Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Koszmar


W całym domu rozległ się niewyobrażalny hałas tłuczonego szkła. Jimin po raz kolejny nieświadomy tego co mu się śni rozbijał szklane przedmioty niczym w amoku. Jednak w jego głowie każdy taki dźwięk brzmiał jak strzał z pistoletu bądź zdetonowana właśnie bomba. Słyszał płacz i krzyk gdzieś wokół niego. Chciał pomóc. Starał się jednak nie wiedział jak. Płomienie ogarniały wszystko wokół, a on się bał. Bał się przebudzić do prawdziwego życia. Podobnie jak każdego ranka obudził się nie pamiętając snu. Bałagan wokół już go nie dziwił.

Jungkook wyszedł z pokoju udając, że spał, przecierając oczy
- Au! - krzyknął, patrząc jak z jego stopy wypływa krew - Co tu się stało!?

-Nie twój interes. Uważaj pod nogi.- uniósł młodszego i posadził na fotelu.

- Nie dotykaj! - Warknął, zaraz patrząc na stopę i po chwili spojrzał na Jimina.

-Jasne.- odsunął się i zaczął sprzątać.

-Dlaczego to zrobiłeś?- zapytał drobny chłopak.

-Nie twoja sprawa.- fragmenty szkła były dosłownie wszędzie. Chim nawet nie wiedział skąd te wszystkie przedmioty wzięły się w jego sypialni.

- Może trzeba odkurzyć? - ustał i zaczął skakać do kuchni zostawiając za sobą ślady krwi.

-Może.- mężczyzna ruszył do łazienki po odkurzacz zabierając przy okazji apteczkę.- Aport Burek!- rzucił pudełkiem trafiając idealnie tuż przed chłopakiem.

Młodszy wziął ją w ręce i spojrzał na niego zły.
- Mam na imię Jungkook!- krzyknął i ruszył do swojego pokoju.

-Ładnie.- Park mruknął pod nosem po czym poszedł sprzątnąć bałagan jaki narobił. Po godzinie postanowił zapukać do pokoju młodszego.- W porządku? - uchylił lekko drzwi jednak nie zajrzał do środka.

-W porządku - siedział pod ścianą z zabandażowaną nogą i patrzył się na zdjęcie w komórce, na którym był z Jacksonem. Jeon tęsknił za swoim chłopakiem i chciał by to wszystko się już skończyło.

-Jesteś głodny?- Jimin postanowił zrobić dzisiaj dla niego jedną miłą rzecz ponieważ był przekonany, że obudził Jungkooka.

Ten nie odpowiadał przez chwilę, ale zaraz poczuł jak mu burczy w brzuchu.
- Nie wiem... może trochę.- w głowie miał jednak myśl, że jest za gruby.

-W takim razie na co masz ochotę?- żołnierz oparł się o ścianę tuż obok uchylonych drzwi mając idealny widok na to co robi ten dzieciak. I już wiedział co dalej powinien sam zrobić.

- Może... może na musli? - Spojrzał na niego przez szparę lecz już nie pełnym nienawiści wzrokiem tylko pełnym  tęsknoty.

-Musli...Da się zrobić. Ciepłe czy zimne mleko?- Kiedy Jimin nie myślał o tym, że ma zadanie do wykonania i jest w pracy jego głos stawał się całkiem przyjemny. Na ciele drugiej osoby nie powstawała gęsia skórka, a arogancja i chłód skrywał się za lekkim i bardzo męskim głosem.

- Letnie... poproszę- chłopak uśmiechnął się lekko, nie widząc na razie w nim zagrożenia.

Czarnowłosy mężczyzna odszedł cicho w stronę kuchni. Kiedy przygotował dla siebie typowe wojskowe śniadanie składające się z dwóch bułek, jajka oraz wiejskiego serka zabrał się za obiecane musli. Po kilku minutach ponownie znalazł się pod drzwiami młodszego.- Chodź na śniadanie.

Jungkook wstał lekko kuśtykając w jego stronę, ale nie z bólu. Bardziej miał to w umyśle, że bał się stanąć. Usiadł przy stole i wziął łyżkę, zaczynając powoli jeść.

-Smacznego?- jako że Chim był dowódcą nie jadał często śniadań w towarzystwie innych osób. Przeważnie odbywał je w trakcie jazdy z obozu do miejsca patrolu.

- Nawzajem -Kook zjadł parę łyżek płatków i odstawił, nie mogąc już- Co dziś robimy?

-Jedziemy po pieniądze. I jakieś ubrania dla ciebie.- spojrzał na młodszego zauważając ta samą koszulkę, która wczoraj wystawała mu spod bluzy.

- Nie mam ubrań. Kupić?

-Kupić. Przecież nie ukraść. - mężczyzna szybko zjadł swój posiłek.- Powiedz mi...Masz jakieś ulubione sklepy?

- Supreme i Puma. A ty?

-Timberland, Vans i Levi's. Skąd pytanie?- posprzątał ze stołu i oparł się o blat. Żołnierz nie potrafił długo siedzieć bezczynnie w jednym miejscu.

- Po prostu. Ty też się spytałeś. Muszę mieć tyle samo informacji co ty.- wyjaśnił młodszy.

-Jasne. Idź pod prysznic i wychodzimy. Jeśli cię to nie obrzydza dam ci swoją koszulkę. Na tej masz plamę. - wskazał na skrawek ubrania.

- Musiałem się ubrudze  krwią. To... dasz mi teraz? Nie będę chodził przy tobie goły.

-Jaki masz rozmiar.- przyjrzał mu się dokładnie.

- XS - sprostował młodszy.

-Jasne. Przyda się podczas zakupów.- Park poszedł do swojego pokoju jednak najmniejsza koszulka jaką znalazł to zaniżona L. Stwierdził, że taka może być. Pominął fakt, że na ramieniu miała mały znaczek armii szkoleniowej, w której był całe dwa dni gdyż został przeniesiony do oddziału specjalnego, a stamtąd dalej i wyżej. Aż w końcu był tam gdzie był. - Trzymaj.- podał mu ubranie samemu mając na sobie obcisłe jeansy i bordową bluzkę.

- To... jak w sukience, no nic... eh, dzięki.- Jungkook poszedł się umyć i stwierdził ze bandaż już mu się nie przyda, po czym ubrał na siebie bluzkę, która wciągnął w spodnie i wyszedł - Już.- podszedł do starszego.

Mężczyzna otaksował go wzrokiem od góry do dołu po czym zabrał klucze, portfel oraz telefon i wskazał drzwi.- Idziemy.

- Nie tak szybko, mam skaleczoną stopę, jakbyś nie pamiętał i to przez Ciebie.- obrażony poszedł do samochodu siadając z przodu.

-Nikt nie kazał wchodzić ci do mojego pokoju.- Chim odpalił silnik by już po chwili zostawić osiedle daleko w tyle.

- Sprawdzałem co się działo! Uuuu...- wyjął broń z kuferka- Glock?

-Glock 20C kaliber 10 milimetrów.- sprostował czarnowłosy.- Znasz się na broni?

- Nie - skłamał, sprawdzając karabinek. Przeładował go, widząc że jest naładowany i przyłożył do głowy Jimina- Bum!- Zaśmiał się i wyjął magazynek.

-Odłóż bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę.

- Po prostu się boisz, że zrobię ją tobie. - schował sobie broń do plecaka. Zastanawiał się jak mógłby wykorzystać ją przeciwko starszemu.

-W takim razie nie powiedzieli ci, że moim zadaniem jest chronić cię własną piersią? Gdybyś mnie zastrzelił powiedzieli by, że oddałem za ciebie życie i stał bym się bohaterem narodowym. Niewielka strata. - jak dotąd instynkt go nie zawodził, a ciekawski dzieciak postępował tak jak Park przewidywał.

- A nie chcesz nim zostać? Nie obchodzi mnie co inni o tobie będą myśleć.- położył plecak na chudych nóżkach i patrzył przez okno.

-Jakoś mi to obojętne.- w gruncie rzeczy był trzydziestocztero letnim mężczyzną bez żony i dzieci. Z drugiej jednak strony odwlekał wojskową emeryturę jak tylko mógł.

- Nie chcesz żyć? A... rozumiem. Nikt Cię nie kocha, ty też nikogo nie kochasz. Bo kto by pokochał, albo chociaż polubił takiego idiotę jak ty.- młodszy parsknął.

-Moją miłością jest ojczyzna. Żołnierzowi nie wolno mieć rodziny. Zwłaszcza takiemu jak ja. Człowiek dla ukochanej osoby jest w stanie zrobić wszystko. Zwłaszcza kiedy ta jest krzywdzona tylko i wyłącznie przez zawód jaki się wykonuje. Nie chciałbym by ktoś mi bliski cierpiał z tego powodu. - zaletą Parka było nie posiadanie rodziny. Taki żołnierz skupiał się na zadaniu o wiele lepiej.

- A jakbyś kogoś pokochał, to zrezygnował byś z pracy?

-Gdyby nie była to jednostronna miłość to było by to jedyne wyjście. Nie uważasz?- Jimin nie rozumiał do czego zmierza chłopak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro