d e s t r u c t i o n
she don't see her perfect,
she don't understand she's worth it
or that beauty goes deeper
than the surface
- Bo-Katan?
Szept. Delikatny, cichy, lekko zachrypnięty głos, który wydobył się z jego ust, gdzieś w przestrzeni za nią. Nie poruszyła się, nawet nie wzdrygnęła, gdy jego dłoń znalazła się na jej plecach, spokojnie je głaskając, zostawiając na nich ślady palców.
- Bo?
Szept. Delikatny, cichy, pełen niepewności głos, który rozbrzmiał w jej uszach, przerywając nienaruszoną do tej pory ciszę. Odwróciła się w jego stronę, zaglądając przez ramię, by ujrzeć jego niewyspane, zmęczone oczy, wypełnione bezgraniczną troską. Uśmiechnęła się delikatnie, choć gest ten wyszedł beznadziejnie.
Po policzkach spływały jej łzy, włosy były w całkowitym nieładzie jakby próbowała chwilę wcześniej wyrwać je garściami.
- Bo, co ci się śniło? - zapytał cicho. - Krzyczałaś.
Usiadł obok niej, obejmując ją prawym ramieniem.
- Przepraszam, że cię obudziłam - odparła przez zaciśnięte gardło, czując jak do oczu napływają jej kolejne łzy. Szybko przetarła twarz, by pozbyć się tego uczucia i zapobiec kolejnej napaści paniki.
Pre Vizsla, chciała odpowiedzieć, ale słowa ugrzęzły jej w gardle. Miała ochotę wręcz wypluć to imię, jednak nie wydobył się choćby szept. Usta zadrżały, gdy zacisnęła je, powstrzymując szloch.
Fenn był tak blisko, a czuła się zupełnie sama, otoczona paskudnymi, brudnymi dłońmi, które dotykały całe jej ciało. Wokół słyszała obrzydliwy głos, szepczący jak piękna jest, jak delikatna, jak brutalna, jak seksowna... Zacisnęła mocno powieki, biorąc kilka głębokich oddechów.
- Cyar'ika?
Reakcja Bo-Katan była natychmiastowa.
Zawsze trzymała blastery przy sobie, teraz, nagle wyciągnęła je błyskawicznie, celując dwoma lufami w kierunku zdezorientowanego Fenn'a. Mężczyzna uniósł dłonie w obronnym geście, odsuwając się od kobiety.
- Ke'mot! - krzyknęła, schodząc z łóżka, nie odrywając blasterów od swojego celu. Jej zamglony wzrok wciąż wpatrywał się w jego niepewne oczy. Wciąż wycofywała się, zwiększając odległość pomiędzy nimi.
Fenn także miał w pobliżu broń, jednak niewiedząc co nagle stało się z jego kobietą, nie zamierzał po nią sięgać. Wzrok miała niemalże opętany, jakby wciąż była we śnie.
- Co się dzieje, Bo-Katan? - zapytał cicho.
Nie odpowiedziała.
Strzeliła, trafiając w ścianę za nim. Nie chciała go zabić. Chciała go przestraszyć, być może przegonić. On się jej nie bał i na pewno nie chciał jej tutaj zostawić.
Uniósł dłonie w górę, pokazując jej tym samym, że się poddaje. Wstał bardzo powoli, cały czas patrząc jej w oczy, jakby mógł odczytać w nich całą prawdę oraz jej kolejne ruchy.
- N'jurkad! - krzyknęła, ogarnięta paniką, strachem i może jeszcze... rozpaczą. Nie płakała, jednak mógłby przysiąc, że jej oczy wypełniają niewidzialne łzy. Nie miał pojęcia, czy kiedykolwiek widział te prawdziwe, spływające po policzkach... aż do dzisiejszej nocy. Ostrożnie wykonał kilka kroków w jej stronę, wciąż starając się zachowywać przyjaźnie, nie wykonując żadnych pochopnych ruchów. Następnym razem mogłaby strzelić w niego, nie chybiając.
- Posłuchaj Bo-Katan, nie wiem co się stało - zaczął spokojnie, próbując podejść jeszcze odrobinę bliżej. Jej bystre spojrzenie śledziło każdy jego nawet najmniejszy ruch. - Nie chcę zrobić ci krzywdy.
- Usen'ye!
- Bo-Katan - zaczął, lecz ponownie mu przerwała, po czym wyprostowała ramiona, celując w niego dwoma blasterami. Jej oczy zaszły nagle łzami, jakby wciąż walczyła, jakby prowadziła wojnę we własnym sercu.
Ciało drżało, po plecach przechodził dreszcz, gdy patrzyła na niego z nienawiścią. Przez kilka minut była niezniszczalna, stała naprzeciwko, z wyciągniętymi blasterami, celując do mężczyzny.
Do mężczyzny. Do mężczyzny, który ze spokojem do niej podchodził, który starał się ją uspokoić, który patrzył na nią z niepokojem. Patrzył jej w oczy z miłością.
Pod powiekami poczuła ciężkie łzy, a po chwili walki pozwoliła im spłynąć po policzkach. szloch, który wydobył się z jej gardła, sprawił, że straciła całkowitą kontrolę nad własnymi emocjami.
- Fenn? - wyszeptała, upadając nagle na ziemię, wypuszczając z dłoni blastery. Mężczyzna szybko podbiegł do niej, klękając obok niej. - Co się ze mną dzieje? - zapytała, nie przestając płakać.
Fenn nie zamierzał dłużej po prostu na nią patrzeć, dlatego przyciągnął ją do siebie, zamykając w ramionach i nie wypuszczając jeszcze przez długi, długi czas, gdy tłumiła krzyk w rękawie jego nocnej koszuli. Pozwolił jej płakać, uwolnić wszelkie emocje, jednak nadal nie potrafił zrozumieć, dlaczego nagle go zaatakowała.
A może coś zaatakowało ją?
***
- Proszę - powiedział cicho, podając jej kubek wypełniony gorącym naparem, który miał sprawić, że poczuje się lepiej. Bo-Katan uśmiechnęła się, dziękując bezgłośnie za ten miły gest. Pamiętała jak Satine często przynosiła jej ciepłe napary, gdy młodsza z sióstr nie mogła spać. Śpiewała jej także ciche kołysanki i przytulała ją do siebie, by Bo-Katan zasnęła.
Mandalorianka nie wymagała od mężczyzny, by ten zaczął śpiewać, jednak nie musiała specjalnie prosić, by otulił ją ciepłym kocem i przyciągnął do siebie. Już chwilę później siedzieli z kubkami w dłoniach, oparci o siebie nawzajem.
- Chcesz o tym porozmawiać? - zapytał cicho. Westchnęła w odpowiedzi, w głowie układając naraz kilkanaście słów, które chciała wypowiedzieć, ale nadal nie miała odwagi. - Nie powinnaś dalej przed tym uciekać.
- Niczego nie zmienisz - odparła sucho, prostując się nagle. Po chwili jej ramiona ponownie pochyliły się do przodu, a włosy opadły, zakrywając jej twarz. Uniosła kubek do ust, ale dłonie drżały zbyt mocno, by mogła upić choć łyk. Fenn nie musiał usłyszeć szlochu, by wiedzieć, że coś jest nie tak. Zareagował szybko, biorąc do ręki jej kubek, po czym odłożył oba na bok.
- Fenn, ja - zaczęła cicho, po czym odwróciła głowę w jego stronę, napotykając zmartwione oczy, wpatrzone w jej sylwetkę. Nie było w nich żalu ani zawiedzenia. Dostrzegła w nich odrobinę strachu, jednak przede wszystkim emanowały troską. Mężczyzna nie czekał, aż skończy zdanie, po prostu nachylił się w jej stronę, łącząc ich usta w delikatnym, spokojnym pocałunku. Jego ciepła dłoń w zaledwie kilka sekund znalazła się na jej policzku. Gładził mokrą od łez skórę kciukiem, sprawiając, że miała ochotę, by wyrzucić ponownie wszystkie uczucia. Szloch wydarł się z jej gardła, gdy oderwała się na moment od jego ust. Fenn jednak nie zamierzał tym razem pozwolić jej skryć się przed nim.
Zamknęła oczy, czując jedynie jak jego dłonie dotykają jej policzków.
- Popatrz na mnie, Bo - poprosił cicho.
Nie bał się patrzeć w jej zaszklone, zielone oczy, wypełnione bólem. Wiedział, że w jego oczach można dostrzec podobne uczucie. Przeszłość nadal w niej pozostała, tak jak wciąż żyła w nim. I nie było w tym nic złego, dopóki nie zaczęli tego na siłę wypierać.
Uniosła powieki.
- Tak bardzo chciałabym ci o tym powiedzieć, ale - urwała, jakby wciąż się wahała. - Ale nie wiem jak - zakończyła ledwie słyszalnym szeptem.
- Bo-Katan, nie chcę do niczego cię zmuszać. Chcę jedynie ci pomóc - powiedział spokojnie. Skinęła głową, po chwili znów całując jego usta, tym razem inicjując pocałunek. Ich wargi poruszały się delikatnie, jakby wciąż niepewnie, tak jak wtedy, ponad dwadzieścia lat temu, gdy po raz pierwszy odważył się ją pocałować.
Odgarnął włosy z jej twarzy, przejmując inicjatywę i wpijając się mocniej w jej usta. Przewrócił ją powoli w tył, uważając, by nie uderzyła się w głowę, co skomentowała w swojej głowie jako słodkie. Uśmiechnął się lekko, gdy zachichotała z powodu jego ostrożności. Ale Fenn już taki był - musiał mieć pewność, że każdy w jego otoczeniu jest bezpieczny. Szczerze wzruszała ją jego opieka.
Pozwoliła sobie na pozbycie się jego koszuli, uśmiechając się szeroko. Pomimo upływu tylu lat jego ciało pozostawało idealne pod każdym względem. Musiała przyznać, że nadal nie potrafiła oprzeć się patrzeniem na niego. Posłał jej nieśmiały uśmiech, a jego palce znalazły się nagle pod jej własną koszulą. Wzdrygnęła się, odsuwając gwałtownie, jakby jego opuszki nagle poraziły jej delikatną skórę.
- Fenn...
- Pozwól mi cię zobaczyć - poprosił, ale pokręciła głową, przygryzając dolną wargę.
- Minęły całe lata, odkąd ktokolwiek mnie widział - powiedziała cicho. - Vizsla nie był zbyt delikat-
Natychmiast umilkła, spuszczając wzrok. Fenn patrzył na nią przez moment, nie mając pojęcia czy powinien był ciągnąć ten temat, czy pozostawić go i całkowicie zapomnieć.
- Skrzywdził cię? - zapytał cicho, kładąc dłoń na jej dłoni.
Nie odpowiedziała.
- Bo-Katan, czego od ciebie chciał?
Uniosła wzrok, oczy pełne łez.
- Przyszedł do mnie po jednej z misji. Było późno, wszyscy byli we własnych namiotach. Ja byłam sama. Ursa wróciła do domu, zbliżał się termin jej porodu, a nie chciała, by jej dziecko urodziło się w obozie Watahy Śmierci - powiedziała cicho Bo-Katan, choć każde słowo wypełnione było bólem i niepewnością. Fenn skinął głową, wolno głaszcząc kciukiem jej dłoń. Jednocześnie chciał, by kontynuowała i pragnął, by natychmiast zakończyła tę opowieść. - Wciąż powtarzał jak piękna jestem, jak bardzo mnie kocha...
Fenn wiedział, że Pre Vizsla czuł coś do jego ukochanej. I nic z tym nie zrobił.
- Wziął mnie siłą, gdy odrzuciłam jego pocałunek. Miał takie silne dłonie, unieruchomił mnie i... zabrał to, czego chciał. Zgwałcił mnie - zakończyła, drżącym głosem.
Fenn spojrzał na nią... z szokiem. W oczach zalśniły mu łzy.
- Jesteś piękna, cyar'ika. Cyar'ika - szepnęła. - Wciąż mówił do mnie cyar'ika.
Cyar'ika. Kochanie.
Fenn powiedział tak do niej, gdy przebudziła się w samym środku koszmaru. Właśnie tej nocy śniła o tamtym zdarzeniu. Być może wciąż czuła ten fizyczny ból, być może wszystko w niej zostało. Każdy jego oddech, każdy krzyk i każde słowo.
- Nikomu o tym nie powiedziałam, aż do tej chwili - powiedziała, podnosząc wzrok, mając nadzieję, że znów odnajdzie w spojrzeniu Fenn'a troskę. Zamiast tego ujrzała... ból.
- Gdybym wiedział, Bo... gdybym wiedział to zabiłbym go - syknął, walcząc z łzami. - Zabiłbym go gołymi rękami.
- Nie chciałam wszczynać kolejnej wojny, dlatego odeszłam od ciebie i zostałam z nim. Obiecał, że nigdy więcej mnie nie dotknie. On o nas wiedział Fenn i wiedział jak może mnie zniszczyć. Odeszłam, bo bałam się tego do czego jeszcze jest zdolny.
Fenn odwrócił wzrok, czując jak po policzkach spływają mu łzy. Co miał jej powiedzieć?
- Nie jestem piękna, Fenn. Już nigdy nie będę - szepnęła, po czym chwyciła krawędzie własnej koszuli i jednym ruchem podwinęła ją w górę.
Spojrzał na nią. Jej ciało pokryte było bliznami. Długimi, głęboki bliznami. Po plecach przeszedł mu dreszcz, gdy jego palce dotknęły jednej z nich, czując wyraźnie wyżłobienie na jej jasnej skórze. Przejechał wzdłuż blizny, z trudem powstrzymując szloch.
- Nie jestem już tą samą Bo-Katan, którą poznałeś. Jestem zniszczona, a do tego odrażająca. Nienawidzę takiej siebie - wyszeptała.
- Kocham cię, Bo - odszepnął.
- Co?
- Kocham cię - powtórzył nieco głośniej, patrząc prosto w jej oczy. - Zawsze tak było i zawsze tak będzie. Bez względu na wszystko.
Bo-Katan Kryze była wojowniczką, niezwykle poważną i dumną kobietą, którą zawsze uważał za niezniszczalną. Pre Vizsla odebrał jej jednak siłę i godność, sprawiając, że wojna, którą toczyła stawała się z każdym dniem coraz trudniejsza do zniesienia.
Fenn patrzył na jej ciało, nie widząc blizn - jedynie pole bitwy. Każda bruzda, każde zadrapanie niosło za sobą historię, którą Bo skrywała na dnie własnego serca. Tak, jak tajemnicę odebrania jej prawa do decydowania o samej sobie.
- Przepraszam, że nigdy nie odważyłem się, by cię porwać. Zamknąłbym cię gdzieś, gdzie było bezpiecznie i wypuścił po zakończeniu wojny.
- Doskonale wiesz, że zdołałabym uciec - zaśmiała się krótko.
Było w niej tak wiele emocji, całkowicie ze sobą sprzecznych.
- Wiem. Ale i tak bym spróbował.
Kochała go, tak bardzo go kochała, choć nadal nie potrafiła powiedzieć tego głośno, jakby nie chciała niczego zniszczyć. Jakby nie chciała sprawić, że słowa staną się rzeczywistością, by następnie przepaść w kolejnej chwili.
- Nie jesteś odrażająca, Bo-Katan. Jesteś piękna w całej swojej prostocie - powiedział cicho, sprawiając, że jej wnętrze wypełniło się przyjemnym ciepłem. - To tylko blizny, Bo. To tylko przeszłość.
Tylko przeszłość, która zmieniła ich oboje. Przeszłość już taka była, zmieniała wszystko.
- Kocham twoje oczy, Bo. Kocham twoje ciało, kocham każdą bliznę, kocham każdą twoją cząstkę - powiedział z uśmiechem, po czym pocałował krótko jej usta. - Dla mnie jesteś najpiękniejszą kobietą w galaktyce.
Zaśmiała się krótko, a jej policzki zarumieniły się. Wyglądała po prostu pięknie.
- Może małe dziękuję kochanie, co Kryze? - prychnął. Całkowicie żartobliwie.
- Dziękuję cya're - szepnęła, pozwalając mu ponownie ją pocałować.
- Pozwól mi kochać cię do końca mojego życia - poprosił.
Oczy Bo-Katan ponownie wypełniły się łzami. Skinęła głową, zgadzając się. Kochała go i chciała już zawsze być przy jego boku - budzić się w jego ramionach i zasypiać przy akompaniamencie ciepłego oddechu mężczyzny.
Miała wrażenie, że wyczerpała już dawno limit cudów, które przygotowało jej życie, jednak to, czego właśnie doświadczała było największym cudem. On był jej największym cudem, jej nadzieją i ratunkiem. Jej Obrońcą.
- Moja piękna, Mand'alor - szepnął, przyciągając ją do siebie i zamykając w bezpiecznych ramionach. Złożył na jej rudych włosach delikatny pocałunek, a następnie zamknął oczy, czując jak promienie słońca wdzierają się do ich namiotu. Uśmiechnął się, wiedząc, że nie będzie musiał zbyt długo przekonywać jej, by tego dnia zostali dłużej w łóżku.
- Ni kar'tayli gar darasuum - szepnęła.
- Ni balyc kar'taylir darasuum gar - odszepnął.
Zasnęła chwilę później w jego ramionach.
Miał nadzieję, że koszmar nie powróci. Wiedział, że przeszłość będzie powracać nie raz, ale był już gotowy na tę walkę. Wiedział, że cokolwiek, by się nie działo, zawsze przy niej będzie.
Nigdy więcej nie pozwoli jej odejść.
Nie pozwoli jej skrzywdzić.
Nie pozwoli jej myśleć, że jest odrażająca.
Nie pozwoli jej zniszczyć.
Nigdy nie przestanie jej kochać.
Najpiękniejszej kobiety w galaktyce.
part 5/5
of
definition of beauty
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro