Całkiem inna miłość
Jimin westchnął będąc zmęczony podróżą.
-Dlaczego nic nie powiedział kiedy z nim ostatni raz rozmawiałem?- oczywiście miał na myśli to, że Jeon mówił, a on słuchał. - W którym szpitalu jest?- wstał szybko kierując się w stronę przedpokoju i czym prędzej wyszedł.
- Tym obok sierocińca i... Mówił, że nie chciał być dla Ciebie znowu problemem. Na ostatnich siłach dekorował cały dom i poszedł do szpitala za późno. Nie brał leków, zapominał. Jego płuca nie były chronione...
-Przysięgam, że sam go skrzywdzę jak już wyzdrowieje! Co za dzieciak. Same problemy z nim. Przysyłać mu leki to i tak nie pamięta.- Chim musiał trochę ponarzekać.
- Tylko tam na niego nie krzycz jasne!? Bo dam ci z miotły!
-Ciociu ta twoja miotła to by się złamała.- Żołnierz przez ten czas nieobecności jeszcze bardziej przybrał na masie mięśniowej, a jego szczęka i kości policzkowe były bardziej wydajne. Włosy miał po bokach wygolone za to góra była dłuższa z przedziałkiem na bok.
- Ty jeszcze nie wiesz co ta moja miotła potrafi. Mojego starego strzepała to i Ciebie by dała radę.
-No już. Dobrze. Jestem prawie na miejscu. W jakiej sali leży Kookie?
- Trzysta dwadzieścia sześć. - Padła odpowiedź.
-Ciociu ja kończę. Odezwę się później. Pa.- Park rozłączył się.
*
Drobne, blade ciało chłopca leżało na ogromnym łóżku. Na małej buźce miał maskę, która pomagała mu dostarczać tlen jednak powoli i ta nie dawała sobie rady, a małym chłopcem co chwilę wstrząsał napad kaszlu.
Kook trzymał na brzuchu posklejany album z ich zdjęciami jednak już nawet nie miał siły przerzucać stron więc zatrzymał się tydzień temu na środku. Sala była przyozdobiona różnymi dziecięcymi rysunkami i pluszakami, które co jakiś czas dostarczała pani Choi.
Po piętnastu minutach do sali wkroczył starszy mężczyzna. Usiadł przy łóżku swojego chłopca łapiąc jego drobną dłoń w tę swoją. Dużą i pełną odcisków. Jimin uśmiechnął się przez łzy po czym ucałował z osobna każdy paluszek Kooka na co ten uchylił zmęczone oczy, a potem powoli sięgnął do maski kościstą dłonią i zdjął ją lekko. Było słychać każdy jego oddech gdyż wydzielina przelewała się w jego płucach.
- W-wszystkiego na-najlepszego.- Szepnął prawie nieslyszalnie.
-Cichutko skarbie. Nie przemęczaj się.- pomógł mu ponownie nałożyć maskę po czym długo na niego patrzył.- Tak bardzo cię kocham. Najbardziej na świecie. Jesteś dla mnie najważniejszy. Jesteś moją rodziną, moim jedynym ciepłem. - łza spłynęła po policzku Jinina, a mały chłopiec ukryty w nim w końcu się uśmiechnął. Zrozumiał, że ma rodzinę.
Jeon uśmiechnął się lekko, a potem zamknął zmęczone powieki idąc spać. Cały czas trzymał palec Jimina, żeby ten nie mógł mu znowu uciec.
Mężczyzna siedział przy młodszym przez kilka godzin. Patrzył na jego bladą buźkę smutnym wzrokiem. Martwił się.
Wieczorem na salę wszedł lekarz informując go o stanie zdrowia chłopaka.
- Jungkook leży u nas od dwóch miesięcy. Nie możemy poradzić sobie z zapaleniem płuc i nie wiemy czy jedyną opcja nie będzie usunięcie przestrzelonego płuca. Spróbujemy jeszcze podłączyć go do respiratora. Każda metoda jest dobra.
-Czy...w razie jakichkolwiek komplikacji gdyby nie udało się oczyścić jego płuc w naturalny sposób... Czy operacja jest bardzo ryzykowna? - zapytał zmartwiony.
- Jungkook jest osłabiony. Bardzo osłabiony, a każda operacja niesie ryzyko. Trzeba być dobrych myśli.
-Rozumiem. On jest bardzo silny. Poradzi sobie.- Park wierzył w swojego małego Króliczka.
- Na pewno. - lekarz położył dłoń na ramieniu Parka by jakoś go wesprzeć po czym wyszedł z sali.
Chim spojrzał na chłopaka. -Jesteś bardzo dzielny skarbie. Przepraszam, że nie wróciłem kiedy dwa miesiące temu mnie o to prosiłeś. Myślałem, że beze mnie będzie ci lepiej. - ścisnął mocniej drobną rączkę i zabrał album, który nadal leżał na brzuchu Kooka.- Zrobimy nowe zdjęcia. Dużo nowych zdjęć. Nawet z dziećmi z sierocińca. Tylko musisz wyzdrowieć.- mówił do śpiącego.
Jimin przychodził do Jungkooka codziennie i tym razem to on mu opowiadał wszystko, a młodszy słuchał z zamkniętymi oczami.
Jdnak pewnego dnia Jimin przyszedł, a Jungkooka nie było już w sali...
-------------------------------
To nie żart z okazji 1 kwietnia
Nieubłagany powrót do szkolnej rzeczywistości...
Zostały mi dwa tygodnie do zakończenia roku szkolnego i grozi mi jedynka z matematyki...
Nie radzę sobie jedynie z tym przedmiotem i to dobija mnie tak bardzo...Jest mi smutno i chce mi się płakać. Dlaczego matematyka nie jest taka prosta jak fizyka?
Dbajcie o siebie misiaczki.
Kocham was ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro