Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ONESHOT

Szedł ulicami Los Santos. Wracał do domu, po tym jak zwolnili go z policji. Po drodze wkurwił go Pastor, ponieważ przerwał mu picie alkoholu. Erwin ukradł mu też samochód i portfel, żeby nie kupował już alkoholu. Wkurwił się jeszcze bardziej, kiedy zaczął padać deszcz. Chciał po prostu nie myśleć o tym, że nie będzie już pracował w policji. Jednostka to było jego całe życie. Zastanawiał się nad jedną rzeczą, co gdyby wstąpił do Zakshotu? Skoro nie pracuje w policji, to może to zrobić. Koło niego nagle zatrzymało się auto. Spojrzał na nie i zobaczył Vasqueza w otwartym oknie samochodu.

— Pada deszcz? Podwieźć cię na apartamenty? — Zapytał Vasquez, z lekkim uśmiechem.

— Jeśli mógłbyś, to tak — Odpowiedział Montanha, a Vasquez tylko na tą odpowiedź pokiwał głową.

— Wsiadaj — Powiedział Vasquez, z jeszcze większym uśmiechem, albo mi się tak wydawało? Może to przez alkohol?

Wsiadłem do samochodu, a po dosłownej sekundzie ruszyliśmy z miejsca i pojechaliśmy w stronę apartamentów. Chwilę później, byliśmy pod apartamentami.

— Dzięki — Podziękowałem cicho.

— Spoko — Odpowiedział.

Wysiadłem z samochodu i ruszyłem w kierunku apartamentu. Po wejściu przez szklane drzwi, ruszyłem do windy i wcisnąłem przycisk na 5piętro. Dość szybko dojechałem na górę i wyszedłem z windy. Poszedłem do mojego małego, ale przytulnego mieszkanka. Gdy byłem już w mieszkaniu, zdjąłem buty i kurtkę. Poszedłem do sypialni i jedyne co zrobiłem, to położyłem się na łóżku i zasnąłem dość szybko.

Obudziłem się i próbowałem zabrać telefon z szafki nocnej. Gdy udało mi się to sprawdziłem godzinę.

8:07

Zrzuciłem z siebie kołdrę i wstałem z łóżka. Poszedłem do kuchni i zagotowałem wodę w czajniku. Wziąłem kubek razem z kawą i nasypałem kawy do kubka. Zalałem kawę i stwierdziłem, że pójdę się ubrać. Gdy byłem w sypialni podszedłem do szafy i zacząłem zastanawiać się co ubiorę. Szybko wybrałem białą bluzę i czarne dżinsy.

Z powrotem znalazłem się w kuchni. Wziąłem kubek z parującą kawą i usiadłem na krześle, a kawę położyłem na stole. Usłyszałem otwierane drzwi i po chwili w progu kuchni, pojawił się Erwin.

— Oddaje auto i portfel — Oznajmił.

— Dzięki — Mruknąłem.

— Smacznej kawusi Labo się dusi — Zaśmiał się siwowłosy.

— To nie było śmieszne, ty to wiesz? — Zapytałem ironicznie.

— No wiem — Odpowiedział niezadowolony.

— Jasne, teraz spierdalaj z mojego mieszkania Pastorku — Odparłem.

— AHA? Nawet na herbatę nie mogę zostać? — Zapytał, z udawanym zdziwieniem.

— No lepiej idź, bo ci coś zrobię — Rzekłem.

— Powiem Sonemu i cię zwolnią — Odparł uśmiechnięty.

— Już mnie zwolnili — Oznajmiłem zły.

— Ale dlaczego? — Zapytał smutny.

— Bo oskarżyli mnie o bycie TWOIM korumpem! — Krzyknąłem zły.

— To nie moja wina! — Odkrzyknął.

— Twoja — Odparłem, już łagodniej wstając. Podszedłem do niego i przyszpiliłem go do ściany — To twoja wina, gdyby nie ty nie zwolnili by mnie — Warknąłem.

— Wszystko moja wina — Odwarknął, przewracając oczami. Odruchowo pocałowałem go, a on zdziwiony oddał pocałunek. Nie był on jednak długi, przez co pocałowałem go jeszcze raz.

Gdy przestaliśmy się całować, puściłem go, a on stał jak posąg. Z powrotem usiadłem na krześle i zacząłem pić kawę. Usiadł na przeciwko mnie i wyjął telefon. Zaczął uśmiechać się do telefonu. Wypiłem kawę i odłożyłem kubek do zmywarki. Poszedłem po swój telefon i portfel, gdy miałem te rzeczy wyszedłem z mieszkania, a za mną Erwin. Podszedłem do mojego auta i do niego wsiadłem, co zrobił też Erwin.

— Podjedź pod burgera — Rzekł patrząc w szybę.

— Jasne — Zachowywaliśmy się jak byśmy nic nie zrobili, jakby tego pocałunku wcale nie było.

Ruszyliśmy w stronę BurgerShota. Po chwili dojechaliśmy na burgera i razem wysiedliśmy. Weszliśmy przez szklane drzwi. On poszedł na tyły burgera, a ja usiadłem na małej kanapie przy stoliku. Po dość długim czasie wstałem z małej kanapy i ruszyłem zamówić jedzenie. Zadzwoniłem dzwonkiem, a po chwili za ladą pojawił się Kui.

— Co chcesz Montanha? — Zapytał.

— Zamówić jedzenie — Odparłem.

— Burgera i Shake'a — Popatrzyłem na niego zdziwiony. Jakby czytał mi w myślach, ale przecież to jest restauracja w której są same burgery i Shaki.

Kui poszedł robić burgery i shake'a, a ja poszedłem znowu usiąść. Gdy dostałem jedzenie zacząłem jeść. Zjadłem szybko i udałem się do samochodu. Wychodząc z burgerShota natknąłem się na Vasqueza. Przywitałem się cicho, a on tylko pokiwał głową w moją stronę z uśmiechem. Wsiadłem do mojego samochodu i zacząłem jeźdźić po mieście bez celu.

Po dłuższej jeździe zatrzymałem się koło parku. Wysiadłem z auta i zacząłem spacerować po parku, który swoją drogą wyglądał jak mały las, przez dość dużą ilość drzew. Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na godzinę.

14:37

Po spacerowałem jeszcze trochę i postanowiłem jechać gdzieś. Nawet wiem gdzie!

Pobiegłem do mojego auta i wsiadłem do niego. Z prędkością światła ruszyłem w drogę po coś, nad czym jeszcze się zastanowię w trakcie. Szybko dojechałem pod pewne miejsce. Wysiadłem z auta i skierowałem się do środka. Podszedłem do recepcji i spojrzałem na młodą dziewczynę która tam siedziała, przyglądałem jej się, skądś kojarzę te twarz...

— Dzień Dobry! — Powiedziała radośnie.

— Czekaj! Alexis Mailen? — Spytałem uśmiechając się.

— Montanha? — Zapytała patrząc na mnie z uśmiechem.

— Siema stara! — Powiedziałem wesoło.

— Nie taka stara! — Odparła z udawanym obrażeniem, po czym dodała — No siema stary! —

— Dobra ja po kota albo psa — Powiedziałem uśmiechnięty.

— Oh jasne, chodź — Powiedziała i wyszła z za lady i poszła do drzwi. Gdy weszliśmy do środka było dużo klatek, a w nich psy lub koty.

— Wybieraj — Powiedziała patrząc na mnie kątem oka z uśmiechem.

Zacząłem przeglądać wszystkie psy, aż w końcu zobaczyłem tego który był bardzo podobny do...

Kurwa nie możesz cały czas sobie o nim przypominać!

— Ten — Rzekłem odwracając się do Alexis. Ta popatrzyła na psa, na którego pokazywałem ręką.

— Dobry wybór — Powiedziała — Ma 7miesięcy — Odparła uśmiechnięta.

— Idealny — Powiedziałem do niej.

— Jasne, chodź podpiszesz papiery — Odpowiedziała.

— Mhmm — Mruknąłem cicho.

Poszedłem za nią z powrotem do recepcji i podpisałem papiery. Znowu weszła do tamtego pomieszczenia i wróciła z siwym psem. Miał złote oczy, jak Erwin.

Wziąłem go od niej i podziękowałem. Gdy miałem wychodzić w drzwiach pojawił się Glinkenly i Carbonara.

— O kurwa pies bierze psa — Zaśmiał się David.

— Hmm? No i co? — Zapytała Alexis, która pojawiła się koło mnie.

— Alexis co tu robisz? — Zadał pytanie Nicollo.

— Pracuje w schronisku, nie widać? — Spytała ironicznie.

— Widać, ale bardziej nie mówiłaś, że nigdy nie wrócisz do tej dziury zbitej betonem? — Zadał pytanie Glinkenly.

— Mam sprawę do Erwina — Odparła poważnie.

— Okej? — Mruknął w odpowiedzi Nicollo.

— To papa! Musicie popilnować schroniska do póki nie wrócę miłej zabawy! — Krzyknęła uśmiechnięta i złapała mnie za rękę wybiegając i wsiadając do auta, co zrobiłem po niej.

— Zostawiasz ich tak o? — Zapytałem jak trochę odjechaliśmy od schroniska, Dodałem jeszcze — A jak sobie nie poradzą? —

— To mają problem — Wzruszyła ramionami — Mam dość ważną sprawę do Erwina i Sonego, więc przyśpiesz — Powiedziała.

— Uważaj, bo cię wypchnę z tego auta w środku drogi — Warknąłem, śmiejąc się.

— AHA? — Mruknęła obrażona patrząc na mnie, po czym odwróciła głowę.

— Czekaj napiszę do Pastora, gdzie jest — Powiedziałem, wyciągając telefon.

Do Pastor -
Gdzie jesteś?

Od Pastor -
Na burgerShocie, a co?

Do Pastor -
Ktoś ma do ciebie sprawę

Od Pastor -
Okej

Schowałem telefon i ruszyłem w stronę BurgerShota. Dojechaliśmy dość szybko i wysiedliśmy z auta wchodząc do restauracji.

— Erwin! — Krzyknąłem, podchodząc do lady.

— Hmmm? — Mruknął pytająco, po czym spojrzał na Alexis — Alexis? —

— Tak. Mam do ciebie i Sonego sprawę — Erwin wpuścił ja na zaplecze Burgera i zamknął drzwi. Usiadłem na małej kanapie i czekałem, aż Alexis wyjdzie, pewnie będzie chciała, żeby podwieźć ją na komendę.

Alexis po parunastu minutach wyszła z zaplecza burgerShota. szybkim krokiem podeszła do mnie.

— Na komendę — Powiedziała, z lekko wyczuwalną złością w jej głosie.

— Okej? — Odparłem pytająco.

Wyszliśmy i udaliśmy się do samochodu, by pojechać na komendę. W połowie drogi minęliśmy robiony bank. Czyli policja przyjedzie tutaj. Szybko dojechaliśmy do komendy i wysiedliśmy z auta, ruszając w stronę budynku. Wolno weszliśmy po schodach i podeszliśmy w stronę biura szefa policji. Ona weszła, a ja poczekałem na korytarzu.

Wyciągnąłem telefon i przeglądałem wiadomości. Gdy tak je przeglądałem zobaczyłem jedną wiadomość od Sindacco.

Od Vasquez -
Możemy się spotkać o 22?

Sprawdziłem godzinę.

17:38

Do Vasquez -
Jasne

Tym razem Alexis wyszła z pokoju widocznie zła. Szybkim krokiem udała się do schodów schodząc z nich. Ruszyłem za nią i wyszedłem z komendy. Wsiadłem do samochodu i odjechałem od budynku. Cały czas nie odzywaliśmy się do siebie, ale musiała mi powiedzieć, gdzie mam ją odwieźć.

— Gdzie cię odwieźć? — Spytałem cicho.

— Na schronisko mnie daj — Odpowiedziała.

— Okej — Mruknąłem.

Na miejscu zaparkowałem na chodniku i razem z nią wysiadłem z auta. Powolnym krokiem weszliśmy do schroniska i zobaczyliśmy Davida bawiącego się z psem, a Nicollo siedział na podłodze, z wymalowanym zdziwieniem na twarzy.

— A wam co? — Spytała po chwili Alexis.

— ON MNIE POCAŁOWAŁ! — Krzyknął Nicollo.

— NIE POCAŁOWAŁEM CIĘ! TY WPADŁEŚ NA MNIE I TO BYŁO PRZEZ PRZYPADEK, DEBILU! — Wykrzyczał David.

— Czy to kłótnia małżeńska? — Zapytała śmiejąc się.

— A ZAMKNIJ RYJ! — Krzyknęli oboje.

— Dobra — Odparła.

— Chcemy tego psa — Powiedział, już spokojniej Nicollo.

— Podpiszcie papiery i możecie go wziąć — Powiedziała Alexis uśmiechnięta.

— Już podpisaliśmy — Powiedzieli uśmiechnięci.

— O kurde jacy szybcy — Zaśmiała się.

— Pa! — Krzyknęli wychodząc.

— Pa! — Pożegnaliśmy się.

— To ja jadę, do zobaczenia! — Wyszedłem z budynku i wsiadłem do samochodu. Po raz trzeci tego dnia wyjąłem telefon i sprawdziłem godzinę.

21:49

Tak w ogóle, gdzie mam przyjechać?
Mój telefon zawibrował więc włączyłem go i sprawdziłem wiadomości.

Od Vasquez -
(GPS)

Włączyłem GPS'a i pojechałem w wyznaczone miejsce. Dojechałem dość szybko. Wyszedłem z auta i poszedłem na małą górkę, która pokazywała panoramę miasta. Zobaczyłem tam siedzącego Erwina i Vasqueza. Rozmawiali o czymś. Podszedłem bliżej by słyszeć ich rozmowę.

— Ale Grzesiek jest dziwny, co nie? — Spytał Vasquez.

— No i wkurwiający — Opowiedział Erwin na pytanie.

Gdy to usłyszałem, byłem zły. Odszedłem od górki i wsiadłem do samochodu. Ruszyłem na mój i Erwina dach i wszedłem na niego. Przez moją głowę przeszło tysiące wspomnień.

1Pacyfik
Odklejki z Pastorem
Napady
Pościgi
Rozmowy
Strzelaniny

Wszystkie te wspomnienia, przeszły mi przez głowę jak mgła wspomnień z przeszłości, ale one już nigdy nie powrócą. Pszysunąłem się bardziej krawędzi dachu i miałem ochotę skoczyć, ale nie teraz. Nie mogę tego zrobić. Nagle koło mnie usłyszałem śmiech. Rozpoznałem go szybko i odwróciłem się w tamtą stronę. Zobaczyłem śmiejącego się Erwina i Vasqueza.

— Prima Aprilis Grzesiu! — Zaśmiali się, na co popatrzyłem na nich, ze zdziwieniem.

— Co? — Spytałem.

— Dzisiaj jest pierwszy kwietnia Grzechu — Powiedział uśmiechnięty Vasquez, a Erwin dodał.

— Kochamy cię — Powiedział cicho Erwin.

— Też was kocham — Odpowiedziałem lekko zarumieniony.

Podeszli do mnie i usiedli obok. Oglądaliśmy niebo do...

4rano

༺♡༻

(Mały dodatek do tytułu)

Siedzieliśmy w Calico. Erwin i Vasquez kłócili się o to kogo kocham bardziej, a ja próbowałem ich uspokoić.

— Bardziej kocha mnie! — Krzyknął Erwin.

— Nie! Bardziej kocha mnie! — Wykrzyczał Vasquez.

— ZAMKNIJCIE SIĘ! — Krzyknąłem i dodałem — Kocham was obu ♡!

༺♡༻

Okładka ByKazuya_officiall

Moja pierwsza książka!
Mam nadzieję, że jest nawet okej :'3

Miłego Dnia/Nocy!

Coffeuu~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro