Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Someday this war will end

19 BBY
(TCW: Victory and Death)

Nie było mowy pożegnalnej, ani oddania salwy z karabinów. Zbędne słowa zastąpili ciszą, gdy wspólnie zakopywali ciała żołnierzy. Ahsoka nie znała ich wszystkich z imienia, mogła nawet stwierdzić, że nie znała większości, a jednak każdego żegnała dźwiękiem pękającego serca. Nie tak miała zakończyć się ta wojna. Nie w tak brutalny sposób.
Rex myślał podobnie, gdy przysypywał ciała swych braci ziemią. Dłonie mu drżały, gdy nakładał na kije hełmy. Starał się utrzymać powagę i spokój, jednak w środku dygotał z bólu. Ahsoka wiedziała jak ciężko jest się tak po prostu pogodzić z rzeczywistością.

Odejście z Zakonu Jedi nauczyło ją samodzielności i nieco przygotowało na podobne sytuacje, jednak teraz było zupełnie inaczej. Za każdym razem było inaczej. Nie była gotowa na ten widok, ani na te emocje, które pojawiły się w mgnieniu oka.

– Ahsoka?

Cichy głos Rex'a przeszył powietrze, ciężkie od wciąż unoszącego się dymu.

– Musimy odejść – powiedziała cicho. Słowa łamały się, gdy wypowiadała je na głos. Miała wrażenie, że nagle straciły znaczenie.

– Wiem.

Słowa potrafiły ranić.
To jedno wypowiedziane niemalże szeptem sprawiło, że teraźniejszość uderzyła po raz kolejny z całej siły. Ahsoka zadrżała, jakby w głębi serca wciąż wierzyła, że Rex jej zaprzeczy. A jednak oboje to dostrzegali i oboje nie byli gotowi na rzeczywistość. Nie wiedzieli jak poradzą sobie z ponownym, o wiele boleśniejszym rozstaniem, ale nie mogli tutaj zostać, a już na pewno nie mogli zostać razem. Muszą zaszyć się gdzieś, utrzymać swoją „śmierć" w tajemnicy na tyle długo, by zapomniano o nich na zawsze.

– Rex, ja...

Myślała, że będzie jej łatwiej, że słowa po prostu popłyną same. Trwały jednak w zaciśniętym gardle.

– To był zaszczyt służyć pod twymi rozkazami, komandor Tano.

*

– Co to za dzieciak?
– Jestem mistrza Skywalkera padawanem. Nazywam się Ahsoka Tano.

*

Rex w głębi serca wiedział, że ta młoda padawanka całkowicie zmieniła jego ogląd na wojnę, na rzeczywistość, której oboje doświadczyli. Pamiętał pojedyncze misje, gdy wraz z Anakinem Skywalkerem narażała własne życie w imię Republiki. Walczyła jak żołnierz, by ocalić kolejne istnienia, by zakończyć konflikty toczące się od lat, by uczynić galaktykę wolną od przemocy. W głębi serca musiała wiedzieć, że nie wszystko czego pragnie jest możliwe, jednak nie znał nikogo bardziej zdeterminowanego. Może poza Anakinem.

*

– Jedi powinni być strażnikami pokoju, nie żołnierzami. Ale przez cały ten czas byłam wyłącznie żołnierzem.
– Ja nie znam innego życia. Przez to klony mają mieszane uczucia co do wojny. Wiele osób nie chciałoby, by do niej doszło. Ale wtedy byśmy nie istnieli.
– Cóż, przynajmniej wyszła z tego choć jedna dobra rzecz. Republika nie mogła prosić o lepszych żołnierzy. A ja o lepszego przyjaciela.

*

Ahsoka uśmiechnęła się lekko, patrząc na przyjaciela.

Przestała należeć do Wielkiej Armii Republiki, opuszczając Zakon Jedi. Wiele razy zastanawiała się nad słusznością tej decyzji. Miewała dni, gdy chciała wrócić. Bała się ‚normalnego' życia, jakkolwiek, by ono nie wyglądało. Musiało minąć trochę czasu, by nauczyć się żyć na własnych warunkach, bez wsparcia Rady, bez Anakina Skywalkera i bez Mocy, która wciąż była w niej niezwykle żywa.

– Nie jestem już komandorem, Rex – powiedziała cicho. Uśmiechnął się, ale nie odpowiedział.

*

– Miło znów cię widzieć, komandorze.
– Dziękuję, Rex, ale nie musicie tytułować mnie komandorem.
– Jasna sprawa... komandorze.

*

Rex uniósł wzrok, rozglądając się wokół.
Pył unosił się w powietrzu, by następnie opaść na ziemię i ukazać przerażający widok. Przed nimi rozciągał się cmentarz. Zakopane w ziemi ciała skrywały tajemnicę, która nigdy nie miała ujrzeć światła dziennego.
CT-7567 nie wykonał rozkazu 66.
Ahsoka Tano przeżyła.

*

– Rex, wszystko dobrze?
– Tak, tak, dzieciaku. W porządku.

*

Ahsoka nigdy nie pomyślałaby o klonach jako o wrogach. Z wieloma znała się od samego początku, od czasu, gdy dołączyła do 501 legionu jako padawan Anakina Skywalkera. To byli jej przyjaciele. W pewnym sensie traktowała ich jak braci, a w szczególności Rex'a.
Gdy odeszła z zakonu, nie potrafiła wybaczyć sobie tak samolubnego porzucenia wszystkich, którzy znaczyli dla niej tak wiele. Nie miała okazji się pożegnać.

Ahsoka Tano nie potrafiła zapomnieć.
Niemal całe życie spędziła w Zakonie Jedi, na początku jako młodzik, pobierając nauki od starszych mistrzów, by następnie stać się padawanem. Wierzyła w Jedi, ufała im, a jednak ta wiara z biegiem czasu zaczęła powoli się zacierać. Będąc poza Zakonem, przemierzając niższe poziomy Coruscant poznała zupełnie inną stronę, inną perspektywę.

Idealistyczny świat nagle przestał istnieć.

Ahsoka Tano nie była niezniszczalna.
Pod powiekami zebrały się łzy, którym nie pozwoliła wypłynąć. Wpatrywała się jedynie w szczątki Vanatora, wodziła wzrokiem po grobach żołnierzy, powstrzymując krzyk, który rozrywał jej serce. Była opanowana, była spokojna, była zupełnie krucha.

– Powinniśmy ruszać – powiedział cicho Rex.

Tak wiele kosztowało ich zrobienie kroku wstecz, bez wracania do przeszłości, bez obwiniania się o to wszystko, co wydarzyło się na ich oczach. Pozostały jedynie szczątki.

– Rex – szepnęła.

Jego dłoń spokojnie opadła na jej ramię, a ciche westchnienie wydobyło się z ust. Nic nie powiedział, pochłonięty własnymi myślami. Ahsoka czuła jego ból, strach i przygnębienie. Czuła chłód i niewyobrażalna pustkę, pochodzącą znikąd. Czuła jak jej wnętrze rozpada się kawałek do kawałku.

Nie czuła... więzi, która zawsze łączyła ją z Anakinem. Nie czuła obecności innych Jedi.

Była sama, przeciwko całemu złu, które dostrzegła w ułamku sekundy.

– Damy sobie radę, dzieciaku – powiedział cicho, posyłając jej delikatny uśmiech.

Ahsoka była tego niemalże pewna. Nie raz wychodzili cało z ryzykownych akcji, ledwo uchodząc z życiem. Jednak za każdym razem mieli wsparcie przyjaciół. Teraz... byli zupełnie sami.

Oboje kiedyś mieli dom, jednak w jednej chwili zostali go pozbawieni, zdani jedynie na samych siebie. Nie wiedzieli, gdzie poniesie ich los, ale było pewne, że teraz ich ścieżki rozdzielą się.

Ahsoka Tano nie potrafiła żyć bez wojny.
Nie potrafiłaby powrócić na rodzinną planetę i zamieszkiwać ją, zupełnie zapominając o tym co przeżyła, od czasu, gdy w wieku trzech lat została zabrana do Świątyni Jedi. Mając zaledwie czternaście lat przydzielono ją do Anakina, od którego miała nauczyć się nie tylko techniki czy sztuczek, których używali rycerze Jedi. Padawan Obi-Wana Kenobiego był dla niej jak starszy brat, przekazał jej wiedzę przez doświadczenia, przez misje, które razem odbyli.

*

– Kiedy tam byłam, sama, jedyne co miałam to twój trening i to, czego mnie nauczyłeś. I to dzięki tobie udało mi się przeżyć. [...]
– Nie wiem co powiedzieć.
– Ja wiem. Dziękuję, Mistrzu.
– Drobiazg, mój padawanie.

*

Rex nie miał domu.
Jako klon urodził się na Kamino wraz z resztą swoich braci. Ukończywszy szkolenie przydzielono go do generała Anakina Skywalkera i od tamtej pory pełnił służbę u jego boku. To on mianował go Komandorem, by Rex mógł dowodzić oblężeniem Mandalory ze strony Republiki. Nie zawsze zgadzał się ze swoim generałem, jednak bez względu na własne przemyślenia był mu całkowicie posłuszny i oddany.

– Już czas – wyszeptała. Rex skinął głową. Odwrócił się w kierunku statku i ruszył przed siebie. Jakimś sposobem wiedział, że potrzebowała kilku chwil w samotności, dlatego nie pospieszał jej, ani nie wypowiadał więcej żadnych słów. Po prostu szedł przed siebie, zostawiając przeszłość za sobą. Ahsoka potrzebowała nieco więcej czasu, by uczynić to samo.

*

– Jesteś lekkomyślna. Nie poradziłabyś sobie jako padawan Obi-Wana, ale poradzisz sobie jako mój.

*

– Poradziłam sobie... Mistrzu?

Wypowiedziała te słowa tak cicho, że zostały zagłuszone przez delikatny wiatr. Ahsoka nie miała w zwyczaju okazywania słabości, w oczach zwykle nie lśniły łzy. Tym razem było inaczej. Miała ochotę się poddać. Kilka sekund pozbawionych nadziei pozwoliły na dokonanie decyzji.

Wyciągnęła swój miecz świetlny, przyglądając mu się przez moment.
Ten miecz to moje życie, pomyślała.
Życie, którego już nie ma.

Przedmiot ciążył jej w dłoni i mimo, że bardzo się z nim zżyła, nie mogła (a może nie chciała) go zatrzymać. Czuła jak przepływają przez nią emocje. Smutek, żal, ból, strach, niemoc, beznadzieja, samotność...

Miecz wypadł z jej dłoni, z lekkim łoskotem upadając na pokrytą kurzem ziemię. Odwróciła się i odeszła. Zrobiła to, co było konieczne. Nie była już padawanem, nie była już Jedi, nie była nawet pewna czy jest sobą.

Cały jej świat upadł... w jednej chwili.

***


– Ahsoka – zaczął Rex, patrząc na Togrutankę z bólem w oczach i w sercu. Nie był gotowy, jednak wiedział, że nigdy nie nadszedłby odpowiedni czas, by się z nią pożegnać. Nie po tym jak stracił tak wielu braci. Teraz miał stracić młodszą siostrę...

– Nie możemy dłużej zwlekać, Rex. W końcu ktoś trafi na nasz ślad. Przegapimy swoją szansę – powiedziała, choć te słowa sprawiły jej ból.

– Wiem, ja tylko... nie umiem ubrać w słowa tego, co chciałbym ci powiedzieć. Jesteś moją przyjaciółką, Ahsoko. Jesteś jak rodzina, jak młodsza siostra... ja... ja po prostu nie wyobrażam sobie życia bez ciebie przy moim boku. To będzie tak potworne życie, dzieciaku – odparł, a Ahsoka zaśmiała się, czując jednak jak pod powiekami zbierają jej się łzy.

– Straciliśmy już wiele, Rex, ale damy sobie radę. Jak zawsze, a kiedyś... kiedyś może znów się spotkamy, jako zupełnie nowe osoby.

– Już jesteśmy nowi – wszedł jej w słowo, a ona przytaknęła. Już nic nigdy nie będzie takie samo, oni nie będą tacy sami.

– Przeżyliśmy wojnę, Rex – powiedziała cicho. – To koniec.

– Tak myślisz? – zapytał w podobnym tonie. Spojrzała na niego, ostrzegając w jego oczach łzy. Była jedną z nielicznych osób, przed którymi ten twardy żołnierz okazywał tak intymne emocje, jak ból i strach. – To wszystko zostanie z nami na zawsze. Nie będziemy potrafili się uwolnić od tych demonów przeszłości.

*

– W moim świecie, jeśli możesz komuś pomóc, po prostu to robisz.

*

Ahsoka podeszła bliżej, otaczając go ramionami. Czuła jak ich ciała drżą, jak uzupełniają się w wspólnej rozpaczy i cierpieniu, jak współgrają ze sobą w bólu, który zarezerwowany był jedynie dla nich. W jego ramionach czuła się krucha i maleńka, niegotowa, by odejść.

Zamknęła oczy, gdy jego statek wzbijał się w powietrze.

Pozostawił ją po jednej stronie galaktyki, by udać się w przeciwnym kierunku. I choć było to ciężkie rozstanie, oboje wiedzieli, że nie było innego wyjścia.

Ahsoka Tano nigdy nie zapomni.
O swoich przyjaciołach, o starszych braciach, o nauczycielach, o osobach, które poświęciły własne życie, oddając najcenniejszy dar. Dar, który ona wykorzysta najlepiej jak będzie potrafiła.

Nauczy się żyć od początku w zupełnie nowym świecie. A Moc?

Moc będzie z Tobą.
Zawsze. 

Przez długi czas myślałam nad tym opowiadaniem, jednak w końcu nadszedł czas, by po prostu je napisać i oto jest. Mimo iż uważam, że zakończenie TCW było cudowne, pozbawione słów, jednak niezwykle zbudowane za pomocą muzyki, tak postanowiłam napisać alternatywną wersję.
Mam nadzieję, że Wam się podoba.

~ Art nie jest mojego autorstwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro