Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wojsko

Wieczorem zasnęli zmęczeni, a Jimina nie męczyły już żadne koszmary. Rano wstali obaj z uśmiechami i dalej kontynuowali swoje wygłupy tym razem w kuchni.- Na pewno chcesz ze mną jechać?- Czarnowłosy zapytał dla pewności.

- Na sto a nawet dwieście procentów!- Pobiegł do kuchni i wskoczył na jego plecy, patrząc co robi.

-Jajecznica, płatki, tosty czy owsianka?- zapytał mężczyzna wyciskając sok z pomarańczy.

- To co ty. -Kook zassał się na jego szyi.

-Mam dziś ochotę na ciebie i tosty francuskie.- młodszy trzymał się go niczym koala.

- Ojeju, a jak ja smakuje?

-Jak miód i truskawki. Jak mięta z jabłkiem. Jak wszystko co najlepsze. - odłożył owoc po czym wytarł ręce i posadził chłopaka na blacie.- Twojego smaku nie da się opisać.

- Bo ja to czuje tylko olejek dla dzieci. - powiedział, gryząc się w rękę.

-Tak się nie sprawdza.

- A jak? - puścił skórę.

-O tak.- Park polizał wargi chłopaka po czym pocałował go delikatnie.

- Ale ja nie umiem się całować.

-Dlatego nigdy nie poznasz tego cudownego smaku.- pstryknął chłopca w nosek.

- Ugh! A ty swojego!

-Trudno.- starszy zabrał się za tosty oraz mus malinowy.

- A posypiemy cukrem pudrem?

-Nie za słodko? Pamiętaj, że jedziemy po śniadaniu na poligon. Godzina drogi w jedną stronę.

- No to co? I nie za słodko. Nigdy nie jest za słodko. Bo ja jestem słodki i ci za słodko?

-Nie. Uwielbiam twoją słodycz. - zabrał się za posiłek.

- Mmmm... pyfne, chcesz tłoche ?

-Mam swoje.- zaśmiał się nalewając soku.

- Ale ci wystarczy? Żebyś nie był głodny pysiu.- Kook zmarszczył nosek.

-Wystarczy. Nie jem aż tak dużo jak ci się wydaje.

- Ale ja będę spokojniejszy. Proszę...

-Niech ci będzie.- wziął kawałek tosta młodszego i przepił sokiem. -Twoje są za słodkie. - sam na swoich miał tylko plasterki banana i truskawek.

- Jedz! Będziesz miał więcej siły.- zjadł resztę swoich tostów- A jak mam się ubrać?

-Na pewno nie w sweterek. Chociaż w sumie możesz. Znajdziemy ci odpowiedni mundur u mnie w składzie.

- Ale nie śmierdzący?

-Dostaniesz mój pierwszy mundur. Zobaczysz jaki byłem chudy.

- Widziałem twoje zdjęcia. Byłeś prawie taki jak ja.

-Babcia Choi jest okropna. Jak mogła ci je pokazać?- Jimin zasłonił twarz dłońmi.

- Byłeś taki uroczy! Taki puci puci!

-Nie prawda.- zaśmiał się.- Powinniśmy zaraz jechać. Muszę się przebrać.

- Ja też! - wystawił przed siebie ręce.

-Jak tylko któryś będzie na ciebie patrzył dostanie dodatkowe ćwiczenia. Taki horror im zrobię, że nie zdadzą.- Park wziął młodszego na ręce i zaniósł go na górę. Starszy przebrał się w mundur, a młodszy w swoje normalne ubrania.

- Nie krzycz na nich, nie miej znowu tego surowego, obcego głosu, dobrze? - poprawił mu kołnierzyk i schował ręce w za dużą bluzkę w paski.

-Nie mogę być dla nich miły. W wojsku panuje dyscyplina, której trzeba przestrzegać.

- Ale nie musisz być też taki zły, okej?

-Dla ciebie obiecuje nigdy więcej nie być taki jak na początku. Jednak oni muszą wiedzieć gdzie ich miejsce. Mnie nikt nie oszczędzał i teraz jestem tym kim jestem. I jestem z tego dumny.- złapał młodszego za dłoń po czym zeszli na dół i wyszli z domu.

- Chimmy, proszę... A jak się czułeś w domu dziecka? I co? Chcesz żeby dzieci też tak się czuły?

-Przecież oni nie są dziećmi skarbie. Szkolę dorosłych mężczyzn. Większość z nich jest starsza od ciebie o co najmniej trzy lata. Nie masz się co martwić.

- No ja wiem, ale im też się należy, żebyś był milszy, dobrze? Obiecasz mi to?

-Jeszcze będziesz chciał bym na nich nakrzyczał.- wsiedli do samochodu po czym starszy ruszył w drogę.

Młodszy oczywiście rozłożył się na cały samochód, bo mimo że jego ciało było małe, to potrzebował dużo miejsca. Ułożył jedną z nóg na jego nogach, a druga na oknie i tak zaczął zasypiać.

-Skarbie, nie śpij.- Jimin potrząsnął go za ramię.- Jesteśmy na miejscu. - Wszędzie dookoła były drzewa.

- Pfefief to laf.- powiedział, przecierając oczka drobnymi rączkami.

-Dokładnie. Jednak wjechaliśmy na jego teren już jakieś trzy kilometry temu, a wszystko znajduje się za ogrodzeniem stale podpiętym pod napięcie. - starszy starł strużkę śliny z brody chłopaka.

Wyjżał przez okno widząc wszędzie ludzi w mundurach i jakoś tak się wystraszył, więc zaraz wskoczył na kolana Jimina, przytulając się do jego klatki.
- Ale oni są straszni.

-Dlatego nie wolno być tu miłym. Bo cię zjedzą niczym wilki jagnię. - mężczyzna zaśmiał się.

- Ale też nie nie miłym.- pstryknął go w nos i wyszedł z samochodu, chowając rączki w długiej bluzce z h&m - Dzień dobry, jestem Jungkook. - pomachał do idącego szeregu z uśmiechem.

Mężczyźni nawet na niego nie spojrzeli. Zatrzymali się za to przed Parkiem salutując i ruszyli dalej.
- Chodź skarbie. Przebierzemy cię.

- Czemu mi nie odpowiedzieli? - złapał za dłoń Parka i skakał obok niego jak sarenka.

-Jesteś dla nich zwykłym małym króliczkiem, który nic nie znaczy w ich świecie. Nie przejmuj się nimi.- żołnierz prowadził go do swojego baraku. W tym celu musieli przejść dłuższy kawałek.

- Ale dla Ciebie tak, prawda? Dla ciebie jestem znaczącym króliczkiem? - ludzie dziwnie się patrzyli na chłopca, który po prostu był... inny przez swoje zachowanie i posturę.

-Dla mnie jesteś jedynym i najważniejszym Króliczkiem.- wprowadził chłopaka do pomieszczenia, w którym znajdowała się ogromna szafa, Kanadyjka, biurko oraz dwa krzesła. Skromnie. W końcu to nie apartamenty tylko poligon.

Usiadł na łóżku i aż podskoczył.
- Jakie twarde. Ty na tym spałeś?

-Skarbie czego ty się spodziewałeś? Poza tym to ma być łatwe w złożeniu i przeniesieniu. Nie ma być wygodne.- Chim zaczął grzebać w szafie szukając munduru dla chłopca.- I lepiej tak nie skacz bo złożysz się w trzech miejscach.

- Okej! - Wstał szybko wystraszony i zaczął oglądać resztę mebli.

-Będzie problem z butami.- podał Kookowi mundur.- Zaraz wracam.

- Ale ja mogę w tych.- pokazał mu no swoje conversy.

-Lepiej nie. Utopisz się w nich i będzie problem. Przebierz się, a ja zaraz wracam. - i już go nie było.

- Okej. - westchnął i zaczął się przebierać w i tak za duży strój, a potem stał tak na skarpetkach w Iron many.

Po kilkunastu minutach wrócił Jimin z parą butów. Postawił je przed chłopakiem.- Koszulka w spodnie.- polecił.

- Ale jak tak robiłem to mówiłeś, że źle tak wygląda bo modnie. - zrobił urażoną minę.

-Słuchaj. W wojsku jest inaczej. Tu wszystko robi się wedle ustalonych reguł. Nie masz koszulki w spodniach idziesz szorować kibel. Nie masz szelek idziesz szorować latrynę. Nie masz wypastowanych glanów tak, że można się w nich przeglądać w czasie zbiórki to idziesz zbierać wodę łyżeczką.- Wytłumaczył Jimin wciskając ciemno zielony podkoszulek w spodnie po czym mocniej zacisnął pas i przypiął młodszemu szelki.

- Ale nie krzycz na mnie.- w oczach Jeona pojawiły się łzy, bo Jimin ubierał go bardzo gwałtownie i po prostu był wystraszony.

-Nie krzyczę kochanie. Po prostu zaraz się spóźnimy i staram się chyba za szybko wszystko wytłumaczyć.- ucałował czoło chłopaka po czym się uśmiechnął.- Przepraszam.

Przytulił się do niego i wytarł oczka.
- Nie lubię jak taki jesteś, bo się boję.

-Nie bój się skarbie. To inni mają się bać.- pogłaskał Kooka po miękkich włosach.- Musimy teraz założyć buty. Dasz radę sam?

- A pomożesz mi? - powiedział, nie wiedząc za bardzo jak je zawiązać.

-Jasne.- Chim klęknął po czym zaczął przekładać sznurówki dookoła zaczepów wierząc je na koniec.- Coś ostatnio często przed Tobą klękam.- zaśmiał się cicho sięgając po ostatnią część munduru.

- Mi to nie przeszkadza. - zachichotał, zaraz głaszcząc go po głowie.

-Podejrzewam.- starszy sięgnął po bluzę polową po czym nałożył Jungkookowi i zapiął wszystkie guziki.- Wyglądasz super seksownie.

- Jak zawsze, phi! - obkręcił się niczym zawodowa modelka, żeby pokazać wszystkie swoje walory ukryte pod mundurem.

-Pięknie. Teraz musimy iść.- wyprowadził młodszego na zewnątrz po czym ruszyli na miejsce ćwiczeń.- Może zaczniemy od ścianki wspinaczkowej?- Wskazał na piętnasto metrowy walec z wypustkami.

------------------------------------
Wróciłam właśnie do domu. Tak się zgraliśmy całą klasą, że całą drogę powrotną czyli cztery i pół godziny śpiewliśmy piosenki, a druga klasa, która z nami jechała nam zazdrościła.
Coś czuję, że za te dwa tygodnie na zakończeniu roku wszyscy będziemy płakać...
Smutno mi teraz jak o tym myślę.
Kocham was

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro