Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozstanie

Jungkook ciężko znosił tamtą sytuację. Nie mógł się z nią pogodzić. Jak tylko widział Jimina od razu zaczynał się bać. Pierwszy raz widział go... po prostu mogącego zrobić mu krzywdę. Uważał go za kogoś kto nigdy nie pozwoli żeby spadł mu włos z głowy i najwidoczniej się mylił. Jimin nawet ani razu nie powiedział mu, że go kocha.

*

-Tak jest panie Generale. Można powiedzieć, że ze mną wszystko w porządku.  Nie. Już nie boli. - W salonie było słychać rozmowę żołnierza.- Z całym szacunkiem ale nie mogę. Nie zostawię go samego. Proszę zrozumieć, że...- mężczyzna zamilkł słuchając słów rozmówcy.

Jungkook przyciszył bajkę aby móc słuchać rozmowy swojego... kogoś.

-Wiem, że moja rezygnacja nie została jeszcze rozpatrzona przez rząd. Dobrze pan wie, że nie mogę. Ja wszystko rozumiem.- ponownie nastała cisza.-Nie może Pan! Złożyłem raport w tej sprawie! Napisałem, że był jedynie świadkiem. Miał nie być w to zamieszany.

Jeon wyszedł ze swojej kryjówki pierwszy raz od dwóch tygodni patrząc na Jimina.

-Nie...Ale...- żołnierz westchnął. Przez dłuższy czas milczał.- Dzień dobry Panie Prezydencie. Chciałbym wytłumaczyć... Jak to nie dostał Pan? Prawie miesiąc temu złożyłem rezygnację jak...? Rozumiem. - Park odłożył telefon i oparł głowę o jedną z wiszących szafek.

- Czy... emm... - Jeon podszedł bliżej lekko speszony patrząc na ziemię.- Wszystko dobrze?

-Nie. Nic nie jest dobrze.- odpowiedział spokojnym głosem. Nie wiedział co ma robić. Dostał rozkaz, a rzekomo jego rezygnacja zaginęła.

- Mogę jakoś pomóc? - Szepnął cicho podchodząc bliżej jednak zaraz się cofnął żeby znowu go nie wkurzyć.

-Nie. Po prostu...Moja rezygnacja nie dotarła na biurko prezydenta. - mężczyzna nawet się nie odwrócił.

- Ale nie wracasz tam prawda?

-Wieczorem mam się stawić na odprawie. O pierwszej mam samolot na Filipiny. - Chimowi ciężko było to powiedzieć. Pomimo kłótni i tego co prawie zrobił nadal zależało mu na chłopaku. Z jego strony nic się nie zmieniło.

- Ale nie wracaj tam... Przecież obiecałeś. Obiecałeś mi! - w oczach chłopca stanęły łzy.

-Przykro mi. Dopóki moja rezygnacja do nich nie dotrze nadal jestem ich własnością. Każde sprzeciwienie się rozkazom kończy się źle dla żołnierza.

- Ale... - Zacisnął piąstki aż poczuł jak skapuje z nich krew przez wbijane paznokcie. Bał się tego ale musiał zapytać- Twoje plecy?

-Nic im nie będzie.- starszy odwrócił się w końcu i mocno przytulił chłopca do swojej piersi. - Przepraszam. Tak cholernie bardzo cię przepraszam. Nie wiem co we mnie wtedy wstąpiło. Przysięgam, że nie zrobił bym tego. Nigdy. Nigdy bym cię nie uderzył.

Chłopiec zaczął się trząść jednak zaraz powoli się do niego przytulił wybuchając głośno płaczem.
- Tak bardzo się Ciebie boję... Obiecałeś, że mnie nie skrzywdzisz... Że nie będziesz taki jak on... - tulił go mocno chcąc poczuć bicie jego serca.- Ale jak Ciebie nie będzie będę się bał jeszcze bardziej. Nie jedź.

-Kookie, nie płacz skarbie. Nie będę. Przysięgam ci na wszystko. - stali tak przez jakiś czas. W końcu Jimin wziął chłopaka na ręce i zaniósł do salonu sadzając na swoich kolanach i przykrywając ich kocem. - Muszę jechać.

Nastolatek zamknął oczy zaciskając królicze ząbki żeby nie zacząć krzyczeć przez płacz.
- Ale wrócisz prawda? - Spojrzał się na niego czarnymi węgielkami- Obiecaj, że zawsze do mnie wrócisz.

-Zawsze. Nigdy się już mnie nie pozbędziesz. Nigdyyyy.- zaczął go łaskotać.

Czarnowłosy zaczął się śmiać kładąc na łóżku. Tak dawno się nie śmiał. Nawet jak oglądał jak ludzie się przewracają.
- Hahaha! Nie! Hahaha! Przestań!

-Nie.- nadal go łaskotał aż w końcu spadli z kanapy. Chim na podłogę, a Kook na niego.

- Ty zły człowieku! - szybko wstał i zaczął uciekać.

-Hej wracaj!- pobiegł za nim. Przebiegli przez cały ogród i z powrotem do domu. Ciągle krzyczeli i śmieli się. W końcu po dwudziestu minutach starszy dopadł chłopaka w sypialni zagradzając mu przejście i zamykając drzwi.- Już mi nie uciekniesz.- zaśmiał się złowieszczo po czym rzucił się na niego. Wylądowali na łóżku w swoich objęciach, a żołnierz nie miał zamiaru na razie tego przerywać.-Nareszcie jesteś tam gdzie zawsze powinieneś być.

- O której wylatujesz? - Jungkook pogłaskał go po policzku, a uśmiech zszedł z jego buźki.

-O pierwszej w nocy. Przywiozę ci palme okej? Nie wiem jak ją do samolotu wsadzę. Coś wymyślę. Za żołnierza ją przebiorę to się nie zorientują.

- Głupek.- Zaśmiał się i uderzył go w klatkę.- Na długo?

-Mam mówić prawdę czy kłamać?

- Prawdę. Pamiętasz?

-Pamiętam.- westchnął.- Nie wiem. Mam nadzieję, że jak najszybciej.

- Jak nie to spiorę dupsko prezydentowi tak jak sprałem panu masażyście.

-Kazał cię pozdrowić. Cieszył się, że już więcej nie przyszedłeś. - zaśmiał się.

- Mam nadzieję, że się nauczył i już ci nie sprawiał bólu bo mogę go pozdrowić osobiście.

-Nie wiem. Nie pamiętam. Myślałem o tobie za każdym razem.

- Ja o tobie też. I przytyłem tyle.- pokazał trzy palce - Bo cały czas jadłem.

-A ja schudłem tyle.- Jimin pokazał cztery palce.-Zamiast jeść tylko ćwiczyłem.

- Czuję i bardzo mi się to nie podoba.- Zmarszczył brwi - Obiecujesz tam dobrze jeść? Zrobię Ci kanapeczki i pokroję warzywka. I obiecujesz uważać na plecki?

-Obiecuje ale...Dlaczego ci się to nie podoba? - Chim odgarnął włosy z twarzy młodszego.

- Bo to niezdrowe tak dużo chudnąć w tak krótkim czasie.

-Pierwszy raz zdarzyło mi się, że nie miałem apetytu. Nie wiem co ty ze mną robisz.

- Idziemy coś zjeść.- złapał go za rękę i szybko zaprowadził na dół- Z czym chcesz kanapeczki na drogę?

-Obojętnie. Ważne, że ty je zrobisz.

- To zrobię takie zdrowe. - na początku zrobił mu owsiankę z owocami, a zaraz zabrał się za kanapki. W końcu był już wieczór.

-Kotku?- zapytał żołnierz kiedy przełknął płatki.

- Tak? - chłopak smarował już dziesiątą kromkę zaraz kładąc na nią różne warzywa.

-Masz na sobie moją bluzę z logo NATO?- dopiero teraz zauważył, że przecież te które ma chłopak nie sięgają mu do połowy ud.

- Ja? Nieeee... - Musiał w czymś chodzić żeby chociaż tak czuć się bezpiecznie.

-Już jej nie odzyskam. Prawda?- zaśmiał się mężczyzna.

- Jest przecież moja.- Jeon zaczął pakować kanapki w folię.

-Ale ty wiesz, że na naszywce jest moje nazwisko?

- Nieprawda, nie umiesz czytać.

-Kłamczuszek.- Jimin podszedł do niego i objął go wsuwając dłonie pod ciepły materiał.- Chyba, że chciałbyś mieć takie samo nazwisko Panie Jeon.

Chłopiec zagryzł wargę i odwrócił się w jego stronę. Nigdy nawet nie pomyślał, że starszy może myśleć o nim w tak poważny sposób.
- Porozmawiamy jak Pan do mnie szybko wróci Panie Park.

-Wrócę najszybciej jak się da.- ucałował malinowe usteczka.

- Za miesiąc masz już stać tu, w tym samym miejscu bez żadnych ran i w jednym kawałku. Inaczej nawet nie pomyślę o zmianie nazwiska. Rozumiemy się?

-Tak jest Generale!- Park zasalutował.- Muszę iść się pakować.

- Pomogę ci. Jeszcze czegoś zapomnisz.

-Nigdy nie zapomniałem. Poza tym jedyne co będę miał to bieliznę na zmianę i jedzenie.

- A jakieś bluzki? A krem do opalania? Pamiętaj to prać śmierdzielu.

-Hej za kogo ty mnie masz?!- starszy przewiesił go sobie przez ramię i dał klapsa. - Koszulki zawsze dostaje na miejscu tak samo jak resztę ubrań. Myślisz, że dlaczego ich tyle mam?

- Za śmierdziela cię mam! - Kook zaśmiał się i zaczął go łaskotać pod pachami.

-Nie mam tu łaskotek.- zaniósł go do siebie i wyciągnął wielką torbę wojskową. -W sumie zmieścił byś się w nią. - zaśmiał się sadzając młodszego na łóżku.

- To może mnie zabierzesz ze sobą? Ja tam im spiorę dupsko i już się wojna skończy zobaczysz.

-To nie wojna kochanie. Grupa Izraelczyków porwała kilku Generałów. Znajdę ich i wrócę.

- A nie mogą sami się uwolnić? - przytulił go od tyłu.

-No jakoś miesiąc im to zajmuje. Siedzą w buszu zamiast wrócić do stanów. Idioci prawda? - Żołnierz ułożył dłonie na tych młodszego.

- No naprawdę. Nie bądź idiotą okej?

-Przed chwilą pytałeś czy sami nie mogą wrócić.

- No tak. Przecież muszą być mądrzy to nie wiedzą jak?

-Czasami jesteś taki głupiutki kochanie. - nim się spostrzegli Jimin stał już w mundurze i odliczał minuty do wyjścia, a Jungkook przeskakiwał z nogi na nogę przytulając się do jego brzucha i płacząc już od godziny.

- Może ja powiem, że złamałeś nogę? Albo, że zjadły Cię komary?

-Chimchim mnie połknął bo go nie nakarmiłeś?- podsunął tamten ocierając mu łzy. - Nie płacz. Wrócę najszybciej jak się da.

Zamknął oczy i zaraz otworzył
- Wróciłeś już?

-Niestety jeszcze nie. Masz ładnie jeść i zajmować się kotem. I uważaj na siebie. Dobrze?- gładził blady policzek.

- Jak za miesiąc nie wrócisz to zacznę się głodzić.- myślał, że może dzięki temu przyjedzie szybciej.

-Skarbie... Nie możesz.- przyciągnął go do siebie przytulając.

- Bo ja się boję, że Ty już nie wrócisz.- objął go najmocniej jak tylko mógł.

-Wrócę. Pamiętasz? Zawsze wracam.

- Pamiętam... - wytarł gila w jego mundur.

-Jak zawsze uroczy. - zaśmiał się starszy. - A teraz proszę ładnie puścić i nie płakać.

- Nie puszczę. Jadę z Tobą na lotnisko.

-Nie będziesz się o tej godzinie plątał sam po mieście. Nie ma opcji. Poza tym to lotnisko wojskowe. Nawet nie zostaniesz tam wpuszczony.

- Ja nie zostanę? Spiorę im dupsko. Jezu zapomniałbym! - pobiegł szybko do kuchni i wrócił z trzema sokami aloesowymi.- Umiem chodzić po mieście w nocy.

-Wiem. Ale to nie znaczy, że się nie martwię. - sięgnął po torbę zakładając ją na ramię. -Pani Wang będzie tu przychodzić. Tak tylko uprzedzam. Ona ma radar.

Młodszy złapał go jeszcze za pasek u torby.
- Uważaj dobrze? Pamiętaj, że teraz masz do kogo wrócić.

Mężczyzna nie wytrzymał i uniósł chłopca po czym przyparł go do ściany i namiętnie wpił się w jego usta.

Jeon oddawał pocałunki czując jak między ich ustami powstaje coraz większa przerwa aż w końcu przestał czuć te pulchne wargi.

-Nie martw się. Wrócę.- Żołnierz zabrał torbę i wyszedł. Nigdy z nikim się nie żegnał przed wyjazdem. Teraz już wiedział jakie to ciężkie.

Kookie patrzył przez szybę siedząc na blacie i ocierając kolejne łzy kiedy mu machał.

-------------------------
Wybaczcie tak długą przerwę ale mam teraz dużo nauki.
Ubierajcie się ciepło i pijcie dużo herbatki.
Do następnego misiaczki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro