Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zadanie

- A mogę do toalety? -chłopiec  zatrzymał się, widząc wyjście.

-Nawet nic nie kombinuj. Jeśli musisz wiedz, że wejdę do środka z tobą. Jeśli chcesz uciec to muszę cię zmartwić. Okna są zakratowane. Jeszcze jakieś pytania? - Jimin znany był ze swych niekonwencjonalnych metod. Poza tym ten dzieciak miał go chyba za idiotę.

- To zrobię w domu. - wyciągnął rękę i złapał go za pasek przy którym były kluczyki... I broń- Mogę otworzyć?

-Nie waż się dotykać.- mężczyzna złapał mocno za jego nadgarstek.

Chłopiec pisnął cichutko, a jego oczy się zaszkliły
- Proszę Pana, proszę tak nie robić- jakaś kobieta zwróciła mu uwagę.

-Mówienie co mi wolno, a co nie przekracza chyba Pani kompetencje moja droga. - arogancki i bezuczuciowy. Dlatego również i najlepszy żołnierz jakiego posiadła jednostka Delta Force.- Coś jeszcze?- świdrował kobietę wzrokiem.

- Nie... przepraszam... - Zajął się kobieta, a młody już był przy wyjściu.

Jimin jednak w błyskawicznym tempie znalazł się przy nim.- Dokąd się wybierasz?- wyszeptał niczym szatan, który znalazł właśnie idealną ofiarę.

- Idę do samochodu. Nie denerwuj się tak bo ci żyłka pęknie- uśmiechnął się słodko i wyszedł na zewnątrz.

-W takim razie powiedz mi, który to ten mój.-  mężczyzna uniósł brew do góry.

- Pewnie jakiś mówiący "Jestem bogatym chujem, wszystkie laski na mnie skaczcie".

-W takim razie muszę cię zmartwić. - Wskazał na czarny terenowy samochód. - Może i mam pieniądze. Może i jestem chujem jak to ująłeś. Jednak pamiętaj, że wystarczy jedno moje skinienie by twoja śliczna główka pożegnała się z resztą ciała. Myślę, że szybko można by cię zastąpić kimś innym.- wrzucił wojskowy wór z rzeczami osobistymi na tylne siedzenie. - A teraz wsiadaj.- otworzył przed nim drzwi do szoferki.

- O jaki dżentelmen. Nawet mi drzwi otwiera. - usiadł, wyciągając nogi na siedzeniach  - Ale spokojnie. Jestem zbyt cenny, żeby moja głowa się oderwała.

-Przekonamy się.- na ustach Parka pojawił się charakterystyczny uśmiech mówiący, że to on kontroluje sytuację i wie więcej niż mogło by się zdawać chłopakowi. Jazda żołnierza była taka jak on sam. Agresywna i taktycznie przemyślana by nie tracić czasu na stanie w korkach.

- E tam... słabo. Umiem szybciej- popatrzył na swoje paznokcie, żeby pokazać starszemu swoją wyższość.

-Moim zadaniem nie jest zabicie cię. Jeszcze nie. Ja kontroluje swój samochód. Nie idiotów dookoła.

- Jakbyś byk dobrym rajdowcem to i byś ich kontrolował. Och pamiętam te czasy, w których jechałem z takim dobrym rajdowcem.

-Nie obchodzi mnie twoje życie oraz nic co nie jest związane z Rats.

-Rats? Nie lubię szczurów i nie rozumiem dlaczego mówisz po angielsku.

-Perfekcyjne udawanie głupoty. Masz jeszcze jakieś talenty?

- Jestem uroczy... czyż nie?- młodszy zaśmiał się cicho.

-Nie powiedział bym. Raczej pyskaty.

- Ja? Nigdy- od razu zaprzeczył i zaczął grzebać w kieszeniach samochodu.

-Niczego tam nie znajdziesz- mężczyzna nie musiał nawet patrzeć na młodziaka by wiedzieć co ten robi.

- Szukam gum. Patrzę czy tu ruchasz.

-W takim razie powodzenia.- wjechał na teren apartamentów wojskowych.

- Ej... nie będę spał na jakiejś leżance. Moje plecy mają mieć wygodnie!- dzieciak zaczął marudzić.

-Twoje plecy najmniej mnie obchodzą. - zaparkował w garażu i wysiadł zabierając swoje rzeczy.- Potrzebujesz specjalnego zaproszenia?

- Weź moje rzeczy, majtku - małe ciałko wydostało się z dużego samochodu i poszło prosto do środka. - Ile kurzu. Nawet posprzątać nie umiesz? To jak masz mnie niby bronić?

Jimin rzucił pod nogi dzieciaka jego rzeczy.-Skoro ci to przeszkadza to posprzątaj. Poza tym. To nie jest moje mieszkanie.- mężczyzna postanowił jak na razie trzymać go w małym wojskowym mieszkaniu mieszczącym dwie sypialnie, salon, trzy łazienki i kuchnię. Dopóki u siebie nie założy specjalnych blokad nie było opcji by zabrał tam gówniarza.

- Nie? A czemu nie jesteśmy u Ciebie? - od razu poszedł do lodówki - Trzeba zrobić zakupy.

-Nie wpuszczam tam byle kogo.- na komodach nie było zbędnych przedmiotów. Żadnych ckliwych dupereli. - Trzeba podłączyć najpierw prąd.- wskazał na metalową skrzynkę w kącie kuchni.

- Nie jestem byle kim - założył kaptur i walnął się na sofę- No na co czekasz? Zapierdalaj to włączyć.

-Dla mnie jesteś. Nie będę ci gotował obiadków i sprzątał. Coś chcesz to robisz to sam. Moim zadaniem jest chronić twoja osobę, a nie ci usługiwać. Nigdzie beze mnie nie wychodzisz i nie kontaktujesz się z ludźmi z zewnątrz. Za każde złamanie reguł wymyślę coś co nauczy cię posłuszeństwa.

- Będziesz mi robił lodzika? Mogę się na taki układ zgodzić, ale masz mieć umyte zęby. Nie wiem co tam robicie na tych koszarach, ale pewnie umieracie od jakiegoś tyfusa,fuj.

Jedyną reakcją Parka na słowa młodszego był cichy śmiech.- Wang lubi takie pyskate dziwki? Czy trzyma cię dlatego, że dobrze się pieprzysz?

Chłopak spojrzał się na niego z lekkim przerażeniem, lecz zaraz znowu miał swój obojętny wzrok.
- Nie znam żadnego Wanga.

Ledwo zauważalna reakcja dzieciaka była dla żołnierza niczym szóstka w totka.- Naprawdę myślisz, że przydzielili by do twojej ochrony kogoś kto nic nie wie o sprawie?

- Jakiej sprawie? Nic nie wiem o żadnej sprawie. Była strzelanina, mój chłopak tam zginął, policja już to wie.

-Dobry jesteś.-mężczyzna wyjął z szafy skrzynkę z narzędziami. -Masz jakieś imię?

- Nie, jestem bezdomnym psem i nazywam się Burek- przewrócił oczami.

-Niech będzie Burek. Smycz też ci kupić czy masz własną? - wyjął czarne spodnie oraz wojskową bluzę z przewiewnego materiału po czym od tak nie zwracając uwagi na młodszego zaczął się przebierać. Na jego umięśnionych plecach widoczny był tatuaż przedstawiający motto Rengersów : "Rangers Lead The Way!"

- Afganistan czy Irak? - Burek usiadł na kanapie, patrząc na tatuaż- Głupie to motto, nie wygracie, tamci mają coś w zanadrzu.- powiedział zdanie za dużo.

Na razie Park postanowił nie drążyć tematu. Skoro dzieciak sam coś powiedział to wystarczyło doprowadzić do odpowiednich sytuacji by dowiedzieć się więcej.- Jedno i drugie.

- To ty już stary jesteś. Albo coś zjebałeś i Cię przenieśli- wziął gumę do buzi i skrzyżował ręce za głową.

-Może wręcz przeciwnie co? Może jestem na tyle dobry? - poprawił nieśmiertelnik i schował mundur po czym zdjął glany i zamienił je na adidasy. Zgarnął narzędzia i ruszył do kuchni. Pamiętał, że ciepła woda w takich mieszkaniach jest na prąd, a on miał juz dosyć zimnych kąpieli.

Jak tylko tamten poszedł do kuchni, Jeon zakradl się do jego torby i wyjął od razu dokumenty i portfel. Schował do kieszeni pieniądze i zaczął czytać
- Park Jimin, renger, hmmm dowódca. Lat trzydzieści cztery.

W czasie kiedy chłopak poszedł się rozejrzeć Jimin skorzystał z okazji by w ekspresowym tempie doprowadzić mieszkanie do porządku, a nawet kazał przywieźć zakupy. W niespełna dwadzieścia minut dom wyglądał jakby ciągle ktoś  w nim przebywał przez ostatnie lata.

- No może być. - chłopak rozejrzał się po domu - To ja idę, pa .- poszedł do drzwi i wyszedł na zewnątrz.
Jakie było jego zdziwienie kiedy starszy mężczyzna pojawił się tuż przed nim.

- Dokąd to?

- Jak ty to... przecież ty... byłeś tam! - odwrócił się szybko i wskazał środek domu.

-A teraz jestem tu. Więc dokąd idziemy? - zapytał znudzony.

- Do sklepu, nie mogę? - wyminął go.

-Beze mnie nigdzie nie możesz. Takie życie.

- To chodź ze mną piesku.- Jeon uśmiechnął się.

-Hał, hał Burek. Szukaj sklepu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro