaki tylko ja powinienem mieć prawo. Składali lekkie pocałunki na jego twarzy i włosach. Ich dłonie raz znajdowały się na jego ramionach, zaraz były na jego plecach, by później sunąć po jego klatce piersiowej, brzuchu i udach. Dla nich to były zwykłe wygłupy. Dla mnie to był największy koszmar.

Nie potrafiłem hamować złości. Złe emocje buzowały we mnie i coraz trudniej było mi utrzymać je na wodzy. Zazdrość zżerała mnie od środka. Czułem, jakbym miał eksplodować od jej nadmiaru.

Nie wytrzymałem.

Szybkim krokiem podszedłem do niego. Nie byłem zbyt delikatny, kiedy szarpnąłem za jego rękę. Później tego żałowałem. Warknąłem coś, by go zostawili, a oni jedynie roześmiali się głośno.

Złość we mnie wybuchła.

Zamachnąłem się, chcąc zapoznać bliżej swoją pięść z twarzą jednego z nich, ale wtedy on zatrzymał mnie. Jednak musiałem dać upust emocjom. Moja dłoń nie wylądowała na jednym z nich. Nie kontrolując siebie, uderzyłem go. Zrobiłem to zbyt mocno, zbyt szybko. Później tego żałowałem.

Nie zwróciłem uwagi na to, że on, choć ledwo przytomny, trzyma się za policzek. Nie zauważyłem, że mój czyn tak mocno go zranił. Nie widziałem tego, że doprowadziłem go do wylania słonych łez. Nie zauważyłem tego odpowiednio wcześnie. Później tego żałowałem.

Przeniosłem swoją frustrację na nich. Jeden, ten starszy, próbował się tłumaczyć. Nie słuchałem. Upadł na ziemię. To nie pomogło. Skulił się, gdy chciałem wymierzyć cios, ale czyjaś ręka mnie powstrzymała. Ten młodszy trzymał mnie bardzo mocno. Wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami. Nie zważałem na to. Zaczął na mnie krzyczeć. Mówić, że jestem idiotą. Pytał, jak mogłem go uderzyć. Odpowiedziałem również krzykiem. Z moich ust padały wulgarne słowa pod ich adresem, ale o nim nie wypowiedziałem nawet jednego wyrazu.

Ten młodszy nie puszczał mnie ani na moment. Próbowałem się wyrwać i po chwili udało mi się to. Zdzierałem sobie gardło, wrzeszcząc wszystko, co nasuwało mi się na język. Nie zważałem na to, że kogoś mogę urazić. W tamtej chwili liczyło się dla mnie to, że złość, zazdrość, ból i wszelkie inne negatywne emocje buzowały w moich żyłach, szukając jakiegokolwiek ujścia. Czy to słownie, czy w czynach. 

Nie panując nad własnym ciałem, zrzucałem wszystko ze stołu i szafek. Wszystko, co było w zasięgu mojego wzroku, zostało w jakiś sposób uszkodzone. Ten młodszy starał się mnie zatrzymać. Przez bardzo krótką chwilę trzymał mnie w objęciach, próbując mnie uspokoić. To nie pomogło. Z mojego gardła wydobył się gardłowy śmiech. Jeden ruch wystarczył, by wylądował na ścianie. Przez moment patrzyliśmy sobie w oczy. 

"Jesteś zwykłą dziwką, Jungkook."

Ręka tego młodszego z nich wylądowała na mojej twarzy. Zaciśnięta w pięść, silna, mocna, niepohamowana. Czułem krew w ustach. Upadłem na pobliskie schodki. Szybko jednak się zebrałem. Nie potrafiłem oddać... A może i to zrobiłem... Odepchnięty, wylądował na podłodze przed kanapą, o którą uderzył się bokiem. W moje ręce wpadło krzesło. Nie potrafiłem się opanować. Złość wygrała. Złe emocje wzięły górę. Krzesło wylądowało na pobliskiej ścianie, zbijając jednocześnie wiszące na tam lustro. Nie dbałem o to. Później tego żałowałem.

Chciałem wyjść, nikt mnie nie powstrzymywał.

Wychodząc, przelotnie spojrzałem na wszystkich. 

Jungkook patrzył z niedowierzaniem, trzymając się gdzieś w okolicy żeber.

Hoseok patrzył zszokowany, wciąż siedząc na podłodze. Jego policzek był zaczerwieniony, a z wargi upłynęło kilka kropel krwi.

Seokjin patrzył wielkimi oczami, nie potrafiąc wydobyć z siebie choćby słowa.

Taehyung spoglądał lekko zdziwiony po wszystkich. Zapewne dlatego, iż razem z Namjoon'em weszli do pomieszczenia dopiero, gdy usłyszeli trzask i pękające lustro.

Namjoon patrzył z bólem i szokiem. W końcu nie tak chciałby, by zakończyły się jego urodziny.

Jimin nie patrzył. Jimin siedział skulony przy nogach Seokjin'a, który po chwili zaczął lekko gładzić jego włosy w pocieszającym geście. Jimin płakał, trzymając się na czerwony policzek, na którym widniały delikatne ślady moich palców.

Nie sądziłem, że uderzyłem go z taką siłą. Chciałem podejść, przeprosić, ale nie mogłem. Załkał głośniej, chowając się za nogami Seokjin'a. 

Skrzywdziłem go i nie miałem prawa nawet prosić o wybaczenie. 

Tułałem się przez długie godziny po ulicach miasta. Alkohol całkowicie ze mnie wyparował. Czułem ból i rozpacz. Ale nie potrafiłem się tego pozbyć. Widziałem miny ich wszystkich, wiedziałem, że nie mam po co wracać. Skrzywdziłem go i ich wszystkich. 

Nie chciałem wracać, ale zorientowałem się dopiero stojąc przed drzwiami apartamentu, gdzie nogi mnie poprowadziły. Wszedłem do środka, ale było ciemno i cicho. Ruszyłem wolnym krokiem przed siebie, zaglądając do wszystkich pomieszczeń. Wszędzie było pusto. Na samym końcu zajrzałem do naszej sypialni. Stały tam dwie walizki, a na jednej z nich leżała złożona w pół kartka. Niewiele było na niej napisane, a to, co z niej wyczytałem mówiło, iż mam się wyprowadzić, zniknąć z jego życia i nigdy więcej nie pokazywać się w zasięgu jego wzroku. 

Zabolało, ale nie mogłem się sprzeciwić. Byłem nikim, nawet spakowane rzeczy nie należały do mnie, a do niego. Wyszedłem z apartamentu i zgodnie z treścią krótkiego listu, zostawiłem klucz w doniczce obok wejścia. Miałem jeszcze trochę oszczędności, więc zatrzymałem się w hotelu. Zastanawiałem się, jak teraz będzie z moją pracą, z moim życiem, jak sobie poradzę. 

Przez swoją głupotę straciłem wszystko

Próbowałem skontaktować się z nim, ale jedynie mnie zablokował. W sumie co się dziwić? 

Kilka dni później dostałem telefon od Seokjina, że mam pojawić się w restauracji. Cały ten czas przeleżałem w łóżku w jakimś tanim hotelu, niewiele jedząc i całkowicie zamykając się w sobie. Nie miałem ochoty wychodzić do ludzi. Nie chciałem spotykać się z nimi. Zawiodłem ich

Z bólem dotarłem do miejsca pracy. Jak się okazało, Seokjin wcale nie chciał mnie wyrzucić. Nawet zaproponował mi, żebym u niego zamieszkał, a z czasem odłożę sobie na wynajem czegoś. Byłem w szoku, ale nie aż takim, jak po tym, czego dowiedziałem się moment później. 

"Jimin... Jego nie ma... Nie udało się go uratować..."

Tyle wystarczyło, by wstrzymywane przez ostatnie dnie łzy, po prostu wylały się na moją twarz. 

Przez wiele miesięcy nie czułem nic, poza tą cholerną pustką. Stałem się kimś, kim tak naprawdę nie byłem i nie chciałem być. Alkohol i tytoń hamowały moje wszelkie emocje, chęci do jakiejkolwiek interakcji z innymi. Pozwalały zapomnieć. Stałem się oschły i niemiły. Obrażałem kogo popadnie, a najbardziej tych, którzy starali się pomóc. Nie chciałem pomocy. Chciałem zniknąć, ale nie potrafiłem zrobić tego, co odważył się zrobić on.

Wszystko wróciło kilka dni przed dniem, kiedy mijały dwa lata od mojego ostatniego spotkania z nim

Wspomnienia uderzały jedno za drugim. Ból rósł z każdą chwilą, każdym dniem. Nie potrafiłem normalnie funkcjonować. 

Był to ten stan ogólnego bezsensu, kiedy dnie zlewają się w całość, a godziny nie mają znaczenia.

W końcu się odważyłem. Zrobiłem to, o czym podświadomie marzyłem przez cały ten czas. W końcu postarałem się, by nasze drogi znów się zeszły. Pragnąłem go zobaczyć i, o matko, udało się.

Był tam. 

Jego krwistoczerwone włosy odznaczały się od jego białego stroju. Był piękny. Wyglądał, jak anioł. Ah... Przecież on był aniołem. Moim aniołem, do którego udało mi się dołączyć. 

Siedział przy mnie, uśmiechał się smutno, a ja nie rozumiałem tego smutku. Czy nienawidził mnie tak mocno, że nie cieszyło go to, iż znów jesteśmy razem

Próbowałem usiąść, bo z nieznanych mi przyczyn, wciąż leżałem, ale powstrzymał mnie. Jedynie pochylił się, by zaraz ostrożnie mnie przytulić. Nie potrafiłem pozwolić mu na odsunięcie się. Nie mogłem go puścić. Dotarłem do niego. Byłem z nim. Udało mi się dotrzeć do mojego anioła. Był przy mnie. Przytulał mnie i szeptał do ucha, jak bardzo cieszy się, że jestem, że znów mnie widzi. A te słowa odgoniły moje wszelkie wątpliwości. 

Byliśmy razem do momentu, kiedy poczułem szarpnięcie i ból w ręce. 

Przetarłem oczy, a mój anioł zniknął. 

* * * * * * *

Nie potrafię znaleźć odpowiedniego cytatu do tego...
Tak ogólnie to mi smutno trochę, że tak mało osób komentuje, a kocham czytać Wasze komentarze i dziękuję za każdy jeden 💛

Do następnego 👋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro