Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Poranna sielanka przed prawdziwym bólem

Rankiem Park obudził się pierwszy i prawie przez godzinę przyglądał się chłopakowi aż ten w końcu się obudził.
-Dzień dobry.

- Heloł mój książę z bajki. - uśmiechnął się sennie - Jak się dziś Pan czuje? Zaraz Pana nasmaruję i dam leki, dobrze? - mówił wyuczoną formułę dalej praktycznie śpiąc.

-Zamiast leków wolał bym pocałunek. - kaprysił Chim głaszcząc młodszego po brzuszku, który zaśmiał się i szybko się pociągnął dając mu kilkanaście buziaków.
-I jeszcze tu i tu i tu i tu.- żołnierz pokazywał palcem to na usta to na policzek oraz szyję.

Posłusznie całował kolejne miejsca aż minęło piętnaście minut, a jego usta spuchły.
- Chimmy? Mogę wieczorem się spotkać ze znajomymi po tym jak Cię odwiozę do domu?

-Oczywiście. Nie mam zamiaru cię w niczym ograniczać.- starszy uśmiechnął się.- Tylko uważaj na siebie. Dobrze?

- Obiecuje. - dał mu ostatniego buziaka- A teraz wstawaj, trzeba założyć pas, a ja biegnę po leki. - szybko wybiegł, oczywiście przewracające się na schodach - I'm okay!

-We are careful! Even at home!- Park ześlizgnął się z łóżka i sięgnął po pas zapinając go ciasno tak jak lekarz kazał.

Jeon wrócił szybko z lekami i maściami oraz wodą.
- Dobrze zapiąłeś? - podał mu leki i zaczął smarować siniaki.

-Dobrze.- obserwował jak drobne raczki przesuwają się po jego ciele. -Myślisz, że wystarczy sześć masarzy tak jak lekarz powiedział?

- Nie wiem myszko. Zależy jaka będzie ich siła, jak będziesz je znosił i... I czy nie będziesz mnie nosił, niedobry. - wytarmosił go za nos, brudnymi rękoma.

-Jezu jak ta maść śmierdzi! Zabierz to.- zmarszczył nos i zrobił zeza patrząc na maź.

Młodszy jedynie zaśmiał się i pobiegł umyć ręce- Chodź na śniadanie!

-Wredny dzieciak!- Jimin krzyknął idąc powoli do kuchni.

- Uważaj na schodach. Ja się wywaliłem.- powiedział tak, jakby nie przewracał się codziennie tysiące razy i zaczął robić jajecznicę.

Żołnierz w swoim tempie szedł na dół, a obok niego szedł kociak. A raczej zeskakiwał z każdego schodka w takim samym tempie jak jego Pan. Obaj weszli do kuchni dumnym i wolnym krokiem.- Jesteśmy.- stanęli przy stole patrząc na chłopca.

- Dobrze, to siadajcie.- nałożył porcję Parkowi razem z dwoma kromkami chleba, nalewajac aloesowego soczku i zaraz podał miseczkę kociakowi.
- Smacznego skarby.

Czarnowłosy oraz czarny kociak spojrzeli na niego.
-Smacznego.- starszy zabrał się za jedzenie, a futrzak miauczał i próbował wskoczyć na blat jednak był za mały.

- Tutaj nie można ChimChim.- chłopiec podniósł kotka i położył na samą górę jego domku.

--------------------
Matko już mnie tyłek boli od tego siedzenia 😒😒 Ale czego nie robi się z miłości?
Na dokładkę pani w kasie dała mi zły bilet i kontroler zmienia mi go juz od 20 minut. Żyć nie umierać...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro