Teraz...kiedy go nie ma
Przez następne miesiące Jungkook codziennie pojawiał się w domu dziecka, a jak tylko nie mógł to za to następnego dnia spędzał tam czas od rana do wieczora. Prowadził różne zajęcia, a z dzieciakami miał wspaniały kontakt. Oddał wszystkie drogie rzeczy, a ubierał się tylko w swoje stare ciuchy.
Oddał im swoje zabawki, oczywiście kolekcjonerskie, bo przecież się już nie bawił. Żył skromnie, ale za to był szczęśliwy. Codziennie odbierał telefon od Jimina, jednak ani razy nie mówił mu, że się zmienił. A Jimin nigdy nie odpowiadał. Dzisiaj też czekał na telefon, siedząc w domu pod kocem z lekami i inhalatorem przy telefonie trzęsąc się przy tym z zimna.
Telefonu nie było o osiemnastej ani o dwudziestej. Kiedy Jungkook myślał, że Park po prostu już więcej nie zadzwoni, że znudziło mu się słuchanie o tym co młodszy robi w całym domu dało słyszeć się denerwujący po kilku sekundach dźwięk dzwoniącego telefonu.
Chłopak odchrząknął i zadowolony odebrał telefon.
- Cześć Chimmy. - Powiedział wesoło- Siedzę sobie pod kocykiem i oglądam serial wiesz? Trzymam nasz podarty album i już wiem jak bardzo podarłem ci serce. Wróć do mnie dobrze?
Żołnierz jak zawsze milczał przez bardzo długi czas. W końcu odchrząknął i kiedy miał już odpowiedzieć do jego namiotu weszło kilku mężczyzn. Zaczął z nimi rozmawiać, a Kook nie rozłączył się. Słuchał głosu mężczyzny którego kochał. W końcu od pół roku nie było mu dane go słyszeć. Jednak ton Parka był bardzo surowy. Nie był to ten ciepły głos, który mu powtarzał jak bardzo go kocha.
-Nadal pan do niego dzwoni?- zapytał nieznajomy dla chłopaka głos.
-Nie twoja sprawa.- warknięcie. To nie była normalna odpowiedź. Jednak Jeon słuchał. Chciał wiedzieć.
-Nie chcę się wtrącać. Jednak widzę, że go Pan kocha. Prawda?- odpowiedzi nie było przez bardzo długi czas. W słuchawce było słychać chwilowy szelest, a później ciszę.
-Prawda.- Jimin powiedział wyraźnie i prosto do telefonu na co Jungkook zasłonił usta, żeby Park nie słyszał jak ten dusi się przez łzy.
- Ja Ciebie też.- Szepnął i usłyszał jak połączenie zostaje przerwane. I to był ostatni raz kiedy ze sobą rozmawiali.
*
Mężczyzna dzwonił codziennie jednak nikt nie odbierał. Uparcie wybierał numer Kooka nawet cztery razy w ciągu doby kiedy chłopak nie odbierał domowego telefonu jednak ten nadal milczał.
Na początku października jego telefon rozdzwonił się, a na ekranie pojawił się numer Pani Wang.
- Halo? - zapytał niepewnie.
- Jiminie, dzieciaku mój kochany! Czemu do swojej staruszki nie dzwonisz!?
-Przepraszam Ciociu. Codziennie jestem bardzo zajęty i nie mam czasu na spanie, a co dopiero na dzwonienie.- Jednak do Jungkooka dzwonił zawsze. Dla niego zawsze znalazł czas.
- Musisz wrócić do kraju, Jiminie. - powiedziała szybko, a w jej głosie mógł być słyszalny strach, smutek i początek płaczu.
-Co się stało ciociu? Jesteś chora? Coś nie tak z Panią Choi? Czy...Ciociu?- Jimin zapytał smutny.
- Wróć do domu Jiminie. On tak bardzo Cię potrzebuje, będziesz żałował. A... A później może być już za późno.- obiecała Jungkookowi, że nic nie powie, więc nic mu nie mówiła. Nie dopóki nie wróci do kraju.
-Ja też go potrzebuję.- Park westchnął po czym spojrzał w kalendarz. - Ciociu będę za dwa dni. Dwunastego. Dobrze? Niestety szybciej nie dam rady. Nie stąd.
- Bądź jak najszybciej. Uważaj na siebie, kocham Cię mój kochany synku.- Rozłączyła się i zabrała za rzecz, o którą tak bardzo prosił ją Jungkook.
Tort z małym rudowłosym tancerzem.
Dwa dni później czarnowłosy mężczyzna opuścił wojskowy samolot i w mundurze udał się wprost na parking. Wsiadł do swojego samochodu po czym z piskiem opon opuścił teren lotniska. W drodze zadzwonił do pani Wang.
-Jestem. Właśnie jadę do domu.- oznajmił.
- Tak bardzo się cieszę.- kobiecie zaczęły płynąć łzy- Zdążyłeś na ostatnią chwilę. Jedź do domu. - Rozłączyła się i zaniosła tort, kładąc go na stoliku wśród różnych ozdób, które przygotował Jungkook już parę miesięcy temu.
Park nie wiedział co się dzieje jednak już po dwudziestu minutach stał przed domem. Zapukał kilka razy jednak nikt mu nie otworzył. Wyjął klucz z torby i niepewnie przekręcił go w zamku po czym wszedł do środka. Zostawił torbę na przedpokoju tuż obok kolorowej serpentyny i ruszył dalej. Po chwili jednak się odwrócił. Zdziwiony przyglądał się urodzinowe ozdobie. Czyżby Kook nie posprzątał jeszcze po swoich urodzinach? Czarnowłosy wszedł w głąb mieszkania. Nie było już puste. Na ścianach wisiały jego obrazy, które malował w nastoletnim życiu, a na komodach stały oprawione w ramki jego zdjęcia z Jungkookiem. Nad kominkiem wisiały oprawione w dużą ramę rysunki dzieci z sierocińca. Jednak nie to było najważniejsze. Wszystkie meble były odmalowane i naprawione, a cały salon był przyozdobiony urodzinowymi dekoracjami. Na stole stał duży tort. Jimin podszedł do niego i uśmiechnął się przez łzy. Duży napis głosił "Wszystkiego najlepszego!". Usiadł na podłodze patrząc na piękny tort. Zamoczył palec w kremie i zaczął się śmiać histerycznie. Był pistacjowy.
Park od razu sięgnął po telefon dzwoniąc do Ciotki.
-Gdzie on jest?- zapytał ocierając łzy.
- Jiminie... Jungkook jest w szpitalu. Od... od dwóch miesięcy bardzo ciężko choruje. - Powiedziała smutno.
----------------------------------------
Kto się cieszy z powrotu Jimin?
Ja bardzo chociaż to oznacza jeszcze niewiele rozdziałów do zakończenia tej przygody.
Trzymajcie się cieplutko misiaczki i pamiętajcie o siebie dbać.
Kocham was❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro