Wojsko
Wieczorem zasnęli zmęczeni, a Jimina nie męczyły już żadne koszmary. Rano wstali obaj z uśmiechami i dalej kontynuowali swoje wygłupy tym razem w kuchni.- Na pewno chcesz ze mną jechać?- Czarnowłosy zapytał dla pewności.
- Na sto a nawet dwieście procentów!- Pobiegł do kuchni i wskoczył na jego plecy, patrząc co robi.
-Jajecznica, płatki, tosty czy owsianka?- zapytał mężczyzna wyciskając sok z pomarańczy.
- To co ty. -Kook zassał się na jego szyi.
-Mam dziś ochotę na ciebie i tosty francuskie.- młodszy trzymał się go niczym koala.
- Ojeju, a jak ja smakuje?
-Jak miód i truskawki. Jak mięta z jabłkiem. Jak wszystko co najlepsze. - odłożył owoc po czym wytarł ręce i posadził chłopaka na blacie.- Twojego smaku nie da się opisać.
- Bo ja to czuje tylko olejek dla dzieci. - powiedział, gryząc się w rękę.
-Tak się nie sprawdza.
- A jak? - puścił skórę.
-O tak.- Park polizał wargi chłopaka po czym pocałował go delikatnie.
- Ale ja nie umiem się całować.
-Dlatego nigdy nie poznasz tego cudownego smaku.- pstryknął chłopca w nosek.
- Ugh! A ty swojego!
-Trudno.- starszy zabrał się za tosty oraz mus malinowy.
- A posypiemy cukrem pudrem?
-Nie za słodko? Pamiętaj, że jedziemy po śniadaniu na poligon. Godzina drogi w jedną stronę.
- No to co? I nie za słodko. Nigdy nie jest za słodko. Bo ja jestem słodki i ci za słodko?
-Nie. Uwielbiam twoją słodycz. - zabrał się za posiłek.
- Mmmm... pyfne, chcesz tłoche ?
-Mam swoje.- zaśmiał się nalewając soku.
- Ale ci wystarczy? Żebyś nie był głodny pysiu.- Kook zmarszczył nosek.
-Wystarczy. Nie jem aż tak dużo jak ci się wydaje.
- Ale ja będę spokojniejszy. Proszę...
-Niech ci będzie.- wziął kawałek tosta młodszego i przepił sokiem. -Twoje są za słodkie. - sam na swoich miał tylko plasterki banana i truskawek.
- Jedz! Będziesz miał więcej siły.- zjadł resztę swoich tostów- A jak mam się ubrać?
-Na pewno nie w sweterek. Chociaż w sumie możesz. Znajdziemy ci odpowiedni mundur u mnie w składzie.
- Ale nie śmierdzący?
-Dostaniesz mój pierwszy mundur. Zobaczysz jaki byłem chudy.
- Widziałem twoje zdjęcia. Byłeś prawie taki jak ja.
-Babcia Choi jest okropna. Jak mogła ci je pokazać?- Jimin zasłonił twarz dłońmi.
- Byłeś taki uroczy! Taki puci puci!
-Nie prawda.- zaśmiał się.- Powinniśmy zaraz jechać. Muszę się przebrać.
- Ja też! - wystawił przed siebie ręce.
-Jak tylko któryś będzie na ciebie patrzył dostanie dodatkowe ćwiczenia. Taki horror im zrobię, że nie zdadzą.- Park wziął młodszego na ręce i zaniósł go na górę. Starszy przebrał się w mundur, a młodszy w swoje normalne ubrania.
- Nie krzycz na nich, nie miej znowu tego surowego, obcego głosu, dobrze? - poprawił mu kołnierzyk i schował ręce w za dużą bluzkę w paski.
-Nie mogę być dla nich miły. W wojsku panuje dyscyplina, której trzeba przestrzegać.
- Ale nie musisz być też taki zły, okej?
-Dla ciebie obiecuje nigdy więcej nie być taki jak na początku. Jednak oni muszą wiedzieć gdzie ich miejsce. Mnie nikt nie oszczędzał i teraz jestem tym kim jestem. I jestem z tego dumny.- złapał młodszego za dłoń po czym zeszli na dół i wyszli z domu.
- Chimmy, proszę... A jak się czułeś w domu dziecka? I co? Chcesz żeby dzieci też tak się czuły?
-Przecież oni nie są dziećmi skarbie. Szkolę dorosłych mężczyzn. Większość z nich jest starsza od ciebie o co najmniej trzy lata. Nie masz się co martwić.
- No ja wiem, ale im też się należy, żebyś był milszy, dobrze? Obiecasz mi to?
-Jeszcze będziesz chciał bym na nich nakrzyczał.- wsiedli do samochodu po czym starszy ruszył w drogę.
Młodszy oczywiście rozłożył się na cały samochód, bo mimo że jego ciało było małe, to potrzebował dużo miejsca. Ułożył jedną z nóg na jego nogach, a druga na oknie i tak zaczął zasypiać.
-Skarbie, nie śpij.- Jimin potrząsnął go za ramię.- Jesteśmy na miejscu. - Wszędzie dookoła były drzewa.
- Pfefief to laf.- powiedział, przecierając oczka drobnymi rączkami.
-Dokładnie. Jednak wjechaliśmy na jego teren już jakieś trzy kilometry temu, a wszystko znajduje się za ogrodzeniem stale podpiętym pod napięcie. - starszy starł strużkę śliny z brody chłopaka.
Wyjżał przez okno widząc wszędzie ludzi w mundurach i jakoś tak się wystraszył, więc zaraz wskoczył na kolana Jimina, przytulając się do jego klatki.
- Ale oni są straszni.
-Dlatego nie wolno być tu miłym. Bo cię zjedzą niczym wilki jagnię. - mężczyzna zaśmiał się.
- Ale też nie nie miłym.- pstryknął go w nos i wyszedł z samochodu, chowając rączki w długiej bluzce z h&m - Dzień dobry, jestem Jungkook. - pomachał do idącego szeregu z uśmiechem.
Mężczyźni nawet na niego nie spojrzeli. Zatrzymali się za to przed Parkiem salutując i ruszyli dalej.
- Chodź skarbie. Przebierzemy cię.
- Czemu mi nie odpowiedzieli? - złapał za dłoń Parka i skakał obok niego jak sarenka.
-Jesteś dla nich zwykłym małym króliczkiem, który nic nie znaczy w ich świecie. Nie przejmuj się nimi.- żołnierz prowadził go do swojego baraku. W tym celu musieli przejść dłuższy kawałek.
- Ale dla Ciebie tak, prawda? Dla ciebie jestem znaczącym króliczkiem? - ludzie dziwnie się patrzyli na chłopca, który po prostu był... inny przez swoje zachowanie i posturę.
-Dla mnie jesteś jedynym i najważniejszym Króliczkiem.- wprowadził chłopaka do pomieszczenia, w którym znajdowała się ogromna szafa, Kanadyjka, biurko oraz dwa krzesła. Skromnie. W końcu to nie apartamenty tylko poligon.
Usiadł na łóżku i aż podskoczył.
- Jakie twarde. Ty na tym spałeś?
-Skarbie czego ty się spodziewałeś? Poza tym to ma być łatwe w złożeniu i przeniesieniu. Nie ma być wygodne.- Chim zaczął grzebać w szafie szukając munduru dla chłopca.- I lepiej tak nie skacz bo złożysz się w trzech miejscach.
- Okej! - Wstał szybko wystraszony i zaczął oglądać resztę mebli.
-Będzie problem z butami.- podał Kookowi mundur.- Zaraz wracam.
- Ale ja mogę w tych.- pokazał mu no swoje conversy.
-Lepiej nie. Utopisz się w nich i będzie problem. Przebierz się, a ja zaraz wracam. - i już go nie było.
- Okej. - westchnął i zaczął się przebierać w i tak za duży strój, a potem stał tak na skarpetkach w Iron many.
Po kilkunastu minutach wrócił Jimin z parą butów. Postawił je przed chłopakiem.- Koszulka w spodnie.- polecił.
- Ale jak tak robiłem to mówiłeś, że źle tak wygląda bo modnie. - zrobił urażoną minę.
-Słuchaj. W wojsku jest inaczej. Tu wszystko robi się wedle ustalonych reguł. Nie masz koszulki w spodniach idziesz szorować kibel. Nie masz szelek idziesz szorować latrynę. Nie masz wypastowanych glanów tak, że można się w nich przeglądać w czasie zbiórki to idziesz zbierać wodę łyżeczką.- Wytłumaczył Jimin wciskając ciemno zielony podkoszulek w spodnie po czym mocniej zacisnął pas i przypiął młodszemu szelki.
- Ale nie krzycz na mnie.- w oczach Jeona pojawiły się łzy, bo Jimin ubierał go bardzo gwałtownie i po prostu był wystraszony.
-Nie krzyczę kochanie. Po prostu zaraz się spóźnimy i staram się chyba za szybko wszystko wytłumaczyć.- ucałował czoło chłopaka po czym się uśmiechnął.- Przepraszam.
Przytulił się do niego i wytarł oczka.
- Nie lubię jak taki jesteś, bo się boję.
-Nie bój się skarbie. To inni mają się bać.- pogłaskał Kooka po miękkich włosach.- Musimy teraz założyć buty. Dasz radę sam?
- A pomożesz mi? - powiedział, nie wiedząc za bardzo jak je zawiązać.
-Jasne.- Chim klęknął po czym zaczął przekładać sznurówki dookoła zaczepów wierząc je na koniec.- Coś ostatnio często przed Tobą klękam.- zaśmiał się cicho sięgając po ostatnią część munduru.
- Mi to nie przeszkadza. - zachichotał, zaraz głaszcząc go po głowie.
-Podejrzewam.- starszy sięgnął po bluzę polową po czym nałożył Jungkookowi i zapiął wszystkie guziki.- Wyglądasz super seksownie.
- Jak zawsze, phi! - obkręcił się niczym zawodowa modelka, żeby pokazać wszystkie swoje walory ukryte pod mundurem.
-Pięknie. Teraz musimy iść.- wyprowadził młodszego na zewnątrz po czym ruszyli na miejsce ćwiczeń.- Może zaczniemy od ścianki wspinaczkowej?- Wskazał na piętnasto metrowy walec z wypustkami.
------------------------------------
Wróciłam właśnie do domu. Tak się zgraliśmy całą klasą, że całą drogę powrotną czyli cztery i pół godziny śpiewliśmy piosenki, a druga klasa, która z nami jechała nam zazdrościła.
Coś czuję, że za te dwa tygodnie na zakończeniu roku wszyscy będziemy płakać...
Smutno mi teraz jak o tym myślę.
Kocham was ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro