Więcej fascynujących opowieści
Dzisiaj Park mógł wyjść do domu, a Jungkook już biegł ze skrzynką aloesowych soczków w jego stronę z obdrapaną brodą i zabandażowanymi dłońmi i kolanami.
- Jestem!
-Nie było cię tylko kilka godzin.- chłopiec wrócił zeszłej nocy do domu by naszykować dom na jego powrót.- A wyglądasz jakbyś bitwę stoczył. Niech zgadnę...schodziłeś z tą skrzynką po schodach i spadłeś?
- Jechałem na rolkach. Zaraz ci wszystko opowiem. - usiadł zdyszany obok leżącego mężczyzny- Chwila.- złapał się za klatkę żeby złapać oddech - Dobra już. No więc znalazłem rolki u Ciebie i wieczorem chciałem jechać po aloes ale zapomniałem, że nie umiem, a przed domem jest górka i jak z niej zjeżdżałem to miałem wybór albo uderzyć w samochód albo się przewrócić, a że nie chciałem zginąć to się przewróciłem.
-Dobra decyzja ale...Wchodziłeś na strych?
- Tak, a co?
-Czy w moim domu jest jeszcze jakaś rzecz, o której nie wiesz?
- Hmmm... chyba nie.- uśmiechnął się uroczo- To co? Przyniosę wypis.
-Dobrze. Ja w tym czasie się ubiorę.- zaśmiał się wesoło. Nareszcie mógł opuścić to miejsce. Miał już dosyć leżenia.
-Ja Cię ubiorę. Nie ruszaj się nawet. Ja Cię widzę.- wskazał na swoje, a potem na jego oczy po czym wyszedł zaraz znowu wyglądając zza futryny drzwi i robiąc ten sam gest.
Jednak zanim chłopiec wrócił Jimin siedział już ubrany na łóżku i pakował resztę swoich rzeczy. No może nie był do końca ubrany. Jego stopy nadal były bose. Jak by nie próbował to plecy nadal go bolały. Rehabilitację miał już częściowo za sobą. Teraz czekała go seria bolesnych masaży.
-No i co ja mówiłem? No co? Ja nie będę znowu słuchał, że cię potem boli.- Prychnął i podszedł założyć mu skarpetki i buty. - Trzymaj, podpisz. - podał mu papier i długopis po czym pobiegł po wózek zaraz stawiając go przed chłopakiem.
-Mogę już sam chodzić.- fuknął patrząc na wózek jak na podejrzany sprzęt do tortur.
- Tak ale powoli i nie długo więc siadaj zanim spiorę ci dupsko. - wskazał na wózek palcem.
-Przyznaj się. Chciał byś ten tyłek wymacać.- Chim zaśmiał się siadając na wózku.
- Zrobię to w domu jak nikt nie będzie widział.- pocałował jego czoło i chwycił torbę, która była taka ciężka że się przechylił w stronę tego ramienia, na które ją założył.
-Połóż ją na moich nogach.- Park wskazał na torbę.
- Nie, dam sobie radę.- przełożył ją tak by mieć pasek na krzyż i zaczął pchać wózek z żołnierzem, który miał odwrotnie założone buty.
W domu dopiero zaczęła się kłótnia.- Nie będę spał na kanapie. Zwariowałeś! Sam wejdę na te cholerne schody i sam dam radę z nich zejść. Nawet gdybym miał to robić na siedząco.
- Zostajesz na kanapie! Nie będziemy latać na nowo po szpitalach bo chcesz sobie zrobić wf!
-Nie ma opcji. Idę do siebie. Czy ci się to podoba czy nie.
- Nie, nie podoba! - złapał go za rękę i trzymał mocno patrząc przy tym czarnymi oczami w te czekoladowe.
- Cholerny Królik.- mężczyzna usiadł na kanapie.
- Grzeczny chłopiec.- czarnowłosy uśmiechnął się i zdjął mu buty oraz pomógł z kurtką.- A teraz się połóż, a ja zaraz ci naleje soczku aloesowego.
-Niech będzie. - westchnął.- Umiesz gotować?
- Nie, ale się nauczę.
-Zamówisz kurczaka? Proszeeeee.- Park też potrafił robić słodkie oczka.
- Ehhh... niech ci będzie.- wyciągnął telefon i zaraz zamówił dla nich obiad.- Nie zmęczyłeś się drogą?
-Nie. Nie jestem zmęczony. Usiądziesz tu?- wskazał na swoje uda.
Przysiadł bardzo ostrożnie praktycznie stojąc na własnych nogach. Nie chciał obciążać swojego chłopaka.
Chim docisnął go tak, że młodszy prawie na nim leżał. Jego nogi znajdowały się po obu stronach tych należących do mężczyzny.- Teraz jest idealnie.
- Ale... Ehhh... po prostu się martwię okej?
-Nie musisz. Wszystko jest w porządku. Jestem już prawie zdrowy.
- Prawie to wielka różnica wiesz?
-Czy to źle, że chcę byś był jak najbliżej mnie?
- Nie. - uśmiechnął się i ucałował jego wargi.- Ale proszę Cię nie przepracowuj się. To że teraz chwilowo Cię nie boli nie znaczy, że za dziesięć minut też. Dobrze?
-Mhm.- przeniósł obie dłonie na pośladki młodszego.-Obecnie nie mam nic do roboty więc...
- Więc? - mruknął cicho.
-Więc może zajmiemy się czymś?- wsunął palce pod koszulkę Kooka.
- A czym byś chciał?
-Najlepiej tobą.
- A jak? - otarł się o jego krocze.
-Właśnie tak.- docisnął chłopca do swoich bioder oblizując przy tym wargi.
- Ale o seksie jeszcze zapomnij. - ucałował pulchne usteczka. - Jeszcze coś ci strzeli staruszku.
-Jesteś okropny. - mężczyzna zrobił smutną minę.- Jestem dla ciebie za stary tak?
- Chimmy... pewnie że nie. - pogłaskał jego policzek. - Jesteś idealny wiesz?
-Jasne. Mógł bym mieć syna młodszego od ciebie o trzy lata. - Jimin uśmiechnął się.
- I tak bym go kochał jak własnego. - wzruszył ramionami. - Ale nie masz, co? - wolał się jednak upewnić.
-Nie. Nie mam. Nie masz się o co martwić.- po domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.-Jedzenie?
- Za szybko. - poczuł ciarki - Nie ruszaj się. Zakrył go całego kocem. W bajkach jest, że wtedy nie widać i wstał by podejść do drzwi.
-Zwariuje z nim. Albo osiwieję w młodym wieku.- mamrotał pod nosem Jimin.
*
- Kim jesteś i czego tu szukasz!? - wyskoczył z miotłą przed dom widząc przerażona sąsiadkę.
- Ja tylko przyniosłam zupkę! Słyszałam, że Jimin dzisiaj wrócił ze szpitala.
- A... To pani.- wpuścił kobietę z uśmiechem do domu.
Żołnierz leżał znudzony i słuchał rozmowy z korytarza.
- Cześć Jiminku. - starsza kobieta weszła do salonu. Była dla niego niczym matka. Zawsze robiła jedzenie i zajmowała się domem kiedy ten był na misji- Jak tam mój mały chłopiec się czuje? Odwiedziła bym Cię w szpitalu ale stawy już nie te co kiedyś.- zaczęła zrzędzić, a Kook za nią robił do Jimina głupie miny przedrzeźniając ją.
-Wszystko dobrze Pani Wang. Mam dobrą opiekę. Nawet za dobrą.- zaśmiał się. -A co u Pani?
- Pani Wang? - Chłopiec szybko przeszedł przed Jimina zasłaniając go.
-Coś nie tak?- zapytała kobieta.
- Ma Pani syna? Jak ma na imię?
-Mój syn? Zginął sześć lata temu. Służył razem z Jiminem.- kobieta uśmiechnęła się smutno.- Byli najlepszymi przyjaciółmi, a Jiminnie uratował mu kiedyś życie i tak się zaprzyjaźnili. Służyli razem w Iraku wtedy. Walczyli z grupą zamachowców.- staruszka mówiła dumnie.- A kiedy zabrakło mi Chana tylko Jimin mi ostał. Dlatego nie waż się go skrzywdzić.- Zaczęła grozić palcem.- Jesteś młody i wszystko ci się może odmienić, a mój chłopiec zostanie wtedy sam. I co? Znowu pojedzie i wróci po roku. Albo tym razem wcale. Już raz wywinął mi taki numer. Siadaj opowiem ci wszystko po kolei.- poklepała fotel obok siebie, a Chim pomyślał, że ich dwójka świetnie się dogada.
- Przykro mi.- Jeon od razu objął kobietę zabandażowanymi dłońmi. - To ja pani posłucham, a potem też pani opowiem jaki miałem straszny wypadek wczoraj. - usiadł przy stole. - I nie skrzywdzę Jimina. Proszę się nie bać. Jest dla mnie wszystkim co aktualnie mam. A teraz niech pani opowiada.
-To słuchaj. Pojechał na misję do tego swojego Afganistana . I jak już pewnie wiesz mój chłopiec ma dobre serduszko więc zastąpił na służbie swojego kolegę. Mieli wtedy bardzo trudną misję, a tamtemu gagatkowi dziecko miało się urodzić to Jimin nie chciał by jego koledze coś się stało. No i wziął jego wartę, a ich napadli. Strzelali z każdej strony i nawet bomby były! Latały takie samoloty wielkie co to te bomby tak puszczajo i słuchaj teraz! Ten głupi dzieciak.- wskazała palcem na Parka.- Wykorzystał zamieszanie i polecioł tego szefa zabrać tych co do nich szczelali! Później zabrał go do bazy, a ich napadli i zabrali Jimina! Potem dzwoni do mnie ten pożal się Boże Generał i mnie mówi tak. Słuchaj.- odetchnęła.- "Zasłużony żołnierz z Parka Jimina..." To ja się go pytum co z moim chłopcem! A on mi "Dzielnie walczył na polu chwały..." To ja do niego znowu żeby mnie lepiej gadał jaka jest prawda! To on mi mówi "Pani kochana wziął i zaginął" Ja juz cała zapłakana! Mszę zamówiłam żeby się pomodlić za niego co by cały do domu wrócił, a on co? Po pustyni chodził dureń jeden zamiast do domu wrócić! Tłumaczył się jeszcze, że przecież nie miał jak zadzwonić. To ja się pytam po co te telefony jak dzwonić z pustyni nie można?! Nawet se mapy głupi nie wziął. Ale słuchaj! Wraca ci on do domu jak gdyby nigdy nic i mi mówi "Przepraszam że się martwiłaś" Jak żem go miotłą nie pogoniła! Ścierą przez dupę przylałam! I grzeczny już potem był.- Jimin słuchał wszystkiego i omal nie udusił się powstrzymując śmiech.
- Aha... - Jungkook zrobił wielkie oczy słuchając kobiety, a zaraz na jego twarzy pojawił się niecny uśmieszek- A może Pani mu teraz też tak do rozumu przemówić? Plecy ma chore. Dopiero miesiąc od operacji. Cały był połamany, a on już biegać mi chce po domu. - naskarżył na swojego chłopaka z wyrzutem.
-On to nigdy w miejscu nie siedział. Jak mi Pani Choi opowiadała to myślałam, że padnę. Bo wtedy co żem tą mszę zamówiła to się w kościele spotkałyśmy i później na herbatkę ją zaprosiłam no i mi mówiła. Słuchaj. Jak jeszcze był takim pyrtkiem o takim!- wskazała ręką w powietrzu wysokość.-To po placu biegał przed placówką i za kurami ganiał. Jak dzieci już się siły z nim nie miały bawić to chodził do takiego pana co to konie miał i uczył się jeździć. Jego nie usadzisz.
- Ja go jeszcze nauczę.- pogroził mu palcem - Dobra to teraz ja. A więc wczoraj znalazłem rolki Jimina i postanowiłem jechać po soczek aloesowy i jak już wyszedłem to zapomniałem że nie umiem jeździć, a tam jest taka górka. I jechał samochód to żeby pod niego nie wpaść to się przewróciłem. Widzi pani? - wyciągnął kończyny żeby pokazać dumnie bandaże.
-Posmaruj sobie maścią aloesową albo taka oliwką...Nie wiem jak się nazywała. Ale mam w domu to ci przyniosę. Musisz uważać. Ty sobie krzywdę zrobisz to ten od razu będzie chciał się tobą zajmować.- wskazała na Jimina, a za chwilę na niego zerknęła.- Co ci dziecinko? Taki smutny leżysz?
-Nic. Tak tylko z głodu umieram.
- No już zaraz będzie słońce- Jungkook wstał by dać mu całusa. - Podniesiesz się już i podejdziesz do stołu? Powolutku, pomogę ci.
-Tak! Nareszcie! - ucieszył się, że nie będzie musiał dłużej leżeć. Podniósł się do siadu z uśmiechem.-W ogóle co z tym kurczakiem?
- Nie wiem. Zaraz powinien być. - Zaśmiał się widząc go takiego radosnego, a zaraz usłyszał dzwonek- Zapraszam do stołu.- pobiegł zapłacić i zaraz wrócił z jedzeniem dając jednego całego Jiminowi i podzielił swojego na pół aby dać pani Wang - No chodź Chimmy. Smacznego. - powiedział do siedzącego na sofie chłopaka.
-Idę.- podniósł się i podreptał do stołu.- Smacznego.- rzucił się na jedzenie niczym lew.
-Masz ty apetyt chłopaku.- pani Wang uśmiechnęła się.- A ty.- wskazała na Kooka.- Musisz przytyć. Mój Jimin to nie jakiś pies co to na te wychudzone patrzy. Normalny chłop jak i mój stary świętej pamięci.
- Staram się. Na początku przytyłem o tyle. - pokazał jeden palec - Ale potem schudłem tyle. - pokazał pięć palców. To był czas kiedy więził go Wang- I teraz przytyłem tyle.- Pokazał trzy palce.
-To na moje oko przytyj jeszcze tyle.- kobieta pokazała dziesięć palców, a Chim widząc minę młodszego parsknął śmiechem.
- A to tyle się da? - odłożył sztućce wyobrażając sobie jak będzie wyglądać.- Muszę do toalety. - wybiegł szybko zwracając po chwili do kibelka wszystko co przyjął.
*
-Pani Wang dla mnie Kookie jest idealny taki jaki jest. Nie chcę by do czegoś się zmuszał. Może powinien lekko przybrać na wadze ale nic na siłę. Byle by był zdrowy i jadł cokolwiek.
-Ty to jednak wpadłeś po uszy. Ale nie jest dla ciebie za młody? Ile on ma lat?
-Dziewiętnaście.- Jimin powiedział niechętnie.
-Taki młody! A jak cię zostawi?
-Jeśli nie będzie chciał już ze mną być to oczywiście zrozumiem jego wybór. To normalne.
-Dla niego zrezygnujesz z wojska co?
-Tak.
-Niech no on tylko coś wykombinuje. Miotłą go pogonię.
Jeon wrócił do pokoju po tym jak umył zęby. Dlaczego każdy myśli, że go zostawi bo jest młody? Już się wyszalał z chłopakami i chciał mieć kogoś komu nie zależy tylko na seksie.
- Nie zostawię go... - Szepnął cicho, stając za Jiminem - Nie jestem taki. Musi mi Pani uwierzyć.
-No ja myślę. Inaczej miotłą cię spiorę. Zobaczysz.- pogroziła mu palcem.
-Usiądziesz?- Park poklepał swoje uda i lekko pociągnął młodszego za dłoń.
Wahał się chwilę, a potem przesiadł na jego udach.
- Ale jak tylko coś poczujesz, nawet lekkie kłucie to od razu daj mi znać, dobrze? I daj mi piciu do buźki.
Żołnierz podsunął mu kartonik soku z rurką.
-Jesteście uroczy. Ja już będę szła, a wy tu sobie gołąbeczki odpoczywajcie. Pamiętajcie o rosołku. Dzisiaj gotowałam. - Wang wstała od stołu.- Sama trafię do drzwi. Odwiedzę was jeszcze któregoś dnia. Bądźcie grzeczni urwisy.- pani Wang uśmiechnięta opuściła ich dom.
- Dobrze! - krzyknął za kobieta i wtulił się w Jimina- Nie zostawię Cię, obiecuje.
-Wiem. Nie przejmuj się nią. To starsza pani i musi ponarzekać.
- No dobrze. Ale wiesz to na pewno? A mogę iść dzisiaj na rolki?
-Przecież nie umiesz jeździć. Krzywdę sobie zrobisz. Jak już będę normalnie chodził to cię nauczę. Dobrze?- na stół wskoczył kot zabierając kawałek kurczaka i uciekł w stronę salonu.- A na rowerze umiesz jeździć?
- ChimChim! No niegrzeczny jak ty. No nie zrobię sobie krzywdy, obiecuje.- wrócił do poprzedniej rozmowy. - A na rowerze umiem... trochę.
-To może poćwicz jazdę na rolkach o tam.- wskazał palcem na ogród.- Wtedy będę mógł popatrzeć. A alejka jest długa. Byłeś juz w ogóle w ogrodzie z tamtej strony?
- Byłem ale dawno. Miałeś jakąś teczkę pod kamieniem. - uśmiechnął się niewinnie.
-Teczkę pod kamieniem? Taką zieloną, którą zabrałeś do siebie do pokoju, a później odłożyłeś jak spałem? - zapytał jedząc kurczaka. Wtedy obaj szpiegowali się nawzajem.
- Yhym, dokładnie. To dotąd właśnie doszedłem.- wytarł go swoimi ustami, zlizując sos- To mogę tam pojeździć?
-Dalej jest jeszcze altanka i fontanna.- zaśmiał się cicho. - Możesz. A ja posiedzę sobie na huśtawce. - nabił na widelec kawałek mięsa i zaczął karmić młodszego.
- Już nie chce. Nie chce wyglądać jak świnka.- zamknął usta chowając je za dłońmi.
-Nie będziesz wyglądał jak świnka. Jeśli już to jak taki mały prosiaczek. Ale mój. I nawet jakbym musiał cię toczyć jak taką beczułkę to i tak będziesz idealny. Zawsze będziesz.
- Ugh... no dobra.- wziął do ust kawałek kurczaka, a potem zajął się masażem szyi starszego nawet nie zauważając, że ten co chwilę podsuwa mu kolejny.
Nim się spostrzegli całe jedzenie zniknęło z talerza.- Grzeczny chłopiec.- Chim pocałował jego policzek, a następnie obojczyk.
----------------------------
A oto kolejny rozdział dzisiejszego dnia.
Miłego wieczoru misiaczki❤🐰
Do końca tej części zostało nam jeszcze 13 rozdziałów 😉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro