Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

what if we could risk

1 ABY

– Co?! – Sabine prawie krzyknęła, przenosząc wzrok z matki na ojca. Oboje utkwili wzrok w ziemię, jakby zrobili coś naprawdę złego. Tristan przyglądał im się z boku, jakby sytuacja bardziej go bawiła niż niepokoiła, nie potrafił nawet ukryć tego głupkowatego uśmiechu.

– Słyszałaś Sabine, jestem w ciąży – powiedziała spokojnie Ursa, po czym położyła dłoń na swoim wciąż płaskim brzuchu. Uśmiechnęła się przy tym delikatnie, podchwytując spojrzenie męża.

– Też jesteśmy zaskoczeni – odezwał się Alrich, po czym popatrzył na córkę z uśmiechem.

– Ale kiedy? Dlaczego? Jak? – zasypała ich ogromem pytań. Starała się zrozumieć.

– Wiesz jak, Sabine – zaśmiał się Tristan, nie potrafiąc dłużej chować się w cieniu, gdy toczyła się tak fascynująca rozmowa. – Naprawdę bardzo wam gratuluję – zwrócił się do rodziców, nie umiejąc powstrzymać swojej ekscytacji. Nie spodziewałby się nigdy od nich takiej informacji, jednak w przeciwieństwie do Sabine, był naprawdę szczęśliwy. – Będziemy mieli rodzeństwo. Naprawdę się nie cieszysz, sis?

– Ja... ja sama nie wiem, co powinnam o tym myśleć. Znaczy... to to jest wspaniałe, ale – urwała, jakby naprawdę zgubiła się w tym wszystkim. Przeprosiła na moment rodziców oraz brata, po czym opuściła pomieszczenie, w którym obecnie się znajdowali. Musiała z kimś porozmawiać. Natychmiast. I przemyśleć to wszystko. Sama.

– Nie cieszysz się – stwierdził Ezra, gdy skrótowo opowiedziała mu o rozmowie sprzed kilku minut. Początkowo była całkowicie zaskoczona, że znalazł dla niej czas, jednak była jednocześnie za to wdzięczna. Musiała z nim pogadać.

– Dlaczego miałabym się cieszyć?

– No nie wiem, może dlatego, że zostaniesz starszą siostrą? – podsunął. – Albo dlatego, że twoi rodzice się cieszą. To także dobry powód – powiedział to z taką lekkością, jakby przekazywała mu najzwyklejszą wiadomość. Sabine przewróciła oczami.

– Jakoś nie potrafię się na to zdobyć. To nie jest najlepszy czas na posiadanie dziecka. Nadal trwa wojna – powiedziała cicho, w końcu wyjawiając mu prawdziwe powody.

– Sabine, posłuchaj. Wiesz, że nie możemy ustalić daty jej zakończenia. Gdyby to zależało tylko ode mnie to zakończyłbym ją choćby dzisiaj, przyleciał po ciebie i zabrał ze sobą – wyznał, patrząc prosto na nią. Hologram zamigotał.

– Nadal uważam, że to zwyczajnie nieodpowiedzialne. Czuję się tak, jakbyśmy sami podjęli bardziej dojrzałą decyzję niż moi rodzice, z długoletnim doświadczeniem.

– Zdecydowaliśmy, że nie chcemy mieć na razie dziecka, bo nie mamy czasu i jesteśmy młodzi, nie dlatego, że trwa wojna. Chociaż to też ma na to wpływ. Nie sądzę jednak, żeby to planowali – powiedział szczerze, nagle odwracając wzrok od hologramu, gdy ktoś zawołał go po imieniu. Sabine wiedziała co to oznacza - zaraz będzie musiał się z nią rozłączyć.

– Jestem przewrażliwiona – szepnęła, przeczesując dłonią włosy.

– To nic złego, że się martwisz, Bine. W ogóle, będąc w temacie rodziców, Hera pytała kiedy wrócisz – powiedział.

– Sama nie wiem, sprawy zaczęły się komplikować – odparła zgodnie z prawdą.

– Tęsknimy za tobą. Ja za tobą tęsknię, cyar'ika – spojrzał prosto w jej oczy, a ona nie wiedziała, co powinna zrobić. Też za nim tęskniła, bardzo. Tęskniła za jego ciepłymi ramionami, za wspólnymi misjami, za trzymaniem go za rękę i wymyślaniem skomplikowanych planów, które w ostateczności rzadko się sprawdzały w realnej walce. I wreszcie tęskniła za jego miękkimi ustami, które budziły ją każdego ranka, uświadamiając ją, że wciąż żyła. I wciąż musiała walczyć.

– Ucałuj ode mnie Jacena – poleciła mu, czując pod powiekami łzy. Z jednaj strony nie chciała kończyć tej rozmowy, jednak z drugiej czuła, że tak będzie najlepiej.

– A gdzie całus dla mnie? – zaśmiał się.

Nie odpowiedziała, jedynie posłała mu ten smutny uśmiech. Ezra westchnął cicho, patrząc jej w oczy.

– Kocham cię, Wren – wyznał szczerze. Ona jedynie poruszyła bezgłośnie ustami, czując jak stoi na krawędzi. Szybko rozłączyła połączenie i zakryła usta dłonią.

Następnie wybuchnęła płaczem.

Po policzkach spływały jej łzy, gdy próbowała wyrzucić z pamięci to, co przed chwilką zrobiła. Nikt nie zasługiwał na takie pożegnanie, a zwłaszcza Ezra. Jednak nie chciała, by zobaczył jej ból.

Tak bardzo za nim tęskniła, że aż bolało.

Chciała żeby tu był, przy niej.

Do końca wojny.

Do końca życia.

*

– Słyszałem, że chcesz wyjechać – Tristan pojawił się w drzwiach jej pokoju zupełnie znikąd. Ciało oparł o framugę, krzyżując przy tym ramiona. Sabine wskazała głową na łóżko, prosząc by usiadł. Chciała mieć tę rozmowę już za sobą. Mężczyzna westchnął cicho, ale spełnił jej niemą prośbę.

– Posłuchaj Tristan, muszę do nich wrócić. Nie mogę przez resztę czasu siedzieć tutaj i czekać, aż ktoś rozwiąże za mnie nasz problem – zaczęła.

– Nasz problem? – zdziwił się. – Odkąd wojna galaktyczna jest naszym problemem? Owszem, możesz należeć do rebelii, możesz chcieć wygrać wojnę w ich szeregach. Ale możesz też zostać tutaj, z nami, ze swoją rodziną. Szczególnie teraz – powiedział szczerze. Sabine czuła jak jego słowa osiadają jej na sercu. Gryzące poczucie winy było niemal nie do zniesienia.

– To nie jest takie proste – westchnęła, wyciągając torbę, do której chciała spakować kilka należących do nie drobiazgów.

– Znowu zamierzasz nas zostawić? – zapytał, obrzucając ją twardym spojrzeniem. Nie wiedziała do końca czy jej brat stwierdza fakt, czy faktycznie zadaje pytanie.

– Wiesz, że robię to dla waszego dobra, dla dobra galaktyki i dla dobra rebelii – odparła spokojnie, prostując się. Spojrzała w jego stronę, a jego oczy przewierciły ją niemalże na wylot.

– Kiedy zrobisz to dla siebie? – wyszeptał, przy okazji łamiąc jej serce.

– Tristan...

– Pytam całkowicie poważnie, Sabine.

– Pragnę tej wolności, Tristan! – wybuchnęła nagle, sprawiając, że wstał z miejsca. – Chcę mieć normalne życie, w którym nie muszę przejmować się, czy wrócę z wyprawy do miasta. Chcę wyjść za mąż, mieć dzieci, chcę patrzeć jak dorastają w wolnej galaktyce! – krzyknęła, a łzy zalały jej policzki. Tristan nic nie powiedział, jedynie patrzył na nią ze zrozumieniem. Gdy przyciągnął ją do siebie i zamknął w ramionach, czuł jak jej ciało drży.

– Kocham go, Tristan, ale... nie potrafię mu powiedzieć – wyszeptała, przytulając się do niego tak mocno, jak tylko było to możliwe.

– Dlaczego? – zapytał równie cicho.

– Boję się to urzeczywistnić.

Tristan nie odpowiedział, jakby nie wiedział jak może ją pocieszyć. Czasami żadne słowa nie potrafiły tego uczynić. Dlatego nie powiedział już nic, jednak nie wypuścił jej z ramion przez kolejne kilka chwil, będąc najlepszym bratem, jakiego mogłaby mieć.

*

Sabine poczuła jak serce podchodzi jej do gardła, gdy zmierzała w stronę prywatnych kwater jej rodziców. Wiedziała, że ojciec z samego rana udał się do Keldabe w jakiejś niezwykle ważnej sprawie. Zabrał nawet ze sobą Tristana i kilku mandaloriańskich wojowników. Młoda kobieta jednak nie pytała o cel wizyty. Osobiście przeprowadziła jednie krótką rozmowę z Herą na temat jej niezbyt rychłego powrotu do bazy.

Teraz przyszedł czas na konfrontację z matką.

– Wejdź Sabine – usłyszała jej głos, gdy tylko stanęła w progu jej pokoju. Mimo że matka stała do niej tyłem, jakimś sposobem wiedziała, że dziewczyna stoi tuż za nią. Młodsza Mandalorianka postąpiła zgodnie z poleceniem, choć całe jej ciało drżało na samą myśl o tej rozmowie. Nie miała jednak szans na ucieczkę.

– Chcę cię przeprosić – wyznała Sabine cicho. Ursa wskazała jej miejsce na łóżku, a dziewczyna bez dyskusji usiadła. – Zachowałam się okropnie. Nie powinnam była wychodzić. Nie w takiej chwili i nie w taki sposób.

– Nie tak cię wychowałam, Sabine – powiedziała twardo Ursa.

– Wiem, ja tylko... – urwała.

– Przestraszyłaś się – dokończyła za nią matka. – Ja też. – Sabine podniosła na nią wzrok, nie wierząc w to, co słyszy.

– Ty niczego się nie boisz – mruknęła.

– Nieprawda – uśmiechnęła się Ursa, po czym usiadła obok córki. – Każdego dnia boję się o moją rodzinę, o klan i o przyszłość. Po prostu dobrze to maskuję. Teraz boję się o to maleńkie dziecko, ale jest już zdecydowanie za późno, żeby cokolwiek zrobić.

– Nie planowałaś tego? – zapytała wprost Sabine. Ursa pokręciła głową.

– Mamy wojnę Sabine, to ogromne ryzyko, ponadto - nie byłam dobrą matką dla ciebie i dla Tristana, dlaczego nagle miałabym być inną dla tego dziecka.

– Wszystko się zmieniło – wyszeptała Sabine. – Wiem, że minął prawie tydzień od kiedy nam o tym powiedzieliście i wiem, że zachowałam się jak samolubna idiotka, ale tak naprawdę przyszłam tutaj, żeby powiedzieć ci, że naprawdę się cieszę. Nie potrafiłam tego zrozumieć, wiesz? Zupełnie zapomniałam, że urodziłaś mnie w czasie wojny – przyznała Sabine, opuszczając wzrok. Ursa uśmiechnęła się jednak łagodnie, po czym położyła dłoń na ramieniu córki.

– Nigdy tego nie żałowałam – szepnęła kobieta, odgarniając kolorowe włosy z twarzy Sabine, by móc zobaczyć jej oczy. – Byłaś naszą nadzieją. Jesteś naszą nadzieją.

– Wcale się tak nie czuję – powiedziała cicho, po czym wstała i podeszła do szklanych ściany na wprost niej. Skrzyżowała ramiona na piersi, patrząc przed siebie na pokryty śniegiem krajobraz.

– Co się stało? – zapytała Ursa, idąc w ślady córki.

Sabine nie odpowiedziała od razu. Stały przez chwilę w ciszy, patrząc na śnieżną krainę. Młoda Mandalorianka wspominała zabawę w śniegu, gdy była młodsza, a całe Krownest jawiło się w jej oczach jako zaczarowany świat. Była dumna, zamieszkując tą lodową planetę, całkowicie inną niż Mandalore.

– Nie wiem, co powinnam zrobić – wyznała szczerze Sabine, czując, że wszystko zaczyna ją przytaczać. – Z jednej strony wiem, że powinnam zostać tutaj, żeby wam pomóc. Z drugiej, muszę wrócić do rebelii, nadal jestem tam potrzebna. Zwłaszcza po ostatnim ataku – ostatnie słowa prawie że wyszeptała.

– Co z Ezrą?

– Nic mu nie jest – odpowiedziała z ulgą.

Trzy dni temu wrócił z misji, na której zginęli niemalże wszyscy piloci, a jedynie garstka zdołała uciec. Sabine czekała na wiadomość od niego, gdy tylko Hera przekazała jej wieści. Odezwał się wczoraj. Wieczorem. Odebrała zdenerwowana, roztrzęsiona i zapłakana. Jakimś cudem nie zaczęła krzyczeć.

– Tęsknię za nim – wyznała. – Boję się, że gdy coś się stanie, nie będzie mnie przy nim.

– Powinnaś do nich wrócić.

– Mamo, ja... ja nie mogę.

– Poradzę sobie – zapewniła ją Ursa, prostując się.

– Nie wątpię – Sabine uśmiechnęła się.

*

[3 miesiące później]

– Tristan! – roześmiała się Sabine, po raz kolejny powstrzymując się przed rozłączeniem ich rozmowy. – Ja wiem, że to będzie dziewczynka.

– Proszę cię, chyba sobie żartujesz. Gdybyś tu była, zgodnie stwierdzilibyśmy, że to chłopiec – odparł młody mężczyzna, posyłając jej szczery uśmiech.

– Twierdzisz, że kobiety są spokojne przed narodzinami? – zapytała, unosząc brwi. – Cóż po narodzinach nie jedna skopie ci tyłek.

– Mówisz o sobie?

– Kiedy wrócę urządzimy sobie sparring. Idę o zakład, że przegrasz – uśmiechnęła się.

– Stawiam garść kredytów na moją Mando dziewczynę – odezwał się nagle Ezra, pojawiając się w ich kwaterze. – Hera ma dla ciebie zadanie, gdy już skończycie rozmawiać – dodał.

– Jasne, zaraz będę – powiedziała, a chwilę później Ezra znów zniknął jej z oczu.

– Między wami wszystko w porządku? – zapytał Tristan.

– W jak najlepszym. Rozmawialiśmy o ślubie kilka dni temu – wyznała, a Tristan uniósł brwi w górę. Nie spodziewał się po niej czegoś takiego. – Zgodnie przyznaliśmy sobie rację, że czekając na odpowiedni moment, możemy przegapić zbyt wiele. Dzieci to nadal zbyt odległy temat – wyjaśniła, powodując, że na twarzy Tristana pojawił się uśmiech.

– Wow, siostra! To wspaniale, naprawdę – powiedział, wyraźnie zadowolony z takiego obrotu sprawy. – Jestem pierwszą osobą, której o tym mówisz?

– Dostąpiłeś tego zaszczytu, Tris – zaśmiała się Sabine, po czym przyjemną rozmowę przerwał dźwięk jej komunikatora. Niechętnie wyłączyła irytujące pikanie, wzdychając ciężko. Nie chciała kończyć połączenia z bratem i wracać do szarej rzeczywistości, jednak wciąż miała swoje obowiązki.

– Muszę iść i wywalczyć nową wolność dla naszej siostry – powiedziała na odchodne.

– Naszego brata – uśmiechnął się Tristan. – Nie daj się zabić, Sabine.

*

[4 miesiące później]

2 ABY

Sabine poczuła jak po policzkach spływają jej łzy, gdy po raz pierwszy trzymała w ramionach swoją nowonarodzoną siostrzyczkę. Uśmiechnęła się szeroko, wpatrując się w cudowne dziecko, które wierciło się niespokojnie. Tristan stał zaraz obok, również nie potrafiąc powstrzymać łez.

– Jest śliczna – przyznał szczerze.

– Mówiłam ci, że to będzie dziewczynka – wyszeptała Sabine, po czym oddała maleństwo matce. Ursa uśmiechnęła się z wdzięcznością.

– Cieszę się, że dałaś radę wrócić, Sabine – powiedziała, układając dziecko w ramionach. Dziewczynka niemal natychmiast uspokoiła się, czując charakterystyczny zapach mamy.

– Bardzo chciałam ją poznać. Ezra przejął moje obowiązki, więc dostałam zgodę na kilka dni urlopu. Pomogę ci, gdy tata będzie na Mandalorze.

– Dziękuję, córko.

– Twój mąż nie miał nic przeciwko? – zaśmiał się Tristan, a Ursa uśmiechnęła się, także zwracając swoją uwagę na reakcję młodej kobiety.

– Mój mąż mi ufa. I bardzo się cieszy, że znów zostałam starszą siostrą – odpowiedziała, a jej brat nagle zamarł, jakby coś sobie uświadomił. Sabine przyjrzała mu się ze zdziwieniem, gdy na jego twarzy pojawił się ten głupkowaty uśmiech.

– Po raz pierwszy zostałem starszym bratem – powiedział, a w oczach pojawiły się łzy. – To takie niesamowite.

Sabine uśmiechnęła się, patrząc na zasypiającą w ramionach matki dziewczynkę.
Zrobię wszystko, żebyś była bezpieczna - pomyślała, po czym przytuliła brata, gratulując mu nowej roli, jaką miał pełnić w ich rodzinie.

*

[3 lata później]

5 ABY

– Allie! – krzyknęła ze śmiechem Sabine, gdy dziewczynka po raz kolejny jej uciekła. Ezra zatrzymał się gwałtownie, by przepuścić dziecko w drzwiach, tym samym pomagając jej uciec. Trzylatka roześmiała się, gdy starsza siostra w końcu ją dogoniła i uniosła w górę.

– Zgadnij kto właśnie przyleciał – odezwał się Ezra, wchodząc do pokoju, w którym obie się znajdowały.

– Mama! – wykrzyknęła Allie, próbując wyplątać się z ramion siostry, by wybiec na zewnątrz. Sabine posłała mężczyźnie znaczący uśmiech, po czym pozwoliła dziewczynce pobiec na spotkanie w dawno nie widzianą mamą.

Allie Wren zamieszkała z nimi na krótko po wojnie, gdy sprawy na Mandalorze nabrały tempa. Na Lothal było bezpiecznie, wyzwolona planeta stała się ich domem na krótko przed upadkiem Imperium, zapewniając schronienie byłym rebeliantom.

Ezra zadbał o ich nowy dom. Razem z Sabine osiedlili się na obrzeżach stolicy, znajdując dobrą pracę, która zapewniła im godne, spokojne życie.

– Allie Wren! – ucieszyła się Ursa, kucając gdy jej córeczka pojawiła się w jej polu widzenia. W głębi serca nie mogła doczekać się spotkania z długo niewidzianymi córkami, jednak była wdzięczna losowi za to, że tutaj były, całkowicie bezpieczne.

– Tęskniłam bardzo – wyznała Allie, gdy Ursa wzięła ją na ręce, przytulając mocno.

– Ja za tobą też, maleństwo – szepnęła kobieta, po czym pocałowała córeczkę w skroń.

– Mam nadzieję, że za mną też – zażartowała Sabine, pojawiając się wraz z Ezrą. Ursa uśmiechnęła się, po czym skinęła głową, posyłając jej delikatny uśmiech, powstrzymując cisnące się do oczu łzy.

Sabine przeniosła wzrok na matkę, na moment odwracając spojrzenie od bawiącej się z Ezrą, Allie. Ursa siedziała na kocu obok niej, cały czas skupiając uwagę na młodszej z córek, nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu.

– Zostałyście mi tylko wy dwie – powiedziała cicho. W oczach zalśniły jej łzy, a Sabine poczuła jak jej serce znów wypełnia się bólem.

Minął zaledwie rok odkąd Imperium upadło, a oni pożegnali dwie najważniejsze w ich życiu osoby. Alrich oraz Tristan zginęli w czasie ataku na stolicę. To miała być rutynowa operacja, wszystko szło zgodnie z planem, dopóki zamachowcy nie wprowadzili w życie własnego planu. Zapanował chaos. Krzyki przeszyły powietrze, a odłamki szkła wypełniły przestrzeń wokół, opadając na ciała zamordowanych Mandalorian. Ursa przebywała w tym czasie w zupełnie innej części miasta, pomagając w ewakuacji, gdy wojska Imperium tego dnia nagle rozbiły ich obronę.

Nie mieli szans.

W czasie, gdy galaktyka rozprawiała się raz na zawsze z Imperium, Mandalora płonęła.

Sabine była na Lothal wraz z Allie, Ezrą oraz Jacen'em, przygotowywali się do świętowania zwycięstwa, gdy nagle zabrzęczały wszystkie komunikatory. Cała czwórka popatrzyła po sobie, jednak to młoda kobieta odważyła się odebrać wiadomość.

– Mandalora upadła. Lady Bo-Katan Kryze nie żyje – usłyszała roztrzęsiony głos matki. Płakała.

– Co się stało? – zdołała jedynie wykrztusić Sabine, a Ezra zabrał dzieci do innego pokoju, by nie słyszały rozmowy.

– Posłuchaj Sabine, musisz zająć się Allie, nie mogę... nie możecie wrócić na Krownest.

– Co z tatą i Tristanem?

– Sabine nie wracajcie do domu – powtórzyła tylko.

– Mamo...

– Zginęli – szepnęła i natychmiast zakończyła rozmowę. Sabine w panice próbowała połączyć się z nią. Kolejne próby jednak nie przynosiły żadnych rezultatów. Nie wiedziała jak długo siedziała, patrząc przed siebie, nie wiedziała, kiedy Ezra przyszedł, by ją przytulić. Nie wiedziała kiedy zasnęła z myślą, że nie chce więcej się obudzić.

Obudziła się następnego dnia, czując jedynie pustkę. Zacisnęła mocno powieki, jednak łzy i tak spłynęły po jej policzkach, a szloch wydobył się z jej gardła, natychmiast przywołując Ezrę. Przekazał jej, że Jacen wraz z Allie są na pokładzie Ducha, że nie musi się martwić.

A później siedzieli w ciszy, przyciśnięci do siebie, ciało przy ciele. On udawał, że jest silny, a ona, że wciąż jest twarda. Zupełnie niewzruszeni, przekonani, że ich życie wciąż czasami jest kłamstwem.


– Muszę ci o czymś powiedzieć – zaczęła niepewnie Sabine, zwracając tym samym uwagę matki. Ursa posłała jej zaciekawione spojrzenie. Młodsza Mandalorianka uśmiechnęła się nerwowo, zauważając, że drżą jej dłonie.

– A więc? – ponagliła ją matka, gdy kolejne kilka chwil wypełnione były ciszą.

– Jestem w ciąży – odparła cicho Sabine, czując w kącikach oczu łzy. Ursa posłała jej łagodny uśmiech, po czym przysunęła się do córki i przytuliła ją mocno do siebie. Czuła tak wielką dumę, która rozpierała jej serce, jednak nie wiedziała jak wyrazić swoją radość.

– Tak bardzo się cieszę, Sabine – wyszeptała, a gdy znów spojrzała na córkę, ujrzała w niej tą małą dziewczynkę, którą kiedyś uczyła pierwszych kroków. Dzisiaj miała do czynienia z odważną, silną kobietą. Z Mandalorianką, która zawsze pozostawała jej nadzieją, światełkiem w mroku wojny.

Ursa Wren nie miała zbyt wiele czasu, by spędzić go z rodziną. Razem z pozostałymi Mandalorianami osiadła na nieznanej nikomu planecie, pozostawiając w ukrycie do czasu, gdy znajdą siłę, by odebrać Mandalorę. Wciąż było na to zupełnie za wcześnie.

Allie Wren pozostała na Lothal. Razem ze starszą siostrą, Ezrą oraz ich maleńkim synkiem, który przyszedł na świat dokładnie w dniu uznanym jako Święto Wyzwolenia Lothal.

Sabine Wren-Bridger patrzyła w oczy synka, próbując ukołysać go do snu i wciąż myśląc nad odpowiednim imieniem. Uśmiechnęła się, gdy jego usteczka poruszyły się, a oczka przymknęły ze spokojnem. Mandalorianka poczuła na policzkach łzy.

Tak wiele się zmieniło.

Tak wiele minęło czasu.

A w jej pamięci nadal pozostawały tamte chwile.

Uśmiechnęła się, wychodząc na zewnątrz i wpatrując się w gwiazdy. Przytuliła synka do siebie, chroniąc go przed chłodem wieczoru.

Miałeś rację, to chłopiec – wyszeptała, pozwalając by wiatr osuszył jej łzy i zaniósł słowa do ukochanego brata. 


Opowiadanie zostało napisane spontanicznie, wszystko potoczyło się własnym rytmem, ale mam nadzieję, że Wam się podoba. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro