Nie jestem
Jimin analizował wynik młodszego. Czasami zastanawiał się dlaczego ten chłopak wybrał takie, a nie inne życie.
-Gdybyś nie był dupą Wanga przyjął bym cię do oddziału szkoleniowego.- odpowiedział w końcu.
- Nie jestem dupą żadnego Wanga. Masz urojenia.- podniósł się siadając obok - Jak plecki? - Spytał z przejęciem. Naprawdę mógłby być aktorem.
-Jasne. - wstał i przeciągnął się by pokazać, że z nimi wszystko w porządku. Tak naprawdę nie było jeszcze dobrze ale nikt oprócz niego nie musi o tym wiedzieć.- Dobrze. Tak jak zawsze. Nie wiem po co ciągle o to pytasz. Masz coś na sumieniu?- zamknął laptopa zapisując przedtem wyniki testu Kooka.
- Na sumieniu? Nie wiem o czym mówisz. Chce żebyś się po prostu czuł dobrze, okej? Tak wiele wymagam? Od razu reagujesz złością. Chciałem być tylko miły, martwię się.
-Więc przestań o mnie, a zacznij o siebie. W kuchni masz naszykowane śniadanie.
- Nie chce jeść.- Chłopak przypomniał sobie o zakazie. Musi być szczuplutki bo taki się najbardziej podobał swojemu chłopakowi.
-Jak chcesz ale faceci nie są psami i na kości nie lecą. Nawet Azor.- nawiązał do tego jak młodszy wcześniej go nazywał. - Tylko weź pij coś chociaż co? Nie przepadam za szpitalami, a gotów byli by mi wmówić, że robię ci śmierć głodową. Albo jedz mrożone truskawki. Nie mają kalorii.- sam przeszedł do kuchni i zaczął jeść owsiankę z jabłkami i cynamonem.
Jungkook spuścił wzrok, patrząc na swoje palce.
- Nie mogę jeść, jestem za gruby.- wyciągnął dłoń w jego stronę- Widzisz jaka gruba?
-Wstań. - polecił mu Park nie mogąc słuchać tych bredni. Oczywiście tamten grzecznie wykonał polecenie nie wiedząc o co mu chodzi.
Starszy złapał go za dłoń i poprowadził do swojej sypialni po czym wskazał na ogromne lustro na drzwiach szafy.- Patrz.- zanim młodszy zdążył się zorientować stał już bez koszulki.
Żołnierz przesunął palcem po jego boku.- Bez problemu mogę policzyć każde twoje żebro. - powiedział po czym złapał jego drobną dłoń i przystawił do tej swojej.- Jesteś niczym szkielet w sali biologicznej. Tu masz wałek.- potrząsnął swoją ręką.-A tu patyk.- wskazał na tę jego.
Jungkook pokręcił głową, czując w oczach łzy. Prawdziwe łzy. Niejedzenie go wykańczało, ale jedzenie też.
- Jestem brzydki, nie patrz.- zasłonił się rękoma, przytulając sam siebie.
-Masz rację. Taki wygląd nie jest czymś zachęcającym.- okręcił go w swoją stronę i ubrał ponownie. - A wmawianie sobie, że jesteś gruby jest jeszcze gorsze.- otarł kciukiem jego łzy i uśmiechnął się lekko. -Jesteś królikiem tak?
- Jestem - pociągnął nosem i przytaknął pewnie, po czym mocno się w niego wtulił niczym małe dziecko.
-A ty wiesz, że króliki mają wielkie tyłki ale i tak są urocze nie?- nie zareagował na to co robił Kook.
- Też mam duży tyłek, patrz - położył jego dłoń na swojej pupie.
-Taki duży że moja dłoń zakrywa cały.- uszczypnął go po czym się odsunął.
- Au! Szczypać nie wolno- roztarł pośladek i uśmiechnął się lekko. Przez następne dni wyglądało to podobnie. Jimin śledził Jungkooka, który podawał informacje Wangowi. W domu jednak byli coraz bliżej siebie. Jungkook co noc gładził Parka, by ten nie miał strasznych snów, a ten w dzień mówił mu, że wygląda pięknie by się więcej nie głodził.
*
Tej nocy Jungkook po raz kolejny znalazł się w sypialni Parka. Jednak zamiast tak jak zawsze spać na podłodze spał w ramionach mężczyzny. Obaj śnili nieświadomi zagrożenia. Dopiero smród spalenizny przywołał w umyśle żołnierza nieprzyjemne obrazy przez co ten momentalnie się obudził. Płomienie prześlizgiwały się pod drzwiami pokoju.- Kook! Obudź się!- potrząsnął chłopakiem.
- Co... nie. Jeszcze, jeszcze chwilkę.- mruknął, wracając skulony do spania.
Mężczyzna nie tracąc ani chwili zgarnął prześcieradło i porządnie namoczył je wodą w łazience połączonej z pokojem. Po raz kolejny potrząsnął młodszym i owinął go w mokry materiał by nic mu się nie stało. Sam natomiast nie przejmował się tym by chronić własne ciało.
Po dłuższej chwili Jeon tworzył szeroko oczy, czując niemiły mokry dotyk.
- Chim? - zobaczył płomienie i zaczął panikować- Jimin! Pomocy!
-Ciii. Jestem.- żolnierz powiedział uspokajająco.- Zamknij oczka. Dobrze? I nie otwieraj dopóki ci nie pozwolę.
- B-boje się.- zamknął oczy tak jak kazał mu Park chowając się za prześcieradłem.
Starszy poprawił jeszcze nakrycie upewniając się, że szczelnie okrywa drobne ciałko po czym podszedł do drzwi i wyważył je kopnięciem. Płomienie smagały go niczym bicze po nagich przedramionach oraz stopach. Nie widząc nic kierował się z pamięci odliczając kroki do wyjścia. Niestety wtopiona klamka uniemożliwiała mu wydostanie ich z płonącego domu. Panika narastała w nim wraz z powrotem wspomnień przedostających się do jego umysłu jak zza mgły. Ostatkiem sił wydostał ich z pułapki ognia i czym prędzej ruszył do samochodu. Usadził młodszego na siedzeniu i odjechał z dala od pola rażenia płomieni po czym wrócił w piekielną otchłań zabierając resztki jakie pozostały z laptopa. Czym prędzej wybiegł z budynku chowając się za małym składzikiem znajdującym się na terenie domu zdążając przed eksplozją do której doszło z powodu składowanych butli z gazem.
- Jimin! - Krzyknął malec, widząc eksplozję. Sam nie wiedział czemu się tak przejął. Może dlatego, że tamten zrobił wszytsko by go wydostać? Pierwszy raz ktoś się o niego tak zatroszczył. - Chimmy!? - pobiegł zapłakany na działkę, szukając mężczyzny- Nie! Nie! Gdzie jesteś?
-Tutaj.- starszy wyczołgał się spod kawałka blachy i podszedł do niego.- Dlaczego płaczesz?- otarł łzę z odymionego policzka poparzoną dłonią.
- Jimin- powiedział zapowietrzając się i zaraz mocno go przytulił. - Tak bardzo się bałem, że Cię straciłem.- wybuchł jeszcze większym płaczem.
-Nie tak łatwo się mnie pozbyć.- zaśmiał się czarnowłosy krzywiąc przy tym. Obserwował za plecami chłopaka jak płonące, drewniane ściany zapadają się do wnętrza budynku.
- Gdzie my teraz będziemy mieszkać? - Spytał smutno chłopiec.
-Jak to gdzie? W domu?- złapał go za dłoń i ruszył do samochodu. Resztki z laptopa położył na tylnim siedzeniu, a zdziwionego chłopca usadził z przodu i zapiał mu pas po czym sam zasiadł za kierownicą.
- Zatrzymaj się przy aptece.- Kook spojrzał na poparzonego, krzywiącego się Jimina. Nie chciał, żeby coś mu się stało. Wang obiecał, że to nie będzie dla nich niebezpieczne.
-Coś ci się stało? Jesteś gdzieś ranny?- żołnierz rzadko kiedy przejmował się sobą. W tej chwili bardziej przejęty był stanem zdrowia młodszego. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że sam nie ma butów, a Jeon wręcz przeciwnie.
- Nie mi, tobie. Trzeba się zająć tymi oparzeniami- pogłaskał go ostrożnie po włosach.
-Jasne.- po kilku minutach zatrzymał się obok apteki tak jak tamten go prosił.
Chłopiec wyszedł szybko, nie przejmując się, że jest mokry i w piżamie. Kupił różne maści aloesowe i coś na ból oraz bandaże i zaraz wrócił do samochodu.
- Już możemy jechać.- powiedział dumnie zaciskając małe raczki na torbie z lekami.
Po trzydziestu minutach Jimin zatrzymał samochód przed dużą bramą po czym otworzył ją guziczkiem przy kluczach i wjechał na podjazd.- Tu nikt cię nie znajdzie.- wysiadł zabierając z samochodu telefon i portfel.- Chodź. Zmarźniesz.
Chłopak dygocząc szybko poszedł za Jiminem.
- To twój dom? - Spojrzał na dużą posesję, jednak teraz nie miał siły nad tym myśleć. - Zimno.
Mężczyzna wiedział, że dużo ryzykuje zabierając go tu. W końcu nie miał pewności, że ten nie poleci zaraz do Wanga. Jednak w tych murach byli bezpieczni. Po otworzeniu drzwi przepuścił młodszego.-Musisz wziąć ciepły prysznic. Zaraz naszykuję ci coś ciepłego do ubrania.- Czarnowłosy stąpał bosymi stopami po zimnych, czarnych kaflach wyłożonych na podłodze.
- Nie. Najpierw ty. Idź się połóż i daj mi się sobą zająć. Nie może się wdać zakażenie.
-To tylko lekkie oparzenia. Poza tym obaj musimy się umyć.- na policzkach młodszego przebiegała czysta ścieżka wydrążona przez łzy wśród pyłu i sadzy. - Wyglądasz jak syn kominiarza.- zaśmiał się mężczyzna.- Najpierw kąpiel, a później reszta. Okej?
- Ale nie mamy rzeczy - ustał przed łazienką jak taka sierotka, co chwilę pociągając nosem.
-Zaraz ci coś przyniosę.- Park ruszył długim korytarzem wprost do swojej sypialni. Pomieszczenie wyglądało jak na jakiejś wystawie. Jak gdyby nikt tam nigdy nie spał. Otworzył kolejne drzwi i zapalił światło w garderobie. Wybrał najmniejszy sweter jaki posiadał oraz za ciasne dla niego spodnie po czym przeszedł kawałek dalej wyjmując z szuflady nowe bokserki i parę ciepłych skarpet, a także koszulkę i spodenki by młodszy miał w czym spać. Wrócił do niego po chwili podając wszystkie rzeczy. - Ręczniki są na półce pod umywalką, a w szufladzie są nowe szczoteczki do zębów. - zastanawiał Się jeszcze przez chwilę czy o niczym nie zapomniał.
- Dziękuję- młodszy potuptał do środka i szybko odkręcił ciepła wodę, od razu się w niej zanurzając. Letnia woda wydawała się wrzątkiem przy jego zamarzniętym ciele jednak bardzo dobrze je ogrzała. Wyszedł z łazienki po dwudziestu minutach ubrany w za duże dla niego rzeczy starszego i ruszył na poszukiwanie go po wielkim domu.
W tym samym czasie mężczyzna okręcał biodra ręcznikiem, a drugim osuszając włosy. Zmęczony podparł się dłonią o umywalkę. Kiedy adrenalina opuściła jego ciało zaczął odczuwać pieczenie na poparzonych dłoniach, stopach oraz ramionach. Końcówki jego włosów były popalone przez co wyglądały jakby miał na nich siano.
- Chimmy? - Kook zobaczył światło, więc lekko uchylił drzwi, a widząc mężczyznę w takim stanie od razu tam pobiegł i go podtrzymał, chociaż jego malutkie ciało i tak by nic nie dało.
- Chodź, położysz się.- złapał go ostrożnie żeby nie dotknąć żadnego oparzenia i zaczął prowadzić do łóżka.
-Muszę się ubrać. - poprawił opadającą z ramion młodszego bluzkę. - Dobrze ci w czerwonym.- uśmiechnął się.
- To ja już ci coś przygotuje, usiądź spokojnie na tyłku i się nigdzie nie ruszaj. - Podszedł do szafy i wyjął jakąś luźną bluzkę oraz spodenki. Zaraz zauważył też pas na plecy i spojrzał na niego smutno, jednak go nie wyjął. I tak nie będzie go nosił na poparzeniach. Miał nadzieję że da radę parę dni bez niego. Podał mu rzeczy, jednak zaraz zabrał, postanawiając się nim zająć i sam go zaczął ubierać.
-Hej.- Park złapał go za dłoń.-To lekkie podbieczenie. Tak jak z kurczakiem. W środku nadal surowy.- zażartował.-Nic mi nie jest.
- Ale kurczak ma teraz chrupiącą skórkę i trzeba z nim delikatnie, żeby nie popękała.- kontynuował ubieranie - Okej gotowe. I co? Strasznie było? Teraz się kładź i pokaż gdzie masz oparzenia. - podniósł siatkę pełną medykamentow.
-Jak się położę to cala twoja praca pójdzie na marne. Wszystko wytrze się o pościel.
- Nie-e - pokazał specjalne opatrunki do oparzeń- Jak skończę przód zajmę się tyłem. Kładź się. Wszystko zabezpieczę.
-Niech będzie. - poddał się z westchnięciem. W końcu to nie Jeon miał się nim zajmować. Miało być całkiem na odwrót.
Jungkook zaczął smarować maścią z aloesem wszystkie poparzenia starszego, po czym zawijał je ostrożnie w opatrunki
- Odwróć się... Nie było ci ciężko jak mnie nosiłeś? - chciał się upewnić, że bardziej go nie uszkodził.
-Nie. Jesteś taki lekki, że ledwo czułem cokolwiek.- nie chciał się przyznać by nie martwić dzieciaka. Pod warunkiem, że nie była to udawana troska z jego strony.
- To dobrze - posmarował też rany z tyłu i pocałował jego placy. - Emmm... podobno tak się szybciej goi.- opuścił jego bluzkę.
-Jasne. Skoro tak mówisz to ci wierzę. - usiadł. Nie miał na razie ochoty leżeć.- A jak z tobą? Wszystko dobrze?
- Tak, w końcu byłem pod prześcieradłem. Śpij już, jest środek nocy, ja poszukam swojej sypialni.
-Drzwi obok.- wskazał odpowiedni kierunek.- Śpij dobrze.
- Tak, ty też.- poszedł tam od razu kładąc się na miękkiej pościeli i zamknął oczy, zmęczony. Jednak nie zasnął. Myślał o tym dlaczego Jackson naraził go na takie niebezpieczeństwo. Przecież go kochał prawda? Więc dlaczego podpalił dom kiedy i on w nim był?
To miał być niegroźny pożar...
-
-------------------
Jeden z dłuższych rozdziałów. Cieszcie się i radujcie gdyż........
*Werble*
Dzięki JJungkookie11 od dzisiaj zaczyna się pięciodniowy maraton rozdziałów 😉
Miłego wieczora misiaczki ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro