Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sala 326

Mężczyzna po całym szpitalu szukał lekarza prowadzącego. Pielęgniarki odsyłały go z sali do sali oraz z piętra na piętro. Nikt nie chciał mu nic powiedzieć, a on sam odchodził od zmysłów. Nie wiedział co ma myśleć. Po prostu go nie było. Nie było Jungkooka nigdzie. Kiedy był na szóstym piętrze pielęgniarki twierdziły, że jest na drugim, a kiedy dostał się juz na drugie twierdziły, że jest na ósmym. W końcu zrezygnowany usiadł pod salą trzysta dwadzieścia sześć i postanowił czekać.

Po trzech godzinach pielęgniarki wyjechały z jednej z sal z Jungkookiem, w którego gardle tkwiła rurka. Tuż obok szła osoba prowadząca aparaturę podpiętą do rurki.

-Co z nim?- Park zapytał lekarza, który po chwili wyszedł z sali.

- Nie mogliśmy umieścić rurki, a nie był już w stanie samodzielnie oddychać. Na  szczęście się udało. Dzisiaj odbędzie się konsylium  w sprawie jego operacji.

Park usiadł na krześle.-Rozumiem. Dziękuję panu.- znowu zaczął się obwiniać o to, że Jungkook przyjął strzał zarezerwowany dla niego.
Od brata dla brata.
Po dwudziestu minutach wszedł do pokoju, w którym leżał młodszy.

Klatka piersiowa Kooka unosiła się za pomocą sztucznego oddechu. Słychać było jak przez drugą rurkę usuwana jest zalegająca flegma z płuc.

Jimin spędził tę noc w szpitalu czekając na podjęcie decyzji przez lekarzy.

- Musi Pan zdecydować- po godzinie dziewiątej lekarz podszedł do żołnierza i podał mu papiery.

-Na czym dokładnie będzie polegała operacja?

- Nie usuniemy całego płuca lecz  uszkodzoną część. Poddamy go znieczuleniu ogólnemu i wytniemy kawałek przez przełyk.

-Przez przełyk?

- Tak. Przez gardło, a potem rurką przejdziemy do płuc przez drogi oddechowe.

-Rozumiem. Jakie jest ryzyko, że po operacji nadal nie będzie mógł samodzielnie oddychać?

-Nie będę pana okłamywał. Jest pięćdziesiąt procent szans.

-Nie pocieszył mnie pan.- Jimin przejrzał wszystkie dokumenty. Koszty operacji nie grały dla niego roki. Ważne było zdrowie jego chłopca. Podpisał wszystko co było potrzebne i oddał teczkę lekarzowi.- Kiedy odbędzie się operacja?

- Jak tylko zwolni się sala. Nie ma na co czekać.- Siwiejący mężczyzna wziął kartki i wyszedł z sali zostawiając dwójkę samą.

-Będziesz zdrowy Kotku. Więcej już cię nie zostawię samego. Obiecuje.- bawił się pałymi paluszkami, a to zaciskał lekko dłoń na tej Jungkooka. Czas mijał mu tak powoli jednak on nie narzekał.

Następnego dnia z samego rana lekarze zabrali chłopca na salę operacyjną.

Przyszła nawet pani Wang, aby móc wspierać Jimina.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

-Musi być. Wiesz Ciociu każdego dnia do niego dzwoniłem, a on opowiadał mi wszystko co robił. Wczoraj dzwoniła do mnie Pani Choi. Mówiła, że Kook codziennie do nich przychodził. Bawił się z dziećmi i prowadził lekcje plastyki. Kupował im zabawki i ciasteczka. Jadał razem z nimi śniadania. - po policzku żołnierza spłynęła łza. - Nie chcę go stracić.

- Aj! Nawet tak nie mów gluptasie! - objęła go I zaraz zaczęła ścierać jego policzki. - Pan Bóg nie zabiera tak szybko dobrych ludzi. Tylko mojego starego świętej pamięci. Ale jemu to akurat się należało.

-Ciociu nie mów tak. Twój mąż nie był chyba taki zły co?- siedzieli pod salą operacyjną.

- Jak to nie był zły? Codziennie mi o trzeciej siku łaził, pił mi z pożal się Boże kolegami! I co wtedy robił!? Nie trafiał do kibla i oczywiście ja musiałam sprzątać!

-No to...ekhem...No to faktycznie nie był dobry. Ale nie biłaś go tą miotłą za często?

- Tylko codziennie, jak się napił.

Całe szczęście, że tylko codziennie.- Chim uwielbiał opowieści staruszki tak jak i te Kooka. Jednak teraz bał się, że ten zmieni się po operacji jeszcze bardziej. Co jeśli tym razem zamiast skoków ze spadochronem będzie się chciał wspiąć na K2? Do tego Jimin dowiedział się, że Kook zawalił studia.

- Wiesz, że Kookie sam odmalował i odnowił wszystkie meble? Robił to po nocach, w dzień chodził do dzieci i to zmęczenie go tak wykończyło.

-Domyśliłem się. Naprawdę bardzo się starał prawda?

- Bardzo. Nawet mój stary się tak o alkohol nie starał..

- Przygotuj cztery jednostki krwi! - lekarz wybiegł z sali, mówiąc szybko do pielęgniarki.

- Nie mamy A. - padła odpowiedź.

- To zamów!

- Ale to...

- Chłopak mi krwawi do płuc! Załatw to albo za godzinę będę operował trupa!

---------------------------
Kolejne problemy...
Czy Kook da sobie radę? Jak myślicie?
Tak jak już wcześniej pisałam...To nie jest żart tylko normalny rozdział. Nie wyskoczę zaraz z "Nabrałam was!" Takie żarty mnie nie śmieszą.

Pamiętajcie, że was kocham

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro